"Mój dobry anioł opiekun mówił mi kiedyś, że tylko dzieci nie grzeszą - wszyscy dorośli są grzeszni, jedni mniej, drudzy bardziej... Ale za jakie grzechy tak okrutne kary...?
To początek - nim dojdzie do końca, nikt nie pozostanie przy życiu...
W moim mózgu przetaczały się różne wyobrażenia dalszego życia.
Prawdę powiedziawszy, niewiele wiedziałem. Dałem upust dziecięcej fantazji. Jedynym marzeniem był powrót do domu, do mamy, czekającej, aż wróci ojciec. Nie mogłem przewidzieć, co się ze mną stanie. Poza tym, co się stało, nic nie było pewne, a z tym, co się wydarzyło, nie mogłem się pogodzić. Miałem do siebie żal o swój wiek.
Luty 1940 roku. Dworzec w Warszawie. Na oczach Alfreda Zajdorfa, wówczas jedenastoletniego żydowskiego chłopca, hitlerowcy dokonują egzekucji jego ojca. Zrozpaczonego i zagubionego sierotę ratują Polacy.
Wspomnienia Alfreda Zajdorfa są świadectwem swoistego wtapiania się w okupacyjną rzeczywistość ówczesnej Warszawy, przyspieszonego dojrzewania, nabywania umiejętności kamuflażu. Autor z fotograficzną precyzją opisuje życie warszawskiego półświatka misternie powiązanego z okupantami, kolaborantami i polskim podziemiem niepodległościowym. Nie brakuje też opisów haniebnych praktyk szmalcowników, ludzi bez skrupułów żerujących na nieszczęściu Żydów ukrywających się w Warszawie. Przed takimi ludźmi Alfred Zajdorf był chroniony przez Polaków.
"Nie święci..." są wspomnieniami bardzo cennymi, ponieważ ubywa naocznych świadków tamtych czasów. Ponadto są wyrazem wdzięczności dla wcale niemałej grupy Polaków, którzy z narażeniem życia swojego i swoich bliskich ratowali prześladowanych Żydów.
Jacek Wójciak
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2011 (data przybliżona)
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 496
Tytuł oryginału: Nie święci...
Język oryginału: Polski
Tłumaczenie: Brak
Ilustracje:Nie
Przeczytane:2023-01-21, Ocena: 4, Przeczytałam, Żydzi, Holokaust , 45 książek w 2023 , Dzieci w czasie II wojny światowej ,
Luty 1940 rok
Żydowski jedenastoletni chłopiec był świadkiem zabójstwa własnego ojca na dworcu w Warszawie. Zabili go Niemcy, chłopiec przez jakiś czas tułał się po dworcu, potem pomogli mu dobrzy Polacy z Warszawy, zamieszkał z nimi, zajmował się roznoszeniem gazet, kradł, a nawet pracował jako goniec w domu publicznym...
Następnie, gdy zrobiło się bardziej niebezpiecznie przeniesiono go na lubelszczyznę na wieś, tam był m.in. stajennym, pastuchem krów...
Jak widać młody Alfred musiał bardzo szybko dorosnąć, radził sobie naprawdę dobrze, był grzecznym chłopcem, słuchał się dorosłych, szanował starszych. Myślę, że te wszystkie cechy pomogły mu bardzo przetrwać.
Autor z niezwykłą pamięcią opisuje wszystko co przeżył jako młody chłopiec, jak żył codziennie ze strachem, że zostanie odkryte to, że jest Żydem.
"Ciekawy jestem, kim ja jeszcze będę, nim ta wojna się skończy. Jak do tej pory miałem już różne zawody, imiona i nazwiska. Byłem gazeciarzem, doliniarzem, gońcemw burdelu, czyli chłopakiem od wszystkiego, stajennym; teraz czeka mnie nowy zawód - pastuch krów, bez psa".