Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2016-07-20
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 480
„Przepisy na miłość i zbrodnię” otwierają cykl „Tannie Maria Mystery”. Z pewnością tę wiadomość docenią ci, którzy już są po lekturze debiutu Sally Andrew i mają chrapkę na dalsze przygody niezwykłej bohaterki. „Przepisy…” to znakomita powieść na lato, jesień, zimę czy wiosnę! Dzięki swojemu klimatowi i urokliwym krajobrazom najbliżej jej do miana wakacyjnej lektury, ale podejrzewam, że o każdej innej porze również spełni swoje zadania.
„Przepisy…” to przede wszystkim książka o pasji, miłości i relacjach międzyludzkich. Tannie (ciocia) Maria to pół-Afrykanerka, pół-Angielka żyjąca w Karru Małym (RPA). Uwielbia gotować i jeść, co przekłada się na jej zajęcie – po zamknięciu rubryki kulinarnej, prowadzi kącik z poradami dla czytelników, w którym odpowiada na listy, pomaga rozwiązywać kłopoty za pomocą gotowania. O dziwo, najczęściej czytelnicy proszę o rady w sprawach sercowych, więc bohaterka jest w swoim żywiole, może dowieść, że faktycznie – przez żołądek do serca.
Maria jest puszystą kobietą po przejściach. Jako ofiara przemocy domowej z pewną dozą ulgi przyjęła wieść o śmierci męża-kata. Lekarstwem na wszystkie kłopoty stało się dla niej jedzenie. A trzeba przyznać, że świat kulinarny tannie jest niezwykle apetyczny. Udowadnia to niemal każdego dnia przyrządzając smakowite potrawy, które poleca swoim czytelnikom. Okazuje się także, że przez żołądek nie tylko do serca, ale za sprawą dobrego ciasta czy pożywnej pieczeni z jagnięciny można wiele osiągnąć i załatwić kilka skomplikowanych spraw.
A o kłopoty tu nie trudno. Gdy zostaje zamordowana jedna z czytelniczek Marii (i nie tylko ona), która wcześniej zwierzała się z małżeńskich kłopotów (przemoc domowa), bohaterka bez reszty angażuje się w śledztwo. Pomagają jej koleżanki z redakcji – naczelna Hattie i dziennikarka śledcza Jess. Choć policja ma więcej możliwości, kobiety wykazują się nie lada sprytem, życiową mądrością i intuicją. Niejednokrotnie to za ich sprawą następuje przełom w dochodzeniu, one podpowiadają właściwe tropy, które umykają detektywom.
Sally Andrew zaskakuje na każdym kroku. Przede wszystkim tym, że jako debiutantka napisała powieść tak wyważoną, przyjemną, ciepłą, mądrą. Umiejętnie dawkuje napięcie, humor, w idealnym proporcjach zajmuje się także różnymi problemami społecznymi. Kluczowy w powieści jest przepis na… morderstwo. To z niego będą wynikać wszystkie pozostałe wątki (głównie miłosne), każdy epizod jest przemyślany i przynosi nową wiedzę, charakterystykę czy potrzebny do rozwikłania zagadki szczegół. W krótkim streszczeniu czy recenzyjnym opisie pewne wydarzenia mogą wydawać się nieprawdopodobne, zapewniam jednak, że Sally Andrew zadbała o wiarygodny ciąg przyczyno-skutkowy. Pisarka zastosowała szereg świetnych rozwiązań narracyjnych (nie tylko dialogi czy listy).
Jestem przekonana, że „Przepisy…” podbiją serca czytelniczek, bo znajdujemy w nich wszystko, czego oczekujemy od dobrej powieści obyczajowej. Zachwyca przede wszystkim pomysł i doskonała realizacja – prawdziwi, bliscy czytelnikowi bohaterowie, niezwyczajne, choć realne zdarzenia, znajome problemy i wielka pasja, nie tylko kulinarna.
„Przepisy…” to idealnie skomponowana powieść, składająca się z odpowiednich składników we właściwych dawkach. Polecam gorąco!
Często sięgając po jakąś książkę nie mamy pojęcia, czego się spodziewać. Mamy nadzieję, że dana historia okaże się być ciekawa, lecz równie często obawiamy się, iż całkowicie nas zanudzi. Również i ja mam takie momenty, gdy widzę dany tytuł, lecz nie potrafię stworzyć sobie wizji, co też akurat dana historia ma mi do przekazania. Właśnie tak było w przypadku książki "Przepisy na miłość i zbrodnię" autorstwa Sally Andrew. Jednak mimo jakiejś wewnętrznej niepewności, krótki opis zaintrygował mnie na tyle, by sięgnąć po tę historię. I wiecie co? To było najlepsze prawie pięćset stron, jakie miałam okazję czytać w ostatnim czasie. Ta książka jest genialna i śmiało mogę powiedzieć, że jest ona jak takie wspaniałe danie główne, mające wątek kryminalny pełen zagadek, który pomieszany jest z wątek miłosnym, a to wszystko okraszone niezwykłym klimatem Afryki i wspaniałymi przepisami sprawia, że od tej książki nie można się oderwać.
Tannie Maria to kobieta, która uwielbia gotować. Od pierwszych stron książki widać, że jest to nie tylko jej pasją, ale wręcz przyrządzanie potraw nadaje sens jej życiu. Od śmierci męża, który często ją bił, to właśnie gotowanie stało się czymś, dzięki czemu Maria jest szczęśliwa. Szczególnie, że jej potrawami zachwycają się często przyjaciele. Mieszka ona bowiem w Małym Karru i tutaj też pracuje, prowadząc w miejscowej gazecie własną rubrykę z przepisami. Wszystko zaczyna się jednak komplikować w momencie, gdy zarząd magazynu postanawia zamienić teksty Marii na porady miłosne... Jednak kobieta wraz z przyjaciółką Hattie wpada na genialny pomysł - to ona będzie udzielać rad, a wraz z nimi podsunie czytelnikom przepisy idealne dla danej sytuacji. Któregoś dnia do redakcji napływa list od kobiety, nad którą znęca się mąż... Wkrótce okazuje się, ze właśnie ta czytelniczka zostaje zamordowana i Maria chcąc nie chcąc wraz z Hattie i drugą współpracownicą - Jessie - zostaje wplątana w zawiłą zagadkę. Kto zamordował kobietę? Czy zrobił to jej mąż, a może ktoś inny? Jakie niebezpieczeństwo czyha na Marię i jej przyjaciółki? I jaką rolę nie tylko w śledztwie, ale głównie w życiu kobiety odegra przystojny policjant Henk? Odpowiedzi na te, jak i mnóstwo innych pytań, znajdziecie oczywiście w książce "Przepisy na miłość i zbrodnię".
Tak jak już wspomniałam, ta książka jest genialna. Wsiąknęłam w nią od samego początku i z każdą kolejną stroną byłam coraz bardziej zaintrygowana, lecz również urzeczona. Początkowo naprawdę bałam się, że po raz kolejny rozczaruję się historią - bo okaże się ona zbyt przewidywalna albo też przesłodzona... A jednak zostałam zaskoczona niezwykle pozytywnie i tym samym "Przepisy na miłość i zbrodnię" śmiało mogę dołączyć do moich ulubionych książek. Zacznę może od wątku kryminalnego, bo można by rzec, że wokół niego toczy się większość akcji. Dawno nie sięgałam po żadną książkę tego gatunku, dlatego też podeszłam do tego ze spokojem. Jednak ani przez chwilę nie domyśliłam się kto mógł stać za morderstwem młodej kobiety. Pojawiało się mnóstwo nowych tropów, bohaterów, którzy mogli być w jakiś sposób powiązani z ofiarą i wiele nieprzewidywalnych zwrotów akcji, że wprost nie mogłam się od tej książki oderwać. Głównie ostatnie sto stron nabrało totalnego tempa pod względem ilości niespodzianek i do samego końca pełna napięcia czekałam na wielki finał. Jednak w tej książce, jak już napisałam, pojawia się wątek miłosny. Jest on przedstawiony nawet w dwóch przypadkach i każdy z nich przypadł mi do gustu. Zostało to zrobione tak subtelnie, że czytając właśnie te fragmenty, aż cieplej się robiło na sercu. Autorka pięknie pokazała czym jest prawdziwa miłość i że tak naprawdę często boimy się tego uczucia, lecz zawsze powinniśmy zaryzykować i otworzyć swoje serce. Co więcej, podjęty został tutaj także problem kobiet, które są bite przez swoich mężów, co dodatkowo działa na plus, jako że o takich sprawach według mnie powinno się pisać o wiele częściej.
Jednak to, co szczególnie mnie urzekło to klimat, jaki bije od tej książki. Uwielbiam, gdy autor potrafi przenieść mnie w wyobraźni do miejsca, w którym rozgrywa się cała akcja. Czytając książkę Sally Andrew czułam się tak, jakbym była tuż obok bohaterów w tej malowniczej Afryce. Miałam momentami wrażenie, że siedzę sobie na werandzie z główną bohaterką, spoglądam na sawannę i popijam orzeźwiającą lemoniadę... Zdecydowanie klimat Małego Karru został przedstawiony fantastycznie, dzięki czemu chociaż na chwilę mogłam się tam przenieść. Co więcej, sporo jest tutaj o gotowaniu. Maria uwielbia to robić, a że pełni też rolę narratorki, dużo miejsca poświęca swoim przepisom. Robi to w taki sposób, że czytając kolejne rozdziały, mimowolnie miałam ochotę upichcić coś równie pysznego (jak np. genialne ciasto czekoladowe). Mam jednak nadzieję, że uda mi się to zrobić, bo tak, Moi Drodzy, na samym końcu książki znajdziecie przepisy na dania, o których mowa w książce. Tym samym autorka jeszcze bardziej u mnie zaplusowała.
Bohaterowie natomiast są barwni i nie sposób ich nie polubić. Bardzo związałam się z Marią. Miałam wrażenie, że mogłaby być moją krewną - chociażby jakąś dalszą ciocią (swoją drogą zwrot "tannie" oznacza właśnie ciocię), u której chętnie spędzałabym czas, mogąc w dodatku spróbować tych wszystkich pyszności, jakie przygotowywała. Również barwną postacią była Jessie. Myślę, że z taką osobą bez wątpienia bym się dogadała i odnalazła w niej swoją bratnią duszę w postaci dobrej przyjaciółki. Hattie także zyskała moją sympatię, podobnie jak policjant Henk. Natomiast i tak najbardziej zabawny duet stworzyli Anna i Dirk. Stąd też autorka świetnie wykreowała swoje postaci.
Podsumowując, "Przepisy na miłość i zbrodnię" to książka niezwykła począwszy od stylu, jakim posługuje się autorka, a który sprawia, że czyta się tę historię w mgnieniu oka, poprzez barwnych bohaterów, świetne zwroty akcji, a skończywszy na wspaniałym klimacie całej powieści. Co więcej, czytając ją, czytelnik ma szansę przeżyć ogrom emocji - momenty grozy przeplatają się z ogromną dawką poczucia humoru, które niejednokrotnie sprawiło, że wybuchałam głośnym śmiechem. Jest to też jednak opowieść, jaka sprawia, że robi się ciepło na sercu, a w myślach przenosi się do Małego Karru. Dodając do tego wszystkiego jeszcze piękną okładkę (aż żałuję, że czytałam książkę w wersji elektronicznej), to już w ogóle nic dodać, nic ująć. Polecam Wam z całego serca sięgnięcie po tę lekturę - nie zawiedziecie się.
Tannie Marii kocha gotować i swoją pasje łączy z pracą. Gotowanie jedzenie to jej życie, pasja i hobby. Pisze dla "Gazety Małego Karru". Po pewnych zmianach w gazecie Tannie Marii zaczyna doradzać ludzią w życiowych problemach. Wtedy odkrywa, że potrafi znaleźć lekarstwo na kłopoty miłosne niemal każdego.
Nie mogła jednak zapobiec tragedi, która wstrząśneła całą społeczność. Tannie Mari angażuje się w tą sprawę bardzo emocjonalnie. Wraz z współpracownikami postanawiają znaleźć sprawcę na własną rękę i tym samym sami są w niebezpieczeństwie.
Główna bohaterka jest osobą po przejściach, życie jej nie rozpieszczało a po trudnym małżeństwie nie dawała sobie szans na szczęście. W momencie gdy poznaje krzystojnego komisarza wpada jak śliwka w kompot.
Po przeczytaniu paru zdani zdawać by się mogło, że będzie to typowa kobieca książka, pełna miłości i radości. Ale tak naprawdę jest to kryminał a dokładnie mówiąć kulinarny kryminał.Trzyma w napięciu i nie daje czytelnikowi tak łatwo rozwikłać zagadki