Ludzkość, przynajmniej jej część, myśli już o kolonizacji innych planet, uważając, że to jedyny sposób na jej przetrwanie, bowiem zbliżamy się do kresu możliwości Ziemi. Myśl ta wyszła już poza rozważania czysto teoretyczne, sugerując między innymi i to, że nasz świat poznaliśmy już na tyle dogłębnie, że możemy sięgać gwiazd w znaczeniu dosłownym. Czy na pewno? Bo jakżeż nie zadać tego pytania, skoro nie poznaliśmy siebie i siebie nawzajem? Ileż to już pokoleń czerpie z tego niepoznania inspirację, doznając tych samych wzlotów i upadków od tysięcy, tysięcy lat, żyjąc w owym dwoistym świecie kobiet i mężczyzn. Czy emigracja planetarna cokolwiek tu zmieni? Wydaje się to być co najmniej wątpliwe. Weźmy bowiem pod uwagę tytułową Lilith – postać mityczną i niejednoznaczną, a już na pewno nie do końca poznaną; prakobieta-demon (według niektórych poprzedniczka biblijnej Ewy) i pierwsza femme fatale, to zobaczymy, że w samym akcie stworzenia zakodowany został już trwały podział i tajemnica, której poznać się nie da. Niepoznane, tajemnicze z taką samą siłą przyciąga, co i wzbudza lęk, i tak właśnie dzieje się na styku światów kobiet i mężczyzn. Tomik Lilith w gruncie rzeczy opowiada po raz nie wiadomo który tę samą historię, z tym że odkrywaną na nowo i z taką samą dozą emocji jak zapewne miało to miejsce po raz pierwszy w dziejach ludzkości. W takim razie po co sięgać po niego, skoro wszystko już było? Nie wszystko, a przynajmniej nie tak samo. Zatem wejdźmy do widzianego oczami młodego mężczyzny świata w XXI wieku, nad którym niezmiennie unosi się duch sumeryjskiej bądź żydowskiej (jak kto woli) Lilith i bądźmy gotowi na coś więcej, niźli po tym wstępie zdawać by się mogło.
Wydawnictwo: Liberum Verbum
Data wydania: 2018-04-10
Kategoria: Poezja
ISBN:
Liczba stron: 107
Poezja to taka kategoria literatury, której nie rozumiem. Wydaje mi się, że jeśli moje doświadczenia z nią nie opierałyby się tylko na szkolnych przygodach, gdzie robi się słynne „co autor miał na myśli?” i rozbija wszystko na części pierwsze to mogłaby być naprawdę coś lekkiego i przyjemnego do czytania. Zatem podjęłam swoje małe wyzwanie i zaryzykowałam czytanie literatury, która kojarzyła mi się jedynie z nudnym tekstem, który nie wnosił do mojego życia niczego konkretnego.
Czy przekonałam się? Na pewno było to ciekawe doświadczenie. Kilka słów wstępu od autora, a następnie masa wierszy, które (wbrew moim uprzedzeniom) okazały być się zupełnie na czasie! A to dla mnie bardzo ważne, bo jakbym miała czytać kolejne poezje kreowane na bohatera tragicznego („o la Boga! Rzuciła mnie to skocze z mostu!”) albo kreowane na starocie to ten manewr by nie przeszedł i byłby zwyczajnie klops. Ważnym aspektem tego tomiku jest na pewno fakt, iż pan Piotrowski nie boi się rzucić bluzgiem i pisać ot tak, potoczną polszczyzną – co w efekcie zrobiło na mnie dobre wrażenie, że zderzamy się z teraźniejszością.
Chyba moim największym faworytem został wiersz „Zachwyt”. Połączenie podniesienia się z dna i odliczanie było idealną sprawą – kiedy tak naprawdę pan Mateusz pisze o takich zwykłych sprawach jak rozstanie, chodź też mogą to być tylko moje domysły – mogłam się doszukiwać drugiego dnia, kiedy tok wiersza wskazuje, że może być to taka walka na ringu. Podoba mi się, że autor nie zaprzestaje tylko na wierszach w stylu porzucenia – nostalgicznych, ale też pisze ironicznie, z humorem – przeplata nas między słowami i daje poznać poezję, trochę tak z innej strony – nie takiej (jak już wspomniałam) szkolnej.
Ogromnie mi miło, że mogłam wypróbować czegoś co dotychczas nawet nie zaistniało w moim , życiu czy też biblioteczce. Zdecydowanie mogę się pokusić o kolejne tomiki, zawierzając, że nie będą to puste, nudne rymowanki o niczym. Mam nadzieję, że z czasem doczekam się kolejnego „spotkania” z autorem i również będzie ono udane 🙂
"Czasami mówimy rzeczy
Które sami chcielibyśmy usłyszeć
I podziwiamy
Innych
Za spełnianie
Naszych własnych marzeń".
Poznajcie Lilith – według niektórych pierwszą żonę Adama, a według innych demona, upiorzycę groźną dla kobiet w ciąży. Być może była pierwszą kobietą stworzoną na Ziemi, a być może nie – pewne jest jedynie to, że jej postać uosabia wszystko to, czego ludzie boją się i wstydzą od wieków. Nie bez przyczyny tomik ten posiada taki tytuł - znajdziecie w nim bowiem to wszystko, nad czym pochylacie się każdego dnia swojego życia.
"Lilith" to zbiór współczesnej poezji składający się z 84 wierszy.
Podmiot liryczny w wierszach Mateusza Piotrowskiego jest młodym, współczesnym mężczyzną z którym trudno nie utożsamiać samego autora, a który poprzez swoje strofy opowiada o tym, jak widzi swoje życie w XXI wieku, co czuje, co go gnębi i z czym nigdy się nie pogodzi. Wszystkie te wiersze stanowią swoistą analizę aktualnych postaw życiowych i wartości jakie wyznajemy. Jest więc bardzo gorzko, często smutno, ale równocześnie tak prawdziwie.
Z ilości wierszy zawartej w tomiku można byłoby spokojnie stworzyć dwa zbiory poezji, a jednak podczas ich poznawania, nie odczuwałam przesytu ilością. Poeta w swoich wynurzeniach dotknął tak wielu tematów, tak wielu problemów, że w zasadzie jest w nich wszystko. Odniesienia dotyczące moralności, wymiaru sukcesu, narzucania pewnych postaw, samotności, ceny popularności i wartości marzeń to obszary wokół których skupia się podmiot liryczny. Mam także wrażenie, że mężczyzna najbardziej nie może pogodzić się z marionetkowością swojego losu, który uwikłany w systemowe układy, musi w nim trwać. Poeta jest trafnym obserwatorem, ale także bazuje na własnych doświadczeniach, co daje się odczuć podczas czytania tomiku. A to dla mnie niezwykle ważne – pierwiastek własny zawsze bowiem ożywia słowa.
"Dzisiaj odpuszczę ale od jutra
Od jutra już na pewno
Sprawię żeby było inaczej".
Mam kilka swoich faworytów wśród wszystkich liryk. "Weltschmelc" poprzez słowa klucze obnaża instagramowe, idealne życie. Ten wiersz jest tak mocno dosadny, jak "przeciętne cele w życiu" i "cudowny lifestyle". "Literacki burdel" już samym, kontrowersyjnym tytułem wiersza zwrócił moją uwagę i zabrał literaturę tam, gdzie teoretycznie nie ma dla niej miejsca. Nie dziwię się że wiersz "Sumy neapolitańskie" został zamieszczony na końcu. Pełen humoru, wyszukanej ironii autora i sarkazmu odnoszących się do własnej twórczości. "Korpofilia" to natomiast wiersz będący zwieńczeniem wszystkich innych odnoszących się do współczesnego niewolnictwa w korporacjach.
W swojej osobistej klasyfikacji, dzielę poezję na metaforyczną, pełną symboli i ukrytych znaczeń oraz na dosłowną, czyli taką, w której nie trzeba czytać pomiędzy wierszami, czy też doszukiwać się drugiego dna. Tomik Mateusza Piotrowskiego z pewnością należy do tej drugiej kategorii, co wcale nie oznacza, że lirykę taką czyta się łatwiej. Autentyczność przekazu poety jest bowiem swoistą trampoliną do pojawienia się myśli własnych u odbiorcy, a użyte wulgaryzmy tylko wzmacniają ten efekt.
Podmiot liryczny w jednym z wierszy mówi, że "ten świat na trzeźwo jest nie do zniesienia". Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, skoro miliardy istnień ludzkich powielają te same błędy, a demoniczna Lilith swoją ciągłą obecnością podkreśla tę występującą powtarzalność. Poznajcie koniecznie lirykę Mateusza Piotrowskiego, gdyż to interesująca, poetycka wędrówka po meandrach naszych obsesji.
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/
Przeczytane:2020-05-15, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Świat bezustannie się rozwija i coraz lepiej poznajemy to wszystko, co nas otacza, a myśl ludzka sięga wciąż dalej i dalej, przekraczając nawet granice wszechświata. Ale w gruncie rzeczy dla człowieka największą zagadką nadal pozostaje on sam. Od kilku dni zadaję sobie pytanie, dlaczego zdecydowałam się zrecenzować tomik poezji, chociaż nigdy wcześniej tego nie robiłam. I nadal nie mam pojęcia. Może z sentymentu, bo też zdarzyło mi się coś kiedyś napisać... Wiem tylko jedno: na pewno nie przekonała mnie okładka.
"Lilith" Mateusza Piotrowskiego to zbiór wierszy o codziennym życiu w różnych jego aspektach. Znajdziemy tu refleksje o nieszczęśliwej miłości, o niedającej satysfakcji pracy, o wyjątkowych ludziach poznanych w niewłaściwym czasie, o szczęściu, końcu świata czy też o szukaniu złotego środka w świecie pełnym sprzeczności.
Tym, co zwróciło moją uwagę w pierwszej kolejności i okazało się wielką zaletą tego tomiku, była prostota przekazu. Autor dał świetny przykład temu, że wcale nie trzeba owijać w bawełnę i ukrywać przesłania swoich tekstów w niezmierzonych odmętach metafor czy zakopywać go skrzętnie pod stertą innych środków stylistycznych. Nie zawsze musimy się doszukiwać drugiego, trzeciego czy dziesiątego dna jakiegoś wiersza. Wprawdzie doświadczenia szkolne w analizowaniu poezji sprawiają często, że ciężko w to uwierzyć, ale poeta w swojej twórczości też może wyrazić coś wprost. I wyobraźcie sobie, że czasem rzeczywiście tak właśnie robi!
Dla mnie dobre teksty to takie, które wywołują u odbiorcy emocje, im silniejsze, tym lepiej. Bo nic tak nie zabija literatury jak obojętność czytelnika. W przypadku tomiku Mateusza Piotrowskiego proste słowa niosą za sobą zdecydowany i niebanalny przekaz. Przemawiają wprost do serca, odwołują się do sytuacji codziennego życia, do uczuć i refleksji, które na pewnym etapie życia towarzyszą chyba każdemu z nas. Zebrane tu wiersze są jednocześnie bardzo osobiste i niezwykle uniwersalne, a w moim odczuciu to wielki plus.
Obraz świata wyłaniający się z tekstów zawartych w tomiku "Lilith" nie jest w żadnej mierze idealizowany, wręcz przeciwnie. Jawi się raczej jako miejsce wyjątkowo nieprzyjazne i przygnębiające. Absurdy naszej rzeczywistości zostają trafnie obnażone chociażby w tekście "Okno na świat", a z wielu pozostałych przebija wielkie rozczarowanie zarówno współczesnym światem, jak i żyjącymi w nim ludźmi. To krytyka egoistycznego społeczeństwa, skupionego na rzeczach nieistotnych, które tak naprawdę nie ma nic do zaoferowania. Szczęśliwe, pozornie idealne życie prowadzi tylko na pokaz, odliczając minuty do końca pracy, która nie daje żadnej satysfakcji.
W tomiku poezji Mateusza Piotrowskiego każdy znajdzie coś dla siebie. Na mnie największe wrażenie zrobiły: "Niezachwiana moralność", "Zimny dzień w piekle", "Superbohater" i "Niesamowity Sonder-Man". Różnorodność poruszanych tematów zdecydowanie działa na jego korzyść, podobnie zresztą jak różnorodność wykorzystanych form. Znajdziemy tu teksty krótkie i nieco dłuższe, wiersze białe i rymowane, więc zdecydowanie jest w czym wybierać. Jest prosto, dobitnie (choć dla mnie momentami aż za bardzo, bo za wulgaryzmami w poezji nie przepadam) i emocjonalnie, zatem jeśli macie ochotę na parę chwil refleksji nad dzisiejszym światem, sięgajcie śmiało.