Zew Cthulhu: Samotnie przeciwko mrozowi to klimatyczna, jednoosobowa przygoda w przerażającym świecie mitów Cthulhu. Akcja gry przeniesie cię w lata 20. XX wieku; wraz z ekspedycją badawczą udasz się na mroźne, niegościnne Północno-Zachodnie Terytoria Kanady. W tej opowieści wybierasz swoją własną drogę - od Twoich wyborów zależy, czy osiągniesz sukces, czy też poniesiesz porażkę!
Wcielisz się w rolę dr L. C. Nadelmanna, antropologa ze słynnego Uniwersytetu Miskatonic w Arkham, Massachusetts. Wraz z trójką swoich najzdolniejszych doktorantów, a także doświadczoną lokalną przewodniczką, wyruszysz w głąb legendarnej krainy - Północnej Hanninah. Masz nadzieję natrafić na nowe antropologiczne odkrycia, które pozwolą Ci na dalszy rozwój kariery i zapewnią rozgłos w świecie nauki.
Uzbrojony się w ołówek, kości do gry oraz egzemplarz Księgi Strażnika lub Zestawu Startowego Zewu Cthulhu, jesteś gotowy, aby wyruszyć w lodowatą, odludną dzicz i stanąć naprzeciwko mrozowi. Czy podejmiesz wyzwanie? Tylko nie zapomnij włożyć ciepłych ubrań. Temperatura opada szybko, niedługo zrobi się przeraźliwie zimno...
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2020 (data przybliżona)
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 110
Tytuł oryginału: Alone Against the Frost: Solitaire Adventure in Canada's Wilds
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Anna Maria Mazur, Jakub Radzimiński
Ile razy zdarzyło Wam się marzyć o jakieś niezwykłej przygodzie? U mnie to przez większość dzieciństwa i wcale niemniejszą część dorosłości standardowe wyobrażenie. Zawsze pragnęłam, żeby wydarzyło się coś emocjonującego, coś, co mnie sprawdzi i... Pozwoli ożywić świat fantastyki. Ten ostatni aspekt wydaje się być niemożliwy do wykonania. W końcu jak dwa pierwsze mają szansę kiedyś się wydarzyć albo są czynnikiem indywidualnego postrzegania, to magia pozostanie poza naszym zasięgiem. Ale czy na pewno? Czy w ogóle magia musi być wyznacznikiem przygody? Powiedziałabym, że w moim przypadku tak, ale jak się okazało niekoniecznie.
Niedawno miałam przyjemność zapoznać się z moją pierwszą grą paragrafową – "Widmo nad Arkham". Wcześniej w ogóle nie słyszałam o tej formie książki i gry, więc to była dla mnie całkowita nowość i nie wiedziała, czego się spodziewać. Okazało się, że to była wspaniała przygoda, bardzo oddziływująca na wyobraźnię i pozwalająca przenieść się do innego świata. Dlatego z taką chęcią sięgnęłam po kolejną książę z tego gatunku – "Samotnie przeciwko mrozowi". Czy zrobiła na mnie również piorunujące wrażenie? Niestety nie, choć czytanie i granie okazało się dobrze spędzonym czasem.
Bardzo doceniam koncepcję gier paragrafowych. Pozwalają na indywidualną rozrywkę, dając możliwości typowe dla gier, ale też w dużej mierze spełniając oczekiwania zapalonych czytelników. To połączenie wydaje się czymś niesamowitym i otwierającym nowe możliwości. Bez wątpienia dla mnie to poszerzenie moich własnych horyzontów. W przypadku "Samotnie przeciwko mrozowi" moje odczucia były podobne jak w przypadku "Widma nad Arkham", choć tutaj zostałam zaskoczona jeszcze bardziej rozbudowaną formę w aspektach gry. To nie były tylko paragrafy i decyzje, ale też rzuty kostkami, przeprowadzanie testów, liczenie obrażeń, poczytalności, czy mocy.
I w przypadku właśnie tej części odnoszącej się do gry pojawił się problem. Zasady gry... Przyznaję, że nie jestem osobą, która siada i z zapartym tchem czyta instrukcje. Zazwyczaj tylko zerkam. To na początku okazało się dla mnie zgubne, więc powróciłam i porządnie zapoznałam się z zasadami. Tylko że nadal wielu aspektów nie rozumiałam. Zdaję sobie sprawę, że pewnie to wynika z mojego braku doświadczenia, lecz uważam, że instrukcja powinna być o wiele bardziej dostosowana dla laików. Przez brak zrozumienia pojawiła się na wstępie duża doza frustracji.
Co do aspektów fabularnych to poczułam się rozczarowana, ponieważ spodziewałam się czegoś o wiele bardziej ekscytującego. Oczywiście nie przeszłam wszystkich możliwych ścieżek, więc być może któraś bardziej przypadłaby mi do gustu, lecz te które poznałam, nie dawały mi takiej satysfakcji, jak oczekiwałam. Tym bardziej że sam styl autorów wydawał się dość sztywny, choć tutaj w grę wchodzi dużo nierównomierność. Były momenty, gdy byłam całkowicie zachwycona przedstawionym światem. Moja wyobraźnia była pobudzona, a ja sama odnajdywałam się w świecie tak bardzo mi nieznanym i tak bardzo odmiennym od obecnej rzeczywistości. Niemniej były też fragmenty, które wydawały mi się niepotrzebnie monotonne. Choć biorę pod uwagę, że jest to kwestia niektórych paragrafów. Pojawiały się całe sekwencje kroków, które składały się tylko z kilku zdań, co mnie po prostu wybijało z fabuły.
Mam wrażenie, że wymieniam same wady, lecz to tak nie wygląda. To po prostu naczynie połączone, więc jedno wymusza na drugim dopasowanie, co jest też widoczne w bohaterach. Nie poczułam więzi ze swoją postacią i wypróbowałam i wcielenie męskie, i wcielenie żeńskie. Brak więzi na pewno działał na niekorzyść całości i mocno mi doskwierał.
Należy też zwrócić uwagę na przepiękne wydanie książki. Zachwyca ona niezwykłym dopracowaniem szczegółów, pięknymi ilustracjami dającymi możliwość wgłębienia się w większej mierze w historię. W dodatku całość komponuje się z rozbudowanymi kartami postaci, gdzie można zapisywać różne dokonania oraz wykorzystywać informacje tam zawarte, a to wszystko we współpracy z cudownymi i dla mnie nietypowymi kostkami. Razem tworzy to grę robiącą olbrzymie wrażenie.
"Samotnie przeciwko mrozowi" na pewno mnie rozczarowało, ale też nie oznacza to w żaden sposób, że to zła książka. Okazało się, że fabularnie nie jest dopasowana do moich zainteresowań, a ograniczenia moich umiejętności rzuciły cień na całość. Niemniej jestem przekonana, że osoby bardziej zaangażowane w gry paragrafowe czy ogólnie gry, na pewno docenią o wiele bardziej kunszt książki.
Zimno, pustka, śnieg i ciemność... - to sceneria klimatycznej i porywającej gry paragrafowej pt. ,,Samotnie przeciwko mrozowi", która ukazała się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Black Monk. To opowieść o niezwykłej podróży, konfrontacji z mrocznymi siłami i walce o przetrwanie, której rezultat zależy tylko i wyłącznie od podejmowanych przez nas - czytelników, decyzji. Zapraszam do poznania recenzji tej wspaniałej pozycji.
Jako słowo się rzekło, fabuła tej opowieści i zarazem gry w jednym zabiera nas do krainy wiecznego zimna: na północno-zachodnie przestrzenie Kanady lat 20-tych ubiegłego wieku. Wcielamy się w tej historii m.in. w postać dr L. C. Nadelmanna, który wraz z trojgiem swoich uczniów udaje się do tej spowitej mrozem i śniegiem krainy północnej Hannah, w celu odnalezienia śladów pradawnych cywilizacji. Bardzo szybko jednak okaże się, że natura i potwory ze świata Cthulhu nie koniecznie chcą nam na to pozwolić...
Blisko 115 stron lektury i ponad 650 paragrafów rozgrywki - tak przedstawia się techniczna strona tego wydawnictwa, na które to oprócz podręcznika (opowieść, karty postaci, historia wydania tego tytułu oraz szczegółowa instrukcja) składa się także kostka go gry. Sama rozgrywka opiera się zaś na wyborze karty postaci wraz z rozdysponowanymi odpowiednio punktami umiejętności, jak i oddaniu się lekturze podręcznika z grą. A ten prowadzi nas, a dokładniej rzecz ujmując umożliwia podążanie jedną z wielu dostępnych ścieżek, których wybór zależy oczywiście od nas. To właśnie tu podejmujemy kluczowe decyzje, zdajemy się na los rzutu kostką w wymagających tego chwilach, czy też przeprowadzamy różnego rodzaju naukowe testy, które mogą przynieść nam triumf, ale też i znacznie częściej śmierć.
Po śmierci czeka nas ponowny start, nowe wybory, zdawanie się na łut szczęścia oraz kolejna szansa na podejmowanie lepszych decyzji. Naszym przeciwnikiem może okazać się tu absolutnie wszystko - począwszy od pechu, poprzez zbyt wielką pewność siebie, a skończywszy oczywiście na misternie założonych pułapkach przez autorów - czy to pod postacią mroźnej natury, czy też mrocznych duchów Cthulhu.
Sama idea rozgrywki jest tyleż prostą, co i wielce intrygującą, gdy oto mamy do czynienia z kolejnymi opisami fabuły, ponumerowanymi paragrafami i trudnymi wyborami, za które możemy winić tylko siebie. I oczywiście, jest tu kilka elementów, które czasami mogą nas zirytować - jak np. pewne nieścisłości pomiędzy koniugacją konkretnych paragrafów, ale to tylko szczegóły, nie mające wpływy na płynny proces grywalności tego tytułu.
Rozgrywka ta nie byłaby z pewnością tak udaną, gdyby nie jej fabularna otoczka. I tu trzeba przyznać, iż autorzy tej pozycji - Glenn Rahman i Gavin Inglis, stworzyli tu niezwykle klimatyczny świat północnej Kanady, który zachwyca nas nie tylko opisami mroźnej natury i tej dawnej codzienności lat 20-tych ubiegłego stulecia..., ale również kwintesencją tej rzeczywistości, czyli licznymi nawiązaniami do lovecraftowskiego świata mitów Cthulhu, który jest bardzo, ale to bardzo mrocznym. To piękne opisy, wielka szczegółowość i zawsze obecna nuta niedopowiedzenia...
Dobrze wypadają również bohaterowie tej powieściowej gry - na czele z inteligentnym, pewnym siebie i marzącym o wielkim naukowym sukcesie dr L. C. Nadelmannem, ale też i jego towarzyszami podróży - uwielbiającym przygodę Bernardem Ebsteinem, piękną i posiadającą wielką wiedzę Sylvią Davidson, ambitnym i poczciwym Normanem Falknerem oraz tajemniczą indiańską przewodniczką w osobie Charlie Foxtai. To ludzie ,,z krwi i kości", którzy mają swoje sekrety, pragnienia i wady...
Nie sposób nie docenić ilustracyjnego oblicza tego tytułu, gdzie to mamy chociażby klimatyczne ilustracje gdzieś na bokach stron, wielkie rysunki na ich całych połaciach oraz pięknie wykonane karty postaci. To perfekcja sztuki rysunku, bardzo surowa i wprawna kreska, dbałość o najmniejsze szczegóły oraz niezwykle wymowne kolory, głównie w odcieniach sepii. To uczta dla oczu, ale też i jakość wydania tej książki - duży format, twarda oprawa, doskonała jakość papieru i druku.
Jeśli kochacie Lovecrafta - sięgnijcie po ten tytuł. Jeśli uwielbiacie książkowe gry paragrafowe, również sięgnijcie po niniejsze wydawnictwo. Wreszcie jeśli jesteście miłośnikami barwnej przygody w klimatach grozy i do tego lubicie zimową scenerię natury, to też wiecie, co powinniście zrobić! Prawdą jest bowiem to, że spotkanie z tą grą zapewnia niezwykłe doznania, wrażenia i emocje, które pozwalają nam zapomnieć o tym wszystkim złym, co dzieje się dziś dookoła nas i dają szansę na odbycie iście magicznej wyprawy do świata mitów Cthulhu...
Gra paragrafowa ,,Samotnie przeciwko mrozowi" to rzecz wielka, świetnie wydana i gwarantująca sobą coś więcej, niż tylko dobrą rozrywkę. Tym czymś jest spełnienie marzeń o odkrywaniu nieznanego, intelektualny pojedynek z autorami (prawda, że brzmi ciekawie?) oraz autentyczna radość i przyjemność płynąca z kontaktu z tak niezwykłą, klimatyczną i metafizyczną historią. Polecam - naprawdę warto sięgnąć po ten tytuł!
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Przeczytane:2022-04-17,
Lubisz książki, w których bohaterowie stawiają czoło niebezpieczeństwom i odkrywają tajemnice? Jeśli tak, to zapewne nie zawsze zgadzasz się z ich decyzjami. Tym razem możesz to zmienić! Weź udział w mrożącej krew żyłach przygodzie, której przebieg zależeć będzie wyłącznie od Ciebie!
„Samotnie przeciwko mrozowi” to kolejna gra paragrafowa od wydawnictwa Black Monk, którą miałam przyjemność recenzować. Jej założenia są bardzo podobne do wcześniejszych tytułów, jednak doszedł jeden element, tj. mechanika rzucania kośćmi. Sam tytuł składa się z trzech elementów: gry paragrafowej (w formie książkowej), scenariusza RPG zawierającego zasady rzucania kośćmi oraz karty postaci. O ile do wcześniejszych tytułów można było usiąść z marszu, to tym razem potrzeba było ciut więcej cierpliwości.
Scenariusz RPG
To krótka broszura zawierająca zasady rozgrywki oraz wspominany scenariusz. Do omawianego zestawu została dodana prawdopodobnie właśnie ze względu na pierwszy element, a opis zabawy dla czterech graczy to po prostu taki gratis. Początkowo zasady mogą się wydawać dość skomplikowane. Opisują bowiem bardzo dokładnie wszystkie reguły, parametry i statystyki. Na pocieszenie dodam, że większe znaczenia ma to przy sesji RPG. W trakcie zabawy z grą paragrafową fabuła prowadzi nas za rączkę, a mechanika schodzi na drugi plan.
Mechanika
samotnie_przeciwko_mrozowi1
Ale na czym polegają te wspominane cały czas reguły? Otóż do gry dołączono również wielościenne kości. Zabawę zaczynamy od analizy karty postaci i przypisania jej określonych (wybranych przez siebie) umiejętności. Następnie ruszamy w drogę. Po przeczytaniu pierwszych fragmentów napotykamy na możliwość wyboru. W zależności od naszych decyzji przechodzimy w książce do fragmentów oznaczonych określonymi numerami. Część z nich wymagać będzie od nas przetestowania naszych umiejętności. I tu wkraczają kości. Rzucamy nimi i sprawdzamy wynik. W zależności ile mamy punktów umiejętności (my lub nasi towarzysze) przechodzimy do fragmentu oznaczającego zwycięstwo lub porażkę. O ile w innych tytułach jedynie podejmowaliśmy decyzje, to tutaj jeszcze od naszego szczęścia zależeć będzie wynik wielu konfrontacji.
Jak już wspomniałam, mechanika początkowo sprawiała wrażenie nieprzystępnej. Nie wszystko zrozumiałam za pierwszym, czy drugim przeczytaniem, ale wiele wyjaśniło się samo podczas zabawy. Czy wszystko? Niekoniecznie, Parę wątpliwości pozostało, ale nieszczególnie się nimi przejmowałam. Stawiałam bardziej na płynną zabawę, niż analizowanie niuansów.
Ruszamy w drogę
Mamy lata 20. XX wieku. Jesteśmy badaczami na uniwersytecie i nagle trafia się nam okazja jedna na sto! Uczelnia zdecydowała się sfinansować ekspedycję na północno-zachodnie terytoria Kanady. Naszego entuzjazmu nie zmniejsza nawet fakt, że zgodnie z krążącymi pogłoskami wielu próbowało osiągnąć podobny cel, ale... nikt nie wrócił. My tymczasem zbieramy ekipę i ruszamy w drogę.
Daj się ponieść
Klimat tej gry jest naprawdę niepokojący. Praktycznie każdy wybór niósł za sobą kolejne niebezpieczeństwa, a opisy okropności były naprawdę dosadne i ciut przerażające. Pierwsze podejście do zabawy skończyło się szybko i nieprzyjemnie (dla głównego bohatera). Zagrożenie czaiło się z każdej strony, a fakt, że wiele zależało od wyniku kości, dodatkowo podkręcał klimat niepewności. O ile przy wcześniejszych tytułach czułam, że mam pełną władzę nad historią, to tym razem cały czas testowałam swoje szczęście, a losowość nie raz odgrywała kluczową rolę.
Z tego też względu w ten tytuł grało nam się zupełnie inaczej, niż we poprzednio. Wcześniejsze przygody polegały na czytaniu, zanurzaniu się w klimacie i podejmowaniu decyzji. W „Samotnie przeciwko mrozowi” było więcej działania. Nie można było po prostu słuchać i się relaksować. Trzeba było co chwilę rzucać kośćmi i sprawdzać statystyki. I chociaż każdy z tytułów określany jest jako „gra paragrafowa”, to temu zdecydowanie bliżej do gry, niż do powieści.
Wybór należy do Ciebie
Możliwość podejmowania decyzji, po raz kolejny, jest ogromnym plusem tego rodzaju publikacji. Niemniej, jest to wybór dość ograniczony. W jednym przypadku gra nie pozwala nam spróbować uciec, ale zmusza do tego, by ktoś z naszej ekspedycji został złapany. I chociaż mamy ze sobą broń palną, nie ma opcji jej użycia. Tego rodzaju problemów nie ma przy zabawie ze scenariuszem RPG, pojawiają się jednak w wariancie paragrafowym. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest to naturalna konsekwencja tego typu zabawy, jednak w sytuacji, gdy na początku sporo czasu poświęciliśmy na tworzenie postaci, brak możliwości wykorzystania jej umiejętności może być frustrujący.
Po kilku rozgrywkach da się zauważyć też sposób, w jaki skonstruowano opowieść. Są punkty, które stanowią miejsce spotkania wielu odnóg historii. Gra w ciekawy sposób „zamyka” przed nami możliwość ponownego wejścia do kluczowych lokacji (byłoby dziwne kilka razy odkrywać to samo) – każąc nam notować określone słowa. To dość ciekawe rozwiązanie, które potrafi zwieść gracza na manowce, bo raz jedno miejsce było świetnym punktem, a za drugim razem staje się śmiertelnym zagrożeniem. Nieustająco trzeba mieć się na baczności!
Czas rozliczyć się z zabawy
Niesamowicie spodobał mi się też pomysł na zakończenie. W zależności od naszych decyzji oraz szczęścia i tego, w jakim składzie kończymy „imprezę”, otrzymujemy ciut inną wersję finału. Po zakończeniu ekspedycji wracamy na uczelnie, a tam czekają ludzie żądni naszej relacji. Co nas spotka? Pochwały i uznanie, a może szykany i proces? To wszystko zależy od tego, jak poprowadziliśmy wyprawę.
Piękna strona horroru
Na końcu warto też wspomnieć o stronie estetycznej. Black Monk naprawdę świetnie wydaje swoje tytuły i „Samotnie przeciwko mrozowi” nie jest pod tym względem żadnym wyjątkiem. Grafiki są naprawdę rewelacyjne (bo słowo „piękne” niezbyt dobrze pasuje do potworów). Mają swój specyficzny klimat i doskonale podkreślają atmosferę opowieści. Oczywiście podczas „skakania” pomiędzy paragrafami nie raz zdarzy nam się dostrzec obrazek, który dotyczy innego fragmentu, ale to tylko zachęca do dalszego odkrywania opowieści.
Nieznane uroki Kanady
Jeśli chcesz poznać uroki Kanady w wydaniu Lovecrafta, poczuć grozę i samemu decydować o następnych krokach ekspedycji, koniecznie sięgnij po ten tytuł. Przygotuj się na ciekawą mechanikę i wciągająca opowieść pełną potwornych niebezpieczeństw! Jeśli jednak uda Ci się je pokonać, wrócisz na uniwersytet z przerażającą wiedzą!
Za możliwość recenzowania dziękuję portalowi nakanapie.pl.