,,Ond Elr." Ziej Ogniem.
Siedemnastoletnia Eelyn urodziła się z toporem w dłoni i żyje po to, by walczyć. Odwieczna wojna z plemieniem Riki zabrała jej ukochanego brata. Pięć lat później, spotyka go podczas krwawej bitwy -- walczącego po stronie wroga. Czy to możliwe? Przecież widziała jego śmierć na własne oczy!
Wzięta w niewolę i zdradzona przez najbliższą jej osobę Eelyn, musi zaufać Fiskemu z plemienia Rikich. Tylko on może uratować ją przed śmiercią i pomóc w ucieczce. Budzący się do życia wspólny wróg zwaśnionych klanów sprawia, że Eelyn i Fiske będą musieli przekonać swoje plemiona do zjednoczenia sił, aby przetrwać.
Czy dziewczyna ma w sobie wystarczająco dużo wiary, aby zaufać ludziom, których całe życie nienawidziła?
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2019-04-17
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 312
Tytuł oryginału: Sky In The Deep
Dwa zwaśnione klany, współny wróg, honor ponad życie... Wartka akcja nie mogłam się oderwać, czyta się rewelacyjnie polecam!!!
Jeśli szukacie porywającej lektury, która jest dzika, nieokiełznana, zaskakująca i wzniosła to musicie przeczytać „Klan”. Adrienne Young napisała książkę, która porywa czytelnika od pierwszych stron. Zostałam mile zaskoczona. Czytałam „Klan” z czystą przyjemnością.
Eelyn ma siedemnaście lat i żyje po to, aby zabijać. Jest wojowniczką. Wychowywana w nienawiści, szkolona do walki z wrogim plemieniem Rikich. Pięć lat temu w jednej z bitew z wrogim klanem traci brata. To kolejna strata, która napędza ją do walki. Kiedy nadchodzi do kolejnego starcia między klanami dziewczyna spotyka swojego brata, Iriego. Przeżył i walczy po stronie wroga, przeciwko swojej rodzinie. Co się stało? Eelyn, aby zdobyć odpowiedzi postanawia ruszyć za Irim. Niestety pojmana zostaje niewolnicą. Teraz musi walczyć każdego dnia, aby przeżyć. Może jednak liczyć na swojego brata oraz jego przyjaciela Fiske, który jest z Rikich. Dziewczyna nie jest przygotowana na wyjaśnienia brata, dlaczego zdradził rodzinę, nie spodziewa się, że wróg jest tak bardzo podobny do jej klanu a najbardziej zaskoczona jest tym, że Fiske wzbudza w niej zakazane uczucia. Jest jednak ktoś, kto sprawi, że dwa zwaśnione klany połączą siły. Jednak czy całkowite porozumienie jest możliwe, kiedy walczy się już tyle lat? Czy Eelyn znajdzie odwagę, aby przyznać się do swoich uczuć do Fiske?
„Klan” to opowieść o honorze, wierności, miłości i wierze. Może wydawać się, że pomysł na książkę jest lekko oklepany, ale jest to książka napisana z pasją. Barwny język, przejrzystość fabuły i ciekawe postacie to jej zdecydowane atuty. Gorąco polecam i życzę miłej lektury!
Więcej recenzji na www.facebook.com/LiteraturaZmyslow
Chciałabym zacząć od tego że ta książka jest w pewnym sensie książką "pierwszych razów". A to dlaczego? Bo dzięki niej kilka rzeczy pojawiło się pierwszy raz na mojej półce. Po pierwsze jest to mój pierwszy (edit: skłamałam drugi) w życiu egzemplarz recenzencki (za dużo słowa 'pierwszy' obok siebie :)). Traktuje to w sumie jako taki mój mały sukces. Po drugie jest to w sumie pierwsza książka o wikingach jaką w życiu czytałam. Kiedyś próbowałam czytać "Drużynę" (od autora "Zawiadowców") ale jakoś mi nie podeszła i nigdy nie udało mi się skończyć pierwszego tomu. A po trzecie jest to też pierwsza książka Adrienne Young jaką udało mi się przeczytać. Poszperałam trochę o autorce i z tego co zobaczyłam to pisze głównie książki w tematyce nordyckiej, wikingów itp. W sumie podeszłam do tej książki bez żadnych uczuć. Nie wymagałam od niej niczego. Ale muszę powiedzieć, że pochłonęłam ją w dwa dni i zakończenie wywarło na mnie w pewnym stopniu wrażenie.
Więcej recenzji na blogu
https://readwithstars.blogspot.com/2019/04/najlepsza-ksiazka-o-wikingach-czyli.html?m=1
Witaj w świecie, gdzie zagrożeniem jest morze i ci, którzy chcą z niego czerpać zyski. To świat stworzony tylko dla mężczyzn. Dla córki najpotężniejszego...
Przeczytane:2019-05-10, Ocena: 3, Przeczytałam, Posiadam, - 2019 -, Zrecenzowane, | demoniczne-ksiazki.blogspot.com |, Egzemplarz recenzencki,
Utrata kogoś bliskiego naszemu sercu zawsze bywa bolesna. Świadomość, że ktoś, kogo się kochało, już nie zdoła zamienić z nami słowa, podzielić się swoimi spostrzeżeniami, nie wesprze w trudnych chwilach czy po prostu nie będzie przy nas, trawi od środka, odbierając sens życia. Gorzej, jednak kiedy zdołamy podnieść się z kolan, a na naszej drodze staje ten, który pozostawił po sobie pustkę. Czujemy się wtedy kompletnie zagubieni, zdezorientowani, wściekli oraz jesteśmy gotowi zrobić wszystko, aby poznać całą prawdę. Jesteśmy niczym Eelyn, nastoletnia wojowniczka z klanu Asków, gotowi zlekceważyć wszystko i wszystkich, aby zdobyć wiedzę, mogącą poniekąd skleić roztrzaskane serce. Tylko czy zawsze jest to opłacalne?
TOPÓR W DŁOŃ I JEDZIEMY Z TYMI GNIDAMI!
Adrienne Young wcale się nie szczypie ze swoimi czytelnikami. Sama się o tym przekonałam! Wyobraźcie sobie, że nawet nie zdążyłam się porządnie usadowić, kiedy z miejsca zostałam wrzucona w ten przesiąknięty przemocą świat. I to prawie w sam środek makabrycznej scenerii! Oszołomiona, przyglądałam się tej drastycznej sytuacji z szeroko otwartymi ustami, próbując jakkolwiek nadążyć za rozwojem wydarzeń, bo z początku autorka mało co daje nam odpocząć. Dopiero z rozwojem fabularnym pozwolono mi odetchnąć, jednak i tak przeczuwałam, że długo nie zaznam spokoju. Narwana Eelyn cały czas dbała o to, aby nikomu nie przyszło się nudzić. Dogłębnie zraniona przez brata, zniewolona przez wrogi klan, wielokrotnie pokazywała Rikim swoją prawdziwą naturę. Z czasem jednak zaczynała dostrzegać w nich coś więcej niż czyhające na życie jej plemienia bestie. Wraz z nią powoli odkrywałam, że za maskami wojowników skrywają się zwyczajni ludzie, którzy również wiodą prawie normalne, poukładane życie. Sama byłam (początkowo) tym zaskoczona, bo jednak wielokrotnie dali odczuć głównej bohaterce, że nie jest mile widziana w ich społeczności, co okazywali poprzez traktowanie dziewczyny jak zbędnego balastu. Z czasem jednak, pomimo przyjemnego dryfowania z rozdziału na rozdział i ekspresowego zaczytywania się, zaczynałam odczuwać, że jednak czegoś mi tutaj brakuje. Zauważyłam, że również prawdziwa natura „Klanu” skrywa się pod maską, gdzie jej zerwanie zaowocowało festiwalem wyłapywania coraz to nowszych „psujek”...
Pomijając już drobne potknięcia fabularne, pozwolę sobie skupić się na elementach, które spędzają mi sen z powiek. Jednym z nich jest wyjaśnienie, a raczej streszczenie streszczenia tego, dlaczego Askowie walczą co pięć lat na śmierć i życie z plemieniem Rikich. Kiedy to przeczytałam, to aż parsknęłam śmiechem, bo bardziej absurdalnej wymówki nie dało się wymyślić! Jasne, nawiązanie do tamtejszej mitologii mogłoby się okazać strzałem w dziesiątkę, gdyby tylko autorka popuściła wodze fantazji i się temu bezgranicznie oddała. Wiem, że nieraz ktoś tłumaczył swe występki tym, że jakieś bóstwo mu coś nakazało, ale miało to jakoś podłoże, a tutaj zostało coś rzucone od czapy i ludzie temu przytaknęli z tępym wyrazem twarzy, bo tak. To samo tyczyło się samych klanów. Poniekąd poznałam ich od tej brutalnej strony, ale ta łagodniejsza, ludzka w jakimś stopniu leżała. Tak bardzo pragnęłam, aby przybliżono mi ich historię, opowiedziano o potężnych przodkach, którzy przyczynili się do tego, że byli takimi, a nie innymi ludźmi, zdradzili nieco więcej o swej religii i codziennych rytuałach… Ofiarowano mi szczątkowe fakty, służące pomocą przy pchaniu fabuły do przodu, ale to i tak za mało, aby mnie usatysfakcjonować. A sam kulminacyjny moment w bestsellerowym „Klanie”? Nie mogę za wiele zdradzić, bo to by zahaczyło o obrzydliwy spoiler, ale to, co zaprezentowała tam autorka… Jak dla mnie chciała czym prędzej się z tym rozprawić, przez co wyszło, jak wyszło. Moim zdaniem, brakowało w tym solidnego kopa, abym chciała dopingować bohaterom. Można było wycisnąć z tej fabularnej cytryny więcej soku, ale cóż… najwyraźniej ktoś lubi marnotrawić „owoc”.
A na tym nie koniec minusów...
CHODŹ DO MNIE BRACISZKU, TO CIĘ UŚCISKAM… PASEM… WOKÓŁ SZYI!
Eelyn od dzieciństwa uczono władania bronią. W naszej rzeczywistości jest to może nie do pomyślenia, jednak w jej świecie ta umiejętność okazywała się bardzo przydatna – w końcu co pięć lat klany Asków i Rikich zbierały się po to, aby toczyć ze sobą walki na śmierć i życie. Dziewczyna, po osiągnięciu pewnego wieku, walczyła za i dla swoich pobratymców jak lwica. Także wykazywała się wolą walki, kiedy została pojmana przez wrogów i przetransportowana do ich wioski.
Podziwiałam Eelyn za odwagę. Może niekiedy nie popierałam podejmowanych przez nią kroków, bo bez wahania pchała się w ramiona niebezpieczeństwa, to nie zdołam zaprzeczyć, że umiała mi zaimponować. Nawet jako niewolnica dobitnie pokazywała, że nikt nie zdoła jej przerobić na udomowionego pupilka. Również jej nowy „pan”, Fiske, okazał się charakterny. Młody Riki pokazywał dziewczynie, że gdyby nie jego postępowanie, już dawno zostałaby skrócona o głowę. Ich burzliwe relacje stopniowo łagodniały (któż by się tego spodziewał?), gdzie każde z nich powoli odkrywało w tym drugim istotny fakt: że ma przed sobą człowieka. Człowieka, który – prócz bycia wychowanym na maszynę do zabijania – przede wszystkim ma uczucia. Odkrywali się niemal od nowa, co nieraz przekształcało się w wiele (nie)spodziewanych sytuacji. Jednakże tę spokojniejszą naturę wojowniczki najbardziej uaktywnił młodszy brat jej „właściciela”. Halvard od początku okazywał zainteresowanie nowo przybyłą. Nieskalany jeszcze walkami chłopiec lgnął do niej, obdarzając sympatią i zaufaniem, co spowodowało, że Eelyn nawet byłaby gotowa poświęcić własne życie, aby stanąć w jego obronie. To samo tyczyło się Inge, matki tej dwójki. Choć traktowała ją, jak należało (doskonale wiedziała, kim ona dla nich jest), dało się odczuć, że tak naprawdę dbała o to, by czuła się u nich jak najlepiej. Co zaś się tyczy pozostałych bohaterów…
Iri. „Zmarły” brat Eelyn, który jak gdyby nic mieszkał wśród Rikich, oprócz tego, że był kimś ważnym dla dziewczyny, to tak naprawdę niczym szczególnym się nie wyróżniał. Wycofany, lekko niemrawy... W ogóle miałam wrażenie, jakby autorka nie miała na niego większego pomysłu. I nie tylko na niego. Pojawiali się również inni, którzy wkradali się do życia Eelyn, gdzie, gdyby ich zabrakło, to ta historia by na tym nie straciła. Nieraz wydawało mi się, że rozróżniam tych ludzi tylko ze względu na imiona. A to raczej dobrze nie świadczy.
Adrienne Young wie, jak pisać, by zatrzymać przy sobie czytelnika i nie pozwolić mu odłożyć książki na bok. Cały czas dostarczała multum niezapomnianych wrażeń. Autorka również uświadamia, że pielęgnowana przez lata nienawiść, nie niesie ze sobą jedynie bólu i cierpienia. Nienawiść również zaślepiała, przez co nie dostrzegało się tych pięknych uroków życia. Dałam się porwać debiutanckiej powieści pani Young, ale… No, właśnie – ale. Zdążyłam już wspomnieć o wielu wadzących mi kwestiach, dlatego nie będę tego powtarzać. Powiem jednak tyle: jeżeli kieruje się coś do nastoletniego odbiorcy, nie można robić z niego aż tak ograniczonego. Bo zastosowane w „Klanie” uproszczenia może są łagodne, ale po pierwszym rozdziale wyczuwam, że to mogło tak rozkwasić konkurencję, że mucha nie siada…
Podsumowując. Jeżeli potrzebujesz pełnokrwistej, pełnej niespodziewanych zwrotów akcji, przepełnionej brutalnością historii, to niestety „Klan” nie jest dla ciebie dobrym rozwiązaniem. Może fabuła kręci się wokół odwiecznej wojny między wrogimi klanami, a sama książka zaczyna się z mocnym przytupem, z rozdziału na rozdział gęsta atmosfera się rozrzedza, gdzie inne sfery przejmują stery. Jeśli jednak nie wymagasz zbyt wiele od literatury młodzieżowej, potrzebujesz po prostu odetchnąć od codziennego zgiełku – sięgaj śmiało! Akurat to Adrienne Young może ci bez wahania ofiarować.