Świat nie powinien wiedzieć o naszych dziwactwach / Dwanaście dziewczyn. Jedna tożsamość
Życie Tevy pozornie wygląda normalnie: szkoła, przyjaciele, chłopak. Ale w domu dziewczyna kryje niesamowitą tajemnicę. Jedenaście innych Tev...
Raz w roku Teva rozdziela się na dwie osoby. Jej każda młodsza wersja pozostaje uwięziona w pułapce swojego wieku i domu. Kiedy zbliżają się siedemnaste urodziny Tevy, dziewczyna postanawia nigdy więcej nie dopuścić do podziału. Rozpoczynając walkę o swoją przyszłość, musi zmierzyć się sama ze sobą.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2017-02-15
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 356
Tytuł oryginału: More of Me
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Michał Zacharzewski
Książka już od początku była interesująca. Dlaczego? Poznajemy bowiem Tevę, która w zasadzie jest jedynaczką. Tak, w zasadzie. Bo naprawdę, w jej domu mieszka kilka jej kopii z poprzednich lat. Jak to w ogóle możliwe? Otó Teva jest wyjątkowa. Co oku w okresie jej urodzin, pojawia się nowa Teva- następczyni, a poprzednia pozostaje w takim wieku w jakim była. Tym sposobem w domu jest wieczna sześciolatka czy też wieczna piętnastolatka. Zadziwiające, prawda? Co lepsze, ta "nowa" automatycznie zastępuje poprzedniczkę w realnym życiu- chodzi do szkoły, spotyka się z przyjaciółmi, itp. Co robi reszta z kopii dziewczyny? Siedzą w domu. Dokładnie tak! Przecież nikt nie może się dowiedzieć o tym, że Teva się w pewien sposób replikuje.
I jak można się spodziewać nagle idzie coś nie tak, nagle jednej z dziewcząt, owy układ przestaje pasować. Dlaczego? Jest ona ostatnią z Tev, które są zmuszone do życia poza społeczeństwem, a to oznacza, że dopiero co opuściła życie towarzyskie. I to jej nie odpowiada. Zwłaszcza że nie zobaczy się ze swoim chłopakiem, a jej miejsce u jego boku zajmie nowa Teva.
Czy ktoś potrzebuje jeszcze dowodów na to, że książka jest bardzo interesująca? Ja od samego początku, byłam ogromnie wciągnięta w cała historię. I choc sam styl autorki nie był wyjątkowy i nie wyróżniał się niczym szczególnym, to czytało się to dość dobrze i przyjemnie, a przede wszystkim lekko. Dlatego też, z chęcią wracałam do lektury, zaraz po męczącym dniu pracy i czytałam, póki oczy same mi się nie zamykały.
Zatem fabułę mogę ocenić zdecydowanie na plus. Nie tyko wciąga, ale i szokuje. Tak, zdecydowanie. Nieraz dziwiłam się temu co następowało. A zwłaszcza przy samym zakończeniu było sporo informacji, które powodowały, iż szczęka mi opadała. Poza tym, nieraz też się śmiałam, przy sytuacjach wywoływanych przez przyjaciół Tevy, a zwłaszcza Tommo. Nie brakowało oczywiście elementu romantycznego. Między kim, a kim? Nie zdradzę. Ale był to tak nikły element, że z pewnością nie przeszkodzi osobom, lubiącym jedynie fantastykę.
Tym co zdecydowanie podtrzymywało tę książkę, byli bohaterowie. I o ile sama Teva nie była aż tak charakterystyczna, to jej "poprzedniczki" już tak. Zwłaszcza ostatnia z nich, która narzuciła tej historii zupełnie inny bieg. Dodatkowo przyjaciel głównej bohaterki, miał tak wyjątkowy charakter, iż z pewnością, każdy czytelnik zapamięta go na bardzo długo. Dlaczego? Bo to nie tylko pewny siebie, zabawny chojrak, ale i inteligentny i wrażliwy chłopak. A taki mix, daje prawdziwą bombę w przeróżnych sytuacjach.
Czy mi się podobało? To chyba oczywiste. Nie wątpię w to, iż książkę polecę niejednej koleżance. Niejednej pożyczę. Niejedną wręcz zmuszę do przeczytania. Dlaczego? Bo warto! To niezobowiązująca lektura. która bawi i wciąga,a także pozostaje w pamięci. Przekonani? No to już! Do księgarni marsz! :)
" Nie powstrzyma tego. Muszę być wolna. Będę wolna."
Życie Tevy pozornie wygląda normalnie: szkoła, przyjaciele, chłopak. Ale w domu dziewczyna kryje niesamowitą tajemnicę. Jedenaście innych Tev… Raz w roku Teva rozdziela się na dwie osoby. Jej każda młodsza wersja pozostaje uwięziona w pułapce swojego wieku i domu. Kiedy zbliżają się siedemnaste urodziny Tevy, dziewczyna postanawia nigdy więcej nie dopuścić do podziału. Rozpoczynając walkę o swoją przyszłość, musi zmierzyć się sama ze sobą.
Po książkę „Eva, Teva i więcej Tev” chciałam już sięgnąć jakiś czas temu. Sami musicie przyznać, że opis powieści jest bardzo ciekawy i oryginalny. Jednak co do samych opinii na jej temat, to nie zauważyłam żeby była jakoś wielce rozpoznawalna w świecie czytelników. Książka ma również bardzo ciekawą oprawę graficzną, która przykuwa wzrok. Główną bohaterką jest Teva, która ma szesnaście lat i za chwilę jej życie się skończy. Dlaczego, skoro jest taka młoda ? Otóż Teva jest bardzo skomplikowaną osobą. Nie jest ona sama, gdyż w jej domu mieszka kilkanaście innych Tev, które kiedyś były takie jak ona, ale po roku musiały oddać życie kolejnej Tevie a same musiały zostać w domu. Wiem, jest to bardzo pogmatwane, ale uwierzcie mi, że robi wrażenie. Bardzo byłam ciekawa tej książki i tego jak autorka poradziła sobie ze swoim pomysłem. Na pewno stworzenie tej książki i przemyślenie tego wszystkiego nie było łatwą sprawą, ale czy aby autorka wykorzystała cały potencjał swojego pomysłu ?
Nabierałam w niej sił i napełniałam jej komórki swoimi. W końcu jednak musiałyśmy się rozdzielić. To nie była moja decyzja – zwykła kolej rzeczy.
Obecnie Teva ma szesnaście lat i zostało jej sześć miesięcy, kiedy to będzie musiała rozstać się ze swoim życiem i oddać je następnej Tevie, która będzie miała rok na przeżycie swoich chwil, a po roku odda tożsamość kolejnej Tevie i tak w kółko. Kiedy czytałam opis tej książki, spodziewałam się czegoś innego, w sumie nawet nie wiem dokładnie czego, ale to co dostałam było bardzo pogmatwane. Główną postacią jest szesnasta Teva, która obecnie może wychodzić z domu, chodzić do szkoły, spotykać się ze swoim chłopakiem Ollie i to ją tak naprawdę poznajemy najlepiej, jednak dzięki temu, że poznajemy ją, możemy w jakiś sposób poznać również poprzednie Tevy. Otóż dziewczyna ma już dość tego przejmowania się, ze za chwilę będzie uwięziona w domu i jedynymi osobami z którymi będzie się widywać będą jej poprzedniczki, dziewczyna nie chcę rozstawać się ze swoim życiem, dlatego próbuje wymyślić sposób w jaki powie ludziom o tym co się z nią dzieję, ale w taki sposób, aby nie zostać nazwaną dziwadłem. Co z pewnego punktu widzenia jest wręcz nie do pomyślenia. Teva przeszukuje Internet w poszukiwaniu informacji, czy aby nie ma osób podobnych do niej, zakłada również blog, w którym pod przykrywką opowiada swoją historię. Niestety brak czasu to nie jedyny jej problem, gdyż piętnastka coraz bardziej zaczyna się upominać o swoje dawne życie.
Książka ma naprawdę ciekawą fabułę, która nie powinna nas nudzić, niestety w pewnych momentach właśnie się nudziłam. Mimo to byłam ciekawa dalszego ciągu i jaka jest prawdziwa historia Tevy, a to co dostała naprawdę mnie zaskoczyło i myślę, że autorka dobrze zakończyła całą historię. Cieszę się, że autorka wprowadziła nie tylko wątek szesnastej Tevy, ale również jej poprzedniczki, która również walczyła o swoje dawne życie. Jest to książka, która będzie przyjemna na jeden wieczór, ale nie jest to głęboka powieść, która zapadnie wam w pamięci. Postacie, mimo że dość ciekawe na samym początku, to potem nie wykazują się wielką oryginalnością i jesteśmy w pewnych momentach owiani nudą. Jest to typowa młodzieżówka na jeden wieczór, w pewnych momentach autorka zaskakuje, ale nie jest to na tyle dostrzegalne, abyśmy mogli się zakochać w tej pozycji.
https://in-my-different-world.blogspot.com/2017/09/eva-teva-i-wiecej-tev-kathryn-evans.html
Przeczytane:2019-02-12, Ocena: 5, Przeczytałam, Posiadam, - 2019 -, | demoniczne-ksiazki.blogspot.com |, Zrecenzowane, ▶Polecam!,
Odkąd tylko pamiętam, jednym z moich największych marzeń z beztroskich lat dzieciństwa było posiadanie młodszego rodzeństwa. Trudno się nie dziwić duuużo młodszej wersji mnie – w końcu starsza o siedem lat siostra nie potrzebowała towarzystwa „gówniarza”, który nie rozumiał jej nastoletnich problemów. Pragnęłam posiadania kogoś u boku, kto będzie w stanie mnie zrozumieć. Kogoś, kto stanie w mojej obronie, kiedy narozrabiam i przyjdzie mi oczekiwać kary. Po prostu kogoś, kto będzie nie tylko przyjacielem. Cóż, moje marzenie nie spełniło się, także teoretycznie mogłabym pozazdrościć Tevie, głównej bohaterce „Eva, Teva i więcej Tev” licznego rodzeństwa. Teoretycznie, bo w praktyce jej liczna familia skrywała pewną tajemnicę. I to bardzo mroczną...
JAK DOPROWADZIĆ NASTOLATKĘ DO SZALEŃSTWA? DOŁOŻYĆ JEJ KOLEJNYCH ZMARTWIEŃ!
Muszę przyznać (tradycyjnie, nieprawdaż?), że nie nastawiałam się na nic dobrego. Wiecie, miałam przed sobą kolejną, pozornie zwyczajną młodzieżówkę, od której nie wymagałam zbyt wiele. Ot, co – chciałam po prostu miło spędzić czas, pozwalając sobie odetchnąć od pokręconych jak słuchawki w kieszeni fabuł. I wiecie co? Nieco się przeliczyłam, bo... nie dość, że życie głównej bohaterki nieźle się skomplikowało, to jeszcze dostałam całkiem dobry kawał lektury. Kathryn Evans wprowadziła mnie do tej zwariowanej historii z kopyta, pozwalając ujrzeć tylko fragment tego, co przygotowała dla czytelników. Krok po kroku zapoznawałam się z niecodzienną sytuacją Tevy, starając zrozumieć jej położenie. Uważnie przyglądałam się jej poczynaniom, począwszy od zaznajomienia się ze wspomnieniami „sióstr” mogącymi pomóc jej odnaleźć się w świecie, a zakończywszy na próbach zapomnienia o tym, że ona sama wkrótce stanie się wspomnieniem. A ona nie zamierzała do tego dopuścić. Doskonale ją rozumiem. Widząc na co dzień młodsze (a zarazem starsze – trochę pogmatwane) wersje siebie, które zostały uwięzione w domu, odseparowane od społeczeństwa, sama nie zamierzałabym pozwolić na takie więzienie. Tym samym Teva kombinowała, ile wlezie, by zatrzymać aktualne życie. Starała się nie pozwolić na to, aby kolejna wersja jej samej zrobiła z niej niewolnika. Walczyła, byle tylko uzyskać przewagę nad pozostałymi. Tylko że nie miała lekko. Oprócz „rozwarstwiania”, na jej drodze stanęły komplikacje, i to dość znane wśród nastolatek. Tak, zgadza się – niczym przeziębienie, zaatakowały ją sprawy miłosne. Główna bohaterka starała się jak tylko mogła, aby pogodzić ówczesne wcielenie z teraźniejszym, lecz jej serce lgnęło ku innemu chłopakowi, co nie podobało się jej poprzedniczce. Teva starała się nie popadać ze skrajności w skrajność, ale prawie każda próba ratowania sytuacji nie kończyła się, tak ona sobie to wymarzyła. Dostarczała samej sobie kolejnych zmartwień, gdzie co rusz współczułam jej tego położenia.
Pomiędzy chaotycznymi zdarzeniami związanymi z nastoletnimi problemami, dało się zauważyć wszelkie poszlaki pozostawiane przez autorkę, której miały na celu poprowadzić nas ku rozwiązaniu największej tajemnicy – co takiego dzieje się z Tevą, że z roku na rok jest coraz więcej jej kopii. W pewnym momencie czułam się już lekko zirytowana tą zabawą w kotka i myszkę. Rozprzestrzenione w różnych odstępach „stronowych” powoli układały się w logiczną całość, chociaż... W jakimś stopniu można poczuć niedosyt. Samo skorzystanie z takiego rozwikłania sprawy sprawiło, że rozjaśnił mi się umysł (i chciałam zawyć, że jestem taka niedouczona), jednak pragnęłam, aby Kathryn Evans pogłębiła to wszystko. Aby zadbała o ten słynny „naukowy bełkot”, lecz trzeba pamiętać, że jakby nie patrzeć „Eva, Teva i więcej Tev” jest skierowana do nastoletnich czytelników. To sprawia, że w jakimś stopniu trzeba niektóre sprawy ułatwić. Wiem – brzmi to brutalnie, ale taka jest prawda. Można przekazać mu pewną wiedzę, ale nie w napastliwy sposób. Owszem, tutaj pewne dane zostały przedstawione w formie przystawki bez dalszych dań, ale każdy zainteresowany będzie w stanie doczytać sobie wszystko w Encyklopedii lub w Internecie. Ważniejszym elementem okazało się pokazanie młodym ludziom, że nawet w najgorszej sytuacji powinniśmy walczyć. Powinniśmy spróbować poprowadzić siebie do szczęśliwego finału, gdzie liczne potknięcia nakazywałyby lizanie ran i kontynuowanie dążenia do wyznaczonego celu.
PRZY NIEJ STWIERDZENIE „PRZECIEŻ SIĘ NIE ROZDWOJĘ” NABIERA ZUPEŁNIE INNEGO ZNACZENIA!
Teva już od chwili „narodzin” zdawała sobie sprawę ze swojego paskudnego położenia. Posiadając wspomnienia swoich poprzednich wersji, doskonale rozumiała, co się wokół niej dzieje i jak długo będzie w stanie nacieszyć się dotychczasową wolnością. Tylko że... ona zaczęła walczyć. Nie buntowała się w ten sam sposób, co Piętnastka, jej poprzednie wcielenie. Zamiast stroić fochy, sięgnęła po słowny miecz i dźgała nim wszystko, co mogłoby jej rozjaśnić niektóre sprawy. W pewnym stopniu kierował nią egoizm. Teva robiła, co mogła, aby zapobiec domowemu aresztowi, próbując sięgnąć po coś, co w oczach pozostałych zdawało się nieosiągalne – po przyszłość. To sprawiło, że każdy, kto dotąd miał do czynienia z jej dawnym „ja” od razu zauważał, że coś jest z nią nie tak. Szkoda mi było tej dziewczyny, kiedy próbowała przekabacić matkę. Dawała jej wyraźnie do zrozumienia, że tak nie mogą żyć. Zaś kobieta brnęła w swoją fiksację, uniemożliwiając Tevie podejmowania dalszych kroków. Przyczyniało się to do tego, że ta starała się udowodnić swoją rację. A to miewało różne skutki. I to nie tylko na tle dziwnej choroby...
Już wcześniej wspominałam, że dziwne zachowanie Tevy sprawiało, że jej przyjaciele zaczęli obawiać się o jej stan psychiczny. Cegiełkę do tego dokładała Piętnastka, która była gotowa wydrapać jej oczy za samo zbliżanie się do jej/ich (wspominałam, że to trochę skomplikowane) chłopaka, Olliego. Rozumiałam jej postawę – przecież kochała go, a pojawienie się „nowej” wszystko zrujnowało. Szkoda tylko, że nienawiść całkowicie ją zaślepiła i nie umiała wykorzystać szansy, jaką mogła otrzymać. Zaś co się tyczy Olliego... Wydawał mi się nad wyraz przeciętny. Totalnie nie rozumiałam, co takiego widziała w nim poprzedniczka Tevy, bo jak dla mnie niczym szczególnym się nie wyróżniał. Był, oddychał, włóczył się po szkole – nic nadzwyczajnego. Tak samo mogłabym powiedzieć o Tommo, lecz z czasem zaczął wymykać się spod tej metki, ukazując zupełnie inne oblicze. Jak nikt inny potrafił rozbawić główną bohaterkę (mnie również), gdzie to wszystko przychodziło do niego naturalnie. Również mam parę zastrzeżeń do matki wszystkich dziewczynek. Kobieta trzymała je pod kluczem, kontrolując każdy ich ruch, by nikt nie dowiedział się o ich istnieniu. Rozumiem – chroniła je przed ludźmi, tylko tak się nie da żyć! Wyraźnie widziałam, że sama się w tym męczy, ale wolała tkwić w tej chorej sytuacji, niżeli szukać ratunku dla Tevy. Wraz z wytłumaczeniem całej tej sprawy zrozumiałam ją jeszcze lepiej, ale to nie zmienia faktu, że tak po prostu było jej łatwiej.
Kathryn Evans. Autorka, której sam opis na okładce wyraźnie sugeruje, że posiada ona niezłą fantazję i na pewno czytelnik nie będzie się nudził przy czytaniu jej książki. Tak, tak – wyraźnie zaznaczyłam, że nie robiłam sobie zbędnych nadziei, ale parę rozdziałów później po tej deklaracji pokochałam lekkie pióro tej pani i całkowicie zatraciłam w wykreowanej przez nią historii. Jako że język jest przystosowany do nastoletnich czytelników (gdzie też ogromne brawa dla tłumacza – kawał dobrej roboty!), książkę pochłania się tak ekspresowo, że zupki chińskie mają przy niej ogromną konkurencję. Mam sporą nadzieję, że jeszcze przyjdzie mi się spotkać z twórczością Kathryn Evans (i się przy niej nie zawieść).
Podsumowując, „Eva, Teva i więcej Tev” zaskoczyła mnie ciekawie skonstruowaną fabułą oraz nietuzinkową główną bohaterką. Słodko-gorzka historia, która pozwala nam docenić wartość naszego życia i otwiera oczy na to, by śmiało walczyć o swoją przyszłość, bo tego nikt nie ma prawa nam odebrać. Wiadomo, bardziej wymagający czytelnicy mogą natknąć się tutaj na wiele przykrych niespodzianek, ale na pewno też ujrzą w tej książce jej ukryte piękno.