Droga do miłości nie jest prosta…
Do małej parafii ewangelickiej w Polsce przyjeżdżają filmowcy, by nakręcić film o Janie Kalwinie. Przy okazji ekipa postanawia przeprowadzić eksperyment społeczny, polegający na tym, że każdy aktor mieszka ze swoją asystentką w jednym baraku. I tak Annie zostaje asystentką dużo starszego, niezwykle popularnego aktora Russella. Nie przypadają sobie do gustu, wybuchają kłótnie, dochodzi do rękoczynów. Z czasem jednak coś zaczyna się zmieniać…
Wydawnictwo: Oficynka
Data wydania: 2022-01-28
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 300
Język oryginału: polski
Pomysł na fabułę ciekawy, wręcz fascynujący.
Dzielenie przestrzeni mieszkaniowej, tym samym życiowej ze współpracownikiem.
Aktor-asystent/ka.
Do myślenia daje także zestawienie skrajnie różnych z charakteru postaci jako pary. Znaczenie ma różnica wieku, utrudniająca tworzenie związku.
Bardzo duży plus z mojej strony, odnośnie opisów i wzmianek o Janie Kalwinie oraz artystycznych epitafiach i nagrobkach.
Trochę było mi mało.
Minus, za błędne koło rozterek głównej bohaterki. Sprzecznych emocji, zagubienia własnej tożsamości, dla dobra wyższego/przyszłego.
Powieść prosta w przekazie,. Lekkie pióro(chylę czoła przed osobami, które potrafią ubrać myśli w słowa i opowiedzieć dłuższą historię).
Opisy postaci wyraziste, całość logiczna i przystępna.
Tekst spójny, chronologiczny.
Russell to bardzo popularny aktor.
Annie- skromna dziewczyna, która kocha swoją pracę przy produkcjach filmowych.
Pewnego dnia, w małej parafii ewangelickiej gdzieś w Polsce, los tych dwojga splecie się ze sobą w wyniku eksperymentu.
Ktoś postanowił, że każdy aktor będzie mieszkał w baraku razem ze swoją asystentką.
W ten sposób Annie poznaje Russella.
Gra on tytułową rolę w filmie o Janie Kalwinie.
Mężczyzna jest sporo od niej starszy, niezbyt atrakcyjny, ponury, traktuje ją jak powietrze, a Annie strasznie się go boi.
Z biegiem czasu jednak, wbrew ludziom i stereotypom, ich relacja zaczyna nabierać zupełnie innych kolorów.
Jakich?
Tego dowiecie się z książki.
Autorka zgrabnie połączyła tutaj kilka wątków, bo nie tylko możemy obserwować zmieniającą się relację pomiędzy bohaterami, ale także trochę bliżej poznać postać dawnego reformatora. Pożądanie miesza się z religią tworząc mieszankę obok której nie sposób przejść obojętnie.
Tak, może i ta historia jest przewidywalna, może ma czasami irytującą bohaterkę, ale najważniejsze jest ukryte między wierszami.
Bo kimże jesteśmy, aby mówić drugiemu jak ma żyć, kogo kochać?
Kimże, żeby oceniać?
Nie dla wszystkich prawdziwe piękno ma gładką, młodą twarz i kaloryfer na brzuchu.
Gdyby tak było, świat stałby się nudny.
I autorka nam to pokazuje.
Że sztywne ramy piękna nie istnieją, a każdy z nas chce być kochany i szczęśliwy bez oglądania się na naszą aprobatę.
Żyjmy więc i dajmy żyć innym.
Przeczytane:2022-03-08, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2022, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku, 52 książki 2022, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2022, Ulubione, polecam,
„Głupota to podążać ślepo za wszystkimi, ale wielka odwaga to potrafić się wszystkim przeciwstawić”.
Jeżeli miałybyście przed sobą przystojnego, wesołego, dobrze zbudowanego i niewiele starszego od siebie mężczyznę, a obok kogoś, kto lata młodości ma już za sobą, czas naznaczył na nim swoje ślady, a przy tym swoją postawą nie zachęca do bliższego poznania i nie wpisuje się w kanony męskiej urody przyciągającej wzrok, to kogo byście wybrały? Większość z pewnością tego pierwszego, patrząc tylko na zewnętrzne atuty. Bohaterka książki „Russell” także ma możliwość wyboru między młodymi panami, których wokół nie brakuje, a mężczyzną, który wzbudza u innych tylko niechęć, a u niektórych nawet wstręt.
Tytułowy Russell jest hollywoodzkim, sławnym aktorem docenianym za swój ogromny talent, ale nie jest lubiany poza sceną. Razem z ekipą filmową przylatuje do niewielkiej polskiej wsi Żychlin, gdzie przy współpracy z tamtejszą parafią Kościoła Ewangelicko-Reformowanego powstaje film o Janie Kalwinie w reżyserii Ridleya.
To powieść, która od początku wprawia w dobry nastrój, gdy czytamy na pierwszej stronie Instrukcję Czytania Książki złożoną z 9 punktów oraz poznajemy playlistę, z której teksty piosenek towarzyszą nam przez całą lekturę, a jeszcze bardziej można wczuć się w nią, słuchając konkretnego utworu w odpowiednim momencie fabuły.
Zgodnie, więc z zaleceniami autorki, wygospodarowałam dla siebie wieczorny czas i zasiadłam w wygodnym miejscu, z kubkiem aromatycznego napoju, wtulona w miękką poduszkę i rozkoszowałam się spisaną na kartach książki historią.
Gdy zaczynamy ją poznawać, od razu jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń, gdyż wszystko zaczyna się od sądu koleżeńskiego nad Russellem. Ktoś, bowiem napisał anonim oskarżając aktora o przemoc i gwałt, którego dopuścił się podobno na swojej asystentce, Annie.
Annie pracuje na planie filmowym od trzech lat, zaczynając, jako stażystka, a teraz pełni funkcję asystentki aktorów, dbając o ich wygląd i dobre samopoczucie. Do tej pory przy realizacjach filmowych ekipa miała swoją bazę noclegową w miejscowych hotelach. Tym razem reżyser postanowił przeprowadzić eksperyment polegający na umieszczeniu w jednym baraku aktorów z ich asystentkami, a aktorki ze swoimi asystentami. I tak trzydziestopięcioletnia Annie została przydzielona do pięćdziesięciosześcioletniego Russela. Jednak wkrótce przekonuje się, że życie z nim pod jednym dachem to niezwykle trudne zadanie. Praktycznie on traktuje ją tak, jakby nie istniała, a gdy już się odzywa, nie płyną w stronę kobiety miłe słowa. Mimo to Annie nie rezygnuje z jego towarzystwa, nawet wtedy, gdy pod zapadnięciu wyroku sądu koleżeńskiego otrzymuje taką możliwość.
„naszą siłę czerpiemy nie tylko z własnych doświadczeń, lecz także od innych”
Nie znam realiów zaplecza kina amerykańskiego i nie wiem, czy sytuacja taka mogłaby faktycznie zaistnieć, ale wydaje mi się mało prawdopodobny fakt, by jakikolwiek reżyser zdecydował się na tego rodzaju eksperyment. Nie bardzo wiadomo, co on miałby udowodnić, zwłaszcza, że baraki mają niewielką przestrzeń, którą autorka zaznaczyła, że wynosi metra na metr, co równie wydało mi się nierealne w rzeczywistości. Na tej niewielkiej powierzchni mieszka mężczyzna i kobieta, więc efekt ich relacji nie trudno przewidzieć. Albo się pokochają, albo znienawidzą. Jednak pomysł na połączenie ze sobą głównych bohaterów jest oryginalny. W efekcie nie zostało w wyjaśnione, czemu ten eksperyment miał służyć, gdyż na plan pierwszy wysunął się rozwój sytuacji między Russem i Annie. Druga uwaga dotyczy zapisu tytułu kościelnego: pastor, który w tekście cały czas jest zaznaczany z dużej litery. Z tego, co wiem, wszelkie godności, tytuły i urzędy kościelne piszemy z małej litery.
To są jednak niewielkie uchybienia, które zwróciły moją uwagę i nie mają one specjalnego wpływu na fabułę, która toczy się dosyć płynnie, w kilku wątkach, przeplatających się ze sobą i uzupełniających się wzajemnie. To, co dzieje się na planie filmowym, teologiczne rozmowy z pastorem, opowieści o dziejach kościoła, parafii i Janie Kalwinie zostało zgrabnie ze sobą połączone i stanowi barwne tło dla głównego wątku. Książkę czytało mi się przyjemnie, bez znużenia, a gdy dotarłam do zakończenia, poczułam się zauroczona tą historią. Żal było mi rozstawać się z bohaterami, gdyż polubiłam zarówno Annie, jak i Russella, ale też inne postacie, które złożyły się na tę powieść. Chętnie ponownie spotkałabym się z nimi, by dowiedzieć się o ich dalszych losach.
Powieść „Russell” można przypisać do literatury obyczajowej z elementami romansu, opartych na klasycznej strukturze, opierającej się na początkowej, wzajemnej niechęci, niedomówieniach, posądzeniach, gdzie pozornie nie ma szans na rozkwitnięcie głębszych uczuć. Warto zaznaczyć, że powieść jest debiutem literackim pani Annie Jackson, która wchodzi na czytelniczy rynek z dobrze napisaną historią. To przede wszystkim opowieść o miłości, która istnieje na przekór wszystkim, łamie wszelkie nory, nie poddaje się schematom narzucanym przez społeczeństwo i brakowi akceptacji. Autorka opowiedziała ją prostym językiem, z lekkością i delikatną erotyczną nutką, zwracając uwagę, na to, że często ludzie postrzegają innych zbyt powierzchownie, bazując jedynie na wyglądzie, sposobie bycia czy krążących plotkach. Uświadamia, że czasami nie warto słuchać innych, a jedyne, czego powinniśmy słuchać, to głosu własnego serca, zgodnie z powiedzeniem „miej serce i patrz w serce”.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Oficynka