Ingrid i Jan są małżeństwem z dwudziestopięcioletnim stażem. Mieszkają w pięknym domu w Oslo, mają dwóch dorosłych synów i poczucie stabilizacji, zarówno życiowej jak i zawodowej. Prowadzą spokojne życie do czasu, kiedy Jan nawiązuje romans z trzydziestoczteroletnią Hanne. Dla niej odchodzi od żony. Zdradzona i opuszczona Ingrid przeżywa załamanie nerwowe i musi nauczyć żyć się od nowa. Jan dochodzi do wniosku, że oficjalny związek z młodą kochanką nie cieszy go już tak jak kiedyś romans. Również Hanne stwierdza, że nie tego dla siebie pragnęła, czuje się głęboko rozczarowana i oszukana.
Nie, po prostu nie to powieść o egzystencjalnej wściekłości i życiowych frustracjach w dobie konsumpcjonizmu i globalizacji, widzianych z perspektywy zarówno pokolenia trzydziesto-, jak i pięćdziesięciolatków.
Jest przepełnioną gorzkim humorem - jak w Dniu świra - opowieścią o utraconych marzeniach, poczuciu życiowego niespełnienia i zmęczeniu codziennością. Jak piszą norwescy recenzenci, Nina Lykke napisała bezlitosną satyrę na nasze życie, w której czytelnik widzi siebie do tego stopnia, że nie wie, czy się śmiać, czy płakać.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2018-09-19
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: Nei og atter nei
Nie po prostu nie to powieść ironiczna, boleśnie pokazująca prawdę. Zdrada widziana jest z perspektyw 3 bohaterów: Ingrid, Jana, Hanne. Dzięki temu można zrozumieć ich działania, postawy i decyzje. Smutna, chwilami nudna, ale skłaniająca do refleksji książka.
„(…) tak właściwie to mi się wydaje, że wszyscy tęsknimy za jakąś katastrofą, za falą powodziową, która zmyje wszystko do morza; w głębi duszy każdy z nas tęskni za taką falą do momentu, gdy ona faktycznie się pojawi. (…) Nie chodzi o to, że życzę sobie katastrofy, pragnę raczej, by coś zostało rzucone na szalę, bym mógł się wykazać, udowodnić, kim naprawdę jestem. Chce jakiejś zewnętrznej siły, jakiegoś zagrożenia.”
Zdecydowanie mogę się zgodzić z powyższym cytatem. Odczuwam czasami takie wrażenie, że jest po prostu za dobrze, to tylko pozorny spokój i na pewno coś się zaraz stanie. Nadejdą zmiany, trzeba będzie wyjść ze swojej strefy komfortu a co gorsza – podjąć jakąś decyzję. Jak to zrobić, czy zmienię coś w życiu na lepsze, czy lepiej jest i bezpieczniej trwać już przy tym, co znane i bezpieczne? Takie też pytania będą musieli zadać sobie bohaterowie książki Niny Lykke „Nie, po prostu nie”.
Ingrid i Jan to małżeństwo z dwudziestopięcioletnim stażem. Mają dwóch dorosłych synów, piękny dom w Oslo i wydawać się by mogło, że osiągnęli już stabilizację, zarówno w sferze uczuciowej, jak i zawodowej. Wszystko się jednak zmienia, gdy Jan nawiązuje romans z koleżanką z pracy trzydziestoletnią Hanne. Co prawda odchodzi od żony, lecz nie podejmuje kroku o rozwodzie. Tak właściwie to chce przekonać się, czego w życiu potrzebuje, waha się z poczucia obowiązku wrócić do żony, czy spróbować od nowa z Hanne. Dochodzi do wniosku, że na dłuższą metę oficjalny związek z kochanką nie cieszy go już tak jak dawniej romans. Ingrid, zdradzona i opuszczona żona, po opuszczeniu przez Jana przechodzi załamanie nerwowe, codzienne funkcjonowanie sprawia jej ogromną trudność. Jak nauczyć się żyć od nowa? W książce fabułę poznamy także z perspektywy Hanne. Młoda kobieta nie potrafiła ułożyć sobie życia, tłucze się po wynajmowanych mieszkaniach, zrywa związki z błahych powodów, lecz natarczywie poszukuje tego jedynego, któremu będzie mogła urodzić dzieci. Poznaje Jana i początkowo wszystko się układa po jej myśli. Ale co można myśleć o niezdecydowaniu Jana? Czy takiego związku pragnęła?
„Nie, po prostu nie” to gorzka opowieść o życiu widziana z perspektywy pokolenia pięćdziesięciolatków, jak i trzydziestolatków. Na początku zakładałam, że cała opowieść zostanie przestawiona tylko z perspektywy zdradzonej Ingrid, jednak czytelnik pozna całą fabułę także z perspektywy Jana i Hanne. Będziemy zagłębiać się z każdą stroną głębiej w ten miłosny trójkąt. Każde z bohaterów przejdzie metamorfozę, ale zdradzić Wam mogę, że tylko jedno z nich osiągnie upragniony spokój. Kto? Czy będzie to przechodząca załamanie nerwowe zdradzona Ingrid, która na co dzień odgrywała rolę przykładnej żony i matki, która czuje się winna wszystkich nieszczęść w rodzinie (uważa, że to przez nią podczas wojny wywieziono dziadka do obozu, przez nią matka popełniła samobójstwo) i która nie potrafi powiedzieć „nie”? A może Jan, który od bycia w związku woli mieć romans. To kryzys wieku średniego, czy może Jan tak naprawdę jeszcze nie dorósł? A co powiemy o Hanne? Teoretycznie rozbiła rodzinę, ale czy jest w związku z Janem szczęśliwa? Czy tak miało wyglądać jej szczęście?
Lekko nie jest, z każdą stroną książka przypomina bezlitosną satyrę na nasze życie, a jeśli pojawi się tu śmiech, to będzie to tylko śmiech przez łzy. Nasze łzy. Jak już wspomniałam każde z bohaterów będzie musiało podjąć bardzo ważne decyzje, a które z nich powie to tytułowe „nie, po prostu nie”? Jedno z bohaterów poczuje ulgę i zmieni swoje życie, a sposób, w jaki to zrobi jest zaskakujący. Zakończenie jest otwarte, sami możemy zdecydować, jak potoczą się losy bohaterów. Po prostu przeczytajcie książkę o straconych marzeniach, poczuciu życiowego niespełnienia oraz o zmęczeniu codziennością. Polecam.
Elin od wielu lat pracuje jako lekarz rodzinny. Jest sfrustrowana swoją profesją, hipochondrycznymi pacjentami przybiegającymi do niej z najdrobniejszymi...
Przeczytane:2018-12-04, Ocena: 4, Przeczytałam,
Wydaje się, że moment, w którym ludzie przyrzekają sobie przed ołtarzem, jest początkiem stabilizacji, swego rodzaju wielkim osiągnięciem i oznaką dobrego życia, które od tej pory może być już tylko sielanką. Przecież to wybrany spośród miliona facet i najcudowniejsza ze wszystkich kobieta – jak może być źle? Stajemy przed ołtarzem w przekonaniu, że nawet jeśli komuś z otoczenia nie udało się utrzymać związku, to na pewno nas to nie spotka. Wszystkich, ale nie nas. Przecież robimy to świadomie, kochamy tę drugą osobę, chcemy spędzić z nią resztę życia. Już nie przeszkadzają nam majtki rzucone na kanapę w salonie, przymykamy oko na wkładki zostawiane na środku łazienki, przestajemy zwracać uwagę na codzienne piwo (albo i pięć) po pracy, nogi na stole i swoje tyranie od świtu do nocy, byle obyło się bez awantury, że znów syf w domu.
W swojej najnowszej książce, o dość wymownym tytule Nie, po prostu nie Nina Lykke rozkłada na części pierwsze dwudziestopięcioletnie małżeństwo, zastanawiając się (albo może raczej diagnozując) kondycję wieloletniego związku. Ta powieść jest niczym innym jak niezwykle dosadnie przedstawionym obrazem tego, co niestety przychodzi nam obserwować wokół albo – jeszcze gorzej – czego sami jesteśmy głównymi bohaterami. Ingrid, Jan i Hanne dla mnie nie są wcale fikcyjnymi postaciami. To znajomi zza ściany, przyjaciele z dzieciństwa, koleżanki i koledzy z pracy. Niestety, bohaterami tego dramatu mogę być ja albo Ty. I to sprawia, że Nie, po prostu nieuderza czytelnika ze zdwojoną siłą.
Lykke skonstruowała swoją powieść w taki sposób, byśmy mogli poznać sposób myślenia każdego z trójki bohaterów. Dzięki temu łatwiej jest stworzyć ich charakterystyki. Robiąc to, szkicujemy charakterystykę pokolenia pięćdziesięcio- i trzydziestolatków. Jako trzydziestoczterolatka bardzo mocno wczytywałam się w to, co do powiedzenia na temat swojego postępowania ma Hanne, moja rówieśniczka. Pisarka za pośrednictwem swoich bohaterów serwuje nam swoistą kumulację: znudzenie życiem domowym, kryzys wieku średniego i klasyczny objaw psa ogrodnika. Wszystko sprowadza się do jednej prawdy: atrakcyjne jest to, co trudno zdobyć.
Powinien pozwolić Hanne przepłynąć obok siebie, tak jak stara mądra ryba pozwala na to kolorowej przynęcie. Ryba obwąchuje ją może przez chwilę, ale potem płynie dalej i jej nie rusza (…).
Nie, po prostu nie to powieść ironiczna, satyryczna, dla niektórych może wydawać się obrazoburcza, ale dla większości będzie po prostu boleśnie prawdziwa. Seks z przymusu, brak pragnień, stagnacja, znudzenie, brak zdecydowania, pragnienie akceptacji, tęsknota za czymś nieprzewidywalnym. Tę książkę można czytać ku przestrodze. Nie powiem, że jest to genialna lektura. Przyznam wręcz, że może wydawać się momentami nawet nieco monotonna, jednak odkrywa wiele prawd na temat nas samych. Nawet, jeśli wydaje nam się, że sprawa nas nie dotyczy.