Długo wyczekiwana powieść autorki bestselleru "Drzewo migdałowe".
Cztery różne osoby. Jedna historia o ojczyźnie i miłości ponad podziałami.
Sara zostaje wypędzona z Rosji z powodu żydowskiego pochodzenia. Próbuje ułożyć sobie nowe życie w Palestynie. Pracując jako pielęgniarka, poznaje lekarza, Yousefa. Na drodze ich miłości stają różnice w pochodzeniu i narastający konflikt palestyńsko-izraelski.
Ameer mieszka w obozie dla uchodźców w Libanie. Udaje mu się wyjechać do USA, gdzie rozpoczyna nowe życie jako naukowiec. Wciąż jednak ścigają go echa przeszłości.
Rebeka, osiemnastoletnia Żydówka, sprzeciwia się złemu traktowaniu arabskich społeczności przez jej rodaków. Zrywa ze swoim despotycznym narzeczonym. Nie spodziewa się jednak, jak straszne mogą być tego konsekwencje.
Ich losy łączą się, tworząc przejmującą opowieść - podróż przez pokolenia i kontynenty, historię o tej samej ziemi po obu stronach konfliktu.
Sara i Yousef, Rebeka i Ameer rozumieją, że na ich oczach tworzy się historia ich narodów, traum i nadziei wspólnoty. Mają jednak wybór. Bezpieczeństwo i szczęście nie pochodzi z grodzenia się, z lęku, ale jedynie z otwarcia się, odwagi rozumienia. Nie ma ziemi niczyjej, ale nikt nie ma też jej na własność. Jedyny sposób, żeby przestać się ranić podziałami społecznymi, to podzielenie się - zarówno ziemią, jak i uczuciem.
Karolina Sulej, pisarka i dziennikarka Wysokich Obcasów
Serdecznie polecam tę pełną nieoczywistych treści książkę wszystkim, którzy jak ja lubią cieszyć się popołudniami spędzonymi na niespiesznej i uważnej lekturze.
Magdalena Kuydowicz, TVN Style
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2018-07-04
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 413
Tytuł oryginału: Bride of the Sea
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Monika Wiśniewska
Co do tej książki nie miałam żadnych oczekiwań. Nie wczytywałam się w opis. Na portalu lubimy czytać zobaczyłam opinię i uznałam, że ją przeczytam, mimo że to nie mój gatunek i nie odnajduję się za bardzo w historii obcych krajów. Byłam podekscytowana zawartością książki i zdecydowanie mnie zaskoczyła. To petarda emocjonalna, obok której nie można przejść obok obojętnie.
Pierwszy raz czytałam książkę o tematyce konfliktu palestyńsko-izraelskiego i nie miałam o nim dużej wiedzy, nie miałam pojęcia, że działy się tam okropne rzeczy. Dochodziło do bezwzględnych mordów. W pewnym momencie przestawali się liczyć inni ludzie, a zaczął własny egoizm. Jednak zdarza się miłość, która nie zwraca uwagę na poglądy, miejsce zamieszkania, religię. Wtedy ona odgrywa najważniejszą rolę. Jednak czy można z kimś być, jeśli rodacy są przeciwko temu?
"Oblubienica morza" to bardzo przejmująca opowieść. Dzieje się ona w latach trzydziestych i u schyłku XIX wieku. Książka nam ukazuje, że konflikty nie maleją, a wciąż niosą spustoszenie. Autorzy dali nam na tacy bombę emocjonalną. Opowieść jest wstrząsająca. Ogromnie targały mną emocje. Ukazała przed nami piękną miłość, która jest ponad podziałami, ponadczasowa. Jeśli już się wie, że taka książka istnieje, nie można przejść obok niej obojętnie.
Jeśli chodzi o bohaterów, bardzo dobrze wykreowani. Mieli swoje rozterki, wątpliwości. Są ludzie dobrzy i źli, właśnie tacy byli w tej powieści. Jeśli osoba była dobra, to nie była ona podkolorowana. Akcja powieści dotyczyła losów czterech głównych bohaterów, jednak nie zabrakło również postaci drugoplanowych, które odgrywały ważne role.
Książka bardzo mi się podobała, łatwo ją zrozumieć, bo autorzy mają lekki styl pisania. Książki się nie czyta, a wręcz pochłania. Ukazuje trudne życie i konflikty pomiędzy ludźmi. Granice były i są nadal. Często ludzie nie zwracają uwagi na czyjeś zachowanie, charakter, a jedynie narodowość. Nie mogłam oderwać się od tej powieści. Przysparza wielu emocji, a także rozterek. Nie widzę w niej żadnych wad. Dla mnie po prostu genialna.
Pozdrawiam
Za możliwość przeczytania dziękuję www.czytampierwszy.pl
Miłość ponad podziałami
Kilka lat temu Michelle Cohen Corasanti zadebiutowała jako pisarka "Drzewem migdałowym"; jej powieść zebrała morze zachwytów i pozytywnych recenzji. Kiedy po czterech latach pojawiła się kolejna książka, której współautorką jest Corasanti, postanowiłam brać ją w ciemno, bo chociaż nie przeczytałam "Drzewa migdałowego", to przecież tyle osób nie może się mylić. Spod pióra tej autorki muszą wychodzić historie wartościowe, wzruszające i zmuszające do refleksji, prawda?
Niestety nie. Treść książki przypomina szkolne wypracowanie złożone ze zdań prostych, których czytanie bardzo szybko staje się monotonne i męczące. Opisy to najczęściej wymienianie po przecinku kolejnych elementów krajobrazu lub wyglądu bohaterów.
“Przejeżdżaliśmy przez region żyznego splendoru – strumienie, doliny i zbocza skąpane w morzu kwiatów, winnice i sady. Rosły w nich figowce, granatowce i drzewka pomarańczowe. Oprócz nich znajdowały się tutaj gaje oliwne. Wzgórza przecinał zielony patchwork pól uprawnych. Zboże poruszało się na wietrze. Gdy jechaliśmy górską drogą, mieliśmy wrażenie, że kierujemy się ku chmurom”. (s. 143-144)
I tak przez całą powieść. Może przeczytanie tych kilku zdań nie wydaje się ciężkim zadaniem, jednak możecie mi wierzyć – przeczytanie ponad czterystu stron napisanych takim jednostajnym, monotonnym stylem, było naprawdę trudną przeprawą. Nieumiejętność tworzenia opisów, to nie jedyny niedostatek w warsztacie autorów. W powieści nieustannie przewijają się te same zwroty: o zapachu pomarańczy, zapachu mięty i niezliczonych dreszczach, kiedy stykały się dłonie, lub spotykały spojrzenia zakochanych – tak banalne i naiwne, że trudno było nie zgrzytać zębami w trakcie lektury.
“Odwróciłam się i moim oczom ukazał się najpiękniejszy mężczyzna, jakiego było mi dane widzieć – faliste, kruczoczarne włosy, szmaragdowe oczy i cudowna oliwkowa cera. W tej chwili musiałam się skupić wyłącznie na zdobyciu tej pracy. Uroda nieznajomego nie miała dla mnie znaczenia.” (s.31)
“Miałem wrażenie, że jesteśmy tutaj sami. Że nie istnieje nic oprócz nas dwojga. (…) Zetknięcie naszych dłoni wyzwoliło ogień w moim ciele.” (s. 161)
“W odpowiedzi objęła ręką moją dłoń, a mnie przez ciało przebiegł dreszcz”. (s.165)
“Ująłem jej delikatną, drobną dłoń, a kiedy trzymałem ją sekundę czy dwie dłużej, niż powinienem, przez ciało przebiegł mi dreszcz.” (s.259)
Uwierzcie, dreszcze pojawiają się w tej powieści nieskończoną ilość razy, podobnie jak inne wyświechtane teksty. Problem słownego napuszenia i pretensjonalności nie dotyczy jedynie opisów. W "Oblubienicy morza" bohaterowie nie rozmawiają. Oni przemawiają. Recytują kwestie, które są tak egzaltowane i odrealnione, że dość szybko stają się ciężkostrawne.
“- Ameer, dzisiaj zrobiłeś pierwszy krok ma drodze do sukcesu. Pozostań głodny. Pozostań silny. Nie przestawaj iść przed siebie. Ludzie będą cię próbowali przewracać. Rozczarujesz ich, kiedy znowu się podniesiesz. Wierz w siebie. Miej wielkie marzenia. – Dziadek uniósł wysoko głowę. – Nigdy się nie poddawaj. Spełniaj swoje marzenia. (s. 64)
“(…) Przez wiele lat dusiłem w sobie gniew. Początkowo jedyne, o czym byłem w stanie myśleć, to zemsta. Ta nienawiść by mnie zabiła. W końcu dotarło do mnie, ze są dobrzy Żydzi i źli Żydzi, tak samo jak są dobrzy Palestyńczycy i źli, tak jak wszyscy inni ludzie – oświadczył. – Jedyną osobą, którą krzywdzisz, nienawidząc ich, jesteś ty sam.” (s.127)
Trudno mi ocenić, kto ponosi odpowiedzialność za tak nieudany ostateczny kształt powieści – autorzy czy tłumaczka (Monika Wiśniewska). Ponieważ "Drzewo migdałowe", które było tłumaczone przez Dorotę Dziewońską, jest oceniane bardzo wysoko, mogę domniemywać, że w tym przypadku tłumaczenie mogło przyczynić się do tego, że powieść okazała się zwyczajnie słaba. Tłumaczeniu nie można jednak przypisać błędów, które pojawiają się w powieści. Chociaż daje się wyczuć, że duet pisarzy zrobił rozeznanie w kwestii kultury, obyczajów czy potraw, to jednak autorzy bardzo często wplatali pozyskane informacje w treść powieści nieudolnie, co sprawiało, że dialogi o instrumentach, potrawach lub polityce brzmiały sztucznie i wymuszenie.
Niestety w powieści pojawiły się również błędy, na które trudno przymknąć oko: szybko rozprzestrzeniający się pożar winorośli w przededniu zbiorów (może się mylę, ale owocujące winorośle nie wydają się zbyt łatwopalne); jeden z bohaterów, który jest sparaliżowany, nie może samodzielnie oddychać, ale może mówić (jak? – nie wiadomo); przewijający się do znudzenia pierścionek z diamentem o szlifie princessa, który miał być pierścionkiem zaręczynowym w latach trzydziestych (po matce, sic!), podczas gdy sam szlif powstał w latach sześćdziesiątych/osiemdziesiątych XX wieku (historia jubilerstwa zna dwa szlify o tej nazwie). Wiem, być może to czepialstwo, ale w momencie, gdy styl i historia są nie do przełknięcia, zaczynam skupiać się na szczegółach, a wtedy bardzo często wychodzą merytoryczne niedociągnięcia.
Jedynym pozytywnym aspektem "Oblubienicy morza", jest poruszona tematyka konfliktu, który od dziesiątek lat toczy się na terytorium Palestyny i uświadomienie czytelnikom, że chociaż dla wielu z nich echo drugiej wojny światowej już dawno przebrzmiało, na świecie ciągle istnieją getta, w których odizolowani ludzie żyją w warunkach uwłaczających człowieczeństwu. Rozumiem, co autorzy chcieli osiągnąć swoją powieścią. Rozumiem, jak ważne jest uświadomienie, że nie ma złych narodów i nacji, a jedynie źli ludzie. Ważne jest zmaganie z uprzedzeniami i stereotypami, a jedyną rzeczą, o którą warto walczyć jest miłość. Rozumiem to wszystko, jednak nie ma takiego tematu, poruszanego problemu, który mógłby obronić źle napisaną książkę. Zdaję sobie sprawę, że istnieją czytelnicy, którzy skupiają się na historii, a nie sposobie w jaki jest opowiedziana, czytelnicy, którzy ponad styl przedkładają opisane emocje, ja jednak do nich nie należę. Doceniam przesłanie powieści, ale nie treść i rozwiązania fabularne, których nie powstydziliby się scenarzyści telenowel.
Jesteś zły, bo praca cię męczy, bo dzieci dają w kość, a rachunki wciąż rosną. Irytują cię korki na ulicy, kolejki do kas i wiecznie niezadowolone urzędniczki. W końcu dochodzisz do wniosku, ale masz... ciężkie życie. Ale czy aby na pewno? Po lekturze tej książki dojdziesz do wniosku... że spotkało cię wielkie szczęście!
Świat małej Sary rozpadł się na drobny mak. Wczoraj była córką poważanego przedsiębiorcy, dziś razem z ojcem ucieka z kraju, by skryć się w obozie dla uchodźców. Sara jeszcze do końca wszystkiego nie rozumie, ale szybko i brutalnie przekonuje się, że bycie żydówką przysparza jej więcej wrogów, niż przyjaciół. A jednak próbuje w tym brutalnym świecie znaleźć dla siebie miejsce. W podobnej sytuacji jest Ameer, mieszkaniec obozu dla uchodźców w Libii. Czy jego bystry umysł wystarczy, by wyciągnąć rodzinę z piekła? A gdzieś pośrodku tego wszystkiego błąka się Rebeka, której ludzka krzywda i niesprawiedliwość nie pozwalają na wiedzenie wygodnego życia. Jednak czy jedna dziewczyna jest w stanie cokolwiek zmienić?
Temat uchodźców dość niedawno był bardzo medialną kwestią. Wszystko, co obce budzi strach, a zagrożenia nigdy nie da się w pełni uniknąć. „Oblubienica morza” to książka, która w jakiś sposób wpisuje się w ten dialog, zabierając głos w sposób niezwykle emocjonalny. Autorki nie odnoszą się do bieżących wydarzeń. Historia, którą opisują dzieje się w przeszłości, jednak problemy w niej poruszone pozostają niestety bardzo aktualne. I mówiąc przeszłość, wcale nie mam na myśli zamierzchłych czasów, ale wydarzenia minionej epoki. Fabuła prowadzona jest dwutorowo w latach 30 i 90. Zwłaszcza ten drugi okres, to sytuacja bardzo świeża i wciąż niezwykle bolesna.
Emocje, przede wszystkim emocje oraz bardzo trudne refleksje. Powieść bardzo mocno „uderza” w kwestie człowieczeństwa, niezwykle wyraźnie i w sposób niepozostawiający złudzeń prezentuje sytuacje uchodźców. Czy w powieści pojawiają się w związku z tym dylematy moralne? Tylko w niewielkim zakresie. W większości sytuacji podział na dobro i złe jest skrajne oczywisty, a zachowanie wybierane przez chwilowych zwycięzców oburza i szokuje.
Ciąg dalszy na: http://www.recenzjenawidelcu.pl/2018/07/oblubienica-morza.html
Z jednej strony wzruszająca historia, a z drugiej trochę brakuje w niej głębi. Czytało się dość szybko i lekko, pomimo okropnej sytuacji w obozach wysiedleńców...
Kolejna, po "Drzewie migdałowym", książka autorki sprawiła mi ogromny zawód. Szczerze mówiąc mam spory problem z oceną tej książki. Potencjał był spory, ale szansa na dobrą książkę nie została, w moim odczuciu, wykorzystana. Konflikt izraelsko - palestyński to nośny temat, tutaj został ujęty dość stronniczo i powierzchownie. To, co było zaletą, to epizody pokazujące jak sytuacja na danym terenie odbija się na życiu poszczególnych osób, że konflikt polityczny, na szczeblu państwowym dotyka zwykłych ludzi. I to jest najmocniejsza strona tej powieści, wiele dylematów i nieszczęść, wiele tragedii widzianych z różnych stron. Wątek miłosny otarł się tutaj o jakieś harlekiny... Bleee... Nie wiem, czy autorka miała taki zamiar, czy też nie udało jej się pokazać piękna miłości bohaterów. Hm... było to żenujące. Poza tym całość napisana jest prostym, niewymagającym językiem, chwilami dość pretensjonalnym (jak tanie romansidło), czyta się błyskawicznie. "Drzewo migdałowe" było zdecydowanie lepsze, bardziej wysmakowane i na nieco wyższym poziomie. Szkoda...
„Oblubienica morza” to opowieść o dwóch światach, o miłości ponad podziałami, trudnych wyborach i krzywdach wymierzanych człowiekowi przez drugiego człowieka.
Sara wraz z ojcem uciekają z Rosji do Palestyny, ich żydowskie pochodzenie nie ułatwia im startu w nowym miejscu. Dzięki kontaktom sprzed straty majątku, ojciec Sary otrzymuje pracę u dawnego kontrahenta, Omara Sultana, a Sara zostaje zatrudniona jako pomoc przy umierającej żonie Omara, Fatimie.
Yousef, syn Omara i lekarz, opiekuje się umierającą matką. Kiedy orientuje się, że jego myśli zajęła pielęgniarka matki, wzbrania się przed gorącym uczuciem z obawy przed związkiem z Żydówką.
W innych czasach, w obozie dla palestyńskich uchodźców, żyje Ameer. Pomimo wszelkich trudności jakie napotyka każdego dnia, udaje mu się wyjechać do Stanów Zjednoczonych, aby zrobić doktorat i kontynuować badania naukowe.
Rebeka jest młodą, bogatą dziewczyną, która po pobycie w Jafie wraca do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotyka Ameera.
"Gwałtowność George’a zaszokowała mnie. Nie sądziłem, że naprawdę wierzy, iż miłość potrafi pokonać wszystkie przeszkody. Jak mógł być tak naiwny? Moi rodzice nigdy nie zaakceptują żydowskiej synowej po tym wszystkim, co Żydzi zrobili naszej rodzinie. – Przestańmy marzyć, George. Zastanówmy się, ale tak na poważnie. Żydówka i Palestyńczyk jako bratnie dusze? To mogłoby pogwałcić prawo ciążenia. – Zaśmiałem się sucho."
„Oblubienica morza” opowiada o wiecznym konflikcie pomiędzy Żydami i Palestyńczykami. Nie tylko o konflikcie zbrojnym, ale przede wszystkim jak wpływa on na życie zwykłych ludzi, takich jak my. Szczęśliwie żyję w czasach, gdy na terenie, gdzie mieszkam nie toczy się wojna. Ale na świecie ludzie prowadzą wiele wojen. Codziennie giną ludzie, niszczone są miasta, nieodwracalnie niszczony jest świat. Świat, o który powinniśmy dbać. Tymczasem brak porozumienia pomiędzy Żydami i Palestyńczykami doprowadza do koszmarów dnia codziennego wielu ludzi. Część z nich, tak jak Ameer mieszka w obozach dla uchodźców. Znam ten temat tylko z telewizji, więc ciężko ustalić co jest prawdą, a co tylko dobrze sprzedającym się newsem. Wiem jedno, wojna nie może przynieść nic dobrego. Z wojny wychodzą tylko przegrani. W powieści znajdziemy wiele elementów życzeniowych, ale spór pomiędzy tymi narodami jest tak mocno zakorzeniony w historii i emocjach, że w tej chwili żadne gorące uczucie tego nie zmieni.
"Życie wdepcze cię w ziemię, jeśli mu na to pozwolisz. Ale musisz się nauczyć podnosić po każdym ciosie. Tak właśnie robią zwycięzcy."
Ważny, trudny temat, który skłania do myślenia nad tym do czego zdolni są ludzie. W imię czego? Władzy? Wyższości? Racji?
Czy warto?
Książkę przeczytałam dzięki Czytampierwszy.pl i punktom tam zgromadzonym.
Sara z ojcem zostają wypędzeni z Rosji z powodu swojego żydowskiego pochodzenia. Przenoszą się oni do Palestyny i tam też próbują odbudować sobie życie na nowo. Nasza bohaterka pracuje tam jako pielęgniarka, gdzie poznaje lekarza Yousefa. W młodych rozkwita miłość. Miłość, która jest zagrożona ze względu na pochodzenie i konflikt palestyńsko-izraelski.
Kolejna historia tyczy się Ameera, który przebywa w Libanie w obozie dla uchodźców. Pewnego dnia udaje jego się wydostać do USA, gdzie zostaje naukowcem. Jednak mimo swej przeprowadzki nie czuje się on w pełni usatysfakcjonowany.
Rebeka, młoda Żydówka, która sprzeciwia się złemu traktowaniu innych ludzi. Ludzi, ktorzy różnią się nacją. Pod wpływem tego oto zachowania zrywa z swoim despotycznym narzeczonym, jednak nie liczy się z konsekwencami.
„Oblubienica morza” to książka, która opowada różne hisotorie ale każda wzajemnie jest ze sobą czymś powiązana. Są to historie o utracie, tęsknocie i miłości, między podziałami. Sara - traci matkę, Yousef - swoją miłość, Rebeka - wiarę w najbliższe otoczenie, natomiast Ameer zyskując wykształcenie traci rodzinę. Żadna z tych historii nie jest łatwa. Książka jest naprawdę smutna, gdyż opowiada o podziałach, uświadamia nam problemy z jakimi borykają się ludzie, chwilami jest naprawdę brutalna. Ale to właśnie sprawia, że jest wyjątkowa i szczera. Pozwala nam ona szczerze otworzyć oczy, a z czasem sami zaczynamy dochodzić do pewnych wniosków. Mimo smutku z niej płynącej, książka jest pełna nadziei. Polecam ją każdemu, może wpłynie ona na rozumowanie nie jednego człowieka i będzie nam się żyło znacznie lepiej, niż dotychczas :)!
W książce "Oblubienica morza" poznajemy historię czterech osób. Pierwszą z nich jest Sara, która uciekła z Rosji z ojcem po tym, jak jej matka została zamordowana ze względu na żydowskie pochodzenie. Dziewczyna znalazła pracę w domu Palestyńczyków i poznała tam Yousefa, którego niespodziewanie pokochała. Trzecią osobą jest Ameer, który mieszkał z rodziną w obozie dla uchodźców w Libanie. Dzięki swojej wiedzy i pracy chłopak zdobył szansę lepszego życia. Wyjechał do USA, ponieważ jego nauczyciele widzieli w nim ogromy potencjał. Ostatnią już postacią jest rówieśniczka Ameera - żydówka Rebeka. Dziewczyna pozostawiła na wschodzie swojego despotycznego chłopaka i uciekła do rodziców. Pewnego dnia w domu jej rodziców spotyka Ameera, który bardzo ją intryguje...
Akcja książki została rozbita w czasie i poznajemy zmagania ludzi na przestrzeni lat. W tym samym czasie dostrzegamy losy Sary i Yousefa, którzy pochodzili z dwóch innych światów. Na pierwszym miejscu stała wiara, która ich dzieliła, a także rodzina, która nie była w stanie zgodzić się na związek osób różnych wyznań. Następnie przenosimy się kilkadziesiąt lat w przód i poznajemy zmagania Ameera, który nie może pogodzić się z nieszczęściem panującym nad jego rodziną, a także Rebekę, która nie może zrozumieć zła panującego na świecie. Obie młode kobiety postanowiły w pewnym stopniu spełnić swoje marzenia i udowodnić światu, że nie są od nikogo zależne. Niestety wiara i tradycja otoczenia była w tym przypadku wielką przeszkodą...
Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że bardzo podobały mi się kreacje wszystkich bohaterów. Każdy z nich wnosił coś cudownego do powieści. Doceniam ich za odwagę oraz za ogromną chęć do życia, mimo wszystkich przeszkód. Czytelnik zyskuje dodatkowe wrażenia, dzięki temu, że akcja została rozbita w czasie. Można uzmysłowić sobie jak zmieniło się podejście do życia na przestrzeni lat, albo czy pewne stereotypy nie zostały zachowane mimo upływu czasu...
Ludzie dążą do pokoju na świecie. Organizowane są różne akcje, mające na celu zwalczenie złej sytuacji w danym zakątku świata. Informacje przekazywane nam przez media społecznościowe przedstawiają nam fakty życia codziennego z miejsc oddalonych od nas o tysiące kilometrów i nie zawsze przejmujemy się nimi. Żyjemy i ekscytujemy się tymi zdarzeniami tylko chwilowo, bo przecież zaraz będą kolejne nowości. Przeciętny człowiek przyjmuje te fakty, ale samodzielnie nie jest w stanie nic zrobić. A zło panuje nadal.... Dzięki historii przedstawionej w "Oblubienicy morza" nie jesteśmy biernymi obserwatorami, ale przenosimy się w środek ludzkiego piekła. Czujemy się jakbyśmy byli w danym zakątku, znali bohaterów i patrzyli na ich cierpienie. Ta powieść, to podróż w czasie i skłonienie nas do refleksji. Dzisiaj nie wyobrażamy sobie życia bez bieżącego dostępu do wody czy sytuacji, kiedy rodzina zabroniłaby nam związku z ukochanym, a nawet była w stanie ukryć nas przed nim...
Autorzy poruszyli same ważne tematy. Głównym wątkiem jest sprawa dyskryminacji człowieka ze względu na wiarę i kultywowane tradycje. Problem ten sprawiał wiele przykrości od wielu wielu lat i niestety sytuacja tylko niezmiernie się poprawiła. Aktualnie również zdarzają się zabójstwa na tle religijnym i śmierć ponosi wiele niewinnych osób. Kolejną sprawą jest poziom egzystencji ludzi. Prawda jest taka, że ten, który nie ma nic, jest w stanie podzielić się z innym bardzo chętnie, a ten, który ma dostatek będzie skąpił i niechętnie utrzymywał kontakty z uboższymi. Pieniądze rządziły światem i rządzić będą. Historia opowiada również o ogromnej miłości do bliskich, sile poświęcenia, a także pragnieniu zapewnienia lepszego życia rodzinie. To tylko kilka z wątków, które uzmysłowiają nam jakie życie jest okrutne i że to wszystko zależy od ludzi i ich egoizmu.
Bardzo serdecznie polecam Wam "Oblubienicę morza". Emocje przemawiają przez tę opowieść już od pierwszych stron. Osobiście pokochałam czwórkę głównych bohaterów i doceniałam każdy ich czyn. Jeżeli chcecie oderwać się od lekkich obyczajówek i sięgnąć po fabułę przepełnioną życiowymi problemami, to ta pozycja jest dla Was. Czasami warto zrezygnować z użalania się nad codziennymi sprawami i odłożyć na bok narzekanie. Takie historie idealnie uzmysławiają, że nasze życie jest piękne i powinniśmy całym sercem doceniać to co mamy i co wywalczyli dla nas przodkowie.
Przeczytane:2018-12-06, Ocena: 4, Przeczytałam,
To powieść historyczna jakich wiele. Jest zakazana miłość, wojna, bohaterowie stojący po dwóch stronach barykady, okrucieństwo i niesprawiedliwość. Ale w czy w takich książkach potrzebna jest oryginalność?
"- Nie jest syjonistką. Powiedział, że w bolesny sposób poznała prawdę, taki, którego nigdy nie zapomni."
Czworo bohaterów żyjących w różnych latach i w różnych etapach wojny. Każde boryka się z uprzedzeniami. Dzieli ich wszystko, wiek, status materialny, miejsce urodzenia. Jednak łączy miłość i odwaga, pokazując co tak na prawdę powinno być ważne.
"Ja byłam skłonna sprzeciwić się życzeniom moich rodziców względem mojej przyszłości. Nie wiem, czy on także."
Pomijając historyczny aspekt konfliktu, który tutaj jest pokazany trochę mało obiektywnie, książka pokazuje jak bardzo w świecie brakuje empatii i szacunku do drugiego człowieka. Co gorsze bierze się to z nie tyle z własnego poglądu, co z przekonań lidera, przywódcy. Historia jest pełna takich przykładów i wydaje mi się, że takie książki mają nam pokazać błędy, przez które cierpią ludzie tacy jak my.
"Naprawdę zaczynałam doceniać kulturę Ameera, w której skromność była formą sztuki, a kobieta kimś więcej niż obiektem seksualnym."
Jest to książka trudna w treści, mimo że napisana łatwym i przystępnym językiem. Czytało mi się ją bardzo szybko, wciągała od pierwszej strony. Wszystkie powiązania były bardzo umiejętnie dozowane, przez co końcówka była bardzo smutna, przejmująca mimo to pełna nadzieii. Autorzy bardziej skupili się na ogólnym pokazaniu sytuacjii niż na kreowaniu postaci, które są delikatnie schematyczne. Jednak element zaskoczenia i "płynięcie" przez lekturę równoważą te minusy. Czy polecam? Zdecydowanie tak, chociaż uważam, że warto skupić się tu na przekazie książki niż na tle historycznym.
Za egzemplarz i możliwość przeczytania dziękuję portalowi czytampierwszy.pl