Jak można wyrazić słowami coś więcej niż wdzięczność?
Była z nim naprawdę szczęśliwa. Planowali wspólnie przyszłość, mieli nawet spisaną listę rzeczy, które chcą zrobić razem.
Jednak on odszedł, zostawiając tylko list. I rozpacz, którą ona jeszcze długo będzie nosić w sercu.
Czy ktoś, kto od zawsze na nią czeka i jest gotów zrobić dla niej wszystko, dostanie swoją szansę?
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2018-09-05
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 368
Przygody z polską powieścią kobiecą ciąg dalszy. Choć wieść gminna niesie, że Natasza Sońska pisać umie a jej powieści wzbudzają skrajne emocje, to mnie niestety nie była w stanie porwać. Pomysł wydał mi się oklepany, młoda kobieta zostawiona przez mężczyznę, wpada w ramiona innego, który pomoże jej się wylizać i wyleczyć złamane serce. W przypadku takich scenariuszy mogą być tylko dwa zakończenia : powrót starego albo rozkwit nowej miłości. Na próżno czekać na zwroty akcji, momenty kulminacyjne, dreszczyk emocji czy chociażby zabawne pomyłki. Jest to typowa powieść obyczajowa jakiej spodziewają się tysiące polskich czytelniczek. Rodzima autorka jak zwykle nie zawodzi, a pozytywne komentarze sypią się jak z rękawa. Czemu ja w takim razie podchodzę do tej powieści z dystansem i sceptycyzmem?
Zosia została porzucona przez mężczyznę, który wydawał się być miłością jej życia. Igor odszedł pozostawiając po sobie list i mnóstwo wspomnień. Po kilku miesiącach od rozstania, dziewczyna zaczyna spotykać się ze Staszkiem, który jest w niej bezgranicznie zakochany. By pozbyć się wspomnień razem próbują zrealizować wszystkie punkty ze specjalnej listy, którą Zosia stworzyła wraz z byłym chłopakiem. Ma to być formą terapii, która pozwoli dziewczynie odnaleźć się w nowej rzeczywistości bez Igora. Czy Staszek dostanie swoją szansę na szczęście u boku ukochanej? Czy jest on jedynie "plastrem" na złamane serce"?
Choć zdążyłam się przyzwyczaić do faktu, że większość kobiecych bohaterek w polskiej literaturze obyczajowej, jest mało rozgarniętych, nudnych i stylizowanych na typowe, nowoczesne, matki polki, to za każdym razem kiedy spotykam kogoś kto wpasowuje się w ten schemat, nie mogę oprzeć się westchnieniu. Dlaczego ja nie znam takich kobiet? Dlaczego moje koleżanki czy przyjaciółki nie umawiają się na herbatki, nie jedzą szarlotki, nie chodzą wcześnie spać bo je głowa boli i nie są takie flegmatyczne? Tym razem nie dość, że nasza główna bohaterka jest dwudziestoletnią "babcią" to na domiar złego jest nieczuła i egoistyczna. Rozumiem, że rozstanie, szczególnie w przypadku długoletniego związku, może poważnie nadszarpnąć psychikę, jednak czy od razu musimy zadawać ból innym? Po co Zofia spotykała się ze Staszkiem, skoro wszyscy dookoła (nawet on sam) wiedzieli, że go nie kocha i traktuje jak "wróbla w garści". Tylko po to by nie chodzić samej do kina czy móc z kim wyprowadzać psa? Nie rozumiem dlaczego autorka w ogóle wprowadziła motyw tego związku. Nie wystarczyło połączyć Zofię i Staszka przyjaźnią? Byłoby bardziej wiarygodnie i mój stosunek do protagonistki z pewnością by był bardziej pozytywny. Chociaż fakt pozostawania w związku bez "miłości" nie jest jedyną rzeczą, która wpłynęła na mój odbiór bohaterki. Zosia jest istotą leniwą, niesamodzielną i dziecinną. Ma 24 lata a nadal bierze pieniądze od matki, wraca do domku wczesnym wieczorem i zamiast szukać pracy, zawraca głowę swoim, nieco bardziej zorganizowanym i odpowiedzialnym znajomym. W sumie się nie dziwię, że jak w końcu znalazła sobie posadkę, to najbliżsi wyprawili jej przyjęcie. Kolejna rzecz do korekty to zdolności kucharskie głównej bohaterki. Jedną z rzeczy na (nie)miłosnej liście jest ugotowanie skomplikowanej potrawy. Kiedy ten punkt jest omawiany Zofia przyznaje się, że nie potrafi gotować i przypala nawet wodę...nie za bardzo wiem jak to się ma do tego, że przygotowała kilkudaniową kolację dla swojego brata i jego dziewczyny oraz kilkukrotnie w tekście chwalone są jej zdolności kulinarne? Czyżby talent wrodzony, który ujawnił się znienacka?
Zabrakło mi tutaj perspektywy Igora. O ileż pełniejszy byłby obraz i wydźwięk tej powieści gdyby i on został dopuszczony do głosu. Ponieważ autorka na początku nie zdradza nam przyczyny zerwania to wymyślałam w głowie różne, nawet te nieprawdopodobne, scenariusze. Może był gejem? Może chorował na HIV i nie chciał zarazić partnerki? Niestety powód okazał się banalny i jedyne co wywołał to uniesienie brwi. Reszta bohaterów (oprócz naiwnego pantoflarza Staszka,nad którym nie zamierzam się rozwodzić) to postaci epizodyczne, którym nie zostało poświęcone zbyt wiele czasu. Może w kolejnych tomach?
"Listy (nie)miłosne" są zdecydowanie książką o miłości a konkretnie o jej braku. Zofia, by zapomnieć o byłym narzeczonym, poddaje się dość zadziwiającej terapii, jaką jest pisanie listów do ukochanego, który ją zostawił. Na dobrą sprawę, by poznać całą fabułę tej książki i co najważniejsze wszystkie myśli kłębiące się w głowie głównej bohaterki, wystarczyło przeczytać właśnie te epistoły. Drugim elementem terapii było zrealizowanie wyzwań wymyślonych wspólnie z byłym. Nie wiem kim trzeba być, jak bardzo głupim czy zakochanym człowiekiem, by się na coś takiego zgodzić. Spełniać marzenia swojego poprzednika i do tego czerpać z tego przyjemność. Pomysł co prawda był ciekawy, choć nieco ściągnięty z powieści Greena "Papierowe miasta", lecz wydał by się o wiele bardziej wiarygodny jeśli Staszek byłby jedynie przyjacielem. Rozumiem, że autorka chciała przedstawić proces narodzin miłości, jednak nie wydaje mi się, żeby człowiek był w stanie to uczucie w sobie wyhodować. A czy naszej bohaterce się udało? Tego wam oczywiście nie zdradzę.
Pozytywną postacią w książce była mama Zofii, kobitka w sile wieku, zamożna wdowa, która postanowiła otworzyć się na świat i czekające na nią możliwości. Zakochała się i postanowiła walczyć o swoje. Muszę przyznać, że była dowodem na to, że człowiek zakochany głupieje, jednak w jej przypadku było to raczej zabawne i pocieszne niż śmieszne i żałosne. Postać ta przekazuje nam czytelny sygnał, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Daje nadzieję i wiarę w lepsze jutro.
Ciężko jest recenzować książkę, która praktycznie nie ma fabuły, bo parę wyjść do knajpy i wyjazdów w plener nie można nazwać wciągającym scenariuszem. Liczyłam na to, że język i styl autorki, okażą się czymś wyjątkowym, w końcu setki czytelniczek nie mogą się mylić. I choć książka została napisana poprawnie to w większości opierała się na ciągłych powtórzeniach i monotonii. Jednak trudno się temu dziwić w przypadku, kiedy nasza główna bohaterka, jest postacią raczej depresyjną. Zastanawiam się jaka treść znajdzie się w następnych tomach, gdyż jedyne co przychodzi mi do głowy to kolejne nudne sprawozdanie z kolejnych nudnych dni z życia nieciekawych bohaterów. Już w "Na Wspólnej" się więcej dzieje. Niestety ja odpadam. Myślę jednak, że i bez mojej rekomendacji, książka ta znakomicie się sprzeda i poradzi na rynku. To jest to co lubią polskie czytelniczki a gusta ciężko jest zmienić. I nie warto o nich dyskutować.
Porzucona przez narzeczonego dziewczyna, pogrążona w rozpaczy, smutku i żalu na nowo próbuje poukładać swoje życie. Igor odszedł od Zosi niedługo po śmierci jej ojca, którą dziewczyna bardzo przeżyła. A co gorsze Igor odszedł bez słowa wyjaśnienia, zostawiając jedynie pożegnalny list. Zrozpaczona Zosia, pocieszana przez kochającego się w niej Staszka próbuje poukładać swoje życie na nowo. Niemniej jednak chce pożegnać się z przeszłością i uporać z tęsknotą za byłym już narzeczony, którego ciągle nosi w sercu.
Zosia to nastolatka, która jak dla mnie zdecydowanie zbyt bardzo przeżywała swoje rozczarowanie miłosne. Długo nie mogła się po nim pozbierać, co chwilę roztrząsając na nowo odejście Igora. Dodatkowo przesympatyczny Staszek, który trwa tuż obok niej, gotowy do pomocy na każde jej zawołanie, w każdej chwili i każdej sprawie. Dla mnie nieco przesłodzony obraz zrozpaczonej dziewczyny, która wykorzystuje do pocieszenia swego przyjaciela. Pomimo, że książkę czytałam z wielką przyjemnością, obraz uczucia Staszka do Zosi jest dla mnie zdecydowanie przekoloryzowany, gdyż każdy ma swoje granice wytrzymałości. Rzadko zdarza się, aby ktoś znosił aż tyle cierpliwie czekając, aż druga osoba zdecyduje się z kimś być. Staszek wykazywał się ogromną cierpliwością i wyrozumiałością.
Książka napisana bardzo lekko, prostym i zrozumiałym językiem, co pozwala pochłonąć książkę w bardzo szybkim tempie, bez żadnego wyrazu zmęczenia.
Przyjemna do przeczytania historia nastolatki, której narzeczony złamał serce i próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Polecam szczególnie tym, którzy uwielbiają miłosne historie i romantyczne klimaty.
Pierwsze o czym pomyślałam skończywszy ją czytać? Dlaczego musi być 2ga część? Naprawdę, to jedna z nielicznych książek, którą przeczytałam pobieżnie. Choć słowo "przeczytałam" to za dużo powiedziane. Czytałam tylko te fragmenty, które uważałam za warte zatrzymania na dłużej, listy Zośki do nich nie należały. To było tak ciężkie przedsięwzięcie, męczyłam się przy niej. I w tym momencie żałuję, że nie potrafię zostawić książki bez przeczytania.
Nużąca powieść z masą powtórzeń, których można było uniknąć, najpierw opisanych, potem opowiadanych przez Zosię. Infantylna bo w trakcie zaczęłam się zastanawiać ile bohaterowie mają lat, z płaskimi bohaterami, bez wyrazu i charakteru.
Dotrwałam do końca z pewnymi fragmentami by się przekonać dlaczego Igor zostawił Zośkę, nie Zosię, bo te ciągłe zdrabnianie ich imion było straszne. I rozczarowało mnie to.
Z jednej strony jestem ciekawa drugiej części, która ma opowiadać historię z perspektywy Igora ale z drugiej, nie chce mi się po nią sięgać jeśli mam się męczyć przy czytaniu.
Historia Zosi, która przeżyła miłosny zawód, kiedy zostawia ją narzeczony żegnając się tylko napisanym listem, Zosia nie potrafi zrozumieć co jest przyczyną ich rozstania, dlaczego jej ukochany uciekł od niej, zbiega się to ze śmiercią jej taty, dziewczyna podwójnie przeżywa stratę najbliższych jej osób. Wokół siebie ma najbliższych przyjaciół, którzy wspierają ją, pomagają odnaleźć się na nowo. Najbliższy jej; Staszek, czuje coś więcej niż tylko przyjaźń, swoją cierpliwością i milością zawsze jest przy Zosi, ma nadzieję, że dziewczyna kiedyś odwzajemni jego uczucie i będą parą. Jednym ze sposobów Zosi na radzenie sobie z żalem po utraconej miłości jest pisanie listów. Listy te pomagają jej opisać co aktualnie czuje, przelewa wszystkie nagromadzone emocje, ma nadzieje, że któregoś dnia uwolni się od tego uczucia, wybaczy i będzie mogła otworzyć się na nową milość. Będąc w związku z Igorem wspólnie napisali listę wyzwań które chcieli razem zrealizować. Zosia postanawia zrelizować ją ze Staszkiem, pozwala to dziewczynie przelamać swoje lęki, ale również powoli zapomnieć o byłym i zrobić miejsce w swoim sercu dla Zbyszka.
"...ludzie naprawdę popełniają błędy, niemal codziennie. Zaniedbują innych, ranią, okłamują, nie zwracają uwagi na ich uczucia, są egoistami. To ludzkie i przyziemne być nieidelanym."
" Dlatego też, nawet bez okazanej skruchy, należy wybaczać(...) O wiele lepiej człowiek czuje się, kiedy wybaczy, niż kiedy zawzięcie kogoś karze. To nie a sensu. Po to istnieją drugie szansy, by je dawać, z nadzieją ale i obietnicą poprawy."
Pomysł na ksiażkę ciekawy. Zabrakło mi natomiast zwrotów akcji, większej dawki emocji...
Tym razem jestem rozczarowana książką. Bohaterka strasznie mnie denerowowała, swojego nowego chłopaka traktowała jako erzac bycia z kimś. A ten tekt, że ona dzięki niemu wyleczy się z poprzeniej miłości a on będzie szczęśliwy, bo zrobiła mu łąskę będąc z nim jest kwintesencją. Zam zresztą ten chłopak wie, że ona go nie kocha a lata za nią jak piesek. Matka dziewczyny dla mnie jest jakaś niezrównoważnona psychicznie. Babka też jakaś dziwna jest. I autorka zbyt często używa słowa ,, czule'', aż mdli mnie od jego nadmiaru.
Jak można wyrazić słowami coś więcej niż wdzięczność?
Była z nim naprawdę szczęśliwa. Planowali wspólnie przyszłość, mieli nawet spisaną listę rzeczy, które chcą zrobić razem. Jednak on odszedł, zostawiając tylko list. I rozpacz, którą ona jeszcze długo będzie nosić w sercu. Czy ktoś, kto od zawsze na nią czeka i jest gotów zrobić dla niej wszystko, dostanie swoją szansę?
"Kiedy się o coś dba, czas nie ma prawa tego zniszczyć. Trzeba tylko osób, które bardzo tego chcą, które pragną utrzymania niezmiennie pewnego stanu, które będą dbać, by nic się nie zmieniło. Potrzeba osób, którym po prostu bardzo zależy, dla których pewne rzeczy mają ogromne znaczenie. To daje poczucie spokoju i pewności."
To w żaden sposób nie jest kolejny banalny romans. Oczywiście motywem przewodnim jest miłość, lecz jest to uczucie nie tylko kobiety i mężczyzny, ale i miłość rodzicielska, siostrzana czy po stracie ukochanej osoby. Tak wiec znajdziemy tu różne jej odcienie i każda z nich będzie wyjątkowo interesująca.
Osobiście niezwykle ciekawym zabiegiem okazało się dla mnie użycie tytułowych listów, w których opisane zostały minione wydarzenia. List, który pozostawił po sobie Igor, chwycił mnie za serce. Emocje, jakie z niego płyną, odczuwa się każdą cząstką ciała. Trafiają w głąb duszy i zostają tam na długo. Dlaczego Igor zerwał z Zosią? Co nim kierowało? Jednak nie tylko wracamy do tego, co było, ale również towarzyszymy Zosi w czasie teraźniejszym. Moją ogromną sympatię zdobył pomocny, opiekuńczy i wspierający Staś zakochany w Zosi. Czy dziewczyna w końcu odwzajemni jego uczucie? Czy było to uczciwe z jej strony, by wykorzystywać jego dobroć i uczucie, z którego przecież musiała zdawać sobie sprawę? Czy nie była egoistyczna w swoich poczynaniach, kiedy postanowiła się odkochać pisząc listy do byłego narzeczonego, ale nigdy ich nie wysyłając? Mnóstwo pytań kłębiło się w mojej głowie podczas lektury. Niemniej jednak uważam, że był to trafiony pomysł ze strony autorki, gdyż idealnie oddaje to, jak ewoluuje uczucie głównej bohaterki. Ogólnie bardzo zżyłam się z bohaterami powieści. Kibicowałam im i przede wszystkim czułam, że są prawdziwi w swoich poczynaniach, podejmowanych decyzjach.
"Starała się robić dobrą minę do złej gry, ale tylko ona wiedziała, ile łez ją to kosztowało, kiedy zostawała zupełnie sama ze swoimi zranionymi uczuciami. Podejmowała wiele prób pogodzenia się z rzeczywistością, cały czas jednak nieuleczona miłość była silniejsza."
Historia "Listów (nie)miłosnych" zawiera wiele intryg, kłamstw, pełna jest emocji i uczuć. Akcja rozwija się stopniowo, wraz z upływem stron nabiera tempa, by zaskoczyć czytelnika kierunkiem, w jakim zmierzają wydarzenia. Wszystko jest spójne, wyważone i przemyślane. Natalia Sońska historią tą przekazuje nam, że sami jesteśmy kowalami swojego losu, że nikt nie powinien chronić nas przed tym, co nieuchronne, że przeszkody, jakie na drodze stawia nam życie, musimy pokonać sami. Nawet, gdy niejednokrotnie przyjdzie się nam sparzyć.
"Wierzysz w zrządzenie losu? W to, że często bawi się on naszym życiem? Ja trochę tak. Już nie raz się o tym przekonałam. Mam tylko nadzieję, że następnym razem okaże się łaskawszy."
"Listy (nie)miłosne" to niespieszna, wzruszająca, mądra i życiowa powieść o nieszczęśliwej miłości, prawdziwej przyjaźni, zaufaniu, zatraceniu, bólu, stracie, przebaczeniu. Niech Was nie zwiedzie przepiękna, romantyczna okładka, bo to, co spotkacie na kartach tej książki, zaskoczy i urzeknie Was w równym stopniu jak mnie. Już nie mogę doczekać się opowieści Igora, który się tu pojawia, a w "Piosenkach (nie)miłosnych" będzie głównym bohaterem.
Przeczytane:2019-03-10, Ocena: 5, Przeczytałam,
"Listy (nie)miłosne" Natalii Sońskiej zaintrygowały mnie swoim tytułem. Zastanawiałam się o co chodzi z tymi nawiasami i po zakończonej lekturze mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że taki tytuł to był strzał w dziesiątkę. Przeczytajcie, a przekonacie się sami.
Natalia Sońska stworzyła ciepłą i nastrojową opowieść, w której wszechobecna słodycz została przyprawiona sporą dawką goryczy. Dwudziestoczteroletnia Zosia próbuje pozbierać się po trudnych przeżyciach, które w ciągu ostatnich kilku miesięcy spadły na nią niczym grom z nieba. Śmierć ojca, depresja matki i odejście Igora - narzeczonego, z którym planowała ślub, wywołują ogromne spustoszenie w jej sercu. Na szczęście w tym trudnym czasie dziewczyna może liczyć na pomoc i wsparcie przyjaciół. Staszek - przyjaciel z dzieciństwa opiekuje się Zosią i stara się być obok zawsze, gdy tylko go potrzebuje. Są też Karolina i Magda, przyjaciółki, którym zawsze może się wypłakać i skorzystać z ich rady i pomocy. To właśnie oni sprawiają, że bohaterka powoli godzi się z nową smutną rzeczywistością. Staszek całkowicie podporządkowuje swoje życie Zosi, którą kocha całym sercem. Ale serce nie sługa... Chłopak zdaje sobie sprawę, że nie można nikogo zmusić do miłości i jest gotowy czekać cierpliwie na każdy miły, ciepły gest z jej strony. A Zosia?... Ona nie potrafi nakazać swojemu sercu przestać kochać Igora i zwrócić się w stronę Staszka. Dziewczyna jest zdeterminowana, aby pożegnać się na zawsze z narzeczonym i w tym celu pisze do niego listy, w których opisuje swoje dni, przeżycia i przemyślenia. W ten sposób Zosia stara się zrozumieć powody porzucenia i ma nadzieję, że pewnego dnia Igor wróci, aby wyjaśnić całą sytuację...
Powieść naprawdę mi się podobała. "Listy (nie) miłosne" to ciekawa historia, którą czyta się "jednym tchem". Niezbyt wyszukana fabuła wydaje się dość pospolita, ale wydarzenia intrygują i trudno oderwać się od lektury.
Zosia, może nieco naiwna, wzbudza sympatię i z przyjemnością trzymamy kciuki za jej zmagania i determinację. Staszek - trochę zbyt wyidealizowany, a mimo to wzbudza sympatię. Musimy przecież pamiętać, że zakochany facet jest zdolny do wielu poświęceń dla swojej wybranki.
Udanym zabiegiem okazało się wprowadzenie do fabuły listów do byłego narzeczonego, które stanowią jakby podsumowanie każdego rozdziału. Zaciekawiły mnie te relacje i chciałam wreszcie dowiedzieć się czegoś więcej na temat tajemniczego porzucenia. Z drugiej strony nie mogłam zrozumieć, czemu Zosia sama sobie zadaje ból i rozdrapuje wciąż jeszcze swieże rany. Intrygowały mnie postaci Karoliny i Konrada - przyjaciół, którzy ewidentnie skrywali przed Zosią jakąś tajemnicę i nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie wszystko się wyjaśni. Szkoda tylko, że rozwiązanie zagadki wcale mnie nie zaskoczyło, a czekałam na prawdziwy zwrot akcji.
Pobyty Zosi u babci, wyjazd z paczką przyjaciół nad morze, czy impreza andrzejkowa to fragmenty, które bardzo urozmaicają całą opowieść i dodają jej pewnej pikanterii.
Jak dotąd przeczytałam trylogię rozpoczynającą się od debiutanckiej powieści "Garść pierników, szczypta miłości" i przyznaję, że "Listy (nie)miłosne" bardziej mi się podobały. "Zakochaj się Julio" i "Obudź się, Kopciuszku" z racji swojej tatrzańskiej fabuły pozostają na pierwszym miejscu. Widać, że pani Natalia rozwija swój warsztat pisarski, stara się sięgać po nowe pomysły i rozwiązania. Sugerowałabym popracować trochę nad bohaterami. Mam nadzieję, że każda następna powieść autorki będzie jeszcze lepsza. Cieszę się, że poznałam kolejną sympatyczną historię, z którą można miło spędzić czas.
Z przyjemnością zapoznałam się z historią Zosi, a zatem teraz kolej na opowieść Igora - bo to właśnie jemu autorka poświęciła drugą część cyklu. Mam nadzieję, że "Piosenki (nie)miłosne" dostarczą mi równie interesujących wrażeń.