Wśród nielicznych w polskiej literaturze pamiętnikarskiej przekazów poświęconych mniej znanym hitlerowskim obozom koncentracyjnym, takim jak np. Flossenburg, Mauthausen, Natzweiler, Stutthof, wspomnienia Zbigniewa Wlazłowskiego zasługują na szczególne zainteresowanie. Jest to bowiem dopiero druga obok wydanej w r. 1961 książki J. Osuchowskiego "Gusen - przedsionek piekła" tak pełna i wszechstronna relacja o podobozie Gusen, pierwszej filii założonego na terenie Austrii w lipcu 1938 roku obozu koncentracyjnego Mauthausen. Autor, jako młody student medycyny aresztowany przez gestapo w Krakowie, przeżył więzienie Montelupich, obóz w Buchenwaldzie i Gusen. Jego wspomnienia, bogato udokumentowane zdjęciami z obozu, stanowią jeszcze jedno wstrząsające świadectwo zbrodni hitlerowskich.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 1974-08-01
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 188
Język oryginału: polski
Przeczytane:2021-07-09, Ocena: 6, Przeczytałam, 12 książek 2021,
Realia życia w KL Gusen. Druzgocące, do bólu precyzyjne opisy tortur stosowanych przez zwyrodnialców zarządzających obozem. Całość napisana w zupełnie innym stylu niż (również bardzo potrzebna i ważna) książka Dobosiewicza. Wszelkie zapożyczenia, zwroty obcojęzyczne czy specyficzne dla danej grupy od razu wyjaśniane są w przypisach. Tekst jest przejrzysty, od strony redakcyjnej bez najmniejszego zarzutu.
Jest to relacja z punktu widzenia więźnia. Podążamy za wspomnieniami Autora, od akcji wymierzonej w polską Inteligencję, przez trudy w obozach, aż po wyzwolenie i konieczność przystosowania się do nowego, poobozowego życia. Moją uwagę zwróciło to, że we wspomnieniach więźniów, którym udało się przetrwać obóz Gusen, przewijają się te same nazwiska - i to nie ludzi, którzy zaprzyjaźnili się dopiero po wyzwoleniu obozu, ale takich, którzy znali się i wspierali w czasie trwania terroru za kolczastym drutem. I o tym pisze wprost Wlazłowski - że przetrwanie możliwe było tylko w przypadku określonej grupy więźniów o konkretnych cechach i przy jednoczesnym występowaniu sprzyjających okoliczności oraz szczęścia. W uproszczeniu jedną z tych grup byli więźniowie dwuznaczni moralnie, a drugą zaradni, którym udało się dostać do lepszego komanda oraz tacy, którzy mogli liczyć na pomoc współtowarzyszy niedoli. Sam Autor, który niejednokrotnie otarł się o śmierć, najpierw korzystał z pomocy "prominentów", a później, gdy objął lepsze stanowisko, to on ratował od zagłady innych więźniów.
Wlazłowski opisuje bestialstwo, którego był świadkiem, ale także historie osób wręcz cudownie ocalonych oraz sytuacje pełne grozy, gdy udało się umknąć śmierci tylko dzięki niebywałej pomysłowości, odwadze i zachowaniu zimnej krwi.
Przerażające, że tę machinę nienawiści napędzali nie tylko esesmani, ale też zwyczajni ludzie, którym przedstawiano ofiary jako polskich bandytów wydłubujących Niemcom oczy, przez co na trasie do obozu nie szczędziły im obelg nawet kobiety z dziećmi.
Straszne czasy czy straszni ludzie? Oto jest pytanie...