Wszyscy czarownicy są źli. Elisabeth wie o tym, odkąd sięga pamięcią. Wychowana jako podrzutek w jednej z Bibliotek Austermeer, dorastała pośród narzędzi magii–grymuarów, szepczących na półkach i drżących w żelaznych okowach, gotowych przemienić się w potwory z tuszu i skóry, jeśli tylko ktoś je sprowokuje. Dziewczyna ma nadzieję dołączyć do strażników strzegących królestwa przed ich mocą.
Tymczasem w wyniku sabotażu w bibliotece najbardziej niebezpieczny grymuar wyzwala się z niewoli. Elisabeth, chcąc ratować sytuację, zostaje zamieszana w zbrodnię. Dziewczyna musi opuścić dom i udać się do stolicy, aby tam stanąć przed wymiarem sprawiedliwości. Nie może się zwrócić o pomoc do nikogo poza swoim największym wrogiem, czarownikiem Nathanielem Thornem, i jego tajemniczym demonicznym sługą. Wkrótce Elisabeth zdaje sobie sprawę, że wplątała się w sieć trwającej od wieków konspiracji, a zagłada grozi nie tylko Wielkim Bibliotekom, ale również całemu światu. Stopniowo zaczyna podawać w wątpliwość wszystko, czego ją uczono o czarownikach, o ukochanych przez nią bibliotekach, a nawet o samej sobie. Ma bowiem moc, o której nie miała pojęcia.
Autorka bestsellerowej powieści An Enchantment of Ravens z listy „New York Timesa” powraca z niezwykłą opowieścią o nowicjuszce z magicznej biblioteki, która musi zmierzyć się z potężnym czarownikiem, aby ocalić swoje królestwo.
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data wydania: 2019-09-18
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 444
Tytuł oryginału: Sorcery of Thorns
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Marta Słońska
Ilustracje:brak
Kiedy myślę o „Magii cierni”, od razu mam w głowie wyobrażenie wspinaczki pod stromą górkę. Najeżony wieloma informacjami wstęp, nieco przytłaczał. Poznawanie go szło mi opornie. Praktycznie przymuszałam się, by brnąć dalej, przez co traciłam nadzieję, że wraz z następnym rozdziałem nadejdzie upragniona ulga. I szczerze mówiąc cieszy mnie to, iż zdobyłam ten czytelniczy szczyt, gdyż nagroda mnie udobruchała, a tamtejsze widoki wywołały szeroki uśmiech!
Wystarczył drobny pstryczek w ten prawie że monotonny bieg zdarzeń, aby dojrzeć piękno, które trzymało w zanadrzu wiele niespodzianek fabularnych, przy których wstrzymywanie oddechu stało na porządku dziennym...
NAJBARDZIEJ BOIMY SIĘ TEGO, CO JEST NAM OBCE. CZYLI WIELU BOI SIĘ MYŚLEĆ?
W tym iście przepełnionym magią, o średniowiecznej aurze, świecie nastała jasność, a wraz z nią nastąpił szereg zdarzeń, gdzie wyrwanie się ze szponów lektury graniczyło z cudem. Prawie że nie mrugając, towarzyszyłam w niesamowitej, pełnej niebezpieczeństw, intryg, sekretów oraz fantazji podróży Elizabeth, wraz z nią odkrywając otaczający ją krajobraz. A trzeba przyznać, że nieraz miewałam gęsią skórkę, kiedy sytuacja stawała się napięta niczym struna i ciężko było ocenić, cóż takiego zaraz nastąpi. Bo w sumie nawet nie zliczę, ile razy autorka zdołała mnie zaskoczyć swoją pomysłowością. Choć niektóre elementy zdołałam rozszyfrować sama, jednakże często pozostawałam z szeroko otwartą buzią – tak się dawałam wmanewrować! I przyznam, że nie mam tego pani Rogerson za złe. Co więcej, miło było być wodzoną za nos z taką precyzją, z takim smakiem. Poprzednie złe wrażenie zostało zatarte, a ja mogłam być robiona balona tyle, ile się dało, byle tylko dalej zanurzać się w tej niebiańsko fantastycznej historii, błagając tylko, aby za szybko się nie skończyła. Pragnęłam, aby trwała wiecznie. Udobruchana dobrze skrojoną akcją, zaoferowana poznawaniem bohaterów i ich wkładem w całość, nie zamierzałam szybko opuszczać tej wyimaginowanej krainy. Czułam się tym nienasycona. Chwile poświęcane na wyrównanie tętna przyjmowałam z ochotą, lecz i tak tęsknie wypatrywałam kolejnego BUM!.
Gdy już powoli dochodziłam do końca, przerywałam czytanie, aby pozostawić sobie choć trochę tego na później. Jak to się kończyło? Cóż… czym prędzej wracałam do „Magii cierni”. Niepowstrzymana ciekawość pragnęła wiedzieć, jakie jeszcze ładunki wybuchowe podłożyła autorka, aby człek nie mógł usiedzieć w miejscu! Czy zakończenie mnie usatysfakcjonowało? Jak najbardziej! Nie powiem, nutka zawodu była, iż potoczyło się nieco tak, jak zdołałam (jakimś cudem) je sobie wyobrazić, ale nie chciałabym zobaczyć tutaj żadnego innego. Doskonale pasowało, dodatkowo zostawiając otwartą furtkę na więcej. A nie obraziłabym się, gdyby kontynuacja trafiła kiedyś w moje ręce!
„Jeżeli pragniesz nadać smaku swojej fantastycznej powieści, to wrzuć ją w średniowieczne realia i działaj!” – wielu autorów podąża za tym motywem, co może sprawiać wrażenie przeżutego (choć nie dla wszystkich). Co jak co, ale trzeba zadbać o każdy najdrobniejszy szczegół, aby przypadkiem nie popełnić historycznej czy technologicznej gafy. W przypadku tej autorki nie ma mowy o niedociągnięciach. Bezapelacyjnie udowodniła, iż ma do tego smykałkę, tworząc scenerię, gdzie przemieszczanie się po tamtejszych ziemiach sprawiało niemałe wrażenie. Czułam się oczarowana tym klimatem oraz wyczerpującymi opisami, umożliwiającymi lepsze ujrzenie tego! Dodatkowo zamieszczona na przodzie książki mapka umożliwiała śledzenie trasy, jaką podążano, dzięki czemu miało się to odzwierciedlenie żmudnej, długiej trasy, jaką nieraz pokonywali. A nowe wcielenie książek? To już w ogóle była petarda! Zachwytom nad tym, jak zostały ukazane i jaka właściwie była ich rola, nie było końca. Dlatego też nie dziwiłam się, że Elizabeth je kochała, choć część z nich mogłaby wyrządzić człowiekowi krzywdę – autorka ukazała, że one też posiadają duszę. Różne temperamenty, odmienne charaktery, lecz ten sam cel – wnieść coś do rzeczywistości. No, może w pewnym aspekcie aż nadto by tego chciały, lecz zawarta w nich wiedza nieraz pozwalała zrozumieć to, co okazywało się niejasne. No i stanowiły, obok głównej bohaterki, główne postaci, dlatego też nie warto je ignorować.
BYWA TAK, ŻE WPADAM W TARAPATY, ALE TO TAKA MOJA SPECJALNOŚĆ. PONIEKĄD NOSZĘ ZNAMIĘ PECHA, ALE ONO RÓWNIEŻ MOŻE PRZYNIEŚĆ WIELE KORZYŚCI.
Elizabeth od dziecka wiedziała, kim pragnie zostać w przyszłości. Przygarnięta przez dyrektorkę jednej z wielu instytucji bibliotecznych, przesiąknięta miłością do miejsca, gdzie została wychowana, zapragnęła strzec jej zasobów przed wszelkim złem. I tak zapewne by potoczył się los tej pragnącej dążyć do wyznaczonego sobie celu nieco niezdarnej nastolatki, gdyby zbieg okoliczności nie skrzyżował jej ścieżek z tajemniczym czarodziejem, gdzie wraz z jego pojawieniem nastąpiła drobna zmiana planów. Nieufna wobec władającego magią młodzieńca, musiała odrzucić wszelkie uprzedzenia, aby móc udowodnić swoją niewinność. A Nathaniel wcale tego nie ułatwiał. Niejednokrotnie brał ją pod włos, tym samym podsycając strach zasiany przez lata nauk zdobytych w murach biblioteki. Może bywało to trochę okrutne, to jednak jego nieco wypaczone poczucie humoru nieraz wprawiało mnie w dobry nastrój, czym sobie u mnie punktował. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że to właśnie jego obecność nieco ożywiła tę książkę, gdzie dopiero z czasem Elizabeth się rozruszała, wreszcie odkrywając swoją prawdziwą twarz wojowniczki gotowej poświęcić własne życie w imię prawdy i pokoju. Ten duet dostarczał wielu wrażeń, a wraz z tym nachodziła myśl, że tak sprzeczne, a zarazem podobne bieguny, przyciągają się i odpychają wzajemnie, lecz los na bank przygotował dla tych dwojga, doświadczonych przykrymi doświadczeniami, niespodziankę. I to nie jedną. Nie ma co, pokochałam tę dwójkę i z ogromną przyjemnością towarzyszyłam w tym rozgardiaszu, pragnąć poznać ją znacznie lepiej. A w tym wszystkim podobało mi się, że umieli okazać słabość. Nie zawsze stali twardo twarzą w twarz z niebezpieczeństwami. Tym samym okazywali się autentyczni, niemalże żywi.
Nie samą tamtą cudowną parką człowiek żyje, dlatego bez wahania przejdę do Silasa. Równie tajemniczy jak Nathaniel, od początku wyczuwałam, że jest z nim coś nie tak (Aleksandro, sama autorka to podkreślała, więc tutaj nie chwal swoich zmysłów), jednak nie żywiłam do niego negatywnych uczuć. Choć pragnął udowodnić, że nie zasługuje na to, to i tak widziałam w nim przede wszystkim istotę godną zaufania. Wierny towarzysz, dla którego warto popsuć sobie opinię, byle tylko mieć go po swojej stronie. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że sama bym się z nim zakumplowała. Natomiast co się tyczy samego intryganta, naszego niezłomnego antagonistę, którego imię pozostawię nieujawnione, by nie psuć niespodzianki… Wyczuwałam od początku, że to on. Jak tylko się pojawił, od razu zamierzałam wykrzyknąć, aby bohaterka trzymała się od niego z daleka, bo on nie wróży niczego dobrego. Dążący do wyznaczonego celu, nie spoglądał na liczne ofiary, jakie za sobą pozostawiał, byle tylko dopiąć swego. Nienawidziłam go, choć z drugiej strony… współczułam mu. Pogubiony we własnych myślach, ślepy na liczne kontrargumenty, zatracił się w swych intrygach, przez co tak właściwie nie wiedział, na co się porywa. Dziwnie to brzmi, wiem, ale zaślepionym ludziom ciężko cokolwiek uzmysłowić, tym samym pozostaje jedynie walczyć o to, aby pokrzyżować im plany, posyłając smutne, pełne litości spojrzenia…
Podsumowując. „Magia cierni” może nie od razu wpuszcza w swoje niesamowite progi, ale warto zacisnąć zęby i przebrnąć przez uciążliwy początek, aby później otrzymać skarb w dobrze skrojonej fabule, gdzie intrygująca bohaterka, w iście malowniczych krajobrazach i zapierających dech gmachach i dworach, raz za razem ukazuje, jak wiele jeszcze rzeczy nie wiemy o świecie, w którym żyjemy. Chwyć się jej płaszcza i wraz z nią podążaj w nieznane, starając się uniemożliwić to, czego twarz poznajemy na nowo. Nie ma co, ani trochę nie żałuję, że wzięłam udział w Book Tour zorganizowanym przez Anię z konta @NeaveCreations na Instagramie. Ślicznie dziękuję za możliwość przeżycia magicznej przygody, której długo nie zapomnę!
ZAKLĘTE KSIĘGI
Miłośnicy fantasy koniecznie powinni sięgnąć po bardzo interesującą propozycję od Wydawnictwa NieZwykłego. We wrześniu ukazała się „Magia cierni” autorstwa Margaret Rogerson. Powieść, która dostarcza wielu niesamowitych wrażeń.
Elisabeth Scrivener to prawdziwe dziecię biblioteki. Jako mała dziewczynka, sierota, trafiła do jednej z Wielkich Bibliotek. To tu wychowała się pośród magicznych, zakazanych ksiąg. Oddychając kurzem i tępiąc książkowe wszy, Elisabeth pragnie w przyszłości zostać Strażniczką. Pewnego dnia w bibliotece dochodzi do sabotażu. Elisabeth musi stanąć do walki z siłami, które mają potężną moc. Jedynym jej sojusznikiem okaże się pełen uroku czarodziej Nathaniel Thorn. Cały świat, w który dziewczyna wierzyła, okaże się kłamstwem. Czy da jej się powstrzymać spisek i ocalić Wielkie Biblioteki?
Demon, który posiada duszę? Czarownik, który wcale nie składa ofiar z dziewic? Księgi, które plują atramentem? Zapraszam Was do magicznego świata według Margaret Rogerson. Nie ma tu trolli, smoków czy elfów. Są za to potężne i niekoniecznie sympatyczne woluminy. Czarodziej z nieco przerośniętym ego i demon, którego czar omamić może najtwardsze serce. Taka niebanalna ekipa wyruszy w pełną przygód i niebezpieczeństw drogę. A wszystko to, by powstrzymać szaleńca i ocalić świat drzemiących na regałach ksiąg. Niesamowita jest to historia. A nakreślona tak plastycznie, że każdy bibliofil poczuje tu autentyczny zapach kurzu. Nie zabraknie przygody, tajemnicy i wątku miłosnego. Czegóż chcieć więcej?
Bardzo różnie odnoszę się do literatury fantastycznej. Przeczytałam wiele bardzo dobrych książek z tego nurtu, ale także mnóstwo takich, które były po prostu rozczarowujące, a nakreślony przez autora świat był ciężki do przetrawienia. Tym razem jednak otrzymałam książkę, która idealnie wręcz zaspokoiła moje czytelnicze potrzeby. Ciekawe postaci, szczypta magii i niezastąpiony czar starych woluminów. W tej powieści książki żyją ! Mają charaktery, dusze i czują. Margaret Rogerson tak sugestywnie opowiada tę historię, że oczyma wyobraźni widziałam zarówno straszny las jak i wnętrza monumentalnych bibliotek. Z całej tej opowieści płynie wielka miłość do książek. Pełen magii, ale i okrutny świat, w którym młodziutka Elisabeth stoczy nierówną walkę z siłami zła, jest tak barwny, tak misternie skonstruowany, że nie da się nie zatonąć w nim. Autorka od pierwszych stron wciąga czytelnika w krainę, gdzie nie należy zadzierać z książkami, a czarownicy posiadają przedziwne sekrety. Mnie ten świat oczarował. Jest wiarygodny i pełen magicznych barw. Powieść czyta się rewelacyjnie i stanowi ona wyśmienitą rozrywkę na długie, jesienne wieczory. Łączy cechy powieści przygodowej, fantasy i młodzieżówki. Sprawdzi się jako świetna lektura zarówno dla młodszych jak i starszych. Niewątpliwie pokochają ją ci, którzy wielbią księgi.
Świat ksiąg jest tu niezwykle istotny. To one stanowią trzon tej opowieści. Księgi, które mają swoje humory, bywają próżne, a nawet przykre. Woluminy kryjące potężną wiedzę. To o nie toczy się gra. Elisabeth wychowana pośród starodruków wie, że jej powinnością jest walczyć o nie. Chronić Wielkie Biblioteki. Jednak „Magia cierni” to nie jest wyłącznie powieść przygodowa. To także pełna napięcia opowieść o kłamstwie, o utracie sensu, o poszukiwaniu własnego miejsca w świecie. Co zrobiłbyś, gdyby cały znany ci świat okazał się mirażem? To, co Elisabeth uważała za groźne i niebezpieczne nieoczekiwanie okazuje się być zupełnie odmienne. W wyniku tragicznego splotu okoliczności pozna życie jakże inne od tego, którego uczono ją w Bibliotece. Zmierzy się ze złem, będzie musiała dokonać wielu niezmiernie trudnych wyborów, ale także odnajdzie nieoczekiwane szczęście. Pełna rozmachu, niepokojąca i prawdziwie baśniowa historia, która daje radość i pozwala się cieszyć każdą kolejną, przeczytaną stroną. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki i na pewno kiedyś do jej lektury powrócę. Rogerson zaczarowała mnie swoim światem. Taką właśnie literaturę fantastyczną cenię : napisaną żywym, barwnym językiem, z wartką akcją i intrygującymi bohaterami, których kreacje zapadają w pamięć. „Magia cierni” to powieść, którą śmiało polecić można osobom, które niekoniecznie lubią klimaty fantasy. To przede wszystkim rewelacyjna książka przygodowa, która nie pozwoli Wam się nudzić.
Diabelska ocena to 6. „Magia cierni” to klimatyczna i nastrojowa powieść, w której wszycy ci, którzy kochają zapach ksiąg odnajdą coś dla siebie. Diabeł gorąco poleca
Stworzona przez Margaret Rogerson, osadzona w świecie przypominającym wiktoriańską Anglię historia przepełniona jest intrygami, magią i przygodą,. Mnie w tym tytule urzekła przede wszystkim niezwykle zajmująca, dynamicznie rozwijająca się fabuła oraz obecny w powieści humor ujawniający się w dialogach i scenach, w których występują Elisabeth i Nathaniel. Moje czytelnicze serce skradł natomiast bezapelacyjnie Silas.
"Kiedy masz za sobą straszne przeżycia, czasami perspektywa czegoś dobrego może być równie przerażająca."
Książki z gatunku fantasy mają w sobie coś takiego, że na samą myśl o nich człowiek czuję magię, przyciąganie i ekscytację. Właśnie to tutaj dostałam. Jestem wręcz zakochana. Po takie książki warto sięgać. Takie książki warto czytać. Takich książek poproszę więcej. Widziałam, że "Magia cierni" została porównana do Dworów S.J.Maas i powiem Wam (może dodam, że KOCHAM Maas), iż jest to idealna alternatywa dla fanów twórczości Sary. Dostaniecie tutaj wszystko to, co potrzeba aby stworzyć świetną, wciągającą powieść. Mi czytało się ją fenomenalnie. Dostarczyła mi mnóstwo emocji, napięcia i wspomnianej wcześniej magii. Działo się tutaj wile, więc ani przez chwilę się nie nudziłam. Do tego bohaterowie bardzo fajnie wykreowani, dający się polubić już od samego początku. :)
Jestem ogromnie ciekawa czy powstanie kontynuacja tego tytułu, bo z ogromną przyjemnością bym po nią sięgnęła. A wam zdecydowanie polecam! :)
W „Magii cierni” nie znajdziecie machania różdżka, nauki zaklęć, bo w tej książce magia to coś złego i należy się bać czarowników. Zamiast tego wkroczycie w świat, w którym ogromną rolę odgrywają książki i przepiękne biblioteki. Główną bohaterką będzie nieco zdziczała szesnastoletnia dziewczyna, pojawi się też urodziwy młodzieniec, który niestety zajmuje stanowisko ministra magii. Nie należy zapominać o demonie, którego nie da się nie lubić! A wszystko to okraszone mroczną intrygą, nie będziecie się tu nudzić!
Elisabeth Scrivener od najmłodszych lat wychowuje się w jednej z Bibliotek Austermeer. Jako małą dziewczynkę znaleziono ją na progu i przygarnięto. Dziewczyna jest nowicjuszką i szkoli się jak ochronić królestwo przed mocą narzędzi magii-grymuarów, które potrafią być kapryśne i gdy je ktoś sprowokuje mogą zmienić się w potwory z tuszu i skóry. Elisabeth marzy o tym, by zostać strażniczką i wraz z pozostałymi bronić świat przed negatywnym wpływem grymuarów. Od małego dziewczynce wpaja się, że czarodzieje są źli i należy ich unikać. Pewnego dnia w wyniku sabotażu jeden najbardziej niebezpieczny grymuar wyzwala się z niewoli. Ginie dyrektorka, a Elisabeth sama podejmuje się złapania sabotażysty. Chciała pomóc, lecz zamiast tego wpadła w ogromne kłopoty. Dziewczyna musi opuścić dom i udać się do stolicy, by przed wymiarem sprawiedliwość doszło do oceny jej czynu. Jedyną osobą, którą może prosić o pomoc jest czarownik Nathaniel Thorn, jej największy wróg. Wkrótce okaże się, że dziewczyna przypadkowo wplątała się w mroczną intrygę, zagłada grozi nie tylko Wielkim Bibliotekom, ale i całemu światu. Dziewczyna chce temu zapobiec i jednocześnie poddaje w wątpliwości to wszystko, w co kiedyś wierzyła. Czy czarownicy są naprawdę źli i nie można im ufać? Jaka jest prawda o bibliotekach? I dlaczego wszyscy twierdzą, że Elisabeth ma moc?
Muszę przyznać, że wykreowany świat przez Margaret Rogerson nie zaczarował mnie na samym początku. Choć zawsze marzyłam o zamieszkaniu w bibliotece, posiadaniu ogromnego księgozbioru, to pierwsze rozdziały dotyczące Wielkich Bibliotek były nie tym, czego się spodziewałam. Rozdziały mi się dłużyły i nie mogłam się wciągnąć w fabułę. Choć bardzo podobała mi się idea stworzenia grymuarów – które żyją, mają ogromną moc i każdy najmniejszy błąd może doprowadzić do zniszczenia książki i przemiany okrutne malefikty – prawdziwe potwory. Nie chciałabym obcować wśród takich książek, które potrafią pluć tuszem. Jednak moje nastawienie zaczęło się zmieniać w momencie, w którym Elisabeth wpadła w kłopoty a jedyna pomoc, którą mogła otrzymać, pochodziła od Nathaniela i jego demonicznego sługi. Choć wpojono jej, że należy się bać magii, to władający nią magister Thorne jest szarmanckim i uprzejmym mężczyzną. Nie daje żadnych powodów, by się go bać. Tragiczna przeszłość sprawiła, że mężczyzna nie dopuszcza nikogo do siebie, jednak gdy tylko Elisabeth potrzebuje jego pomocy – zrobi wszystko, żeby ją chronić. Choć Nathaniel to bohater, którego się lubi, to moją całą sympatię zgarnął jego sługa – demon Silas. Cóż to była za intrygująca postać i tak, chciałabym się zaprzyjaźnić z demonem! Dlaczego? Odpowiedź znajdziecie już w książce.
Choć początkowo książka mnie trochę męczyła, to gdy na jaw wychodziły kolejne intrygi, a wszystko to, co znane było Elisabeth okazywało się kłamstwem – wprost nie mogłam się oderwać od książki. Wspaniale się obserwowało przemianę bohaterki z lekko zagubionej dziewczyny, która nie zna żadnego innego świata poza biblioteką, w dziewczynę odważną, gotową bronić świat przed niebezpieczeństwem. Zastanawiałam się też, jaką dziewczyna może mieć moc i czy z Nathanielem może połączyć ją coś więcej, niż tylko przyjaźń. Zakończenie jest otwarte i kto wie, może jeszcze kiedyś usłyszymy o Elisabeth i Nathanielu. Te postaci na to zasługują!
Młoda Artemizja szkoli się, by zostać Szarą Siostrą, mniszką, której zadaniem jest przygotowanie ciał zmarłych, tak aby ich dusze mogły bezpiecznie odejść...
Kontynuacja historii Elisabeth i Nathaniela z powieści Magia cierni. Elisabeth Scrivener nareszcie zaczyna odnajdywać się w swoim nowym życiu u boku czarownika...
Przeczytane:2022-12-25, Ocena: 4, Przeczytałam, 2022, Fantasy, E-booki, 52 książki 2022,
"Magia cierni" Margaret Rogerson to powieść fantasy. To również moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Czy ostatnie? Czas pokaże.
Uważam, iż jest to interesująca powieść..z pewnością zachwyciła mnie jej fabuła i ogólnie sama konstrukcja bibliotek, w których niejako odbywa się część akcji. Bohaterowie, no właśnie bohaterowie nie zostali należycie skonstruowani, ale nie jest to również jakaś tragedia. To właściwie konstrukcja bohaterów i niektóre dialogi są jedynymi rzeczami, które mierziły mnie w tej powieści.
Co do reszty to mam zdecydowanie pozytywne nastawienie i mogę powiedzieć, że zdecydowanie mi się podobało. To z pewnością powieść, która jest warta przeczytania i zapoznania się z jej walorami.
Także z czystym sumieniem zdecydowanie polecam każdemu zainteresowanemu.