Plymouth, 1941 rok. Wokół wyją syreny i rodzina Shawbrooków chowa się w zatłoczonym zbiorowym schronie. Bomby zaczynają już spadać z nocnego nieba, gdy Shawbrookowie uświadamiają sobie, że w pośpiechu zapomnieli o swoim synku, Freddiem, który został w łóżeczku. Matka chłopca, Vera, wybiega ze schronu, aby go odnaleźć.
Następnego ranka sierżant Colin Peterson słyszy płacz dziecka dochodzący ze zrujnowanego domu. Z narażeniem życia wynosi stamtąd kilkumiesięcznego chłopca. W mieście pełnym rannych i pozbawionych dachu nad głową ten maluch nie otrzymałby należytej opieki, więc Colin zabiera go do siebie. Niespełna rok wcześniej Colin i jego żona Maggie stracili dziecko zaraz po porodzie. Kiedy kobieta bierze teraz w ramiona cudem uratowanego chłopca, dostrzega w nim swojego syna. Od tej pory zaczyna go traktować jak własnego i nikt jej nie przekona, że jest inaczej.
,,Skradzione dziecko" Diney Costeloe to wciągająca powieść oparta na prawdziwej poruszającej historii, pokazująca, jak silna może być matczyna miłość.
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2022-08-24
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 336
Tytuł oryginału: The Stolen Baby
"Skradzione dziecko" to oparta na faktach powieść o sile matczynej miłości.
Rok 1941 Wielka Brytania
Playmounth każdego dnia jest bombardowane. Podczas nalotów Nancy wraz z dziećmi chowa się w zbiorowym schronie. Jej mąż pełni słuzbe w straży miejskiej, a córka Vera jest kelnerką. Kiedy ta dociera do schronu okazuje się, że w domu zostało najmłodsze dziecko Freddie. Dziewczyna decyduje się wrócić po chłopca.
Następnego dnia sierżant Peterson znajduje w jednym ze zniszczonych doków niemowlę i postanawia zabrać je do domu.
Jego żona, która straciła dziecko od razu obdaża go miłością i widzi w nim swojego syna. Niestety wojna zbiera krwawe żniwo i teraz Maggie będzie musiała stawić temu czoło.
Kim dla Very jest Freddie?
Czy Meggie pokona przeciwności jakie szykuje jej los?
"Skradzione dziecko" to historia dwóch obcych sobie rodzin, które łączy, a jednocześnie rozdziela miłość rodzicielska.
Autorka napisała piękną historię o sile matczynej miłości, determinacji i ogromnej odwadze osadzonej w realiach drugiej wojny światowej.
Książka jest przyjemna w odbiorze, prosty styl oraz lekkość pióra to niewątpliwie jej plusy.
Autorka nie serwuje nam całego okrucieństwa wojny, ale skupia się na konkretnej rodzinie i to ich losy są głównym tematem książki.
Byłam bardzo ciekawa jak zakończy się cała historia, kibicowałam bohaterom i przeżywałam ich ból, stratę, niepewność każdego dnia.
To była bardzo dobra lektura i miło spędzony czas.
Z całego serca polecam.
O tym, że „Skradzione dziecko” jest powieścią opartą na faktach dowiedziałam się już po przeczytaniu książki. I aż nie mogłam uwierzyć. Bo to jedna z najbardziej poruszających historii, jakie miałam okazję w swoim życiu czytać. Naprawdę ciężko jest uwierzyć, że mogła wydarzyć się naprawdę. Już sam fakt, że wydarzenia rozgrywają się podczas II wojny światowej pozwala sądzić, że lektura nie będzie łatwa. Ale coś takiego na dokładkę, to już prawdziwy emocjonalny huragan. Wylałam morze łez, czytając tę powieść. Od początku dzieje się tu bardzo dużo. Losy dwóch rodzin, które powiązało ze sobą niemowlę zaczynamy poznawać od utraty przez Maggie i Colina Petersonów ich własnego syna Rogera. Kobieta się załamuje i nie potrafi odzyskać chęci do życia. Zaraz potem przenosimy się do domu rodziny Shawbrooków i obserwujemy ich ucieczkę do teoretycznie bezpiecznego schronu. Po czym wydarza się kolejna tragedia. I to na niespełna kilkudziesięciu stronach. Nie wiadomo, co stało się z Verą, która wybiegła ze schronu w trakcie bombardowania, aby zabrać z mieszkania swoje maleńkie dziecko. Wiemy, że tam nie dotarła, bo następnego ranka Colin ratuje właśnie to niemowlę z walącego się budynku. Splot okoliczności prowadzi do tego, że dziecko zostaje z Maggie, która traktuje go jak własnego syna, nawet wtedy, kiedy wie, że ktoś go szuka. Im bardziej Freddie jest poszukiwany, tym większą motywację ma Maggie, żeby się ukryć. I trzeba przyznać, że jest dość kreatywna w szukaniu pomysłów na to, gdzie może się z dzieckiem podziać i jak zmylić tropy. Ma też świetną intuicję, co ratuje ją od wpadki kilka razy. Od samego początku czytelnik trzyma kciuki za Verę, matkę Freddiego i resztę jej rodziny, aby odnaleźli dziecko. A nie jest to łatwe, bo po pierwsze trwa wojna, po drugie możliwości organów ścigania są mniejsze niż obecnie. Z drugiej strony jednak można mieć wątpliwości, przynajmniej na początku. Bo przecież Shawbrookowie zostawili malucha samego w trakcie bombardowania i gdyby nie Colin malec nie miałby szans na przeżycie. Przetrzymywanie dziecka tak właśnie tłumaczy sobie Maggie, nawet kiedy już wie, że rodzina nie porzuciła malca celowo.
Książka bardzo wciąga, a akcja jest szybka. W tle toczy się wojna, na pierwszym planie pozostają losy obu rodzin i oczywiście poszukiwanie skradzionego dziecka. Autorka skupia się w powieści na sile matczynej miłości i ukazuje ją na przykładzie dwóch kobiet – prawdziwej matki chłopca i tej, która się nią stała przez przywłaszczenie. Bardzo dobrze pokazuje, jak wiele jest w stanie znieść matka, aby ochronić dziecko, które kocha nad życie. Jak wiele potrafi poświęcić i do czego jest w stanie się posunąć. Bardzo szybko się tę książkę czyta, nie można się oderwać. Styl autorki jest przystępny, język łatwy, zrozumiały dla każdego. Zakończenie satysfakcjonuje, chociaż, jeśli się wie, że ta historia wydarzyła się naprawdę, chciałoby się znać jej ciąg dalszy. Szczególnie, jeśli chodzi o to, co stało się z Maggie. „Skradzione dziecko” zaliczyłabym do powieści obyczajowych z elementami romansu i wojną w tle. To historia pełna emocji, tych bolesnych, rozdzierających serce na milion kawałków, ale też tych bardziej pozytywnych: radości, nadziei i miłości. Dużo w tej powieści śmierci, szczególnie na początku. Jednak, gdyby nie ona, powieść straciłaby na wiarygodności. Bo przecież trwała wtedy wojna i straty w ludziach były czymś nieuniknionym. Jeśli chodzi o bohaterów, są skrojeni przyzwoicie, na tyle, aby po zakończeniu lektury poczuć ich brak. Z łatwością wchodzi się w ich skórę i odczuwa wszystko razem z nimi. Szczególnie ciekawa jest kreacja Maggie, która jest jak kameleon i potrafi skutecznie wtopić się w tło, nawet mając przy sobie tak charakterystyczne dziecko jak Freddie.
„Skradzione dziecko” skradło moje serce na tyle, że mam ochotę sięgnąć po wcześniej wydane w Polsce powieści autorki. Mam nadzieję, że skradnie również Wasze. Polecam!
"Skradzione dziecko" to historia oparta na faktach. Wielka Brytania rok 1941. Nancy Shawbrook ucieka z dziećmi do zbiorowego schronu gdy na ich miasto Plymouth spadają bomby i wyją syreny alarmowe. Jej mąż David pełni nocną służbę w straży miejskiej, a córka Vera pracuje jako kelnerka w pobliskim pubie. Gdy Vera dociera do schronu okazuje się, że w domu został maleńki Freddie. Nie zważając na niebezpieczeństwo postanawia wrócić po chłopca. Następnego dnia policjant Colin Peterson znajduje w zrujnowanym domu niemowlaka i zabiera go do domu do swojej żony Maggie, która jest zrozpaczona po stracie swojego synka. Kiedy Maggie bierze w ramiona chłopca zaczyna go traktować jak własnego synka.
Jak potoczą się losy bohaterów? Czy Freddy'ego odnajdą bliscy? Czy prawda wyjdzie na wierzch?
Odpowiedzi szukajcie w tej książce.
"Skradzione dziecko" to historia o losach dwóch rodzin, które połączyła wojna. Poznajemy losy rodziny Shawbbrook, która robi dosłownie wszystko, by odnaleźć małego Freddy'ego. II wojna to czas okrucieństw. W mieście Plymouth trwa bombardowanie i w jednej rodzinie rozgrywa się prawdziwy koszmar i dramat. Otóż zaginął mały chłopiec. Zrządzeniem losu trafił w ręce osób, które nie chcą go oddać prawdziwej rodzinie.
To bardzo wzruszająca i poruszająca historia pokazująca siłę matczynej miłości oraz ukazująca straszne oblicze wojny. Ja nie mogłam oderwać się od tej książki ani przez chwilę. Dla takiej książki warto zarwać noc!
Jeśli lubicie książki oparte na faktach i literaturę z wojną w tle to ta książka chwyci Was za serce i długo o niej nie zapomnicie.
Rewelacja!
Gorąco polecam!
Plymouth, 1941 rok. Wokół wyją syreny i rodzina Shawbrooków chowa się w zatłoczonym zbiorowym schronie. Bomby zaczynają już spadać z nocnego nieba, gdy Shawbrookowie uświadamiają sobie, że w pośpiechu zapomnieli o swoim synku, Freddiem, który został w łóżeczku. Matka chłopca, Vera, wybiega ze schronu, aby go odnaleźć.
Następnego ranka sierżant Colin Peterson słyszy płacz dziecka dochodzący ze zrujnowanego domu. Z narażeniem życia wynosi stamtąd kilkumiesięcznego chłopca. W mieście pełnym rannych i pozbawionych dachu nad głową ten maluch nie otrzymałby należytej opieki, więc Colin zabiera go do siebie. Niespełna rok wcześniej Colin i jego żona Maggie stracili dziecko zaraz po porodzie. Kiedy kobieta bierze teraz w ramiona cudem uratowanego chłopca, dostrzega w nim swojego syna. Od tej pory zaczyna go traktować jak własnego i nikt jej nie przekona, że jest inaczej.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, po książkę zdecydowałam się sięgnąć, ponieważ zaintrygował mnie opis powieści i skusiła piękna klimatyczna okładka, a dodatkowo uwielbiam jak autorzy poruszają w swoich książkach tematykę wojenną, a tutaj historia zaprezentowana na kartach "Skradzionego dziecka" jest oparta na faktach. Styl autorki jest bardzo lekki i przyjemny, mimo poruszanej trudnej tematyki, tj. wojna, utrata dziecka. Fabuła książki została w bardzo ciekawy sposób nakreślona i równie dobrze poprowadzona, ja od pierwszych stron zostałam wciągnięta do świata bohaterów i nie mogłam się oderwać dopóki nie dowiedziałam się
jak potoczyły się losy małego Freddiego oraz rodzin Shawbrook i Peterson. Historia tą obserwujemy z perspektywy tych dwóch rodzin, co pozwoliło mi dowiedzieć się z czym się mierzą, jakie emocje nimi targają, jak wyglądało ich życie codzienne w tym trudnym czasie oraz lepiej zrozumieć ich postępowanie oraz decyzję, z którymi co prawda nie zawsze się zgadzałam, ale potrafiłam je zaakceptować, a tych bohaterów naprawdę nie powinno się oceniać. Obie rodziny połączył mały chłopczyk - Freddie, którego postać ogromnie poruszyła moje serce. Autorka w swojej powieści skupia się w głównej mierze na macierzyństwie, stracie, ukazuje siłę matczynej miłości oraz dylematy z tym związane, a wojna jest w zasadzie tylko tłem dla tej historii. Ciekawym i tak bardzo potrzebnym tutaj wątkiem był również ten romantyczny pomiędzy Mu a Patrikiem, ogromnie mi się podobało jak została przedstawione rodzące się pomiędzy nimi uczucie. "Skradzione dziecko" to poruszająca i wartościowa powieść, która wywołuje naprawdę ogrom emocji i skłania do głębszych przemyśleń. Z chęcią sięgnę po kolejne powieści autorki, bo naprawdę zasługują one na uznanie. Polecam! Moja ocena 8/10.
Książek o tematyce wojennej napisano już bardzo wiele. Choć nie jestem wielbicielką takiej literatury, ta książka mnie przyciągnęła, być może dlatego, że wojna stanowi jedynie tło opowieści.
Dwie rodziny żyjace w Plymouth w czasie drugiej wojny światowej. Co je łączy?
Wielodzietna rodzina Showbrooków ma opracowany plan na wypadek nalotów, w którym każdy członek rodziny ma zadanie do wykonania. Niestety z powodu pośpiechu i paniki spowodowanej niebezpieczeństwem, plan nie zadziałał i malutki Freddie został sam w domu. Jego matka Vera wybiega ze schronu by zabrać synka. Rodzina Petersonów przeniosła się do Plymouth z Londynu po tym, gdy po przedwczesnym porodzie zmarł ich synek Roger. Maggie popada w depresję i nie potrafi się z tym pogodzić. Następnego dnia po nalotach, Colin, mąż Maggie, znajduje w zrujnowanym domu płaczące niemowlę. Biorąc pod uwagę zamieszanie jakie panuje w mieście uznaje, że na razie dziecko będzie bezpieczniejsze i lepiej zaopiekowanie u niego w domu, a nie w sierocińcu. Nie bierze jednak pod uwagę, że Maggie, będąca w depresji po śmierci synka uzna dziecko za swoje i nie będzie chciała go oddać.
Główny wątek obejmuje walkę dwóch kochających matek o dziecko. Vera po traumatycznych przeżyciach po nalocie chce odzyskać swojego syna, a Maggie, która czuje że dziecko odzyskała, zrobi wszystko by je zatrzymać. Tragiczne wydarzenia wojenne mają wpływ na losy obu rodzin, a chwile smutne przeplatane są momentami szczęścia.
Książka oparta jest na prawdziwej historii i na pewno Was zachwyci.
Wyobraź sobie, że podczas Twojego krótkiego życia rozpoczyna się, lub trwa już — WOJNA. Nieprzyjemna wizja, prawda?
Ciągły strach, obawa co przyniesie jutro. Rozwalające się budynki, spadające bomby, strzelanina w tle.
Nagle syreny — szybko! Do schronu!
Biegniesz potykając się o własne buty, lub na boso. Z tym, co masz pod ręką albo z niczym. Z najbliższymi lub modląc się by i oni zdążyli. Lub sam, bo nie został Ci już nikt.
Koszmarna wizja, która była rzeczywistością.
„Skradzione dziecko” osadzone jest właśnie w takiej rzeczywistości. Gdy nad Plymouth rozlega się odgłos syren, rodzina Shawbrook z opracowanym wcześniej planem ewakuacji zmierza w stronę schronu. Wszystko wydaje się dopięte na ostatni guzik. Każdy ma swoją rolę w tej akcji. Gdy dostają się pod bezpieczny dach okazuje się jednak, że jedna z córek nie biegła razem z nimi. Nie zdążyła wrócić z pracy i przybiega z innego miejsca niż ich rodzinny dom. Ta sama córka, która miała zapewnić bezpieczeństwo dla malutkiego dziecka, które teraz zostało samo w swoim pokoiku w opuszczonym budynku, które prawdopodobnie zostanie zbombardowane. Vera postanawia wrócić po dziecko i wybiega ze schronu. W tle spadają bomby.
Jak skończy się ta historia? Nie będę wam spoilerować. Nie jest to łatwa lektura i na pewno będziecie narażeni na różnego rodzaju emocje.
„Skradzione dziecko” to historia miłości dwóch matek, z których każda straciła dziecko i każda próbuje je odzyskać. Diney Costeloe pokazuje nam to, czego mam nadzieję, że nigdy nie doświadczymy na własnej skórze. Brud i samotność wojny. Pył i śmierć dookoła. Miłość i rozłąkę wpisaną w każdą rodzinę… Poczucie, że nie wiesz, czy nie widzisz kogoś po raz ostatni.
Gdybyśmy odrzucili wizję wojny, która trwa dookoła, dostaniemy świetny kryminał, podczas którego matka, próbuje odebrać dziecko drugiej matce. Pytanie tylko… która — której?
Jak zachowalibyśmy się na miejscu jednej i drugiej? Czy znalezione dziecko stałoby się remedium na boleść po stracie tego upragnionego, które zmarło tuż po porodzie? Do czego posunie się człowiek, by uszczęśliwić samego siebie? Czy odbierze chłopcu biologiczną matkę tylko po to, by stworzyć mu dom z sobą w roli głównej? Gdzie kończy się miłość a rozpoczyna egoistyczna pobudka? Czy miłość bywa egoistką? A może to właśnie jeden z jej aspektów? Książka porusza i sprawia, że uważny czytelnik będzie zastanawiał się nad tym i nad wieloma innymi sprawami. Otrzymacie tutaj kilka różne emocje, ale z pewnością się nie zawiedziecie.
Świetna książka, przepiękna okładka i bardzo dobre tłumaczenie: Anna Sauvignon!
Pasjonistka
Ostatnio mam szczęście do pięknych historii osadzonych w czasach II wojny światowej. Historii, które dają nadzieję, bo pomimo zła i okrucieństwa wojny jest w nich miejsce na miłość. Tym razem oprócz miłości romantycznej główną rolę odgrywa miłość zrozpaczonej młodej matki do zaginionego dziecka. Vera jak tylko dowiedziała się, że jej synek przeżył, nie spocznie dopóki go nie znajdzie. Pomaga jej w tym ojciec, siostra o także lokalna policja.
Książka porywa od pierwszych stron. Zrujnowane miasto, śmierć panująca dookoła, strach i bieda. Ale też i nadzieja. Ludzie na przekór tych strasznych czasów chcą również być szczęśliwi. Bawią się, tańczą, zakochują i biorą ślub. Mamy też dwie kobiety, kochające jedno dziecko. Maggie niedawno straciła swoje dziecko, dlatego znaleziony chłopczyk w walącym się domu jest dla niej jak prezent z nieba. W tym dokładnie wieku byłby jej syn, gdyby żył. Wszystkie swoje uczucia przelewa na chłopczyka i nie w głowie jej oddać syna zrozpaczonej matce. Vera jednak zrobi wszystko, żeby jej synek wrócił do domu i nie cofnie się przed niczym. Jak skończy się ta historia? Czy matka w wojennej zawierusze odnajdzie swój największy skarb. Przekonajcie się sami czytając książkę, którą polecam:)
"Ciszę nocnego nieba rozpruł donośny ryk. Kolejny nalot. [...] Ponaglane przez matkę dzieci po omacku wypełzły z łóżek i posłusznie podążyły za nią w dół nieoświetlonej ulicy. Na skrzyżowaniu utworzył się już zator okolicznych mieszkańców, a kolejni nadciągali zewsząd całymi rodzinami."
Podczas wojny nietrudno było rozdzielić rodzinę. Przez spadające bomby, łapanki, zabójstwo, czy zgubienie w tłumie uciekających ludzi. A co, gdy w pośpiechu przed schowaniem się w schronie zapomni się o tym jednym, najmłodszym członku rodziny, który niezdolny jest, by zadbać o siebie przez swój wiek?
Przytoczone zdarzenie dotknęło rodzinę Shawbrook. Może nam się wydawać to irracjonalne, i tak właśnie czułam podczas czytania, ale miało ono miejsce. Książka oparta jest na faktach, więc ciekawa jestem, ile jest w książce faktów, a ile fikcji.
Rodzina Shawbrook zgubiła dziecko. Poprzez niedopatrzenie mały Freddie został sam w zrujnowanym po bombardowaniu domu. Sierżant Colin Peterson odnajduje dziecko. Zabiera Freddiego do domu, w którym czeka na niego żona. Kobieta, która straciła dziecko, pogrążona w żałobie, postanawia zostawić dziewięciomiesięcznego chłopczyka pod swoją opieką. Traktuje go jak swojego syna. Natomiast Vera i jej rodzina robią wszystko, by odnaleźć chłopca.
Historię "Skradzionego dziecka" poznajemy z perspektywy dwóch rodzin - Shawbrook i Peterson. Jesteśmy świadkami dramatu, wielu emocji i zachowań, które są tak bardzo realne, bliskie człowiekowi, że nietrudno utożsamić się z bohaterami. Utrata dziecka, po której rozlewa się żal i cierpienie. Popycha bohaterkę do zatrzymania przy sobie znalezionego dziecka i chwilowego szczęścia, choć wypełnionego strachem. Nadzieja na odnalezienie dziecka i ciągłe poszukiwania, które świadczą o silnej, bezwarunkowej matczynej miłości. Druga bohaterka także cierpi ze względu na utratę dziecka w czasie bombardowania, ale tli się w niej nadzieja, że odnajdzie je żywe.
Autorka zwraca uwagę nie tylko na tytułowe "Skradzione dziecko". W międzyczasie miasta Wielkiej Brytanii są ponownie bombardowane, a ludzie tracą kolejnych krewnych. Chowają się do miejskich schronów, czy tych w piwnicach, z nadzieją na przeżycie. Są również wątki romantyczne, bardzo subtelne, które nie są na tyle wyraźne, by przyćmić istotną kwestię dla fabuły.
Diney Costeloe ma przyjemne pióro, mimo trudnego tematu jakim są czasy II wojny światowej i dramatu rozgrywającego się u dwóch rodzin, o których mowa w książce. Od początku jest się zaintrygowanym, jak historia się rozwinie i jak rozstrzygnie się sprawa dwóch matek. Współczujemy bohaterom, żyjemy wraz z nimi nadzieją na szczęśliwy finał.
"Skradzione dziecko" to pełna emocji powieść, która pozostawi po sobie ślad w sercu.
Skradzione dziecko to książka, która złamała moje serce. Literatura zamknięta w realiach drugiej wojny światowej nie należy do najłatwiejszych. Odwzorowanie realiów, strach o każdy dzień, fakty historyczne to prawdziwe wyzwanie dla pisarza. Jednak jest jeden najważniejszy czynnik, który decyduje o tym, jak przyjmie się opowieść. Emocje! Na jakie emocje powinniście przygotować się w Skradzionym dziecku?
„Jak długo jeszcze? – zastanawiał się Colin, śpiesząc na posterunek pośród masowej zagłady. – Ile wytrzymamy?”
Rok 1941, nad Plymouth rozlega się ryk syren. Uciekajcie, biegnijcie szybko do schronu! Znowu samoloty, znowu alarm, módlmy się na głos o własne życie. Zaśpiewaj ze mną piosenkę, wtedy nie będziemy ich słyszeć. Zamknijmy oczy, złapmy się za ręce, koszmar się za chwilę skończy…
Tak właśnie chowa rodzina Shawbrook. Wszyscy mają gotowy plan ewakuacji. Vera miała zadbać o bezpieczeństwo najmłodszego członka rodziny, ale gdy dociera do schronu, nigdzie nie widzi maleństwa. Nie zważając na niebezpieczeństwo, decyduje się wrócić po chłopca i uchronić się przed nalotem. Następnego ranka sierżant wśród ruin odnajduje niemowlę. Zanim zabierze je do środka, postanawia się nim zaopiekować, przebrać i poprosić o pomoc żonę. Maggie jednak w maleńkim chłopcu widzi swojego syna, przez co nie pozwala go oddać do przytułku.
„Jaki w tym sens, Patrick? Po co w ogóle przyszli na świat, skoro nawet nie było im dane w pełni się rozwinąć? Wierzysz, że Bóg istnieje? Bo ja nie. Jaki Bóg odbierałby życie, zanim się ono na dobre zaczęło?”
Najtrudniejsze czasy
Umówmy się, temat wojny nie jest łatwy. Trudno nam sobie wyobrazić tamtejszą rzeczywistość, to właśnie książki pozwalają nam spojrzeć w przeszłość i zrozumieć walkę o jedzenie, ubrania oraz… przeżycie. Szalenie ważne i trudne jest narysowanie klimatu książki, pokazanie tej wojennej codzienności dla upamiętnienia historii. Diney Costeloe przenosi nas do brytyjskiego miasta, które jest pod ostrzałem. Trudno jest mi sobie wyobrazić, jak coś tak fundamentalnego jak poczucie bezpieczeństwa, zostało zabrane w kilka sekund. Od niemal pierwszej strony czułam się częścią tej historii, choć dopiero zaczynałam poznawać rodzinę Shawbrooków. Diney Costeloe nie lukruje wojny, pokazuje nam brutalny skrawek rzeczywistości, który mówi wprost: każdego dnia są ofiary, niemal każdego dnia jest ostrzał. Autorka nie oszczędza czytelnika, w głowie od razu wirują obrazy rzeczywistości, w której tkwią nasi bohaterowie. Brak jedzenia, brak dobrej komunikacji z innymi miastami, handel wymienny, ranni, poczucie braku sprawiedliwości, ta bezradność… Bo zasypiając jednego dnia, nie wiemy, czy otworzymy oczy.
„Spojrzał z okna na nieszczęsne miasto. Zręby pokiereszowanych kamienic sterczały niby drzazgi na tle posępnego nieba, rozświetlane krwawym blaskiem ognia. Odszukał wzrokiem zarys swojego domu słabo widoczny w oddali, nim krajobraz przesłoniła mu błona łez, których dłużej nie był w stanie tłumić.”
Rodzicielska miłość
Skradzione dziecko to przede wszystkim opowieść o macierzyństwie: momentami niezrozumianym i niedojrzałym, a w innych chwilach budzącym w człowieku niesamowitą siłę do działania. Miłość do dziecka ma wiele imion, ale nikt z nas nie jest gotowy na radzenie sobie z jego stratą. Na wojnie wydaje się zdecydowanie łatwiejsze zaakceptować śmierć niż porwanie własnego dziecka. Bardzo doceniam, jak w sposób barwny i zróżnicowany zostało przedstawione macierzyństwo. Choć skupiamy się na życiu dwóch rodzin, każda z nich walczy z innymi demonami. Szalenie trudno jest pokazać czytelnikowi, jak rodzi się miłość do dziecka i że wojna to nie tylko ostrzały i ruiny miast. W życie toczyło się dalej: ludzie się zakochiwali, całowali się na ulicy, spotykali się na herbacie. Diney Costeloe pokazała, jak łączyć i dzielić potrafi miłość: miłość do dziecka, do drugiego człowieka… Udowodniła czytelnikowi, że siła jest w każdym z nas, ale niektórzy muszą ją w sobie odkryć. To piękna, poruszająca historia, która wzruszy niejednego z Was i na długo pozostanie w sercu. Wyjątkowa, niepowtarzalna, a ja tylko mogę przypuszczać, ile ziarenek prawdy musiała zebrać Diney Costeloe, aby przygotować tak niezwykłą opowieść o trudach macierzyństwa w niespokojnych czasach.
Powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Akcja dzieje się w czasie II wojny światowej co dodaje dramatyzmu. Poznajemy dwie rodziny, jedna szuka swojego syna, druga go przywłaszczyła. Książka trzyma w napięciu do ostatniej strony, nie mogłam doczekać się jak zakończy się pościg za złodziejka dziecka. Jest to powieść pełna emocji, dramatyzmu dodaje fakt, że to książka oparta na faktach autentycznych.
Książka dowodzi, jak duża jest matczyna miłość i wiara w odnalezienie.
Polecam.
Jak w 1937 roku w Niemczech bezpiecznie ukryć czwórkę żydowskich dzieci? Niemcy 1937 rok. Strach i donosicielstwo opanowały ulice miast. Ludzie znikają...
Przeczytane:2022-10-16, Ocena: 4, Przeczytałam,
Diney Costeloe skradła moje serce powieścią „Skazane na poniewierkę”. Autorka ma niesamowity dar przelewania emocji na papier, a tym samym potrafi poruszyć nawet najbardziej zatwardziałe serca. Sięgając po najnowszą powieść, „Skradzione dziecko”, byłam przekonana, że i tym razem nie zabraknie w niej emocji, tym bardziej że powieść ta oparta jest na prawdziwych wydarzeniach.
Plymouth, 1941 rok. Nocny nalot na miasto zmusza mieszkańców do schowania się w schronie. Wśród ludzi ukrywających się przed bombami jest rodzina Shawbrooków. W pewnym momencie uświadamiają sobie, że zapomnieli zabrać ze sobą synka. Zrozpaczona Vera opuszcza schron, by odnaleźć dziecko. Dzień po nalotach, sierżant Colin Peterson, narażając własne życie, wynosi ze zrujnowanego domu kilkumiesięczne dziecko. Wie, że w zbombardowanym mieście chłopiec nie otrzyma należytej opieki, więc zabiera go do własnego domu. Nie wie jednak, że jego żona, która przed rokiem straciła własnego synka, pokocha malca na tyle, by obdarzyć go matczyną miłością i za wszelką cenę zatrzymać go przy sobie.
Powieści osadzone w realiach drugiej wojny światowej zawsze wywołują we mnie mnóstwo emocji i skłaniają do refleksji. Diney Costeloe oddała w nasze ręce historię o sile matczynej miłości, determinacji i odwadze. To przepełniona bólem i cierpieniem historia matki, która dla dziecka gotowa jest zrobić wszystko.
Niemal przez całą powieść towarzyszymy dwóm rodzinom, Autorka nie zagłębia się w realiach wojny i nie serwuje nam skali okrucieństwa, jakiego doświadczyła bohaterowie. Głównym aspektem powieści jest walka o dziecko, i to na nim skupia się cała fabuła. Ogromnym atutem powieści jest styl i język autorki, przez powieść niemal płyniemy. Jednak tym razem historia opowiedziana przez Autorkę, nie przebiła swojej poprzedniczki, „Skazane na poniewierkę”. Ta historia nie wywołała we mnie głębszych emocji, owszem, byłam bardzo ciekawa, jak zakończy się historia i mocno kibicowałam bohaterkom, jednak nie przeżywałam jej tak, jak w przypadku poprzedniej książki. Odnoszę wrażenie, że autorka nie do końca wykorzystała swoje pisarskie umiejętności. Sięgając po „Skradzione dziecko”, liczyłam na pełną wzruszeń i emocji historię, i owszem, dla wielu z Was taką właśnie będzie, jednak ja, po przeczytaniu mnóstwa książek, których fabuła osadzona jest w realiach najtragiczniejszych wydarzeń, jakimi była druga wojna światowa, troszeczkę jestem rozczarowana. Dla mnie ta historia była zbyt lekka, a ze względu na poruszony temat, powinna w czytelniku wywołać głębsze emocje.
Podsumowując, „Skradzione dziecko” jest powieścią dobrą, napisaną lekkim i przyjemnym językiem, jednak nie oczekujcie dramatyzmu, jaki towarzyszył ludziom podczas wojny. To bardziej historia skupiająca się na relacjach międzyludzkich, napisana z wrażliwością i delikatnością łącząca temat macierzyństwa i utraty bliskich osób, w tym przypadku utrata dziecka. Choć nie wywołała we mnie emocji, na jakie liczyłam, czytając, nie uroniłam łez, to i tak uważam, że warto sięgnąć po tę książkę. Z pewnością fani powieści z wojną w tle będą zachwyceni.