Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny

Ocena: 4.33 (3 głosów)
Niezwykła opowieść o tym, jak można w trudnych warunkach naszego "przyjaznego inaczej" rodzinie państwa zbudować dom rodzinny przez duże "D". Anna Ignatowska w inteligentny i dowcipny sposób zdaje relację z własnego codziennego życia rodzinnego, które chwilami wymaga odwagi i czujności jak na placu boju (bo przecież nigdy nie wiadomo, które z szóstki dzieci kiedy i z czym wystrzeli). "Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny" to historia o tym, "co się dzieje, kiedy Bóg zaproszony do rodziny buduje razem z nią". Idealna lektura dla każdego, komu się wydaje, że ma mało wolnego czasu i jest człowiekiem niezwykłym. z recenzji Katarzyny Mossór Patronat: Kurs na miłość, parenting.pl, Plus Radio, Strefa Centrum Hobbystyczne, www.cyfrowaszkola.waw.pl, wrodzinie.pl, Dobra Mama, Fotografia, Subiektywnie o książkach, Czytelnicze zacisze.

Informacje dodatkowe o Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny:

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Data wydania: 2015-06-16
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN: 9788378054610
Liczba stron: 464

więcej

Kup książkę Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny - opinie o książce

Avatar użytkownika - monweg
monweg
Przeczytane:2017-07-10, Ocena: 3, Przeczytałam, Egzemplarz recenzencki, Mam,
Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny to debiut Anny Ignatowskiej, który powstawał najpierw jako dziennik, a później jako blog. Cieszy mnie fakt, że także blogi mogą stać się literackimi perełkami, bo taką perełką niewątpliwie jest ta książka. Rodzina Ignatowskich to osiem osób. Dwie dorosłe, Anna i Miłosz oraz szóstka dzieciaków: Wiktoria, Antoni, Zuzanna, Franciszek i bliźniaczki Misia i Maja. Anna, która stanowi ważny człon tej rodziny zaprasza nas, czytelników na pokład rodzinny. To ona staje się narratorem tej książki, bo to ona w pewnym momencie swojego życia wpadła na pomysł prowadzenia pamiętnika. Obwieszczę światu... Nie mam już siły być z tym sama... Nie ma się czego wstydzić! Moja/nasza wielodzietność nie jest zła, jest dobra! Jest darem, jest niezwykła! Uwielbiam nasze dzieci. Kocham już ponad życie to życie, które wciąż jest jeszcze we mnie tajemnicą. Wielodzietność jest zadaniem... nasze dzieci są zadbane! Czy każdy mógłby napisać taki dziennik? Może i tak, ale nie u każdego z nas będzie on tak interesujący. Dla przykładu ja - miałabym pisać ciągle i ciągle o jedynym dziecku, które posiadam. To by było dopiero nudne, jak flaki z olejem. A w przypadku rodziny Ignatowskich sprawa jest inna. Możemy obserwować, że wielodzietność może być ciekawa, może być fajna. W trakcie czytania szybko dojdziemy do wniosku, że wielodzietność to nie jest patologia, to rodzaj wielkiego szczęścia pomnożonego przez ilość dzieci w rodzinie. Dziennik pokładowy do zapis życia rodziny od maja 2010 do stycznia 2015 roku. Rozpoczyna się pamiętnikiem, ewoluuje na dziennik internetowy. Początkowa rodzina Ignatowskich liczy sześć osób. Anna zachodzi w ciążę i rodzą się wcześniaki Misia i Maja. Tak oto towarzyszymy tej wyjątkowej, ośmioosobowej rodzinie w życiu codziennym. Dostajemy do rąk książkę, która jest opowieścią słodko-gorzką, bo wiadomo, że nie zawsze jest cudownie i nie codziennie chce nam się śmiać. Bywają chwile słabości, tak wielkiej, że chce się wyć. Jednak przy tak dużej rodzinie trzeba szybko podnieść się i żyć, bo ma się dla kogo. Trzeba przyznać, że Anna i Miłosz zasługują na miano bohaterów, bo bardzo trudno przeżywać kolejne dni bez odpowiedniej pomocy socjalnej. Zarobienie na taką gromadę graniczy z cudem. Chciałoby się powiedzieć: brawo Miłosz! Ale tak naprawdę na największe brawa zasługuje Anna, przykład matki Polki, która porzuciła karierę zawodową i ,,poświęciła" się wychowaniu wspaniałej szóstki. Nie wiem czy sobie wyobrażacie, jak to jest nie chodzić do pracy i zmuszoną przez zaistniała sytuację zamienić się w kurę domową? Ja to wiem. Ja jestem kurą domową. Nie wstydzę się tego. Anna Ignatowska nie jest kurą z wyboru. Kolejne ciąże i kolejne dzieci nie pozwoliły jej piąć się po szczeblach kariery [a takie to teraz modne]. Postanowiła zostać w domu i nie korzystając z pomocy babysitter czy innych nianiek sama zająć się swoja trzódką. I dobrze się stało, bo gdyby była w pracy ominęłoby ją mnóstwo z tego, o czym napisała w Dzienniku pokładowym. A przecież mając taką gromadkę, co chwilę, codziennie dzieją się rzeczy, które warto uwiecznić. Dziennik pokładowy można czytać jak najciekawszą powieść. Można ,,pożreć" tę książkę na jeden chaps lub tak jak ja dawkować sobie po małym kawałku, ubarwiając sobie własną codzienność. Dziennik pokładowy to ten rodzaj publikacji, która dostarcza czytelnikowi wiele radości, ale również wiele wzruszenia. Niewątpliwym plusem są umieszczone w niej rysunki dzieci Anny i Miłosza. Książka o macierzyństwie, książka o rodzinie razy osiem, książka dla każdego i właśnie wszystkim ją gorąco polecam.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Febra
Febra
Przeczytane:2016-02-17, Ocena: 5, Przeczytałam, Przeczytane w 2016r,
Czwórka dzieci, bliźniaki w drodze i w krótkim czasie (bo bliźnięta rodzą się jako skrajnie niedojrzałe wcześniaki) na pokładzie domowym znajduje się sześcioro dzieci. Problemy z maluchami ( służba zdrowia nie wypada najlepiej), problemy szkolne ( szkolnictwo - koszmarek biurokratyczno - kadrowy), problemy z dojrzewającymi nastolatkami, współobywatelami (lubią hałasować wtedy, gdy dzieci właśnie śpią), państwem (które opiekuńcze nie jest)... a książka bawi, uczy, zmusza do refleksji nad sobą, swoim postępowaniem i wrażliwością,daje otuchę, obala mit o rodzinach wielodzietnych. Chciałoby się zakrzyknąć by takich rodzin było jak najwięcej.
Link do opinii
Avatar użytkownika - awiola
awiola
Przeczytane:2015-07-21, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2015, Mam,
"Święto, a ja pranie za praniem, wieszam, składam, sru, do szaf, wieszam, składam, sru, warzywo-zupa, karmienie, obiad, gary, podać, sprzątać, przewijanko, cyc, karmienie". Jedno, dwójka, trójka dzieci w domu to już spora liczba, wokół których niewątpliwie jest co robić. Wyobraźcie więc sobie rodzinę z szóstką dzieciaków, która całkowicie zaprzecza stereotypowi wielodzietności, naznaczonej patologią. Nie potraficie sobie wyobrazić takiego scenariusza? Nie musicie, bowiem na rynku pojawiła się właśnie książka ilustrująca, praktycznie dzień do po dniu życie takiej dość sporej komórki społecznej. Witam na pokładzie życia rodziny Ignatowskich. Anna Ignatowska to trzydziestosiedmioletnia szczęśliwa mężatka mieszkająca z rodziną w Warszawie, z zawodu dziennikarz, z zamiłowania fotograf. Na co dzień jest matką i to niecodzienną, bowiem wychowuje aż szóstkę pociech: Wiktorię, Antoniego, Zuzannę, Franciszka oraz najświeższe latorośle, czyli bliźniaczki Maję i Misię. "Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny" to jej debiut wydawniczy. Anna, matka wówczas jeszcze czwórki dzieci zaczęła prowadzić internetowy dziennik na facebooku, opisujący jej codzienność w wychowywaniu dzieci. Niespodziewanie los spłatał jej figla, bowiem autorka pewna faktu niemożności zajścia w kolejną ciążę, właśnie w nią zachodzi. Bliźniacze zapłodnienie, wcześniaki i codzienne życie to treść jej zapisków, które dzięki zwiększającej się rzeszy czytelników, mogły ujrzeć światło dzienne, jako papierowa książka. Wielodzietność w naszym kraju postrzegana jest dość jednoznacznie, czyli bieda, patologia i nieradzenie sobie w opiece oraz wychowaniu licznego potomstwa. Dziennik Anny Ignatowskiej, matki Polki z prawdziwego zdarzenia, zupełnie zaprzecza temu stereotypowi, ukazując inną stronę, pozytywną stronę posiadania szóstki dzieci. I nie myślcie sobie, że autorka cokolwiek koloryzuje, czy ukrywa jakieś mroczne strony wielodzietności. Otóż nie, bowiem w jej dzienniku, czyli w dość obszernym zapisie obejmującym okres od 1 maja 2010 r. do 5 stycznia 2015 r., opisanym na niespełna czterystu pięćdziesięciu stronach, dopatrzyć się można zarówno pięknych dni, wspaniałych chwil, które ma prawo przeżyć jedynie matka posiadająca tak dużą liczbę dzieci, ale także chwil tych mniej miłych, o których chciałoby się na zawsze zapomnieć. Wielka, bezgraniczna miłość, wzruszenie, poświęcenie, ale także wielkie zmęczenie, zwątpienie, złość i gniew - te wszystkie barwy wielodzietnego macierzyństwa znajdziecie w tej książce. Podczas czytania przemyśleń i relacji Anny Ignatowskiej, wielokrotnie odczuwałam zdumienie, konsternację, wzruszenie i przede wszystkim wielki podziw dla heroizmu matki, a także podziw dla taty Miłosza, który dzielnie utrzymuje płynność finansową całej rodziny. Czasami bowiem błahe problemy urastały do rangi międzynarodowej tragedii, a zwykłe dni oznaczały rutynę, brak zrozumienia i zwykłe, fizyczne zmęczenie. "Dziennik pokładowy" to więc przede wszystkim prawdziwe świadectwo nieprawdopodobnego rodzicielstwa, bezwarunkowej miłości, a także obraz braku pomocy polskiego rządu dla takich, wielodzietnych rodzin. Nie zdawałam sobie bowiem sprawy do tej pory, że kupno wózka dla bliźniaków może nastręczać tyle trudności. Anna Ignatowska to niezwykle dzielna kobieta, która podczas czytania jej dziennika ujmuje ciepłem, bezinteresownością, stosunkiem do wiary i Boga, ufnością i wielkim optymizmem. Wydawałoby się, że matka szóstki dzieci, która nie pracuje zawodowo, bowiem cały świat zajmuje jej rodzina, winna ukazywać zgorzknienie, żal za karierą itd. Tymczasem, w jej dzienniku nie odnalazłam ani cienia takich uczuć. Znalazłam za to dużo humoru, wiary i co warto podkreślić ciekawych sformułowań typu "wkuropatwia", "kuria stać" czy "ssaki", które rozbawiały mnie do łez. Powiem szczerze, że zazdroszczę autorce takiego podejścia do życia i umiejętności pokonywania wszelakich problemów. Każdego dnia bowiem dzieje się coś nowego, a każdy poranek przynosi kolejne, niepowtarzalne historie. Warto również podkreślić, iż książka posiada także doskonale wpisujące się w treść dziennika ilustracje namalowane ręką czwórki starszych dzieci autorki. Anna Ignatowska zaprosiła mnie na pokład swojej wielodzietnej rodziny, a ja z przyjemnością przyjęłam to zaproszenie i nie mam zamiaru szybko z niego rezygnować. Dobrze, że w internecie na stronie pokładowy.pl mogę dalej obserwować kolejne dni państwa Ignatowskich, bowiem zapiski te zwyczajnie napawają mnie wielką wiarą w uzdrawiającą moc rodziny. "Dziennik pokładowy" można sobie dozować, czytać w wolnej chwili zapiski z poszczególnych dni, przeżywając codzienność wielodzietności. To niezwykle inspirująca lektura, dla wszystkich, bez wyjątku. "Czuję się kochana! To jest to! Lubię to. Co poradzić?".
Link do opinii
Recenzje miesiąca
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Szepty jeziora
Grażyna Mączkowska
Szepty jeziora
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy