Kolejny album ze znanego na całym świecie cyklu o Smerfach autorstwa słynnego twórcy Peyo, a następnie jego kontynuatorów.
Papa Smerf znów wybiera się w jedną ze swych dalekich podróży, choć powinien już wiedzieć, że zawsze, gdy go nie ma, beztroskie niebieskie skrzaty wpadają w kłopoty. Pewnego dnia Śpioch prosi Pracusia o wynalezienie czegoś, co pozwoliłoby mu pomagać przyjaciołom, ale jednocześnie się nie męczyć. Już następnego dnia jest gotowa maszyna idealna dla Śpiocha. Widząc to, kolejne Smerfy zamawiają u Pracusia urządzenia mające im ułatwić codzienną pracę. Tak do wioski pośrodku lasu wkracza POSTĘP. Jednak zachłyśnięcie się wynalazkami nie wpływa zbawiennie na charakter Smerfów, a efekty okażą się opłakane dla ich małej społeczności! Czy znajdzie się ktoś, kto zdoła opanować ogarniające mieszkańców wioski szaleństwo dążenia do nowoczesności i wygody?
Komiksowe Smerfy zostały powołane do życia pod koniec lat 50. XX wieku przez belgijskiego rysownika Pierre'a Culliforda (1928-1992), używającego pseudonimu Peyo. Już kilka lat później stały się tak popularne, że Peyo otworzył własne studio filmowe. Dziś zarówno filmy animowane, jak i kolejne komiksy o niebieskich skrzatach tworzą współpracownicy oraz następcy Peyo, w tym jego syn Thierry.
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 2016-01-27
Kategoria: Komiksy
ISBN:
Liczba stron: 48
Przeczytane:2016-03-07, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2016 - dzieciaki, Wyzwanie - książki dla dzieci 2016,
Każdy czasem chciałby, żeby co się zrobiło samo, żeby ktoś nas wyręczył w jakiejś pracy. Ja na przykłada często tak mam. Marzę, by ktoś za mnie pozmywał, zrobił mi śniadanie, napisał za mnie referat, posprzątał albo nakarmił stado moich świnek morskich. Najczęściej muszę sama zwlec się z łóżka czy fotela i wypełnić swoje nudne i męczące obowiązki: pędzić na uczelnię, gdy budzik wyrywa mnie z pięknego snu albo otworzyć drzwi nieproszonemu gościowi, gdy akurat powieść wciągnęła mnie bez reszty. Przydałby się jakiś służący. Właśnie się dowiedziałam, że smerfy też tak mają. Zaczęło się dość niewinnie, mojego ulubieńca smerfa Śpiocha zainspirowały nakręcane zabawki smerfiątek i poprosił smerfa Pracusia, by wykonał mu nakręcany pojazd, dzięki któremu nie musiałby się przemęczać przy pracy. W pojeździe nawalały trochę hamulce, a Śpioch zasypiał podczas jazdy, ale pomysł spodobał się innym smerfom. W wiosce jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać pojazdy i różnego rodzaju maszyny przyspieszające pracę tak, by smerfy mogły dłużej odpoczywać. Ale to wciąż było mało. Małe niebieskie stworki były coraz bardziej leniwe i coraz to nowe pomysły im przychodziły do głowy jak by tu jeszcze więcej leniuchować. Papy Smerfa nie było w wiosce, a jedyny smerf, któremu się ten cały postęp nie podobał - smerf Farmer - wyprowadził się już dawno z wioski, więc nie było komu powstrzymać wyobraźnię małych leniuchów. To wszystko doprowadziło do... buntu maszyn, ale jak to wszystko wyglądało doczytacie sobie sami. Komiks oczywiście bardzo mi się podobał przede wszystkim dlatego, że jest o smerfach: są one tak niebieskie jak tylko niebieskie mogą być, a to mój ulubiony kolor. Żartuję, uwielbiam je z wielu powodów, ale komiks ma też inne zalety: jest zabawny, ma wciągająca fabułę i wydany jest estetycznie. Mam tylko jedno zastrzeżenie: pojawia się tam scena, w której jeden ze smerfów postanawia podglądać Smerfetkę podczas kąpieli, by być pierwszym smerfem, który widział ją nago. Są też sceny, gdy Smerfetka paraduje w skąpym bikini przed rozkochanymi smerfami, albo gdy smerfy zazdroszczą robotowi smarującemu plecy Smerfetki olejkiem do opalania. Mnie to nie przeszkadza, ale w końcu jest to książeczka da dzieci i nie każdy rodzic chciałby takie wątki pojawiały się w lekturze ich podopiecznych. Oczywiście nie jestem za cenzurą, a smerfy zawsze podkochiwały się w końcu w Smerfetce, może nawet były jakieś ostrzejsze aluzje w kreskówce, których nie pamiętam. Przyznaję też, że nie mam dzieci, więc może patrzę na to z nieodpowiedniej strony. Sami oceńcie. To w sumie bardzo fajna historia.