Niebanalne i cudownie absurdalne połączenie kryminału, fantastyki i słowiańskich wierzeń ze swojskością polskiej prowincji i wybornym humorem.
Wisłowice to osobliwe miejsce - żarliwa wiara katolicka miesza się tu z pogańskimi praktykami i zabobonami, nocą za oknami słychać stukot czarcich kopyt, a mieszkańcy wsi wciąż korzystają z usług medycznych mieszkającej w leśnej głuszy Zielarki. Jedynym współczesnym elementem lokalnych gospodarstw jest sprowadzony z konieczności do wisłowickich domów telefon. Gdy pewnego dnia zadzwoni w domu państwa Sosnów, ich spokojne życie zmieni się nie do poznania...
Jedna z mieszkanek wsi zostaje znaleziona nieprzytomna, a obrażenia na jej ciele sugerują atak wilkołaka. Niedługo później napastnik uderza ponownie, a sołtys Wiktor Nałęcki, sceptyczny wobec ludowych wierzeń, postanawia zgłosić sprawę do miejskich organów ścigania. Ta decyzja wzbudza mieszane uczucia, miastowi nie cieszą się w Wisłowicach zaufaniem. Do rozwiązania sprawy Wilkołaka z Wisłowic przybywa ekscentryczny komisarz Radzkin. Szybko okazuje się, że obawy mieszkańców były uzasadnione. Rozpoczyna się polowanie na czarownice... dosłownie.
Wydawnictwo: Initium
Data wydania: 2022-10-17
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 648
Język oryginału: polski
Powiem wam, że jestem naprawdę pod wrażeniem napisania tak cudownej książki, której strony hipnotyzowały mnie na tyle, że nie potrafiłam się od niej oderwać! Po pierwsze, uwielbiam motywy małych wiosek, gdzie niby wszyscy się ze sobą znają, ale rzadko kto z kim trzyma dobre relacje. Tutaj taką nieciekawą zdaniem mieszkańców wioski osobowością był sołtys o którym krążyły plotki i legendy. Oczywiście wszystkie przekazywane w głębokiej tajemnicy, bo nie godziło się bezpośrednio o tym rozmawiać. Mamy też dość zagadkową postać jaką jest Zielarka. Nikt nie zna jej imienia, ani wieku, choć zdaniem każdego była tam już od zawsze. Nie widziano również jej twarzy z powodu przyczyn, które będą nam przedstawione, ani nie są pewni, czy umie posługiwać się mową. Przychodzą do niej w potrzebie, bo wiedzą, że pomoże, lecz na pogaduchy nikt się specjalnie tam nie zaciąga. Boją się tego, co potrafi i wolą nie wiedzieć w jaki sposób co wykonuje. Wręcz przezabawną postacią jest tutaj Jadwiga, matka nastoletniej Barbary. Cokolwiek by się nie działo, to ona bardzo to przeżywa. Jest okropnie zazdrosna o swojego męża i kiedy na jej drodze staje kobieta o nazwisku Obszczydupka jest zdolna do wszystkiego. Nieco drażni ją zachowanie męża, który chce być nader gościnny i jest do niej miły, a sama Obszczydupka dość mocno to wykorzystuje. To kobieta nieco lekkich obyczajów, która potrafi grać jak najlepsza aktorka. Płeć męska nabiera się na jej dyrdymały z czego dochodzi później do niepotrzebnych konfliktów. Za największe szkaradztwo uważają wynalazek telefoniczny, który wybrzmiewa tylko, kiedy ktoś jest w potrzebie. Jego dźwięk powoduje, że każdy zastyga w bezruchu. Na nieszczęście pewnego dnia zadzwoni, a zdesperowana kobieta po drugiej stronie linii zgłosi zaginięcie swojej córki. Wieś stanie na nogi, lecz czym prędzej czmychnie do swoich domów, kiedy wyjdzie na to, że dziwny stwór grasuje w pobliżu. Dawne wierzenia, ludowa magia, strojne charaktery postaci i ktoś, kto może krzywdzić innych. Niesamowicie zabawna i wciągająca od pierwszych słów. Jestem nią zachwycona!
Tytuł recenzji: SERYJNY WILKOŁAK Z WISŁOWIC
„[...] Przecież to podobno we wsi zamknięta jest cała mądrość narodu”
Zawsze zarzekałam się niczym żaba wody, że nie czytam, książek fantasy, bo nie lubię takiej literatury i nawet nie wiem, skąd to moje przekonanie się wzięło. Zmieniłam to zdanie dopiero teraz po lekturze „Legendy ludowej”. Bardzo się cieszę, że dałam szansę tej powieści, bo jej czytanie było świetnym relaksem i wyborną zabawą. Zapewne znane są Wam popularne humorystyczne komiksy z Asteriksem i Obeliksem w roli głównej albo klasyka polskiego komiksu w mistrzowskim cyklu Janusza Christy, Kajko i Kokosz. Jeśli tak, to z łatwością wczujecie się w klimat tej powieści. Co prawda fabuła książki obfituje w mnóstwo postaci dość oryginalnych i przerysowanych, podobnie jak w wyżej wspomnianych komiksach, to jednak jest coś, co ją od nich różni. Nie występują tu super bohaterowie. Owszem rodzina Sosnów jest dość charakterna i oryginalna, ale nie posiada super mocy. Jest natomiast zielarka zamiast lekarza, jest telefon, ale nie ma elektryczności i mnóstwo ludowych wierzeń, z wilkołakiem włącznie, a swojskość polskiej prowincji została okraszona wybornym humorem.
Wisłowice, wsi wesoła, wsi sielska i zabobonna. Osobliwe miejsce, gdzie żarliwa wiara katolicka miesza się z pogańskimi praktykami, a nocami słychać stukot czarcich kopyt i czuć zapach siarki. Taki obraz wsi stworzyła debiutująca autorka Karolina Derkacz w swojej książce, a akcję umieściła w bliżej nieokreślonym czasie i można jedynie przypuszczać, że chodzi tu o średniowiecze i być może tak jest, ale za to język powieści jest bardzo współczesny. Wydaje mi się, że na tym polega cała zabawa i powiew świeżości w tej książce, że język, jakim posługują się bohaterowie, jest wszystkim czytającym doskonale znany. Autorka znakomicie przedstawiła małą zamkniętą społeczność i bezlitośnie odsłoniła ludzkie przywary. Wszyscy się znają, niekoniecznie kochają, ale za to chętnie się obgadują, a plotki roznoszą się po wsi lotem błyskawicy. Niechętnym okiem patrzą na obcych i im nie ufają, a zwłaszcza tym miastowym. Gdy zostaje znaleziona nieprzytomna jedna z mieszkanek, a potem napady na młode dziewczęta się powtarzają, blady strach pada na mieszkańców wsi, bo obrażenia na ciele kobiet, wskazują na atak wilkołaka. Nielubiany sołtys Wiktor Nałęcki jest bardzo sceptycznie nastawiony wobec tych rewelacji i nie widząc innego wyjścia sprowadza do wsi miejskiego przedstawiciela prawa ekscentrycznego komisarza Radzkina. Wkrótce okazuje się, że obawy mieszkańców wsi przed miastowymi były uzasadnione, bo Radzkin, zamiast ścigać wilkołaka, urządził sobie we wsi polowanie na domniemanych przestępców i zatruwa wszystkim życie jak tylko może, zaprowadzając swoje porządki. Mieszkańcy już nie wiedzą, czy bardziej mają bać się wilkołaka, czy znienawidzonego komisarza, który ma swoje sposoby, by coś znaleźć na każdego i zamknąć we więzieniu. Szczególnie poluje na zielarkę oraz szuka sposobu na pozbawienie wolności pana Sosny, który zlazł mu za skórę.
Autorka musi mieć niezwykłe poczucie humoru i doskonale znać realia panujące na polskiej wsi, by w tak prześmiewczy i zabawny sposób potraktować bohaterów swojej książki. Ta powieść jest zabawna i pełna absurdalnych połączeń, a jej ogromną zaletą jest lekkość narracji, co powoduje, że to dość opasłe tomiszcze czyta się szybko i z ogromną przyjemnością. Dużo w niej inteligentnego humoru i oryginalnych pomysłów. Podczas czytania uśmiech praktycznie ani na chwilę nie schodził mi z twarzy, dawno też nie śmiałam się na głos nad książką. Na szczęście jej gabaryty są dość spore i nie da się jej wcisnąć do torebki. Zabranie jej ze sobą do środków komunikacji publicznej mogłoby skutkować w najlepszym razie porozumiewawczymi spojrzeniami współpasażerów lub wykonaniem znaczącego gestu wskazujący na czoło.
Dawno już nie czytałam tak zabawnej, świetnie napisanej historii, w której w ciekawy sposób została opisana mentalność społeczna małych miejscowości. Mieszkam w podobnym środowisku, więc takie realia są mi doskonale znane. Gdyby pominąć ludowe wierzenia, obraz przedstawionej małej wsi byłby nad wyraz realny i rzeczywisty. Świetnie napisana książka, z ogromnym poczuciem humoru, przy której przyjemnie spędziłam czas i bawiłam się doskonale. Od początku do końca autorka wiedziała, w jakim celu wykreowała swoich bohaterów i co chciała przez swoją historię przekazać. Teraz czekam na kontynuację, bo powieść zakończyła się dość niespodziewanie i ogromnie jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów.
„Legenda ludowa”, została napisana w konwencji komiksu, lecz oprócz niewątpliwej zabawy dostarcza ona czytelnikowi także powodu do głębszych przemyśleń. Zapewnia mu to przedstawiony obraz małej społeczności z wszystkimi wadami i zaletami, który jest bardzo rzeczywisty i prawdziwy. I nie jest to książka tylko dla starszej młodzieży, każdy może ją przeczytać i dobrze się przy niej bawić.
Karolina Derkacz „Legenda ludowa”
W Wisłowicach znaleziono nieprzytomną, młodą dziewczynę. Od tego momentu życie rodziny Sosnów ulega zmianie. Albowiem Zielarka pokazuje, że obrażenia na ciele wskazują, iż to dzieło wilkołaka. Czy to możliwe? Do akcji wkracza groteskowy i niezbyt lubiany komisarz Radzkin. Czy znajdzie winowajcę?
Interesująca lektura okraszona dobrym humorem. Wiejska społeczność, której będzie dane kroczyć po śladach istoty nie z tego świata. Iście kryminalna zagadka! Nie sposób się nudzić. Jak na debiut, połączenie tego gatunku ze słowiańskimi wierzeniami nie wyszło wcale tak źle. Mnie się bardzo podobało i serdecznie polecam. 🧙🏻♀️
„Pod warstwą lepkiej mazi czerwieniły się długie, zaognione ślady pazurów. Odsłonięcie kolejnego liścia, tym razem tuż obok szyi, ukazało odbitkę kompletu zębów, które z całą pewnością nie należały do ludzkich”.
Uprzedzam, zanim podejmiesz się dalszego czytania musisz wiedzieć, że będzie mnóstwo śmiechu, ale i chwilami strasznie, a to wszystko przykryte pierzyną dawnych ludowych wierzeń w różnego rodzaju zabobony, takie jak wiedźmy, czart, diabły wilkołaki. Jeżeli chcesz wiedzieć co uwielbiam w fantastyce, to przeczytaj tę książkę. Masz w niej wszystko to, co jest fantastyczne przy lekturze tego rodzaju, a mowa przede wszystkim poczucie humoru i te cięte riposty, jakie śle Jadwiga pod adresem sąsiadki, o której cała wieś wie i nie szczędzi języka.
Oczywiście mąż Zdzisław i córka Barbara mają inne podejście, lecz więcej to już sami się przekonacie. 560 stron, a myślałam, że to chwila i teraz muszę czekać na tom drugi. Wisłowice to urokliwe miejsce, w którym takie historie jak ta może trafić się wszędzie, więc zachęcam do przeczytania, a może wtedy będziesz wiedział, jak zapobiec pewnym sytuacjom, które mogą spotkać cię lub twojego sąsiada. Pewnie każdy z was wie, że życie na wsi, jak i w małych miasteczkach charakteryzuje się tym, że wszyscy o wszystkim wiedzą.
Można żyć w miłości i wdzięczności sąsiedzkiej, ale też można być czarną owcą całego miasteczka. Jak do bywało z nowoczesnością często i gęsto spotykało się to z odrzuceniem. Tak było np. z linią telefoniczną w Wisłowicach, lecz ten jeden telefon przyniósł masę sytuacji, które wywróciło spokojne życie mieszkańców w gonitwę zamartwień i walki o bezpieczeństwo swoje i swoich pociech. Moim ulubionym gatunkiem to właśnie fantastyka i mniej więcej ludowe wierzenia, gdzie stykają się z wiarą katolicką, a jeżeli doprawiona jest fantastycznymi bohaterami, to mamy kawał fantastycznej literatury, która umili weekendowe chwile. Zapraszam na stronę wydawnictwa lub strony książkowe w celu zapoznania się z opisem i ręczę, że jeżeli właśnie lubisz opowieści o diabłach, chochołach, wilkołakach, wiedźmach czy czartach diabelskich to w tej książce przeżyjesz pościg za czymś/kimś, kto napadł na niewinną dziewczynę, a po obrażeniach, jakie poniosła można przypuszczać, że od teraz życie mieszkańców zmieni się, i to diametralnie. Mnóstwo intryg, plotek, oskarżeń, jak i walka o to, żeby w końcu nastał spokój.
Od pierwszej strony śmiałam się z Jadwigi i czekałam tylko, kiedy odpowie komuś w ten jej fantastyczny sposób. Polecam całym sercem, ale jak wcześniej napisałam po przeczytaniu będziesz zły, bo trzeba poczekać na tom drugi. Już tęsknię za Jadwisią i wszystkimi mieszkańcami.
Na wieś Wisłowice pada blady strach, gdy pewnego dnia została znaleziona nieprzytomna jedna z młodych dziewcząt. Mieszkańcy cicho podszeptują, iż to Wilkołak, bowiem wiele śladów na to wskazuje. Co gorsze napaść się powtarza, dlatego wójt postanawia sprowadzić do wsi komisarza Radzkina, aby odnalazł sprawcę. Czy naprawdę w Wisłowicach grasuje Wilkołak? Czy nieprzychylny ludziom komisarz rozwiąże sprawę?
LEGENDA LUDOWA to pierwszy tom rozpoczynający serię Cuda Wianki, a zarazem jest to pierwsza powieść Karoliny Derkacz.
Trochę obawiałam się tej pozycji, dlatego też z dużą rezerwą i sceptycyzmem podchodziłam do niej. Bo czy fantastyka mi się spodoba? I do tego debiut… Czy takie połączenie może być udane? Okazuje się, że tak!
Moje obawy dość szybko zostały rozwiane za sprawą fajnego stylu i języka autorki oraz samej w sobie historii. Fabuła bazująca na karykaturalnych postaciach, połączeniu katolicyzmu z pogańskimi wierzeniami i legendami stworzyła historię, która mnie wciągnęła.
Autorka sprytnie powiązała fantastykę z zagadką kryminalną, wszystko okraszając świetnym humorem. Nie raz i nie dwa, dowcipne dialogi przywołały u mnie uśmiech. Charakterystyka Jadwigi, pierwszorzędna! Postawa godna wiejskiej baby, i te zabawne sytuacje z odwiecznym wrogiem Obszczydupką. To wszystko sprawiło, że z zainteresowaniem obserwowałam poczynania bohaterów.
Może i zaklasyfikowałabym ją jako książkę dla starszej młodzieży, ale wy też możecie ją przeczytać, bo ja świetnie się przy niej bawiłam, pomimo moich wcześniejszych obaw.
Legenda Ludowa - Karolina Derkacz.
Tak, jak śmiałam się czytając tę książkę, to rzadko kiedy mi się zdarza. Naprawdę.
Książki mogą wzruszyć, mogą podnieść na duchu, mogą zaciekawić ale żebym się szczerze, głośno śmiała no to naprawdę na palcach policzyć bym mogła.
Styl autorki mocno przypadł mi do gustu! Wieś jaką zna się nie tylko z telewizji czy książek, ale jeśli ktoś pochodzi ze wsi to z pewnością jedną czy drugą bohaterkę odnalazł by spokojnie w ludziach, które kiedyś znał.
Nazewnictwo, sytuacje jakie tam się pojawiają, no ja przepadłam. Przeczytałam bardzo szybko i tak strasznie żałuję, że to już koniec... tej części! Pociesza mnie myśl, że będzie kolejna. I wiecie co? Uwielbiam Sosnów! Uwielbiam!
Myślałam, że to będzie coś upiornego a toż to komedia jest! I jakie to było pozytywne zdziwienie. Chyba tego trzeba mi było. Jak sitcom, który ogląda się dla poprawy humoru i się do niego wraca - tak i ja wrócę do legendy ludowej i to nie raz.
Taka ciekawostka.
Czytaliśmy razem z mężem i skończyła się pierwsza część (książka jest podzielona) i mówię do męża, oj przeczytaj jeszcze jeden rozdział. -- nie, późno już idziemy spać. Zresztą to koniec pierwszej części, nie będę zaczynał kolejnej! -- No proszę cie. -- Mogę ci jeszcze raz przeczytać ten rozdział (ostatni w pierwszej części). -- Serio? -- Tak. -- No dobra xD.
I przyznam szczerze, że śmiałam się ponownie.
To po prostu ciekawa i przyjemna książka. Autorka umiejętnie buduje napięcie. Widać, że zna swoich bohaterów i wie co chce nam przekazać. Każdy z nich jest nieszablonowy i z pewnością nie spodziewacie się w jaki sposób rozegra się cała historia. Ot, co mogę napisać o tej książce i nic więcej nie dodam bo... to jest must have!
I wiem, że sama zakupie kilka egzemplarzy tylko po to, by rozdać je na święta, na urodziny na... no ona jest genialna ;).
Dla mnie spokojnie 11/10 i jeśli chcecie się pośmiać, lubicie klimaty zaściankowej wsi ale z ciekawymi bohaterami -- POLECAM.
P.S aha i nie mogłabym zamknąć recenzji nie dopisując jeszcze tego. Autorko. Za ,,Obszczydupkę" to powinnaś dostać całą kratę nalewki cmentarnej :D.
Okładka jest przepiękna i dlatego chciałabym tutaj napisać kto jest za nią odpowiedzialny ;)
Patryk Lubas i Piotr Sokołowski. Dziękuję, jest piękna.
Wisłowice to wieś jakich wiele można spotkać w Polsce. A nie, chwila, jednak nie do końca. Wsi spokojna, wsi wesoła... no, może tak, ale jednak jest to zupełnie inna osada niż te, które znamy. Jedynym akcentem łączącym to miejsce ze współczesnością są telefony w każdym domostwie, traktowane jak zło konieczne. Poza tym jest to wioska jakby całkowicie wyrwana ze średniowiecza, z wodą w studniach i bez elektryczności. Dostępny jest jeden sklep z towarami, w zapyziałej chatce mieszka lecząca wszystkich Zielarka, a katolickie obrzędy mieszają się ze słowiańskimi tradycjami.
Wśród mieszkańców Wisłowic wyróżnia się rodzina Sosnów: Jadwiga, Zdzisław i ich córka Barbara. Zadziorna Baśka niczego się nie boi, co nie zawsze wychodzi jej na dobre, Jadwiga zaś robi wszystko, by córka zachowywała się właściwie, bo "co ludzie powiedzą", no i Zdzisław, swój chłop, taki że do rany przyłóż. Nie da się również pominąć Genowefy Obszczydupki, której córka zostaje pewnego razu napadnięta. Dziewczynę odnajduje sąsiad Sosnów w Zagajniku Rucały i przenosi ją do chaty Zielarki. Andżelika kilka dni leży nieprzytomna, a wszyscy w napięciu czekają na jej przebudzenie. Przecież musi wyjaśnić, co się stało i kto ją napadł. Niestety, nie dość, że nastolatka po ocknięciu się nic nie pamięta, wioskę obiega wieść o napaści na kolejną młodą dziewczynę. Zaczyna się robić niebezpiecznie, szczególnie, że ślady wskazują na to, iż złoczyńcą może być... wilkołak. Sołtys Nałęcki postanawia sprowadzić policjanta z miasta, co nie podoba się mieszkańcom. Nie mają zaufania do "miastowych", a kiedy do Wisłowic przybywa komisarz Radzkin, nawet sam sołtys zaczyna żałować swojej decyzji...
Spośród wszystkich bohaterów powieści najbardziej irytowała mnie swoim zachowaniem Jadwiga, natomiast mój zdecydowany faworyt to grabarz. Jego sposób wysławiania się i zaloty do Zielarki to mistrzostwo świata :D
Lubię książki z motywem słowiańskim i czytam każdą, która wpadnie mi w ręce. Byłam ciekawa, jak udał się autorce ten debiut. Muszę przyznać, iż mimo prawie 650 stron jest to historia lekka i nieskomplikowana. Większość tekstu to dialogi bohaterów, zatem akcja toczy się wartko. Język, którym posługują się postacie, nie jest współczesny w stu procentach. Autorka wykorzystuje sporo zwrotów, przysłów i dawniejszych słów, dzięki czemu toczone rozmowy również przyczyniają się do tworzenia klimatu dawnych lat. Do tego należy dorzucić opisy wsi i jej pozostałych mieszkańców oraz ich emocji, skutki podejmowanych decyzji, zatargów i wszelkich mechanizmów, mających miejsce w zamkniętych grupach społecznych, takich jak Wisłowice.
Ucieszyłam się, że finał autorka postanowiła zrobić zamknięty, bo nie przepadam za otwartymi zakończeniami. Nie zmienia to jednak faktu, że ostatnie zdania wywołują ciekawość dalszymi losami bohaterów, więc z niecierpliwością będę czekać na drugą część tego cyklu. I mam nadzieję na trochę więcej słowiańskości, bo tutaj było jej jak dla mnie trochę za mało.
Przeczytane:2022-11-07, Ocena: 6, Przeczytałam, 12 książek 2022, 26 książek 2022, 52 książki 2022, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2022, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2022,
Zasiadając do lektury nie wiedziałam, czego się spodziewać, bo „Legenda ludowa” to pierwsza powieść Karoliny Derkacz i z wiadomych względów nie znam jej twórczości. Trochę początkowo przeraziła mnie objętość książki, bo liczy sobie ona aż 560 stron raczej drobniejszego druku, ale kiedy zaczęłam czytać, dosłownie popłynęłam. Debiut autorki to doskonała mieszanka fantastyki, słowiańskich wierzeń, kryminału i komedii. Dawno nie odpoczęłam tak dobrze przy książce, jak podczas lektury tej cegiełki. I dawno się tak nie uśmiałam. Nawet nie wiem, kiedy połknęłam te 560 stron, tak dobrze się bawiłam.
Głównymi bohaterami powieści jest rodzina Sosnów: Zdzisław, Jadwiga i ich córka Basia. Baśka uważa się za dorosłą i próbuje chodzić własnymi ścieżkami, co nie zawsze jej wychodzi pod czujnym okiem matki, która wychowuje córkę w zgodzie z powiedzeniem „bo co ludzie powiedzą”. Basia jest zadziorna, pyskata, wygadana, żywiołowa, nie zwraca uwagi na konwenanse. Z drugiej strony stara się słuchać rodziców. Kiedy w okolicy robi się niebezpiecznie, siedzi potulnie w domu, albo wychodzi z niego tylko z kimś dorosłym. Cała rodzina jest bardzo fajna. Jadwiga trzyma ich wszystkich twardą ręką, łącznie ze Zdzisławem, który sam o sobie mówi, że jest pod pantoflem żony. Pierwszoplanowe postaci są świetnie scharakteryzowane, ale i drugoplanowym niczego nie brakuje. W powieści przewija się cała gama bardzo barwnych, charakterystycznych bohaterów. Każdy z nich czymś się wyróżnia, każdy jest jakiś. Bardzo ciekawie zostały dobrane nazwiska do bohaterów. Za serce szczególnie ujęli mnie Obszczydupka i grabarz, którego zaloty do Zielarki, która również jest wyjątkowo interesującą postacią. Akcja powieści toczy się wartko, głównie dlatego, że przeważają w niej żywe, naturalne dialogi. Autorka świetnie prowadzi fabułę, z wprawą i gracją manewruje postaciami, a im samym miesza w życiu tak bardzo i w tak nieoczekiwanych momentach, że zapiera dech w piersiach. Autorka ukazuje w powieści nasze wady i przywary narodowe, a nawet je potęguje, przez co zyskują większy wyraz. Wytyka je jednak w taki sposób, aby nikt nie poczuł się dotknięty. Zagadka kryminalna w powieści to złoto i diamenty. Do końca nie wiadomo, kto stoi za napadami na młode dziewczyny i czy to faktycznie nie jest wilkołak, bo po drodze jeden się nawet w książce pojawia i z miejsca staje się podejrzanym. Sprawa zostaje rozwiązana dopiero pod sam koniec powieści i do samiutkiego końca trzyma w napięciu. Pod koniec zaczęłam się bać, że rozwiązanie tej zagadki poznamy dopiero w kolejnym tomie, bo książka się już kończyła, a cały czas nic nie było wiadomo. Cieszę się jednak, że autorka postanowiła domknąć w tym tomie wspomniany wątek, bo oczekiwanie na kontynuację byłoby wtedy katorgą. W pewnym stopniu i tak będzie, bo na samym końcu pojawia się zwrot akcji i książka się kończy.
Uwielbiam tę powieść za zdecydowanie nietuzinkowe rozwiązania, klimat zaściankowej wsi, przerysowaną polską rzeczywistość, za wierzenia słowiańskie w komplecie z katolicką religijnością, za cudownych bohaterów, za zabawę językiem, doskonały humor sytuacyjny i za dystans przede wszystkim. Serdecznie polecam!