Rodzinny wehikuł czasu
Gdy obecni dorośli byli dziećmi, świat wyglądał zupełnie inaczej! Dziś trudno w ogóle wyobrazić sobie, jak 50 lat temu możliwe było życie bez telefonów, Internetu, drukarek i telewizji dostępnej przez całą dobę. Dlatego warto wspólnie wybrać się w fascynującą podróż do czasów, gdy ci, którzy dziś są dorośli, biegali w krótkich spodenkach i dyndali do góry nogami na trzepaku, a ich marzeniem było zdobyć oranżadę w proszku!
Dlaczego godzina 19.00 była dla każdego dziecka najważniejszą porą dnia? Czy gumy Donald za trzy tysiące złotych to dobry interes? Po co spacerować po ulicy z papierem toaletowym na szyi? Dlaczego mandarynki jedliśmy tylko na święta?Niezwykłe historie i ciekawostki z czasów, gdy rodzice i dziadkowie byli mali, inspirowane fanpage'em Krótka Historia Jednego Zdjęcia, który śledzi prawie 150 000 osób.
Paulina Laura Tyczkowska - dziennikarka telewizyjna i promotorka książek, które kocha. Tak jak seriale kryminalne, obrazy Hoppera, dawne czasy i swoją wszędobylską córkę Zofię. Po godzinach fotografuje i pije herbatę ze szklanki z metalowym koszyczkiem.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2021-11-10
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 200
Język oryginału: polski
Sodówka wypita w cieniu kolorowego parasola smakuje fantastycznie! Gorzej ze szklankami, które należały do sprzedawcy i były tylko pospiesznie opłukiwane wbudowanym w urządzenie wodotryskiem dla kolejnego klienta.
"Na trzepaku zawsze jest super. Robię dużo fikołków, a ostatnio to nawet ósemkę! Po obiedzie pójdziemy na oranżadę i watę cukrową. A potem będzie poniedziałek i trzeba będzie spakować tornister do szkoły."
Przyznam, że z wielką przyjemnością przeczytałam tę książkę i odbyłam jakby cudowną podróż w przeszłość. Zresztą nie tylko ja, w połowie lektury dołączył do mnie mąż, więc wróciliśmy raz jeszcze do samego początku. No, a po południu, gdy pojawiły się wnuki w naszym domu, ponownie zaczęliśmy przeglądanie kartek tej książki. Tak właściwie początkowo to kupiłam ją z myślą o dzieciach, lecz stwierdziłam, że zostawię ją sobie. Przecież dzieci mogą z niej korzystać gdy tylko będą chciały...
"Opowieści z trzepaka" to jakby album przeznaczony do oglądania i czytania z dziećmi i wnukami. Bardzo pięknie wydana książka, w twardej oprawie, zszyte kartki, więc się nie rozleci, nawet podczas wielokrotnego użytkowania nawet przez młodsze dzieci. Już kolorowa okładka przyciąga wzrok a w środku również barwnie i wesoło. Zresztą ja nie do końca uważam, że czasy PRL-u były tylko szare. Moje dziecięce wspomnienia z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych pamiętam jako beztrosko i radośnie spędzony czas a poza tym uważam, że kolorów nam (dzieciom) nie brakowało.
Przeglądanie wspomnień autorki przeplataliśmy z mężem swoimi przeżytymi chwilami z tamtych minionych lat i wyszło nam popołudnie pełne wspomnień, bo nasze dzieci również dodawały swoje wspomnienia z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nawet był pomysł na ponowny przegląd albumów rodzinnych, ale odłożyliśmy to na ferie.
"Sodówka wypita w cieniu kolorowego parasola smakuje fantastycznie! Gorzej ze szklankami, które należały do sprzedawcy i były tylko pospiesznie opłukiwane wbudowanym w urządzenie wodotryskiem dla kolejnego klienta."
To zawsze był stały punkt wizyty w Olsztynie. Nawet gdy nie chciało się pić, to zawsze mama musiała kupić mnie i bratu po szklance wody z sokiem malinowym. To był rarytas, lecz później, gdy mówiono na tę wodę z saturatora "gruźliczanka" (z powodu szklanek wielokrotnego użytku), jakoś przestałam mieć na nią ochotę..., później w domu pojawiła się butla zwana syfonem, za pomocą której sami mieliśmy sodówkę. A co ciekawe, to historia jakby zatoczyła koło, bo ponownie są teraz urządzenia do robienia wody sodowej, nazywane ekspresami...
"Trzeba przyznać, że na tle innych szarych i ponurych podręczników elementarz Falskiego bardzo się wyróżniał. Oczywiście za sprawą kolorowych ilustracji, które obrazowały świat właśnie taki, jaki otaczał uczące się z niego dzieci."
Co prawda, mój Elementarz dawno gdzieś przepadł, lecz kupiłam kiedyś swojemu młodszemu synowi a teraz korzysta z niego jego córka. Myślę, że to była naprawdę bardzo dobra książka do nauki czytania. Służyła przez kilkanaście lat i przechodziła z ręki do ręki, a już moje dzieci nie mogły korzystać z tych samych książek, bo każde z nich miało inny podręcznik, zmieniano je niemal co rok. Tak jest zresztą do dzisiaj, zbyt dużo rozmaitych wydań, tylko nie wiem po co?
Nie będę przytaczać wszystkich wspomnień z tej książki, gdyż powinniście sami do niej zajrzeć, lecz wspomnę jeszcze, że jest tu przepis na blok czekoladowy..., no a o wracającej modzie już nie wspominam.
Na koniec dodam, że ta książka to wspaniały pomysł na prezent nie tylko dla dzieci, lecz nawet dla starszych, którzy sobie chętnie powspominają dzieciństwo i młodość.
Jeśli lubicie wspomnienia i podróże do minionych czasów to ta książka jest dla Was!
Kiedyś do dobrej zabawy wystarczyło niewiele: sznurek i okrągła szpulka tworzyły kultowe jo-jo. Można było nim kręcić godzinami, co jednak wymagało skupienia i zręczności.
Więcej