Bezkompromisowa inspektor Helen Grace powraca w wyśmienitym thrillerze "Powiedz, panno, gdzie ty śpisz". W dzielnicy czerwonych latarni ginie mężczyzna. Zabójca jest bezlitosny. Ciało jest okaleczone, a na miejscu zbrodni brakuje serca… Parę godzin później serce ofiary zostaje dostarczone żonie i dzieciom przez kuriera. Zaczynają ginąć kolejni mężczyźni. Helen Grace ponownie będzie musiała stawić czoło seryjnemu mordercy, mimo własnych problemów osobistych.
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2015-10-07
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 432
Po "Ene, due, śmierć" miałam duże oczekiwania związane z kolejną pozycją autora.
Na plus można zaliczyć szybko toczącą się akcję, krótkie zdania i rozdziały, co sprawiało, że ksiązkę bardzo szybko się czytało. Jednak brutalność i bezwględność spracy, jej motywacje i przypadkowe rozwiązanie sprawy, rozczarowały mnie jako czytelnika. Policja działa w tej książce w sposób opieszały, daje się wodzić za nos prostytutce, zajmuje się wzajemnymi oskarżeniami i kopaniem dołków pod członkami, jakby nie było, jednego zespołu, który chyba tylko w zamyśle ma tworzyć wspólny front przeciwko sprawcy. Helen Grace jakaś taka niewyraźna po śmierci siostry morderczyni, snuje się za jej synem i straciła całą tajemniczość z pierwszego tomu.
Przeczytane:2018-08-11, Ocena: 4, Przeczytałam,
„Powiedz panno gdzie ty śpisz” M.J. Arlidge’a to kryminał, który jest częścią cyklu. Jego główna bohaterką jest policjantka Helen Grace – przyznam, że jej postać jakoś mnie nie zachwyciła. Miałam wrażenie, że autor za wszelka cenę stara się stworzyć obraz oryginalnej osoby i przenikliwej śledczej, a wyszła mu jakaś dziwna hybryda kobiety pełnej sprzeczności, lęków i traum, której postępowanie nie zawsze można logicznie wytłumaczyć…
„Powiedz panno gdzie ty spisz” jest drugim tomem, o czym nie wiedziałam, kupując książkę. Pierwsza nosi tytuł „Ene, due, śmierć” (trzeba przyznać, że autor ma talent do wymyślania intrygujących tytułów – właśnie tytuł sprawił, że kupiłam drugi tom). Może właśnie dlatego, że pierwszej części nie czytałam, świat Helen Grace nie za bardzo mnie porwał. No i nie sądzę, abym sięgnęła po pierwszą część, bo klimat tworzony przez autora akurat do mnie nie przemawia. Chociaż nie znaczy to, że książka mnie znudziła – po prostu nie miałam w trakcie lektury tego pragnienia, żeby przeczytać „jeszcze tylko jeden rozdział”, które w efekcie zmienia się w całonocne czytanie 😊
Przede wszystkim – spodobał mi się pomysł, pewne odwrócenie często wykorzystywanego motywu prostytutek zabijanych przez seryjnego mordercę – tutaj mamy zbijanych seryjnie klientów prostytutek – na dodatek, wszystko wskazuje na to, że zabija ich… właśnie prostytutka. Nie poprzestaje jednak tylko na zabiciu ofiary – wycina zabitym serca i wysyła je – do ich rodzin lub przyjaciół czy współpracowników.
Ciekawie było przeczytać książkę, w której ofiarami są mężczyźni – co nie znaczy, że nie spotkamy tutaj cierpienia kobiet. Jest go aż za dużo – i to nie tylko w związku z żonami, które opłakują śmierć swych małżonków…
M.J. Alridge wprowadza nas w świat prostytucji, handlu ludźmi, wojen alfonsów i uzależnienia od narkotyków. To świat brudny i pełen przemocy. Choć sposób, w jaki autor go opisał, nie do końca mnie przekonał – trochę zbyt schematyczny, przewidywalny, jak zresztą cały świat przedstawiony w tej powieści: szefowa - karierowiczka, dziennikarka - pijawka, policjantka z problemami, czy meżczyzna skrywający wynaturzenia pod maską świętobliwości.
Tym, co w tej książce było najbardziej nieprzewidywalne – to opis naszych rodaków 😊 Nie wiem, kto był konsultantem Arlidge’a do spraw Polski, ale albo nie lubi pisarza, albo nie przyłożył się zbytnio do swojej pracy. Albo też Arlidge sam wymyślił imiona swoich bohaterek – wyjątkowo „polskie”: jak jeszcze rozumiem rodowód imienia Agneska, to już Alexia Louszko czy Edina brzmią dość egzotycznie 😊 Że już nie wspomnę o ostatnich słowach pewnego polskiego marynarza, które zostały poprawione przez tłumacza: w oryginale autor użył napisanego po polsku słowa „g…”, gdy w kontekście aż się prosiło o jakże uniwersalne staropolskie „k…”. W każdym razie Anglia Arlidge’a roi się od polskich prostytutek…
Osobom, które zechcą sięgnąć po tę książkę, radzę przeczytać najpierw część pierwszą – bo bardzo dużo tutaj odniesień do niej, no i wiele emocji, przeżyć i lęków bohaterów ma związek z wydarzeniami opisanymi właśnie w „Ene, due, śmierć”.
Jak wspomniałam – książka mnie nie zachwyciła, chociaż nie miałam pokus, by ją odłożyć i nie dokończyć. Chciałam się przekonać, kim jest prostytutka – zabójczyni i jakie są jej motywy (wyjaśnienie mnie zaskoczyło). Jednak sposób, w jaki autor konstruuje swój świat wydał mi się zbyt schematyczny i oparty na różnych uprzedzeniach czy stereotypach.