"Mokre rzęsy dziewcząt" to historia, która sprytnie łączy w sobie potencjał gromkich wzruszeń i dekonstrukcji miłosnego pola gry. Maciej Adamczyk gra na słowach tak, jakby po gęstych rzęsach przejeżdżał smyczkiem namoczonym w żywicy. To nie 99 problemów, ale 99 stron, a każda z nich to harda emocjonalna przeprawa dla wymagającego czytelnika.
Wydawnictwo: Mamiko
Data wydania: 2019-08-08
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 99
Przeczytane:2020-09-25, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2020,
"Mokre rzęsy dziewcząt" to historia, która sprytnie łączy w sobie potencjał gromkich wzruszeń i dekonstrukcji miłosnego pola gry. Maciej Adamczyk gra na słowach tak, jakby po gęstych rzęsach przejeżdżał smyczkiem namoczonym w żywicy. To nie 99 problemów, ale 99 stron, a każda z nich to harda emocjonalna przeprawa dla wymagającego czytelnika.
Tak wygląda krótka nota wydawcy. Dość enigmatycznie i tajemniczo brzmiąca, prawda? Książka liczy sobie zaledwie 99 stron, ale wierzcie mi, że na tylu stronach można zawrzeć i przekazać naprawdę wiele. Nie będę Wam zwyczajowo pisać o akcji itp., bo nie o to tu chodzi. To lektura, która wymaga od czytelnika większego zaangażowania, skupienia i przetrawienia tego, co w niej zawarte.
Maciej Adamczyk nie cacka się z czytelnikiem. Wychodzi do niego naprzeciw, pisząc wprost, dosadnie, nie przebierając w słowach, nazywając siebie chociażby "fatalnym kutasikiem", dzięki czemu od razu skraca się dystans między nim a nami. Używa licznych wulgaryzmów, ale i dla przeciwwagi bawi się z nami, zapraszając niejako w swoją grę... Nie każdemu może to odpowiadać, ale jak zapewne wiecie (kiedyś zresztą Wam o tym pisałam), lubię wyzwania. Ta lektura z pewnością do takich należała.
Wiecie co mi się w tej książce najbardziej podobało, zaintrygowało i rozbawiło? Jej pierwszą strona. Nigdy z czymś takim się nie spotkałam. Z takim... podejściem do czytelnika. Z jednej strony obcesowym, a z drugiej... kurczę, ja nawet nie wiem, jak mam to nazwać. Niemniej jednak książka nie wylądowała pod kaloryferem ani nie wyj...łam jej przez okno, jakoby sugerował autor. ? Ale poza tym przeróżnych słownych smaczków, metafor, porównań jest sporo. Dla przykładu, poniższe zdanie sprawiło, że rżałam jak głupia.
"Siedziały sobie z płonącymi uszami, z bijącymi ładnie serduszkami, patrzyły razem na najbliższy ukos, a chińczyk leżał ledwo żywy po dwukrotnym wpierdolu."
Odnoszę wrażenie, że nawet gdybym tę książkę czytała kilka razy, i tak nie wszystko bym wyłapała i zrozumiała. A może i za każdym razem udałoby mi się odkryć coś nowego...
"Zwyczajnie starała się dać do zrozumienia, że od dawna jest już do ukochania odpowiednia."
Pojawiające się interesujące acz dziwne kobiety sprawiały, że trudno było mi ogarnąć to, co czytam, a co dopiero zrozumieć. Czy taki był zamysł Pana Macieja? Być może.
"Wjechała w niego wślizgiem, aż runął na glebę, a wtedy przyszpiliła go własnym ciężarem, aby jej nie umknął. Chwyciła go za przedramię i zrobiła mu barbarzyńską pokrzywę."
"Mokre rzęsy dziewcząt" to lektura wymagająca i specyficzna. Jeśli oczekujecie czegoś innego, zmuszającego do powolnej i mozolnej analizy czy wielokrotnego obracania każdego wyrazu i zdania - sięgajcie!