Nowy bestseller czołowego rosyjskiego pisarza-historyka młodego pokolenia Władimira Bieszanowa jest kontynuacją jego poprzedniej znakomitej książki o broni pancernej. Niezwykle interesujący przegląd samolotów bojowych z czasów pierwszej i drugiej wojny światowej, tajemnice radzieckich biur projektowych i zakładów zbrojeniowych, prześladowania naukowców, inżynierów i lotników. Wiele faktów nieznanych do tej pory. ,,Latająca Gwarantowana Trumna" - tak ,,sokoły Stalina" przezwały samolot ŁAGG-3, na początku wojny ZSRR z Niemcami uznawany za podstawowy radziecki ,,myśliwiec nowego typu", który jednak ustępował Messerschmittom pod każdym względem. Przegrywały z przeciwnikiem również Mig-3, a nawet Jak-1, nie mówiąc już o przestarzałych ,,iszakach" i ,,mewach". Nie pomagały wysiłki pilotów, wytwórców i konstruktorów. Najlepsi technicy ZSRR rozbierali do ostatniej śrubki dziesiątki zagranicznych silników, kreślili na papierze gazetowym (z brystolem były kłopoty) coś-tam swojego, przewyższającego światowe analogi we wszystkich parametrach, i... produkowali ,,własne" silniki.
Tyle trudu, a odpalasz - i nie pracuje!
Autor przypomina skierowane do Stalina słowa dowódcy Wojsk Lotniczych Armii Czerwonej Pawła Ryczagowa, za które go rozstrzelano: ,,Zmuszacie nas do latania trumnami!". Wbrew przedwojennemu radzieckiemu ,,zawrotowi głowy od sukcesów" i propagandowemu hałasowi, ,,sokoły Stalina" nie mogły walczyć z Luftwaffe jak równy z równym - od pierwszych dni wojny niemieccy lotnicy zawładnęli niebem nad ZSRR, podczas gdy radzieckich samolotów było trzy razy więcej. Po napaści niemieckiej okazało się, że radzieckie lotnictwo jest zupełnie nieprzystosowane do walki i do końca 1941 roku straciło 90% samolotów, czego nie można było usprawiedliwić ani zaskoczeniem, ani lotniskami, które ,,przespały wojnę". Zacofania radzieckich wojsk lotniczych nie udało się zlikwidować do samego zwycięstwa, chociaż w ostatniej fazie wojny walczyły udane Ła-7 i Jak-3, ale Niemcy uruchomili seryjną produkcję myśliwców odrzutowych. Obalając stalinowskie mity, autor ujawnia prawdę o ofiarach totalitarnego reżimu oraz jego naukowo-techniczną nieefektywność, za którą zapłacono dziesiątkami milionów istnień ludzkich. Książka Bieszanowa niewątpliwie zainteresuje zarówno miłośników historii jak i techniki lotniczej.
Wydawnictwo: Bellona
Data wydania: 2013-12-05
Kategoria: Podręczniki
ISBN:
Liczba stron: 344
W "1945 - roku zwycięstwa", autor, z właściwą mu swadą, przedstawia główne operacje wojskowe Armii Czerwonej w ostatnim roku wojny, najwięcej uwagi...
O czasach, kiedy: "Dzikie polowanie na speców doprowadziło gospodarkę radziecką na granicę dezorganizacji", pisze w swej nowej książce czołowy rosyjski...
Przeczytane:2014-07-21, Ocena: 6, Przeczytałam,
Dlaczego trumny? A z czym powszechnie kojarzy się trumna? Z ostatecznym miejscem naszego spoczynku? Z miejscem, z którego nie można uciec? A może z czymś co nie jest do końca funkcjonalne? Właśnie. Dokładnie tak można było określić całą masę samolotów produkcji sowieckiej. Pomijając fakt, że całe ich grono było zwyczajną kopią samolotów z innych krajów...Ale to detale, prawda?
Władimir Bieszanow opisuje historię lotnictwa sowieckiego, zmagania tegoż przemysłu z ciągłym brakiem środków na produkcję własną, a przede wszystkim brakiem konceptów na ulepszenie sprzętu (np. sowiecki odpowiednik angielskiego rozpoznawczego samolotu DH9 – samolot o wdzięcznej nazwie P-1 ważył aż 240 kg więcej – a wiadomo, jakie kolosalne znaczenie dla lotnictwa ma waga statku powietrznego). Dla pasjonatów lotnictwa będzie to naprawdę ciekawa wyprawa w świat lotnictwa rosyjskiego za dawnych czasów. Dla tych mniej zainteresowanych, będzie to kawałek historii, o której nigdy nie usłyszeli z innych źródeł (a autor jest naprawdę precyzyjny w swojej opowieści).
Dowiadujemy się między innymi o budowie hydroplanów (samolotów morskich), która była obarczona nie tylko brakiem doświadczenia w ich konstruowaniu, lecz także brakiem wiedzy zarówno teoretycznej jak i praktycznej, pozostawiając na sam koniec jakże istotne - braki w finansowaniu takich produkcji. Hydroplany skończyły jako plany, większość została sprowadzona z Włoch czy Niemiec.
Sytuacja w 1927 roku była dramatyczna, jeśli wziąć pod uwagę uzbrojenie lotnictwa Czerwonej Floty Powietrznej – raptem 698 samolotów bojowych – zdecydowanie za mało, by wygrać wojnę lub mieć w niej istotny udział po stronie zwycięskiej. Zakładano wielkie zmiany w pięcioletnich planach poprawy sytuacji bojowej – ambitne 7000 samolotów potrzebnych dla wojska w czasie wojny. Gdy dodatkowo spojrzymy na kwestię silników, które radziecki przemysł lotniczy musiał ciągle sprowadzać, bo ich produkcja była raz, że za droga, dwa, że wychodziły znacznie cięższe niż ich „odpowiedniki” zagraniczne (nawet sukces rodzimej produkcji – silnik M-11 jest łudząco podobny do francuskiego silnika Lorraine-Dietrich) - to możemy już mieć pewne pojęcie czemu tak było.
Kontrakt z firmą Junkers (a żyłam w przeświadczeniu do tej pory, że robią oni wyłącznie piece gazowe!) nie należał do najbardziej udanych – wszak to Niemcy, w związku z tym to na pewno szpiedzy i chcą zrujnować gospodarkę czerwoną! Co więcej - wcale większa liczba ludzi pracujących w przemyśle lotniczym nie przyspiesza drastycznie całego procesu – przecież tradycyjnie – gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść! To musiało być wielce irytujące dla władzy – tak wielkie nakłady pieniężne, powszechna bieda (bo wszystko szło na wydatki wojenne), a wyniki niemal zerowe. Ale czego można było oczekiwać, gdy fabryki wymagały sporych modernizacji, ludzie dużego przeszkolenia, a sam przemysł wielkich nakładów finansowych? Cierpliwość jest cnotą, lecz nie wtedy, gdy na szali jest wojenne zwycięstwo lub sromotna klęska.
Rzeczywistość nabrała ciut więcej kolorów za czasów Andrieja N. Tupolewa i Nikołaja N. Polikarpowa. Sukcesem okazał się bombowiec TB-1 wybudowany za czasów CAGI (Centralny Instytut Aerohydrodynamiczny). Skupiono się w 1933 na budowie cięższych statków powietrznych – pierwszym był TB-3 (oficjalny następca TB-1), którego konstrukcja była na tyle udana, że zaczęto jego seryjną produkcję. Oczywiście przechodził on wiele modernizacji (ale był sukcesem!), bo nie miał najlepszego uzbrojenia bombowego ani wytrzymałości.
„Latające trumny Stalina” Władimira Bieszanowa to książka napisana przez pasjonata lotnictwa, pełna specyfikacji statków powietrznych, ich wad i zalet. Przyczyn z jakich jedne zostały odrzucone już na samym początku, a inne były modernizowane i produkowane seryjnie. Świetna książka dla zapoznania się z radzieckim przemysłem lotniczym, ale także z samą myślą tamtych czasów – niecierpliwością, chęcią otrzymania natychmiastowych rezultatów czy ciągłym podejrzewaniem o konspirację za czerwonymi plecami. Wszak czymże jest ogromna liczebność samolotów bojowych bez wyszkolonej kadry i odpowiedniej strategii wojskowej? Gdy na szali jest zwycięstwo wojenne, wszystkie inne kwestie zdają się nie mieć znaczenia, mają być po prostu wykonane.