W swojej trzeciej książce poetyckiej Jakub Pszoniak wkracza w rejony wojenne, tam, gdzie „ciemność się zaplata na gardle”. Wiersze zdają się tu zrzekać swojego autorstwa – wyzute z ziemi, domu, ciała i imienia splatają się w wielogłosowy lament. Poeta, jak rozregulowany nadajnik, przechwytuje cudze prośby, groźby, ukazy i rozkazy płynące z blogów, kamer, dronów, kadrów, komunikatorów. Język wyłamuje się tu sam z siebie – tak jak oprawcy wyłamują ręce za słowa niewypowiedziane na przesłuchaniach. Przede wszystkim jednak Pszoniak rejestruje zdławiony zbiorowy krzyk wypełniający tereny walczącej Ukrainy. Użyty przez niego regularny rytm, zgrywający się z wierszami poetów sprzed stulecia, przypomina, że „karnister” już został napełniony i „wylewa się co najgorsze”, a do naszego międzywojnia – „oto jest opowieść jak ciągle od nowa” – ktoś właśnie przykłada lont i front.
Wydawnictwo: Biuro Literackie
Data wydania: 2024-10-28
Kategoria: Poezja
ISBN:
Liczba stron: 72
Język oryginału: polski
Uderzające realizmem wiersze-raporty z krainy brudu, społecznej nierówności i trującego smogu. Wierne zapisy brzydoty, która w tej turpistycznej...
Książka o miejscu i czasie widzianych „w”, „z” i „zza”, z perspektywy wtenczas i zajutrz, z punktu, w którym „przeszłość...
Przeczytane:2025-01-13, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2025, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2025, czytam regularnie, Egzemplarz recenzencki,
Czasami trafiają się książki, w których głębokiego sensu muszę poszukiwać, gdzie zabiegi językowe czy drugie dno wydaje mi się niejasne, wymaga doczytania, dodatkowego wysiłku. Takie doświadczenia pokazują mi, że nie jestem taki fifarafa, jak mi się wydawało, i dobrze. Ostatnio zdarzyło mi się tak przy okazji lektury tomu poetyckiego Karnister Jakuba Pszoniaka.
Pierwsze czytanie okazało się zbyt pobieżne, pozbawione odpowiedniej uważności, do której wiersze Pszoniaka przymuszają, jeśli chce się wyciągnąć więcej niż tylko wrażenie. Przed ponowną lekturą przeczytałem rozmowę Jakuba Skurtysa z autorem Karnistra, co znacząco wpłynęło na rozjaśnienie znaczenia wielu utworów pojawiających się w tomie. Pszoniak zwraca uwagę na szczególny rodzaj pracy nad tą książką, w której wiersze były od początku podporządkowane zamysłowi na dzieło. Poecie zależało na tym, by "zderzać głosy, uwypuklać ich pęknięcia, wynaturzenia, wprowadzać kakofoniczną warstwę tam, gdzie jest to niezbędne. Stąd regularna, rymowana fraza sąsiaduje z połamanymi wersami, proza poetycka wbija się klinem w wiersz, stąd zwichnięta gramatyka i połamane słowa, które zresztą często wyszabrowane przez wiersz zostały z rzeczywistości". Wykorzystanie głosów, komunikatów z mediów rosyjskich i ukraińskich, przefiltrowanie ich i zestawienie w kolejnych utworach nie było dla mnie zauważalne; zastanawiało mnie, skąd ta polifonia, często pełna fałszywych, trytonowych zestawień pozbawionych na pierwszy rzut oka sensu.
Praca wykonana przez Pszoniaka wydaje się żmudną i niezmiernie wymagającą, lecz efekt bez poznania długiego odautorskiego przypisu, okazał się w części trudny do docenienia. Językowo i koncepcyjnie Karnister jest intrygującą książką, jednak nie w pełni skorzystałem z walorów tekstu, środki użyte przez poetę związały moje możliwości interpretacyjne.