Olaf Larsson to dobrze sytuowany i zajmujący wysokie, kierownicze stanowisko w międzynarodowej korporacji singiel. W jego życiu brakuje miejsca na poważny związek. Liczy się jedynie praca. Wkrótce jednak jego życie zaczyna diametralnie się zmieniać za sprawą jednej z podwładnych – młodej mężatki, Izabelli.
Wydawnictwo: Oficynka
Data wydania: 2018-06-22
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 374
Tytuł oryginału: Pan Idealny
Język oryginału: polski
Jeżeli szukacie tutaj wielkiego bum i nie wiadomo jakiego romansidła to niestety muszę Was rozczarować. Niemniej jednak książka jest świetną obyczajówką z dodatkiem romansu co na jesienne popołudnie naprawdę sprawi wiele radości.
Początek w sumie był dla mnie lekko trudnawy. Zaczynamy poznawać naszych bohaterów, co wiąże się z dość solidnym opisem internetowego światka, opierającego się głównie na technologiach IT, o których nie specjalnie mam pojęcie. Na całe szczęście Autorka zadbała o to, by cały specjalistyczny żargon był zrozumiały dla takiego szaraczka jak ja. W razie potrzeby na poszczególnych stronach książki są odnośniki do tłumaczenia, które jest zupełnie wystarczające dla nas zwykłych ludzi. Całość głównie kręci się wokoło firmy IT oraz naszej pary. Gdzieniegdzie pojawiają się bohaterowie drugoplanowi, aczkolwiek większym zainteresowaniem można obdarzyć jedynie przyjaciółkę Izabelli, która w sumie też jakiejś szczególnej roli nie odgrywa. Sama Iza jest dla mnie niestabilna uczuciowo. Tutaj tyran mąż, zasady wpojone przez babcię i wrażenie, że tak ma być, a z drugiej buntowanie się, że jednak chyba jest coś nie tak. Takie zawieszenie i strach przed byciem samotną, paraliżował ją, mimo tego co działo się w jej życiu. Chwilami miałam ochotę kazać jej popukać się w głowie lub zawołać 'Ej! Ogarnij się! Nie bój się iść do przodu”. Znowuż Olaf wydał mi się zbyt mocno związany z pracą. Mimo stanowiska, mimo pieniędzy, mimo tego wszystkiego co się ma osiągając wyższy szczebel zatrudnienia, odniosłam wrażenie, że jest taki zbyt.... no właśnie, idealny :) Końcówka zaskakuje najbardziej – ja zbierałam opadniętą szczękę z podłogi. Co jak co, ale takiego rozwiązania to ja się za Chiny Ludowe nie spodziewałam :)
Autorka zabrała mnie w całkowicie obcy świat, jakim jest informatyka i programowanie. Poznajemy historię Olafa i Izy. On przyjeżdża do Polski, aby poprawić wyniki jednej z firm, w której pracuje ona. Romans, problemy w firmie, kłopoty rodzinne, choroba. Akcja pełna zawirowań i oryginalne zakończenie, które pozostawia czytelnika w zawieszeniu.
Na wstępie muszę napisać, że jest to świetny debiut bardzo młodej osoby. Autorkę poznałam osobiście i odniosłam wrażenie, że sama jeszcze nie do końca uwierzyła w to, że ta książka jest sukcesem.
Dla osób poza branży informatycznej, mającej nikłe pojęcie o języku programowania, html-u i innych zawiłościach informatycznych, pewne słowa, takie jak kliker, czy tester mogą się wydać obce. Nie przeszkadza to jednak w zaangażowaniu się w ciekawą fabułę.
Autorka w bardzo realistyczny sposób opisała pracę ludzi w korporacji, wszelkiego rodzaju podkopy czy przepychanki między ludźmi w takich miejscach jak ogromne biurowce, należące do wielkich koncernów. Ludzi, którzy zamiast współpracować ze sobą – rywalizują.
(…) To jakieś komunikacyjne bagno i arena, na której każdy za wszelką cenę chce pokazać, że jest lepszy i mądrzejszy. To nie jest zespół. To tylko zbiór indywidualności. (…)
Książka napisana jest prostym językiem, chociaż nie brakuje w nim wielu typowo korporacyjno-informatycznych zwrotów. A bardzo realistycznie brzmiące dialogi z pewnością są dużym plusem wplecionym w fabułę.
Oprócz tej twardej korporacyjno-informatycznej mowy, autorka funduje czytelnikowi również łagodne, wręcz poetyckie opisy miejsc, czy ludzkich zachowań.
(…) Znów wtopiła się mocno w jego ramiona i zamknęła oczy. Czas na chwilę stanął w miejscu, a zimny, służbowy gabinet zamienił się w lekki, puchowy obłok zawieszony na błękitnym niebie. (…)
Ta opowieść to nie jest zwyczajny biurowy romans. To spotkanie dwóch ludzi szukających w życiu czegoś innego niż normalność. Główna bohaterka, kobieta zamężna tkwi z toksycznym związku niby miłości, a główny bohater niby szuka miłości, ale tak naprawdę boi się stabilizacji. Ona tkwiąca w związku jak w złotej klatce, przy mężu, który jest typem pana i władcy, nie potrafiącym otoczyć jej czułością, ucieka w ramiona tego, który jej tę czułość daje jak na wyciągniętej ręce. Moim zdaniem to świetnie ukazane studium osobowości kobiety, tkwiącej w takim toksycznym związku, a jednocześnie bojącej się ten związek zakończyć. I chociaż nie polubiłam Izabelli, to coś mnie do niej przyciągało. Może to solidarność kobieca? A może współczucie?
Praca w korporacji, to często samotność na własne życzenie. Awans, wysokie stanowisko powodują często odosobnienie, bo ludzie nie potrafią czuć się przy takiej osobie swobodnie. Boją się jej, jej reakcji, zachowania czy władzy.
Autorka jednak bardzo pięknie opisała zależność między tym, co jest, a co może być. Czasami trzeba stracić coś cennego, aby zyskać coś cenniejszego. Jak często poświęcając się pracy zawodowej ludzie niszczą poczucie własnej wartości na gruncie rodzinnym, prywatnym, przyjacielskim. Rozpoczynają „wyścig szczurów” depcząc po drodze wszystko to, co najcenniejsze w życiu, czyli miłość, zaufanie do drugiego człowieka czy piękno, jakim może być wewnętrzny spokój. Czasami wszystko idzie gładko jak po maśle, zanim skończy się jeden etap, już szczęśliwym zbiegiem okoliczności zaczyna się kolejny. Ale są takie sytuacje w życiu, które potrafią bardzo zaskoczyć i… trudno się z nimi pogodzić.
Fabuła książki zaskakuje i bulwersuje, ale najbardziej niespodziewane i szokujące jest jej zakończenie. Musiałam dwa razy je przeczytać, żeby przekonać się, czy czegoś wcześniej nie pominęłam.
Nie zdradzę czy książka kończy się happy endem czy dramatem. Polecam tę lekturę ku refleksji. Niby temat sztampowy, bo romans w pracy, on przystojny i bogaty, ona nieszczęśliwa w związku pada w jego ramiona, ale… między tym jest coś jeszcze. Coś nie standardowego, coś co pozwoli na ten romans spojrzeć inaczej. Pozwoli poznać osobowości ludzi, którzy niby są tacy sami jak wielu, a jednak inni.
Bardzo chciałabym, aby autorka napisała kontynuację, bo dla mnie ta historia się jeszcze nie skończyła. Zapewne taki był zamysł autorki by pozostawić czytelnika z wielką niewiadomą, ale ja nie lubię takich zakończeń. Lubię proste, może czasami zbyt przewidywalne, ale realne zakończenia.
Polecam tę powieść zarówno paniom jak i panom i trzymam kciuki za kolejne książki tej autorki, bo uważam, że jak na debiut to jest ona idealna i na wysokim poziomie wiedzy nie tylko informatycznej.
Przeczytane:2021-04-18,
Są takie książki, które sprawiają, że po ich przeczytaniu mam w głowie setki, jak nie tysiące pytań. Z jednej strony lubię takie powieści, ale z drugiej wprawiają mnie one później w pewien zastój czytelniczy, bo moje myśli wciąż krążą wokół tejże pozycji. Doskonałym przykładem takiego procederu jest książka Anny Dolatowskiej, jaką miałam okazję niedawno przeczytać. O tym, dlaczego Pan idealny to dobra historia, opowiem w tej recenzji.
Olaf to mężczyzna zajmujący wysokie stanowisko w jednej z najlepiej rozwijających się firm. Jest również singlem, gdyż na stałe związał się ze swoją pracą. W jego życiu nie ma miejsca dla kobiety i dla miłosnych uniesień. Kiedy Olaf zostaje przeniesiony do filii w Poznaniu, jego nastawienie gwałtownie się zmienia. Na jego drodze staje pewna mężatka - Izabella, która już niedługo zawróci mu w głowie. Jednak czy ta relacja będzie miała szanse na powodzenie?
Pierwszy rozdział wprawił mnie w dość niemiłe zaskoczenie. Wydawał mi się on napisany dość surowo i “płasko”, czego szczerze nie lubię. Jednak im dalej posuwałam się w lekturze, tym coraz łatwiej przychodziła mi lektura tej powieści i zdałam sobie sprawę, że autorka specjalnie napisała tę książkę w taki sposób - oddała dzięki temu surowy klimat Skandynawii i przypomniała mi, że rzeczywiście, skandynawscy autorzy również piszą w podobny sposób. Dlatego tutaj moja mała prośba - jeżeli pierwszy rozdział też Was odrzuci, to nie poddawajcie się i spróbujcie chociaż poznać kilka następnych stron.
Główna bohaterka, czyli Izabella, niestety nie do końca przypadła mi do gustu. Wzbudziła moją irytację swoją naiwnością i brakiem stanowczości, co w jej przypadku bardzo by się przydało. Jednak tu po raz kolejny doszłam do wniosku, że postać ta została celowo przedstawiona w taki właśnie sposób. Nie zmienia to faktu, że nie polubiłam się z tą bohaterką i raczej nie chciałabym mieć z taką osobą do czynienia. Natomiast jeśli chodzi o Olafa, czyli głównego męskiego bohatera tej historii, to również nie wzbudził on zbyt wielu moich ciepłych uczuć, ale wypadł w moich oczach zdecydowanie bardziej pozytywnie.
Styl pisania Anny Dolatowskiej jest dobry i ciekawy, tak jak wspomniałam wyżej, jest on również dość surowy, więc nie każdemu to przypadnie do gustu. Historia, jaką przedstawiła w tej książce, jest również bardzo ciekawa, choć na pierwszy rzut oka wydaje się dość zwyczajną i nudnawą obyczajówką. No i w pewnym stopniu rzeczywiście tak jest, ale wprowadzenie elementów i wątków z zakresu pracy w korporacji oraz tematu programowania (i różnych innych rzeczy z tym związanych) sprawia, że książka ta przestaje być tą zwykłą powieścią obyczajową. Oczywiście bardzo mnie to cieszy i sprawia, że tej powieści dam wyższą ocenę.
Zakończenie jest bardzo zaskakujące, więc przez to nie mogę napisać, że Pan idealny to historia całkowicie zła. Ma ona swoje wady, ale znacznie więcej jest tych dobrych stron. Jeżeli szukacie takiej książki jednocześnie zwykłej, ale i takiej dość nieoczywistej – ta powieść może przypaść Wam do gustu.