Bezdzietni nie są przydatni w starzejącym się społeczeństwie. W pewnym wieku stają się zbędni. Kiedy ten moment dla nich nastaje, trafiają do specjalnych ośrodków zwanych Jednostkami. W Jednostce bezdzietny staje się użyteczny: bierze udział w badaniach naukowych, służy testom medycznym. Stopniowo oddaje swoje organy osobom, które społeczeństwu są bardziej potrzebne. W zamian za to dożywa swoich dni w luksusowych warunkach. Znakomite jedzenie, świetna opieka, bogata oferta sportowa i kulturalna. A do tego można realizować swoje pasje, poszerzać zainteresowania i bezpłatnie korzystać ze wszystkich dóbr aż do dnia ostatecznej donacji. Czyż to nie znakomity układ dla bezdzietnych, którzy przecież są zbędni?
Gdy Dorrit przybywa do Jednostki, jest pogodzona ze swoim losem. Nie udało jej się założyć rodziny ani urodzić dzieci, straciła ukochanego psa i swój mały dom. Jej mężczyzna coś do niej czuł, ale postanowił, że nie będzie jej ratował. Pod koniec życia kobieta pragnie tylko odrobiny spokoju. Nic więcej jej nie zostało. Sytuacja zmienia się jednak, gdy niespodziewanie dla siebie Dorrit się zakochuje. Coś w niej ożywa. Chce dla siebie szczęścia. Postanawia więc dokonać zaskakującego wyboru...
To powieść o niedalekiej, pełnej okrucieństwa przyszłości. Wizja cywilizacji, w której każdy ma odegrać narzuconą sobie rolę aż do końca, wydaje się niepokojąco realistyczna. Jednostka to jedna z najbardziej przerażających powieści dystopijnych ostatnich lat. Czytając tę książkę, nie można oprzeć się wrażeniu, że opisane w niej rozwiązania ustrojowe wzięły swój początek ze współczesnych regulacji prawnych. Sprawia to, że niepokój i groza towarzyszą czytelnikom tej opowieści i rosną z każdą kolejną przeczytaną stroną.
A gdy władza uzna, że już się nie przydasz...
Wydawnictwo: Helion
Data wydania: 2019-02-12
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 280
Tytuł oryginału: Enhet
Język oryginału: Szwecki
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
Chyba nigdy bym nie pomyślała, że właśnie ta książka trafi do moich rąk. A raczej, że w ogóle mnie zainteresuje. Chociaż z drugiej strony do dziś pamiętam jakie wrażenie w gimnazjum zrobiła na mnie książka Aldousa Huxley’a „Nowy wspaniały świat”. A te pozycje zdecydowanie mają coś wspólnego. Ani science fiction, ani fantastyka nie były i nie są moją mocną stroną. Jeden z niewielu gatunków, którym mówię nie i koniec. A jednak tematyka, którą pod lupę wzięła Ninni zdecydowanie mnie przyciągnęła. Mało tego zaczęłam się zastanawiać czy to naprawdę jest przyszłość, a nie teraźniejszość…
Niewiarygodne jest to jak przedstawiony przez Holmqvist model systemu wartości przypomina ten dzisiejszy. A przecież książka miała być obrazem tego, co być może będzie nas czekało, a nie co już nas spotkało.
Egoizm, bezduszność, opłacalność i rentowność. Tylko to się liczy. Jeśli trzeba do ciebie dokładać stajesz się „zbędny”.
Kobieto, jeśli masz pięćdziesiąt lat, nie masz rodziny, dziecka lub sukcesów na koncie – jesteś niepotrzebna. Mężczyzno, jeśli masz lat sześćdziesiąt i również nie masz nikogo kto by cię kochał, a w twoim życiorysie brak jakichkolwiek osiągnięć – jesteś nikim. Ale jeśli jesteście zdrowi to się przydacie. Będziecie idealni na materiał biologiczny dla tych „potrzebnych”. Nerki, wątroba, rogówka, siatkówka czy kosteczki słuchowe. Aż do końcowej donacji. Ewentualnie wszelakie testy od fizycznych do psychicznych przez testowanie leków, promieniowania i innych substancji szkodliwych. Aż do końca Twych dni…
Mówiąc wprost stajesz się magazynem części wymiennych dla tych do których nie trzeba dokładać, a wręcz dają coś od siebie. Takim pudełkiem do przechowywania potrzebnych elementów staje się Dorrit Weger.
Kobieta właśnie skończyła 50 lat i musi opuścić własny dom, by przeprowadzić się do „Jednostki”. Tam dzięki państwu ma zapewnione dosłownie wszystko. Zarówno lekarzy, jak i rozrywkę. Mieszkanie i spacery. Może się spotykać, rozmawiać, a nawet tworzyć związki z innymi „zbędnymi”. A jednak jest coś co Dorrit dokucza. Pewnego rodzaju samotność, gdy musi oddać swojego psa. Tego wyjątkowego przyjaciela, z którym łączą ją relacje jakże inne od tych ludzkich. Mimo to nie może nic zrobić. Zostaje sama i próbuje nadać swemu życiu jakikolwiek sens do czasu aż się ono skończy. W "Jednostce" nawiązywanie kontaktów wychodzi naturalnie, ale jest też niezwykle bolesne. Nikt nie wie, kiedy bliski znajomy zniknie z tego świata poprzez donację końcową lub zmieni się nie do poznania z powodu testów, jakie są na nim przeprowadzane. A jednak Dorrit poznaje Johannesa. Między nimi szybko rodzi się głębokie uczucie, które staje się dla nich pociechą życiu w zamknięciu. Kobieta doświadcza czegoś, czego nie udało jej się odczuwać "na wolności". Chcąc walczyć o szczęście i życie postanawia dokonać zaskakującego wyboru.
Gdy siadałam do tej powieści bałam się czy się w niej odnajdę. Po jej skończeniu nadal się boję. Tyle że tego, iż to wszystko może się okazać prawdą. Przerażające stadium okrucieństwa, odczłowieczenia oraz patrzenia na opłacalność. Ludzie zyskują miano rzeczy, magazynów z częściami wymiennymi dla tych, którzy coś znaczą, którzy jeszcze zasługują na bycie człowiekiem. Książka minimalistyczna, zimna i spokojna jak na skandynawskie klimaty przystało. To wszystko powoduje, że z każdą kolejną stroną niepokój i trwoga oplatają czytelnika swoimi mackami coraz bardziej. Ogromnie się cieszę, że sięgnęłam po pozycję Ninni Holmqvist i wiem, że chętnie przeczytałabym coś podobnego jeszcze nie raz. Polecam z całego serca!
Otwarcie przyznaję, że rzadko sięgam po książki, w których bohaterowie są już po czterdziestce. Zazwyczaj poruszana w nich problematyka jest mojemu pokoleniu zupełnie obca, przez co jej lektura staje się dla mnie mało interesująca. Gdy dostałam maila z propozycją recenzji „Jednostki”, początkowo nie byłam zainteresowana, widząc, że główna bohaterka ma 50 lat. Jednak opis fabuły wzbudził moje zainteresowanie, dzięki któremu postanowiłam poznać tą historię.
Już na samym wstępie mogę stwierdzić, że to była dobra decyzja.
Bezdzietni nie są przydatni w starzejącym się społeczeństwie. W pewnym wieku stają się zbędni. Kiedy ten moment dla nich nastaje, trafiają do specjalnych ośrodków zwanych Jednostkami. W Jednostce bezdzietny staje się użyteczny: bierze udział w badaniach naukowych, służy testom medycznym. Stopniowo oddaje swoje organy osobom, które społeczeństwu są bardziej potrzebne. W zamian za to dożywa swoich dni w luksusowych warunkach. Znakomite jedzenie, świetna opieka, bogata oferta sportowa i kulturalna. A do tego można realizować swoje pasje, poszerzać zainteresowania i bezpłatnie korzystać ze wszystkich dóbr aż do dnia ostatecznej donacji. Czyż to nie znakomity układ dla bezdzietnych, którzy przecież są zbędni?
Gdy Dorrit przybywa do Jednostki, jest pogodzona ze swoim losem. Nie udało jej się założyć rodziny ani urodzić dzieci, straciła ukochanego psa i swój mały dom. Jej mężczyzna coś do niej czuł, ale postanowił, że nie będzie jej ratował. Pod koniec życia kobieta pragnie tylko odrobiny spokoju. Nic więcej jej nie zostało. Sytuacja zmienia się jednak, gdy niespodziewanie dla siebie Dorrit się zakochuje. Coś w niej ożywa. Chce dla siebie szczęścia. Postanawia więc dokonać zaskakującego wyboru...
Początek był dość… nudny. Wszystko za sprawą zbyt długiego rozwodzenia się nad budową i wyglądem tytułowej jednostki. Autorka zbyt dużo uwagi poświęcała opisom roślin, owadów występujących w ogrodzie, mieszkań „zbędnych” czy planowi całej tej budowli. Być może gdyby ta powieść liczyła sobie trochę więcej stron, to nie miałabym nic przeciwko dokładnemu zaznajomieniu się z „nowym terenem”. Jednak „Jednostka” nie liczy nawet 300 stron, więc poświęcanie jednej trzeciej powieści na opisy tego miejsca jak dla mnie jest zupełnie zbędne.
Pierwszy raz spotkałam się z powieścią dystopijną, gdzie podział społeczny nie jest uwarunkowany od wykonywanej pracy (np. „Niezgodna”, „Igrzyska śmierci”) czy posiadanych, wyjątkowych umiejętności („Skaza”, „Mroczne umysły”), lecz oparty jest na wieku i ilości posiadanych dzieci.
Bowiem bezdzietni stają się zbędni.
Dla mnie książka ta była trochę dołująca. Pewne spostrzeżenia głównej bohaterki, która jest inteligentną i wrażliwą kobietą, dotyczące np. sensu życia miały w sobie dużo pesymizmu, jednak nie da się ukryć, że zawarta była w nich prawda.
W tej powieści łamane są również pewne stereotypy dotyczące osób starszych: ich miłości, seksualności, współżycia, czy związków homoseksualnych. Początkowo nie raz byłam zaskoczona czytając o niektórych relacjach mieszkańców jednostki, jednak potem uświadomiłam sobie, że to przecież też ludzie – osoby, które jak każdy z nas, potrzebują odrobiny uwagi, troski, czułości.
Dodatkowo dzięki ukazaniu tych relacji, historia ta nabiera również emocjonalnego wymiaru, dzięki czemu czytelnik może przeżyć na swój sposób tą historię. Jeden fragment wyjątkowo mnie wzruszył i czuję, że na długo zostanie w mej pamięci.
Cała historia zdecydowanie daje do myślenia. To, co w głównej mierze mnie uderzyło, to fakt, iż różni się ona od innych powieści dystopijnych tym, że ukazana w niej wizja społeczeństwa nie jest zwykłą abstrakcją, wymysłem autora. Podczas jej lektury nie raz zastanawiałam się, czy współczesny świat nie podąża w kierunku tej wizji, gdzie pięćdziesięciolatkowie stają się bezużyteczni, a fakt iż nie mają dzieci, spycha ich całkowicie na margines społeczeństwa.
Zakończenie jak dla mnie było zbyt przyśpieszone. Nie ma jakieś spójności między rozwinięciem tej historii a jej finałem. Wszystko dzieje się nagle, zbyt prosto, bez jakiegoś wytłumaczenia. Trochę byłam rozczarowana tym zakończeniem, choć muszę przyznać, że w jednym aspekcie, autorce udało się mnie zaskoczyć.
Pomimo jakiś drobnych wad, jestem przekonana, że „Jednostka” na długo pozostanie w mej pamięci. Z mojej strony, mogę ją Wam tylko polecić.
Warto po nią sięgnąć i zastanowić się nad przekazem, jaki niesie ta historia…
Moja ocena: 8/10
Pierwsze słowa, jakie nasuwają mi się po przeczytaniu tej historii to straszna, przerażająca, wizja tego, jak mógłby wyglądać nasz świat za kilkadziesiąt lat. I jedyne co zostaje, to mieć nadzieję, że ludzie nigdy nie będą postawieni przed faktem, jak bohaterowie tej powieści. Według której osoby po 50. (kobieta) i 60. (mężczyzna) traktowani są jak żywy towar. Owszem mogą dożyć dnia swojej śmierci w przepełnionym luksusem „hotelu”, który można śmiało nazwać sanatorium. Gdyby nie jeden szczegół… ludzi tutaj utrzymywano przy życiu jak najdłużej, ponieważ byli oni potrzebni jedynie do tego, aby móc na nich eksperymentować, przeprowadzać badania naukowe, bądź pobierać organy. Jeden człowiek, a raczej jego nerki, serce, czy wątroba itd. były stopniowo rozdzielane i przekazywane ludziom „potrzebnym”, czyli tym, którzy mieli rodziny, dzieci, bądź się kimś opiekowali. Można powiedzieć, że każdego dnia w Jednostce z człowieka ubywał jego jakiś fragment, i tak po trochu, aż do dnia, w którym stawał się bezużytecznym. Jego doprowadzali do śmierci mózgowej i pobierali tyle narządów ile byli w stanie, a później przechowywali w bankach organów i tkanek. I tak każdego miesiąca pewna liczba mieszkańców znikała z Jednostki, aby w ich miejsce trafiły kolejne osoby. Wyobrażacie sobie taką sytuację?
„Im dłużej osoba zbędna przebywa w jednostce banku rezerw, tym bardziej ryzykowne są testy, w których bierze udział, równocześnie przesuwa się coraz wyżej na liście dawców organów życiowych”.
Pomysł na książkę jest zaskakujący, a jednocześnie przerażający. Ponieważ napisana jest ona w tak realistyczny sposób, że ma się wrażenie, iż wizja autorki, bezwzględnej i okrutnej rzeczywistości, w każdej chwili mogłaby się wydarzyć. Skąpana w surowych skandynawskich klimatach. Porusza najczulsze struny ludzkiej duszy. Chwyta czytelnika i dosłownie miażdży emocjonalnie. Zmusza do refleksji. Jestem pewna, że każdy, kto po nią sięgnie, nie przejdzie obok niej obojętnie. Uważam, że to doskonała opowieść dla każdego człowieka wrażliwego na problemy społeczeństwa. Jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Polecam.
Bezdzietni nie są przydatni w starzejącym się społeczeństwie. W pewnym wieku stają się zbędni. Kiedy ten moment dla nich nastaje, trafiają do specjalnych ośrodków zwanych Jednostkami. W Jednostce bezdzietny staje się użyteczny: bierze udział w badaniach naukowych, służy testom medycznym. Stopniowo oddaje swoje organy osobom, które społeczeństwu są bardziej potrzebne. W zamian za to dożywa swoich dni w luksusowych warunkach. Znakomite jedzenie, świetna opieka, bogata oferta sportowa i kulturalna. A do tego można realizować swoje pasje, poszerzać zainteresowania i bezpłatnie korzystać ze wszystkich dóbr aż do dnia ostatecznej donacji. Czyż to nie znakomity układ dla bezdzietnych, którzy przecież są zbędni?*
Sięgając po ten tytuł nie spodziewajcie się superbohatera, który zaczyna walczyć z całym światem, to nie ten rodzaj historii. Poznając losy Dorrit, odkrywając razem z nią prawa rządzące w Jednostce, a także analizując przeszłość, mnożą się pytania, wątpliwości i pojawia sprzeciw na całą sytuację. Myślę, że bliżej tej książce do dramatu, który przez osadzenie w (niedalekiej) przyszłości, posiada pewne elementy fantastyki. Tak naprawdę to historia o życiu, ludzkich wyborach i ich skutkach, a także o przedłożeniu społeczeństwa nad jednostkę.
W Szwecji premiera "Enhet" odbyła się w 2006. Przez te kilkanaście lat świat trochę się zmienił i niektóre kwestie, które w książce opisywane są jako przyszłościowe, dziś są na porządku dziennym. Dzisiejsze społeczeństwo starzeje się coraz bardziej, a rządzący robią wszystko, żeby rodziny miały coraz więcej dzieci. Co z ludźmi którzy podążają trochę inną ścieżką, którzy z różnych powodów, nie zakładają rodziny, nie mają własnych dzieci? "Jednostka" ma na to jedną odpowiedź. Kobiety w wieku 50 lat, a mężczyźni w wieku 60, stają się zbędni. W tym momencie przestają być panami samych siebie. Jeśli nie otoczyli się zawczasu gromadką dzieci (dokładnie gromadką, w książce nie znalazłam rodzin z jednym dzieckiem), przestawali być społeczeństwu potrzebni. Z każdą kolejną stroną budził się we mnie coraz większy bunt - na sterowanie ludzkim życiem, wymuszanie konkretnego modelu, który nie każdemu pasuje.
Jeszcze większy sprzeciw czułam czytając o losach Dorrit, głównej bohaterki, ale również innych osób, które trafiły do ośrodka. Mimo luksusowych warunków, Jednostka stawała się miejscem ostatniego pobytu. Ciągła inwigilacja - kamery i podsłuch, ciągłe testy (od niezbyt groźnych psychologicznych czy kondycyjnych, po nowe leki, które powodowały niesamowicie bolesne skutki), a także powolne oddawanie narządów, to wszystko prowadziło do smutnego końca. Każdy trafiający do ośrodka wiedział, że jego życie nie będzie z pewnością długie.
Dlaczego społeczeństwo tak łatwo pogodziło się z nowym ładem? Dlaczego nikt się nie sprzeciwiał? Dlaczego mimo wewnętrznego sprzeciwu nie działo się nic, żeby zmienić tę sytuację? Czy osoby trafiające do Jednostki w głębi duszy czuły się zbędne? Czy miały żal do siebie o stracone możliwości i złe wybory? Każda z osób trafiająca do ośrodka miała trochę inne podejście, inne doświadczenia. Wbrew pozorom kwitło tam życie, zawiązywały się nowe przyjaźnie, ludzie się w sobie zakochiwali. A zniknięcia kolejnych pensjonariuszy, wpływały jeszcze bardziej niszcząco na psychikę tych, którzy zostawiali.
"Jednostka" nie jest bardzo obszerną historią, mieści się na niecałych 300 stronach, a jednak wywołuje niezwykle dużo pytań, wymusza przewartościowanie własnego życia, wywołuje również bardzo wiele emocji. Prawie do końca nie można być pewnym zakończenia, ale ono nie jest najważniejsze w tej historii. Najważniejsze są pytania o samodecydowanie, o potrzebność osoby i wolny wybór. Na długo zostanie mi ta książka w głowie, na pewno z czasem do niej wrócę, żeby jeszcze raz ją przeanalizować.
W starzejącym się społeczeństwie nie ma miejsca dla ludzi, którzy nie posiadają dzieci. Wraz z osiągnięciem odpowiedniego wieku trafiają oni do Jednostek, które za przymusowy udział w badaniach i donacje organów zapewniają im schyłek życia w luksusowych warunkach. Jedną ze zbędnych jest Dorrit, która podczas pobytu poznaje miłość swojego życia. Czy jest dla nich jakaś szansa? Czy jeszcze mogą stać się potrzebni?
Choć bardzo rzadko zdarza mi się sięgać po książki o podobnej tematyce, a różnego rodzaju zadziwiające alternatywy na temat przyszłości nie do końca do mnie przemawiają, to jednak jest coś takiego w problematyce oddawania organów, że nie mogłam przejść obok tej powieści obojętnie. Po części stało się to również z powodu słabości do „Nie opuszczaj mnie” i pewnego podobieństwa tych historii.
„Jednostka” to książka, która zaintrygowała i przyciągnęła mnie swą fabułą, a następnie już od pierwszych stron zaciekawiła na tyle, że naprawdę nie miałam chęci jej odkładać. Choć tematyka wydaje się nieprawdopodobna, to jednak zbudowanie akcji wokół posiadania potomstwa i wielkiej roli, jaką ten fakt odgrywa w społeczeństwie, stanowi o aktualności i pewnej autentyczności poruszanych spraw. Nie mam dzieci, nie wiem, kiedy będę je miała (czy będę?) i nie potrafię sobie wyobrazić, żebym w związku z tym uważana była za osobę zbędną i niepotrzebną systemowi. Widzę, jak wiele uwagi przywiązuje się do posiadania dzieci, jak ważną to jest sprawą, ale czy rzeczywiście najważniejszą?
Holmqvist stworzyła niepokojącą rzeczywistość, w której wszystko zostało podzielone na czarne i białe. Nie ma w niej miejsca na odcienie szarości- całość została skrupulatnie zaplanowana, wszelkie procesy są sterowane w oparciu o przygotowane procedury, nie ma żadnych luk, w które można by wcisnąć odstępstwa czy wyjątki. To szablonowe podejście do człowieka, bazowanie wyłącznie na istotnych kategoriach, smutna schematyczność i duża bezwzględność sprawiają, że historia porusza i wywołuje dużo emocji.
Śledziłam ją z niesłabnącym zainteresowaniem i wielką przyjemnością, nie mogąc się nadziwić, jak doskonale udało się autorce oddać charakter tego świata i zarysować związaną z tym problematykę. Podczas czytania wielokrotnie odnosiłam wrażenie zadziwiającego realizmu, związane z tym, że przedstawione okoliczności są tak dopracowane i przemyślane. Kreacja bohaterów, przeprowadzane eksperymenty, opis jednostki- czułam, że takie miejsce i taka rzeczywistość faktycznie mogłyby gdzieś istnieć.
Ukazanie jednostki bardzo mnie ujęło. Każdy szczegół składający się na funkcjonowanie tego miejsca, charakterystyka działań pracowników i mieszkańców, opis upływającego czasu… Całość po prostu mnie przekonała, w takiej formie to wszystko do mnie trafiło. I rzeczywiście zostało to przedstawione fantastycznie. Niewątpliwie jednak ta powieść nie byłaby tak dobra, gdyby nie znakomita kreacja bohaterów. Z jednej strony nastawienie na bieżące wydarzenia, trudne decyzje, prawdziwe dramaty, z drugiej zaś refleksje, wspomnienia, wniknięcie w psychikę. Dla mnie bomba.
„Jednostka” to powieść niepokojąca i zastanawiająca. Nastawiona na wywoływanie emocji, skłaniająca do zajęcia stanowiska wobec opisywanych wydarzeń, emocjonalna i angażująca. Co ważne, jest to również historia zaskakująca, której akcja toczy się w nieprzewidywalny sposób. Kiedy wydaje się, że już wiemy, co zaraz nastąpi, autorka jakby zmieniła zdanie i zaoferowała zupełnie inne zakończenie.
Jestem tą książką oszołomiona. Nie żałuję poświęconego jej czasu. Dla takich opowieści warto zrobić wyjątek.
Nazywam się Petra Runhede, jestem szefową Drugiej Jednostki Banku Rezerw Materiału Biologicznego. (s. 22)
To właśnie tu trafia pięćdziesięcioletnia bezdzietna Dorrit Weger. Jest zbędną. Dopiero tu w jednostce takie osoby jak Dorrit, Elsa, Annie, Sofia, Roy, Frederick doświadczą przynależności, poczucia wspólnoty z innymi osobami. Tu mają siebie nawzajem. Przez cztery dni zapoznają się z jednostką, a potem przechodzą wielki test zdrowotny. To on zadecyduje o ich przyszłości w jednostce, o długości ich pobytu w niej. W jednostce zbędni stają się użyteczni. Biorą udział w badaniach naukowych, poddawani są różnym testom i eksperymentom medycznym jak króliki doświadczalne. Co najważniejsze – stopniowo oddają swoje narządy potrzebującym, czyli osobom posiadającym dzieci. I tak aż do ostatecznej donacji.
Pomyśl, jaki luksus tu mamy mimo wszystko. (s. 44)
Mimo celu, w jakim znajdują się w jednostce, zbędni żyją w luksusie. Mieszkają w małych mieszkanka jednoosobowych, aczkolwiek naszpikowanych kamerami i mikrofonami, jak cała jednostka oddzielona od społeczeństwa. Zbędni mają bogatą ofertę sportową i kulturalną. Tu rozwijają swoje pasje i zainteresowania, tu mogą być sobą. Problemy finansowe ich nie dotyczą, gdyż bezpłatnie korzystają ze wszelkich dóbr. Mają być w dobrej formie, w dobrym zdrowiu dzięki świetnej opiece medycznej i innym pracownikom. Układ prosty, ale czy dobry?
Jaki jest sens życia? (s. 104)
Lojalność wobec państwa? Podporządkowanie się? Uniżony szacunek? A może lęk połączony ze ślepotą? Mieszkańcy jednostki muszą znaleźć wewnętrzną równowagę, by w miarę normalnie funkcjonować. Jak się czuje osoba zbędna taka jak Dorrit, która nie założyła rodziny, nie urodziła dziecka, która musiała sprzedać dom i oddać ukochanego psa? Z czasem każdy godzi się ze swoim losem i przyzwyczaja do myśli, a raczej celu pobytu. Służą temu odpowiednie metody psychologiczne i środki nacisku. Jednak nawet w jednostce banku rezerw można znaleźć swoją drugą połówkę pomarańczy i się zakochać. W pewnym momencie Dorrit postanawia zawalczyć o swoje szczęście i dokonuje zaskakującego wyboru…
No tak, ale kto nami rządzi? (s. 106)
Kobiety w wieku pięćdziesięciu lat, mężczyźni sześćdziesięciu to osoby zbędne dla społeczeństwa, dla rządu, dla polityki państwa nastawionej na przyrost ludzkiego kapitału w przeciwieństwie do potrzebujących żyją i umierają w jednym celu – aby wzrósł produkt narodowy brutto. Do kogo należy życie człowieka? Do niego samego? Mało prawdopodobne. Do rządzących? Bardziej. Do dbających o wzrost gospodarczy? Chyba najbardziej. Czym staje się człowiek w państwie kapitalistycznym nastawionym na dobrobyt? Kto staje się Bogiem decydującym o życiu i śmierci człowieka? Gdzie są granice człowieczeństwa? Czy transplantacja zawsze jest pomocą bliźniego? Takie pytania egzystencjalne i metafizyczne można mnożyć. Refleksje nasuwające się w trakcie czytania lektury do optymistycznych nie należą.
Przecież nie chcę być obciążeniem dla społeczeństwa. (s. 188)
Niedaleka przyszłość w wersji nieludzkiej, wizja cywilizacji, w której ludzie stają się jednostkami, a człowieczeństwo ginie w kapitalistycznym państwie. Każdy ma do odegrania swoją rolę i nie ma prawa z tym polemizować ani temu się sprzeciwiać. Z góry jest skazany, naznaczony i żyje ze świadomością, że kiedyś nadejdzie TEN dzień. Za to transplantacja ma się rewelacyjnie tak, jak eksperymenty medyczne. Ludzie w roli królików doświadczalnych bardziej przypominają bezwolne zwierzęta czy roboty. Nastrój niepokoju wraz z rozwojem akcji stopniowo narasta, aż zamienia się w grozę i nie opuszcza czytelnika na długo po przeczytaniu książki.
Zbędni tworzą rezerwą. (s. 115)
Dystopijna wersja przyszłości widziana oczami Ninni Holmqvist w powieści Jednostka jest przerażająca i coraz bardziej realna, gdy się weźmie pod uwagę ostatnie dane demograficzne. Nie da się obojętnie przejść koło tej książki. Na długo jej treść pozostanie w czytelniku i będzie skłaniać go do zadumy i refleksji. Polecam ku przestrodze.
"Jednostka", to książka kontrowersyjna. Autorka prezentuje wizję przyszłości, która momentami przeraża, wprawia w osłupienie i daje do myślenia.
Dorrit trafia do "Jednostki", ośrodka w którym mieszkają zbędni. Każdy, kto osiąga wiek emerytalny i nie ma dzieci bądź ważnego stanowiska w państwie, przestaje być potrzebny, generuje jedynie straty. Zbędni dostali możliwość przeniesienia się do Jednostek, w których żyją w luksusie, spełniane są ich zachcianki, a jedyne obowiązki jakie mają to branie udziału w testach na ludziach i bycie dawcami organów. Zbędni korzystają z dobrodziejstw ośrodka, nie mając kontaktu ze światem zewnętrznym, aż do dnia ostatecznej donacji, czyli do śmierci.
Jednostka, to ośrodek najwyższej klasy. Nigdy nie ma tutaj zimy, wciąż kwitną kwiaty. Mimo podziału na sklepy, nie potrzebne są pieniądze. Mieszkańcy ośrodka wchodzą do sklepów, biorą to czego potrzebują i wychodzą. Mogą nawet poprosić o sprowadzenie dla nich ekskluzywnej marki czy konkretnej części garderoby/wyposażenia. Zbędni mogą korzystać z siłowni, basenu, chodzić na kolacje, do kina czy teatru. Sielanka.
Wraz z Dorrit i jej przybyciem do ośrodka poznajemy wszystkie udogodnienia, jakie są oferowane przed Jednostkę. Kobieta wprowadza się do własnego mini-mieszkania, poznaje innych mieszkańców, cieszy się życiem i bierze udział w testach do jakich została wytypowana. Nie wszystko jednak idzie po jej myśli, bo jak przeżyć ostateczną donację kogoś, do kogo się przywiązało?
Z jednej strony, ciężko zrozumieć jak społeczeństwo może pogodzić się z tym, że ich siostra czy brat trafiają do ośrodka donacyjnego, tylko dlatego, że nie mają dzieci. Patrząc na życie Dorrit wnioskować można, że między członkami rodzin doszło do rozluźnienia relacji, gdyż każdy skupia się na sobie, na założeniu dużej rodziny, albo pełnieniu ważnych funkcji. Z jednej strony społeczeństwo jest najważniejsze, z drugiej każdy jego członek myśli tylko o sobie.
"Jednostka", to krótka, poruszająca historia. Początkowa akcja książki nie jest dynamiczna, jednak im dalej, tym więcej się dzieje i wyjaśnia. Historia Jednostki intryguje, budzi masę emocji i pozostawia z pytaniami, na które ciężko znaleźć poprawną odpowiedź. Książka ukazuje kontrowersyjną wizję przyszłości, która wbrew pozorom nie jest tak nieprawdopodobna.
Sięgając po tą książkę spodziewałam się większej ilości faktów medycznych. To jednak, co wybija się na pierwszy plan, to emocje i wątpliwości, które potęgują kolejne przeczytane strony. Jest to książka o tym, czym skutkuje przedłożenie państwa, społeczeństwa, dobra ogółu ponad jednostkę. Określiłabym ją jako dramat z elementami fantastyki, choć nie jestem pewna, czy istnienie takich ośrodków nie jest coraz bardziej realne w obliczu szybko rozwijającego się świata, medycyny, nowinek technicznych i mniejszego poszanowania dla jednostki.
Przeczytane:2019-04-28, Ocena: 4, Przeczytałam,
Manipulacja, segregacja, z góry ustalone limity użyteczności dla społeczeństwa, biurokratyczne wcielenie do grona "zbędnych", mogących i muszących zapewnić potrzeby tych, którzy stanowią wartość określoną jedynie słusznym prawem.
Trzeba mieć dzieci i pozostawać w związku. Każda inna opcja czyni Cię w pewnym wieku społecznym odpadem, dawcą, materiałem, pozbawionym woli i możliwości. Twoim domem jest najpiękniejsza z możliwych, pełna kwiatów, atrakcji i darmowej opieki umieralnia - "Jednostka".
"Większość z was, dopiero po przybyciu do jednostki banku rezerw będzie miała możliwość doświadczyć przynależności, poczucia wspólnoty z innymi osobami, które dla nas, ludzi potrzebnych, często jest czymś oczywistym.'(str.40)
Dorrit właśnie kończy 50 lat. Staje przed domem z jedną walizką pełną poprzedniego życia i niezbędnych człowiekowi rzeczy. Oddała ukochanego psa, pożegnała się ze swoim, stanowiącym oazę spokoju domkiem na wsi, wsiada do podstawionego samochodu i tak naprawdę przestaje istnieć jako Ona. Zaczyna być królikiem doświadczanym, aktywem banku rezerw, zapleczem.
Będzie od tej pory szarpana emocjami skrajnymi - od zachwytu całorocznym latem, poczuciem wspólnoty z podobnymi jej ludźmi, po jakże przeciwną tęsknotę za psem, za zimą, za samostanowieniem. Jej codzienne, niemalże odbite przez kalkę życie będzie dawało poczucie bycia potrzebną i zupełnie niepotrzebną. Zaś kiedy niespodziewane spotkanie postawi jej system wartości na głowie, zawalczą przeciw sobie te zwykłe, ludzkie i te propagandowo poprawne emocje.
"Chciałabym żyć w czasach, kiedy ludzie jeszcze wierzyli w serce. Kiedy wierzyli, że serce jest centralnym organem mieszczącym pamięć, uczucie, zdolności, braki i inne cechy, które czynią z nas niepowtarzalne osoby, jakimi jesteśmy. Tak, tęskniłam do epoki niewiedzy, zanim serce straciło swój status i zostało zredukowane do jednego z wielu niewątpliwie niezbędnych do życia, ale wymiennych organów. " (str.202)
Wstrząsająca lektura, tym mocniej trafiająca w nasze poczucie wolności, że pisana językiem dość suchym, skupiającym się na konkretach. I tylko czasem autorce ręka drży przy opisach uczuć, których zabić się nie da, a wraz z autorką drżymy my.
Pocieszeniem w chwilach oddechu jest zapewnianie siebie samych, że taka sytuacja byłaby niemożliwa, niemoralna, że nigdy takich czasów nie doczekamy. A teraz rozejrzyjcie się wokół, posłuchajcie polityków, filozofów, socjologów i zapytajcie jeszcze raz: Czy to NAPRAWDĘ jest niemożliwe?
Polecam ku przemyśleniom.