Piękno bez konserwantów

Ocena: 4 (7 głosów)
Fotografie przedwojennych elegantek olśniewają. Żyły niemal przed stuleciem, a przecież prezentują się często lepiej niż my same! Mają pięknie wypielęgnowane dłonie i perfekcyjnie ułożone fryzury. Ich cera promienieje. Aż trudno w to uwierzyć.

Nasze prababcie nie miały do dyspozycji koszmarnie drogich smarowideł, palet do makijażu z dziesiątkami odcieni, przyborów do konturowania i hybrydowego manicure. A jednak posiadły sekret nieskazitelnej urody. Na czym on polegał?

Aleksandra Zaprutko-Janicka zaprasza czytelniczki w podróż po epoce naturalnego piękna. Po niezwykłym dwudziestoleciu, gdy damy zrzuciły gorsety, a zwyczajne żony i matki odkryły, że moda pozwala wyrazić własną niezależność. Z jej pomocą walczyły o godne miejsce w dotąd męskim świecie. "Piękno bez konserwantów" to opowieść o fascynujących czasach, ale też niezawodny poradnik dla dzisiejszych kobiet.

Jak przygotować w domu ekologiczny krem z najprostszych składników? Jak zapobiec wypadaniu włosów i zdrowo schudnąć? Co zrobić, by uniknąć wcierania w ciało toksycznych składników i ustrzec się przed drogimi, nieskutecznymi kosmetykami? Nasze prababki znały odpowiedzi na wszystkie te pytania. Teraz Ty też możesz zgłębić ich tajemnice.

Informacje dodatkowe o Piękno bez konserwantów:

Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2016-09-19
Kategoria: Historyczne
ISBN: 978-83-240-4163-3
Liczba stron: 288

więcej

Kup książkę Piękno bez konserwantów

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Piękno bez konserwantów - opinie o książce

Książka ciekawa, zawierająca wiele przydatnych dla nas współczesnych kobiet XXI wielku porad i ciekawostek dotyczących dbania o urodę. Kiedyś czytałam nagatywną opine o tej książce, ale po lekturze jestem miło zaskoczona. Ta krytyka była zbędna. Z niej dowiedziałam się wielu szczegółów w jaki sposób kobiety tamtego okresy dbały o urodę ( szczerze powiedziwaszy niektóre kosmetyki były niezbyt zdrowe, ale inne robione domowym sposobem można wykorzystywać do dziś dzień). jestem zazkoczona zachowaniem kobiet, które nawet w niebyt sprzyjających warunkach wyglądały dobrze. Teraz pewne często odpuściły. I to była fajne w książce. Takie pokazanie, że one wcale nie było od nas gorsze. 

Link do opinii
Serię "Ciekawostek historycznych" pokochałam już od pierwszej książki i choć ich tematyka jest bardzo rozbieżna za każdym razem czekam z niecierpliwością na kolejną. Właśnie dzięki tym pozycjom poznaję tematykę, o której w życiu bym nie pomyślała, że po nią sięgnę. Jednak jest dużo prawdy w tym, że co nas nie zabije to nas wzmocni, a w tym wypadku zachęci do zgłębiania czegoś co do tej pory omijaliśmy łukiem szerszym niż by wypadało. "Piękno bez konserwantów" wprowadza nas w arkana dbania o urodę w czasach naszych prababć i babć. W okres, gdy używało się tylko naturalnych składników. Ciekawym zabiegiem autorki jest umieszczenie w książce przepisów na maseczki, kremy czy kosmetyki kolorowe. Zawarte także wspomnienia kobiet z tamtych czasów są różne. Większość jest o tym jak dbały o urodę, ale niektóre ukazują nam jak walczyły w tedy o własną niezależność. Czym więc tak na prawdę jest ta pozycja? Poradnikiem? - nie do końca. Podręcznikiem? - też nie. Nie jest też książką stricte historyczną. Jest specyficzna mieszanką wszystkiego i robi na prawdę ciekawe wrażenie. Tyle, że pozycja ma też swoje wady i wyłapie to nawet laik w kwestii kosmetologii. To czym autorka chciała zabłysnąć czyli wstawieniem do publikacji zdjęć ukazujących rzekoma urodę tamtejszych kobiet zadziałało w moim mniemaniu na jej niekorzyść, Problemem jest fakt iż każda z tych fotografii przedstawia je w pełnym makijażu, który jak wiemy w tamtych czasach jeśli był wykonywany to w postaci maski, a w tym układzie nie ma szans na dojrzenie naturalnej kobiecej urody. Myślę też, że jesteśmy świadomi, że już w tedy za makijażem aktorek, modelek czy piosenkarek stał cały sztab profesjonalistów odpowiedzialnych za ich wygląd i tylko metody mieli inne niż ci dzisiejsi. Ja sama dowiedziałam się z pozycji niewiele gdyż te nieliczne informacje jaki Aleksandra zawarła w pozycji znam od mojej babci mimo, że sama jesteś (chyba? ;) ) jeszcze dość młoda. To czego mi brakuje to dodania przez autorkę faktu, że na wizytę u kosmetyczek czy innych podobnych miejsc było stać nieliczne kobiety. Następną kwestią są przepisy. Zaprutko-Janicka napisała, że wiele z nich przetestowała na własnej skórze, ale nie dodała które. Jako, że przyznała iż nie ma wykształcenia ani wiedzy o chemii czy kosmetologii to czy podane przez nią receptury na pewno przyniosą korzyści, a w najgorszym wypadku będą neutralne dla naszego zdrowia? Osobiście wolę jednak poszukać nawet jeśli starych to jednak sprawdzonych przepisów. Mimo to całą pozycję czyta się przyjemnie i szybko, a autorce należy się uznanie za chęć stworzenia czegoś innego i niecodziennego. Cieszę się, że samo zgłębianie tematu było dla Aleksandry przyjemnością i zabawą. Sama chciała bym jeszcze jednej, ale lepszej i przede wszystkim dogłębniej poruszającej niektóre tematy pozycji. Mimo pewnych wad i niedociągnięć polecam kobietom sięgnięcie po tą książkę, bo warto.
Link do opinii
Avatar użytkownika - barwinka
barwinka
Przeczytane:2016-10-09, Przeczytałam,

Kiedy rok temu zobaczyłam zapowiedź publikacji "Okupacja od kuchni"wiedziałam, że muszę koniecznie przeczytać ten tytuł. Fascynował mnie temat, którego podjęła się pisarka, a po lekturze wiedziałam, że to był strzał w dziesiątkę. Równie wielkie zainteresowanie zdobyło u mnie "Piękno bez konserwantów". Interesowało mnie, jak pisarka podeszła do tematu i czy udało się jej wyciągnąć esencję przedwojennych zabiegów. Teraz, po lekturze tej pozycji, mogę podzielić się z moimi przemyśleniami. 
"Piękno bez konserwantów" to pozycja dość niezwykła: połączenie historii i przepisów, co bardzo ciężko zakwalifikować do jednego gatunku. W poprzedniej książce autorki przepisy na wojenne jedzenie również się pojawiały, mam jednak wrażenie, że tam były uzupełnieniem, tu grają zaś równorzędną rolę do wspomnień i opisów pielęgnacji. 
Czytając tę pozycję odkrywałam jak bardzo zmieniło się pokolenie międzywojenne. Kobiety wyszły ze swoich ról, zaczęły aktywnie pracować, a to zmieniło ich życie, ale również zmusiło do zmian codzienności. Ubranie, włosy, a także pielęgnacja ciała i makijaż, przeszły przemianę. Był to również okres, w którym powstawało coraz więcej firm kosmetycznych i pielęgnacyjnych. Jedne z nich upadały, inne do dziś znajdziemy na półkach w naszych łazienkach i toaletach. 
Kobiety stawały się wyzwolone, pozwalały sobie na coś, co było nie do pomyślenia jeszcze kilka, kilkanaście lat wcześniej, w czasach młodości ich rodziców i dziadków. Znikały gorsety, długie pukle włosów lądowały na ziemi, a twarz, często za przykładem gwiazd filmowych, stawała się o wiele wyraźniejsza, a momentami wręcz przerysowana. Jak to wszystko wpływało na pielęgnację i makijaż? Muszę przyznać, że opisy mazideł, które kobiety bardzo często wytwarzały w domach, lekko mnie przeraziły. Nie chodzi tu wcale o ciężkie i niebezpieczne metale, niezwykle niezdrowe dla zdrowia i życia, a raczej o czas wytworzenia takich produktów i poświęcenie, które temu towarzyszy. Oczywiście nie każdy specyfik potrzebował aż tyle czasu, przecież do dziś używamy do pielęgnacji ciała sposobów naszych babć i mam, jednak niektóre z nich były skomplikowane i potrzebowały pewnej dozy zdolności. 
Ta książka potrafi zaskoczyć. Niezwykle ciekawy wątek drogerzystów i drogerzystek, którzy posiadali własny wydział studiów zmusił mnie do zmiany podejścia do tego zawodu. Kiedyś był niezwykle szanowany, a wiedza, potrzebna aby w nim pracować wymagała wysiłku i poświęcenia. Wielokrotnie odkrywałam również przepisy które do dziś, lekko zmodyfikowane, pamiętam z dzieciństwa. 
Książka podzielona jest na działy pod względem części ciała: twarz, włosy, ręce... do każdego rozdziału przyporządkowana jest historia zmian, a także przepisy, które można zrobić w domu, choć potrzeba do tego wytrwałości i dużo chęci. Przepis na mydło, preparaty pozwalające pozbyć się trądziku, czy nawilżyć zbyt przesuszone włosy, to tylko jedne z wielu, które tu znajdziecie. 
Tego typu publikacje czyta się z zainteresowaniem. Autorka zrobiła bardzo dogłębne badania w dziedzinie pielęgnacji ciała w przedwojennej Polsce, co owocuje książką bogatą w ciekawe, niespotykane, ale i zaskakujące wiadomości. Tego typu lektury są ciekawą formą odkrywania przeszłości, dodatkowo pozwalają porównać kobietom, jak dbały o siebie wcześniejsze pokolenia i ile nie raz poświęcały na to czasu i energii. To lektura dla każdego, kto lubi tego rodzaju publikacje.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Violetkove
Violetkove
Przeczytane:2018-11-29, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2018,

Jeśli chodzi o przepisy na kosmetyki, to się zawiodłam. Ale za to historia dbania o urody w przedwojennej Polsce jest fascynująca! W okresie międzywojnia kobiety chodziły do salonów piękności ,regulowały brwi, farbowały włosy, malowały paznokcie, goliły nogi i robiły wiele innych zabiegów pielęgnacyjnych, o których w czasie PRL-u jakby zapomniano. Urzekły mnie rękawiczki z dziurkami na paznokcie - by móc pochwalić się nowym lakierem. Książka pełna jest ciekawych rycin, zdjęć, reklam z tych lat, które doskonale wzbogacają i umilają lekturę. 

Link do opinii
Avatar użytkownika - Mamut
Mamut
Przeczytane:2018-06-29, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2018,

W dworze ziemiańskim zamieszkałym przecież przez dużo osób, zużywano mydło na potęgę. Zdecydowanie taniej niż zakupy, wychodziło samodzielne go przygotowywanie. I dziś też wracamy do domowego robienia mydeł:) W zasadzie niewiele nowego dowiedziałam sie z lektury tej książki i z większością zagadnień spotkałam się już wcześniej, ale czytało się przyjemnie.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Anna_Valerious
Anna_Valerious
Przeczytane:2018-06-10, Ocena: 3, Przeczytałam, 52 książki 2018,

Wyobrażając sobie lata przedwojenne (już nawet nie wojnę, bo ona rządzi się swoimi prawami), mam przed oczami mniejsze dbanie o higinę niż dzisiaj, stosowanie bardzo dziwnych i niebezpiecznych specyfików, jeden krem NIVEA do wszystkiego... ogólnie niezbyt fajny zarys. Po lekturze biografi Maxa Factora (który jest tutaj również wspomniany) wiedziałam, że kosmetyki, takie jak płynny podkład, istnieją dłużej niż mogłabym się spodziewać, jednak przed oczami miałam Amerykę, ewentualnie Francję, z pewnością nie pozostającą pod zborami Polskę. Moja babcia wspominała czasem, że chodziła do fryzjera, dażyła niezrozumiałą dla mnie miłością pończochy (które potrafiła nosić nawet w największy upał, nigdy nie widziałam u niej gołej nogi) i rajstopy, nigdy nie nosiła spodni, zawsze spódniczki za kolano, miała też nietypowe nawyki, np: zawsze kiedy wyskoczył mi pryszcz, biegła po ocet... Upływ czasu jej nie oszczędził, dlatego miałam wrażenie, że kiedyś stawiano tylko i wyłącznie na naturalność. Moja babcia przecież nie znała nawet depilacji, a jej podejście do pewnych spraw było dla mnie niezrozumiałe...

 

Ta książka pokazuje, że dział kosmetyków był już wtedy rozbudowany, że znano coś więcej niż kostkę mydła i szampon. Szminki do ust, powiek, oczy (czyli dzisiejsze "cienie"), perfumy w pięknych flakonikach, a po I wojnie zaczęła prosperować chirurgia plastyczna, na którą ja osobiście (szczególnie w tamtych czasach) nigdy bym się nie zdecydowała. Jednak oprócz tego, że coś w tamtych czasach istniało, najbardziej zaskoczyły mnie listy składników potrzebnych do wyrobu niektórych kosmetyków w domu. Często pojawiał się łój, czy smalec, ale też dostrzec można (o ile te przepisy nie zostały zmodernizowane) oliwę z oliwek, czy olej kokosowy. 

 

Pozycja ciekawa, chociaż nie sprawiająca, że chciałabym się dowiedzieć więcej. Dużo przepisów, porad. Dość krótka, połowę miejsca zajmują zdjęcia specyfików i reklam. Rażącym niedopatrzeniem jest dla mnie również pomylenie narodowości Baty, w książce jest napisane, że był polskim producentem obuwia (nie wiem, czy to błąd autorki, czy niedopatrzenie w późniejszych etapach). Był Czechem!

Link do opinii
Avatar użytkownika - Justyna641
Justyna641
Przeczytane:2017-07-07, Ocena: 4, Przeczytałam,
Inne książki autora
Okupacja od kuchni
Aleksandra Zaprutko-Janicka0
Okładka ksiązki - Okupacja od kuchni

W Polsce w czasie okupacji głód był powszechny, lecz budził w Polakach niesamowite pokłady kreatywności. Pustym brzuchom próbowano zaradzić gotując praktycznie...

Dwudziestolecie od kuchni
Aleksandra Zaprutko-Janicka0
Okładka ksiązki - Dwudziestolecie od kuchni

Mężczyźni pomogli im odzyskać dla Polski niepodległość. Ale to one zapewniły Rzeczpospolitej przetrwanie. Kraj wyniszczony wojną, jakiej świat jeszcze...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy