Mój brat, Matthew, zabił sto sześć kobiet, pisze Alice Hopkins na kartach swego dziennika. Jest rok tysiąc sześćset czterdziesty piąty. Młoda wdowa powraca do Manningtree, niewielkiej miejscowości w hrabstwie Essex, gdzie się wychowała i gdzie wciąż mieszka jej brat.
Wkrótce odkrywa, że jej dawny dom przestał być bezpiecznym miejscem. Matthew się zmienił, a po okolicy krążą dziwne plotki. Ludzie szepczą o czarach i wielkiej księdze, w której Mathew Hopkins zapisuje nazwiska czarownic.
Do czego doprowadzi jego obsesja? Jakiego wyboru dokona Alice znalazłszy się w samym sercu szatańskiego planu?
Inspirowana prawdziwą historią niesławnego Tropiciela Czarownic wstrząsająca debiutancka powieść Beth Underdown łączy fascynujący wątek historyczny z narracją, w której pobrzmiewają echa Opowieści Podręcznej Margaret Atwood tworząc prawdziwie niepokojące doznanie literackie.
Powieść na miarę naszych czasów [...] obnaża potworne bestialstwo polowań na czarownice.
"The New York Times"
Sugestywna i przerażająca.
Paula Hawkins, autorka powieści "Dziewczyna z pociągu"
Budzi pochlebne skojarzenia z klasycznymi dystopiami takimi jak "1984" czy "Opowieść Podręcznej".
"Booklist"
Zajmująca i prowokująca do myślenia - z ważnym współczesnym przesłaniem.
"The Washington Post"
Ta trzymająca w napięciu lektura spodoba się miłośnikom powieści historycznych o czarach, a także tym, którzy cenią sobie prozę w stylu "Miniaturzystki" Jessie Burton, w której główna postać kobieca buntuje się przeciwko opresyjnym rolom społecznym i przeprowadza prywatne śledztwo na temat otaczających ją mężczyzn. Ze wszech miar godna polecenia.
,,Library Journal"
Świetnie napisana debiutancka powieść historyczna Beth Underdown dobrze oddaje klimat siedemnastowiecznej Europy w kontekście procesów czarownic [...] Prawdziwa gratka dla wszystkich, którzy interesują się tym tematem.
"Publisher's Weekly"
Beth Underdown studiowała Literaturę Angielską w University of York oraz odbyła staż w magazynie kulturalno-artystycznym Aesthetica. Po objęciu posady redaktora w wydawnictwie Phaidon Press ukończyła z wyróżnieniem studia magisterskie w University of Manchester ze specjalizacją z kreatywnego pisania. Natrafiła na historię Matthew Hopkinsa czytając książkę o położnictwie w siedemnastym wieku. Obecnie wykłada w University of Manchester i mieszka w Peak District, niedaleko miejsca, w którym się urodziła. Przesycone historią krajobrazy rodzinnych stron są dla niej ważnym elementem procesu twórczego. Jest to jej pierwsza powieść.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2018-08-23
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 376
Jej brat zabił ponad 100 kobiet, oskarżając je o czary i przeprowadzając mnóstwo dowodów na poparcie swych tez. Alice przyglądała się temu z boku, pragnąc pomóc, lecz nie mając ku temu sposobności. Co kierowało Matthew Hopkinsem? Jak to możliwe, że znalazł tylu zwolenników swych haniebnych uczynków?
Do lektury „Czarownic z Manningtree” skusił mnie fakt, że fabuła powieści została oparta na wydarzeniach historycznych. Nie interesowałam się wcześniej podobnymi opowieściami, nigdy nie szukałam informacji dotyczących losów czarownic czy dowodów na ich istnienie. A jednak niecodzienna tematyka tej powieści, podparta faktami, mocno mnie zaintrygowała.
Książka Beth Underdown to jedna z ciekawszych lektur, jakie miałam okazję przeczytać w ostatnim czasie. Autorka, która postanowiła napisać o Matthew Hopkinsie, słynnym w XVII wieku tropicielu czarownic, postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Tak intrygujący pomysł po prostu wymaga idącej z nim w parze doskonałej realizacji, co wcale nie jest przecież oczywiste w przypadku pisarskiego debiutu. Tymczasem Underdown poradziła sobie wspaniale, raz po raz udowadniając, że tkwi w niej duży potencjał.
Wielką zaletą powieści jest narracja prowadzona przez Alice Hopkins, siostrę łowcy. Kobieta wskazuje nam, w jaki sposób w jej bracie stopniowo narastała obsesja na punkcie magii i czarów, jak jego poczynania nabierały śmiałości, a niekarane i niekrytykowane występki na granicy prawa dodawały mu odwagi i brawury. Co szczególnie ciekawe, z jej opowieści wyłania się obraz mężczyzny o skomplikowanej osobowości. Uwagę zwraca nie tylko jego okrucieństwo i pragnienie zemsty, ale także emocjonalne rozchwianie, niepewność dotycząca własnej przeszłości. Dzięki temu Underdown nakłania nas do refleksji, podczas lektury umysł wypełniają nam pytania dotyczące motywacji Matthew Hopkinsa.
Powieść staje się mocniejsza, bardziej wyrazista i mroczniejsza wraz z kolejnymi rozdziałami. Postępowanie łowcy czarownic wywiera w czytelniku niepokojące emocje i niemożność zrozumienia, jak mogło do tego wszystkiego dojść. Ja również miałam duży problem, by uwierzyć, że takie rzeczy rzeczywiście miały miejsce. A kobiety, oskarżane o czary, ginęły jedna po drugiej. Zaskakujące dowody przeciwko nim, gorzkie doniesienia na ich temat, często poparte chęcią zemsty czy osobistą niechęcią, wymierzanie sprawiedliwości na własną rękę, działania niezgodne z prawem, ale poparte przez społeczeństwo- te elementy zaskakują, a jednak autorka powieści czerpała przecież ze źródeł historycznych.
„Czarownice z Manningtree” czyta się dość powoli. Z jednej strony wynika to z trudnego i budzącego czytelniczy sprzeciw tematu. Z drugiej zaś przekaz autorki może być nieco utrudniony za sprawą jej stylu. Underdown pisze szczegółowo, skupia się na opisach, nieco pomijając w powieści rolę dialogu. Co więcej, stylizuje język powieści na taki, którym prawdopodobnie posługiwano się przeszło 300 lat temu. Na stronach książki pojawiają się zapomniane już wyrażenia i przedawnione sformułowania . Dzięki temu jednak opowieść zyskuje wiele uroku. Taka narracja jak najbardziej przypadła mi do gustu.
Powieść Beth Underdown to historia szczególna. Nietypowa, nietuzinkowa, niepokojąco prawdziwa, zaskakująca zaczerpniętymi prosto z życia faktami. Wiele można by o niej powiedzieć, ale to jedna z tych książek, które po prostu trzeba poznać samemu. Warto zwrócić uwagę na ten tytuł, tak inny od tych, jakim poświęcamy czas na co dzień.
Głową bohaterką jest Alice, młoda wdowa. Wraca ona w rodzinne strony do brata. Od razu dostrzega ona, że jej brat zmienił się nie do opisania. Dostrzega również, że jej brat spotyka się z dziwnymi tajemniczymi ludźmi, którzy niepokoją Alice. W międzyczasie w miasteczku zaczynają krążyć pogłoski o czarownicach oraz o polowaniach na nich. Wszystko Alice spisuje w swoim notatniku. Jest to kobiecy punkt na bestialstwo mężczyzn w tamtych czasach.
Czarownice z Manningtree to naprawdę wstrząsająca historia o okrucieństwie. Przez przeklęte zabobony można było wpłynąć na człowieka, manipulować jego decyzjami. Sprawić by czuł lęk, obawę, nienawiść do drugiego człowieka. Książka jest oparta na autentycznych wydarzeniach. Pisarka oprócz faktów, stworzyła do tego historię godną podziwu. Potrafiła wpleść w te fakty swoją wymyślona historię.
Nie jest to na pewno książka, pełna zwrotów akcji czy pełna nadziei i miłości książka. Nie. Nie spodziewajcie się tego po tej książce. Ona nie jest z tego typu książek. Tym razem mamy do czynienia z książka, która wielokrotnie sprawi, że nie będzie się chciało wierzyć, że będzie się Wam zdawało to niedorzeczne. Jednak fakty, którymi kierowała się pisarka to prawda. Oczywiście zgadzam się z opinią, że książka toczy się zbyt wolno. Ale właśnie o to chodziło. Podczas czytania wielokrotnie miałam czas na przemyślenia. Na Analizę tego co się działo w książce.
Horror z życia wzięty
Debiut Beth Underdown zapowiadał się bardzo intrygująco, a hasła z okładki gwarantowały powieść przerażającą i sugestywną. Niezbyt często mój czytelniczy wybór pada na horrory, ale tym razem opis, rekomendacje i fantastyczna szata graficzna przekonały mnie do lektury.
Oparte na prawdziwych wydarzeniach "Czarownice z Manningtree" charakteryzuje niepokojący klimat, który utrzymuje się przez całą powieść i jest zdecydowanie jej największym atutem. Samotna, owdowiała i bezbronna bohaterka, zdana na los brata, którego nie widziała od kilku lat, doskonale oddaje sytuację kobiet w XVII wieku. Autorka dość dobrze oddała również mentalność społeczeństwa siedemnastowiecznej Anglii, codzienność kreowaną przez mężczyzn, problemy wyznaniowe oraz fanatyzm religijny. Trudno powiedzieć, na ile bohaterowie rzeczywiście wierzyli w rzucanie uroków i czarownice, a na ile stało się to bronią do manipulowania tłumem.
Z taką niepewnością przez większość powieści pozostawia nas autorka. Nie wiemy, w którą stronę podąży fabuła. Czy zostaną wplecione wątki fantastyczne i całość będzie mrocznym horrorem, czy zwycięży głos rozsądku i ostatecznie okaże się, że czarownice nie istniały, a wszystkie polowania i procesy to tylko histeria tłumu?
Niepewność poznania widoczna jest również w opisach; skąpe oświetlenie sprawia, że bohaterowie coś widzą (albo wydaje im się, że widzą), udzielająca się atmosfera strachu powoduje, że zmysły zaczynają ich zawodzić. Religijna gorliwość nie przeszkadza ludziom wierzyć w zabobony i ludowe gusła.
Trochę żałuję, że Beth Underdown nie poszła dalej i nie wprowadziła jeszcze więcej niepewności w fabułę swojej powieści tak, by czytelnik musiał częściej zachodzić w głowę, czy opisywane wydarzenia dzieją się naprawdę, czy to tylko zadziałała wyobraźnia bohaterów.
"Czarownice z Manningtree" są literackim debiutem i da się to niestety wyczuć. Zmiany nastawienia głównej bohaterki momentami są nagłe i nie wiadomo z czego wynikają. W głowie autorki pewnie miało to sens, ale czytelnik ma prawo czuć się zagubiony. Fabuła trzymała też całkiem dobre tempo, dopóki nie doszło do procesów, gdzie bohaterowie jeździli od miejscowości do miejscowości i właściwie nie działo się nic więcej. Wyglądało to tak, jakby autorka na podstawie poznanych źródeł chciała odtworzyć drogę „pogromcy czarownic”, ale nie potrafiła tego płynnie wpleść w fabułę, tylko zrobiła suchy opis przemieszczania się z punktu A do punktu B. Ale spokojnie, to tylko niewielka część powieści.
"Czarownice z Manningtree" są udanym debiutem. Pomimo kilku potknięć powieść jest wciągającym połączeniem autentycznych wydarzeń i fikcji literackiej. Poczucie niepewności, mroczne podejrzenia, niepokój nie opuszczają czytelnika w czasie lektury, a zakończenie… Nie, tego chyba nikt się nie spodziewał. Choć opis obiecuje powieść przerażającą, elementów horroru było w nim ostatecznie niewiele (zdecydowanie więcej mrocznych, rodzinnych tajemnic). Lektura jednak nie rozczarowuje i mam nadzieję, że Beth Underdown pokusi się o napisanie kolejnych historii, które tym razem przysporzą mnie o szybsze bicie serca.
„Czarownice z Manningtree” to niezwykle wciągająca i mrożąca krew w żyłach historia. Czytałam ją z zapartym tchem, nie mogąc uwierzyć do czego doprowadza fanatyzm w połączeniu z wolną ręką, spowodowaną trwającą od kilku lat wojną domową w Anglii. Historia nabiera na sile przez wzgląd na jej realizm i poparcie faktami. Doskonale napisana powieść zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, na które autorka natknęła się pierwszy raz, czytając książkę o położnictwie w siedemnastym wieku.
Czytanie rozpoczynamy od razu od niepokojących zapisków, najpierw raczą nas dwoma, skromnymi cytatami z Biblii, by następnie dać skąpy zarys obecnej sytuacji w kraju, pokazać fragment mapy i listę kobiet, wraz z ich przewinieniami. W oczy rzucają się ich statusy, same wdowy i samotne kobiety. Jak potoczyły się ich historie? Dlaczego trafiły na tę listę? W jaki sposób ktoś doszedł do tak absurdalnych oskarżeń? Cóż, mamy rok 1645, mogło wydarzyć się wszystko.
Po niepokojących stronach, zanurzamy się w historię, która, jak się okazuje, zostaje spisana przez więzioną kobietę, a dokładniej przez siostrę oprawcy, Alice. Dowiadujemy się o jej fatalnym położeniu oraz powziętej decyzji, aby spisać wszelkie postępki swego brata, ukazać całą prawdę, nie tylko suche fakty, ale również odpowiedzi: dlaczego? Od razu też dowiadujemy się, że Matthew – jej brat – zaczął zabijać kobiety dziewięć miesięcy temu, od jej obecnej sytuacji w zamknięciu. Zabierał on kobiety, dręczył i wysyłał na śmierć w majestacie prawa, ale czy nie naginał go do swej własnej woli? Sami będziemy mogli to ocenić, bowiem przychodził po kobiety stare, samotne, owdowiałe, chore, nie mające dzieci, albo interesujące się za bardzo cudzym potomstwem. Zadziwieni? Nawet nie wiecie, jak mnie ta wzmianka rozpaliła, aby czytać dalej.
Słownictwo jest urzekające, podkreśla doskonale klimat całej powieści. Doskonale wręcz wpasowuje się w opisywany czas, wciąż jednak jest nam współczesny, jedynie lekko przyozdobiony, bez efektu sztuczności. Tego właściwie nie znajdziemy w książce ni grama, bo cała wręcz przecieka realnością, jest niezwykle sugestywna.
Im dalej w las, tym więcej szczegółów. Poznajemy urywki z dzieciństwa rodzeństwa, dowiadujemy się o ich niezwykłej więzi oraz powiązaniach rodzinnych. Uzyskujemy z czasem coraz pełniejszy obraz Matthew i pewną zagadkę, czy raczej tajemnicę. W powieści przeszłość miesza się z teraźniejszością, autorka stosuje sprawnie różne retrospekcje, które nie kłują w oczy i nie mieszają niepotrzebnie w fabule, acz dają jej pełniejszy obraz.
Alice jest dobrą osobą wplątaną przez swą ciężką sytuację w okrutny świat młodszego brata. Mimo swej wyraźnej niechęci i wielu mniej, lub bardziej odważnych prób przemówienia do rozsądku Matthew, zostaje wdrożona w sam środek przerażających ją wydarzeń, aż dla osób z boku jawi się takim samym potworem. Przeraża ją to, doznaje dotkliwych strat w swym życiu i podejmuje subtelne, acz nieraz znaczące kroki w miarę swych skąpych możliwości, by ratować kobiety, samej cierpiąc okrutnie przyczyniając się do zbrodni. Mimo, że Alice wcale nie wierzy w diabliki, czary, spółkowanie z diabłem, ni w żadne brednie powtarzane przez Matthew i jego kompanów, ani w winy do których przyznają się często umęczone kobiety, to jednak doświadcza kilku sytuacji, których sama racjonalnie nie jest w stanie wytłumaczyć. Są to subtelne sprawy, niemniej jednak trochę ją przerażają i czytając o tym sama zastanawiałam się, czy czasem nie dzieje się faktycznie coś więcej. Podziwiam jednak w niej światły umysł, który trzyma ją w ryzach i nie pozwala zatracić się w osadach, tylko dlatego, że czegoś nie pojmuje.
W fabułę zgrabnie dawkowane są na końcu niektórych rozdziałów informacje, jak wykrywać czarownice. Przerażające to jest momentami, jak zmyślnie i zarówno bezmyślnie zasady te zostały stworzone, aby potwierdzić swe chore domysły.
Mniej więcej w połowie powieści, nie byłam w stanie przestać czytać choćby na moment. Niby nie działo się nic zawrotnego, niemniej jednak byłam w nieustannym napięciu i czekałam na zakończenie. Tak, bałam się ciągle o los Alice, zżerała mnie ciekawość w jaki sposób wyląduje w miejscu opisanym na samym początku i co też czeka ją później. Śmierć? Wybawienie? Zapomnienie? Tortury? Zaczęło mnie to lekko przerażać, martwiłam się o nią, bałam się, współczułam i miałam sprzeczne nadzieje. Z jednej strony zależało mi, aby jej los zakończył się dobrze, by sprawiedliwości stało się za dość, z drugiej strony czekałam na mocne zakończenie. Tak strasznie miałam wielką nadzieję, że wszelkie tajemnice związane z Matthew zostaną wyjaśnione, że zrozumiem, że napoczęte wątki, czy może raczej poszlaki zostaną wytłumaczone. Generalnie się nie zawiodłam, uzyskałam zdaje się cały obraz okrutnej postaci, jaka był brat Alice. Jego pobudki, bezwzględne opanowanie miały swój początek w przeszłości, jak i w wiedzy zdobytej w starszym wieku. Jego osobista tragedia go ukształtowała, nie zdradzę Wam, jakie najsilniejsze uczucie nim kierowało, ponieważ najlepiej jest wyczytać o tym samodzielnie podczas lektury. Z jednej strony wiemy, co pchnęło Matthew ku zabójstwom, z drugiej strony wciąż był to jego wybór i za to winien być potępiony.
Cała powieść mnie zadowala, świetnie spędziłam przy niej czas, podobało mi się, jak autorka sprawnie dozowała tajemnicze, smutne i przerażające wątki z przeszłości rodzeństwa. Czytało mi się doskonale i bardzo szybko połknęłam całą książkę. Czy zakończenie mi się spodobało? Zdecydowanie tak, ponieważ dodało do woreczka niewyjaśnionych zjawisk jeszcze jedno, które jest naprawdę intrygujące, a nie denerwuje, że sprawa jasno nie została postawiona. Pozostawia wybór czytelnikowi w co uwierzyć, a te sceny są sprytnie zobrazowane. Ostatnie zdanie wywołało we mnie jednak śmiech, co za ironia losu! Myślę, że każdy, kto je przeczyta, zareaguje podobnie, bo wiem, że nie obca Wam będzie pewna nazwa. Czy to z historii, czy z filmów, książek, bajek, lub zwykłego zasłyszenia. Bardzo sprytne zakończenie, dające naszej wyobraźni wizję przyszłego końca.
http://www.bookparadise.pl/2018/08/czarownice-z-manningtree-beth-underdown.html
Przeczytane:2018-09-03, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2018 roku,
Zapewne każdy z nas zna historię o czarownicach z Salem- głośnym procesie w Stanach Zjednoczonych, z 1692 roku w wyniku którego 18 kobiet zostało skazanych na śmierć za uprawianie czarów. Wszystkie zostały powieszone. Jednak by usłyszeć więcej takich przerażających historii nie musimy wybierać się za ocean. Czasy inkwizycji to czarna karta w historii Kościoła. Praktycznie cała Europa urządzała pokazowe polowania na czarownice, które trwały kilkaset lat. Zginęły tysiące kobiet, których jedynym przewinieniem była ich "inność". Książka Underdown opowiada o losach prawdziwej postaci, w prawdziwych realiach XVII wiecznej Anglii. I choć cała fabuła jest fikcją literacką to słychać w niej echa historii.
Essex, Anglia, 1645. Alice Hopkins wraca do małego miasteczka, w którym dorastała. Wdowa, z dzieckiem i bez perspektyw, jest zmuszona znaleźć schronienie w domu swojego młodszego brata. W ciągu pięciu lat, kiedy jej nie było, chłopiec, którego znała, stał się człowiekiem wpływowym i bogatym lecz jednocześnie szalonym. Alice odkrywa, że Matthew jest bezlitosnym, samozwańczym, łowcą czarownic. Kobieta próbuje wpłynąć na brata. Wkrótce natrafia na sekret rodzinny, którego ujawnienie może mieć poważne konsekwencje. Przestraszona i zaszczuta musi wybierać pomiędzy bezpieczeństwem swoim i dziecka oraz a własną duszą.
Matthew Hopkins, jeden z głównych bohaterów, jest postacią historyczną. Mężczyzna ten począwszy od 1644 roku, przyczynił się do śmierci prawie 200 kobiet. Wraz z czwórka swoich pomocników, dwoma mężczyznami i dwoma kobietami, torturował podejrzane stosując jedne z najbrutalniejszych ówczesnych metod, między innymi "pławienie" (ordalię). Choć nigdy nie został prawnie uznany ani przez króla ani przez Kościół, jego renoma bezwzględnego inkwizytora docierała do najdalszych zakątków królestwa. Za oczyszczenie wioski z czarownic pobierał sowitą zapłatę, co w krótkim czasie pozwoliło mu się znacznie wzbogacić. Do końca nie wiadomo co było przyczyną nienawiści mężczyzny do kobiet, jednak wykraczało to daleko poza podłoże religijne. Choć wiadomo, że Matthew miał braci, źródła historyczne nie podają żadnej wzmianki o siostrze, a to właśnie z jej perspektywy napisana jest cała opowieść. Zastanawiam się dlaczego autorki, boją się narracji z punktu widzenia mężczyzny? Czy ma na to wpływ nieznajomość męskiej psychiki? Jednak dlaczego wybór padł właśnie na Alice? Matthew z pewnością miał matkę która mogła posłużyć za wiarygodnego narratora. Autorka mogła wykorzystać którąś z ofiar prześladowania, której udało się przeżyć. Jaki był sens w tworzeniu całkowicie nowej bohaterki? Bohaterki, która poprzez swoje doświadczenia i obserwacje opisuje nam obraz swojego brata, owładniętego rządzą mordu psychopaty. Długo się zastanawiałam, czy książka ta nie byłaby lepsza jeśli patrzyłabym na świat oczami Matthew, siedziała w jego głowie. Choć Alice stara się zrozumieć, co sprawiło, że jej brat z ciekawego świata i radosnego młodego mężczyzny, stał się potworem, to perspektywa osób trzecich zawsze w jakiś sposób zaciemnia obraz rzeczywistości. Pozostają luki, które ciężko będzie zastąpić. Alice była znakomitą obserwatorką jednak odnosiłam wrażenie, że nie ma zbyt dużego wpływu na wydarzenia. Co zresztą jest całkowicie naturalne kiedy mowa o Anglii połowy XVII wieku, kiedy kobiety nie miały prawa głosu. Więc jaki był sens tworzenia bezsilnej bohaterki?
Autorce w fenomenalny sposób udało się odtworzyć klimat epoki. XVII wiek to były mroczne czasy dlatego nie dziwi, że i sama książka jest niezwykle mroczna i klaustrofobiczna. Atmosfera małych angielskich miasteczek była oddana w sposób niezwykle wiarygodny. Mogę wręcz powiedzieć, że poczułam się przeniesiona w czasie w miejsce odległe, przerażające i cuchnące strachem. Tak wiele kobiet zostało skrzywdzonych i zabitych, że wręcz czuć ich niespokojne dusze błądzące po traktach. Kobiet, których jedyną przewiną było urodzić się w czasach przesądów i zabobonów. Każdy przejaw inności, przedsiębiorczości, ekscentryczności czy po prostu indywidualizmu był powodem do wszczęcia procesu. Zręczny inkwizytor na każdego znalazł dowody. Czasem potrzebne był tortury, czasem wystarczyło dobre słowo od zazdrosnego sąsiada. Większość z ofiar Matthew Hopkinsa to kobiety starsze, pozbawione rodziny i przyjaciół, łatwe ofiary, które nie dostały możliwości obrony. Z góry skazane były na przegraną. Muszę przyznać, że jest to bardzo trudna w odbiorze powieść, ze względu na to, że wydarzenia w niej zawarte wydarzyły się naprawdę. Beth Underdown, dzięki świetnemu stylowi oraz plastycznemu językowi przeniosła na papier ten ogrom cierpienia, który był uczestnictwem ofiar inkwizytora. Żałuję jedynie braku odnośników do historii oraz Kościoła. "Czarownice z Manningtree" są wyrwaną z kontekstu historycznego opowieścią o opętanym rządzą mordu łowcy czarownic, o którym wiadomo tyle, że nie działa z ramienia Kościoła- przez który został zresztą napiętnowany. Stwarza to pozory wybielania autorytetu Kościoła, stawiając go po stronie ofiar, choć w innych krajach Europy, za przyzwoleniem papieża i kardynałów, płonęły stosy. Również sam główny bohater jest przedstawiony w taki sposób, że czytelnik ma ochotę mu współczuć, ale wie że nie może. Potwór to jest potwór. Dla zbrodniarza nie powinno być żadnej taryfy ulgowej. I tej demoniczności zła troszkę mi tutaj zabrakło. Nie można współczuć i cierpieć wraz z mordercą, który ma na swoim koncie setki ofiar, nie ważne co sprowokowało zmiany w jego umyśle. Alice kochała swojego brata, starała się go zrozumieć, pomóc go i przekonać do zaniechania morderczego morderczego procederu. Moim zdaniem powinna dążyć do tego żeby sam zawisnął na stryczku.
Choć kobiety w XVII wieku traktowane były jako matki, żony i kochanki a nie obywatelki to muszę przyznać, że postać Alice, choć nadal stłamszona i bezsilna, jest dla mnie symbolem hardości ducha, odwagi i desperacji. Jak silną trzeba mieć psychikę by patrzeć na krzywdy wyrządzane innym ludziom? Ona nie tylko była bierną obserwatorką, ponieważ nie potrafiła zatrzymać swojego brata, czuła się jego wspólniczką, osobą współodpowiedzialną za śmierć wielu ludzi. Życie z takim przeświadczeniem musiało być istnym horrorem. Jednak nie dość, że Alice miała w sobie niesamowitą wolę życia, to jeszcze próbowała rozwiązać zagadkę z przeszłości, wierząc że da jej to odpowiedź na pytanie : dlaczego? I pomoże wyrwać jej brata ze szponów demonów.
"Czarownice z Manningtree" to dobrze napisana powieść historyczna, w której fikcja literacka przeplata się z tragicznymi wydarzeniami z połowy XVII wieku. Widać, że autorka zadała sobie wiele trudu by poznać panujące wtedy realia i dzięki wielkiemu talentowi pisarskiemu, była w stanie podać to czytelnikowi w trzymającej w napięciu formie. Dodam, że zakończenie powieści, a szczególnie ostatnie zdanie, było jednym z lepszych, najbardziej zaskakujących a jednocześnie przerażających spośród czytanych przeze mnie książek gatunku. Brawo. Historia ta , to nie tylko makabryczny opis inkwizytorskich praktyk, to również przypomnienie do czego może doprowadzić kiedy zbyt wiele władzy trafia w ręce ogarniętych paranoją, nikczemnych istot ludzkich. Polecam.