Kiedy w 1999 roku hiszpański Sąd Najwyższy orzekł, że każde dziecko ma prawo wiedzieć, kim są jego rodzice, do biura prawnika Enrique Vili Torresa zaczęli pukać nowi klienci. Chociaż od rodziny lub sąsiadów dowiedzieli się, że zostali adoptowani, w ich dokumentach nie było śladów adopcji, a w aktach urodzenia rodzice adopcyjni figurowali jako biologiczni. Enrique nazwał ich hijos falsos, fałszywymi dziećmi, a ich liczbę oszacował na około trzystu tysięcy.
Wkrótce do prawników i mediów zaczęli zgłaszać się także rodzice poszukujący dzieci, które dotąd uważali za zmarłe. Pojawiło się nowe, budzące grozę określenie: bebes robados, ukradzione dzieci. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych nowo narodzone dziecko można było kupić za równowartość mieszkania. W proceder sprzedaży zamieszane były instytucje państwowe i kościelne.
Katarzyna Kobylarczyk opisuje jeden z najbardziej wstrząsających rozdziałów w najnowszej historii Hiszpanii, nadal pełen pytań bez odpowiedzi.
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2023-10-04
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 208
“Ciałko” Katarzyny Kobylaryczk to książka, która zaintrygowała mnie od pierwszego spojrzenia. Moją uwagę od razu zwrócił jej tytuł, ale silne emocje wywoła również fotografia zamieszczona na okładce oraz opis wydawcy. Jako osoba przywiązana do wszelkiej maści literatury faktu nie mogłam przejść obojętnie obok ten publikacji.
Kobylarczyk przybliża czytelnikom kwestie kradzieży dzieci oraz nielegalnych adopcji w Hiszpanii. Nie spotkałam się wcześniej z tym tematem, ale od razu byłam pewna, że jest to sprawa, którą chciałabym bliżej poznać. Podczas lektury byłam naprawdę poruszona i wstrząśnięta opisywanymi wydarzeniami. Nie mogłam uwierzyć, że takie dramaty rozgrywały się w tym kraju całymi latami, a skalę problemu szacuje się w okolicy 300 tysięcy. To liczba dzieci, które zostały ukradzione matkom albo przez te matki nielegalnie oddane. To liczba ludzi, którzy przez większą część życia byli kimś innym, niż sądzili, że są.
Kwestie tożsamości, przynależności i pokrewieństwa to sprawy, o których nie mówi się zbyt często. Może dlatego, że zwyczajnie się nad tym nie zastanawiamy. Patrzymy na dom rodzinny, rozmawiamy z bliskimi, szanujemy wspomnienia z dzieciństwa i pielęgnujemy więzi, często nie zdając sobie sprawy, że to nie są rzeczy oczywiste, a raczej coś na kształt prezentu od losu. To jedna z wielu refleksji, które pojawiły się w mojej głowie podczas lektury. Opisywanymi historiami Kobylarczyk nie tylko wywołuje burzę emocji, ale także skłania do myślenia i odnalezienia w sobie odpowiedzi na pewne pytania.
Zaskoczył mnie ten temat. Zszokował swoją skalą. Mocno podziałał na wyobraźnię. Szczególnie, że autorka bardzo zaangażowała się w jego realizację. W dużej mierze wykorzystała przede wszystkim ludzkie historie, opowiadając o tym, co przydarzyło się książkowym bohaterom. Matkom, dzieciom, rodzeństwu. Wszystkie wydarzenia wywoływały we mnie różnorodne emocje, które często musiały nawet pozostać nienazwane, brakowało dla nich bowiem miejsca na znanej mi skali. Byłam wstrząśnięta, oburzona, rozczarowana i smutna. Nie godziłam się na los przedstawianych bohaterów. Chciałam dla nich sprawiedliwości.
Określone uczucia potrafiłam natomiast skierować w stronę tych, którzy krzywdzili, emocjonalnych oprawców. Lekarze, prawnicy, pracownicy ośrodków opiekuńczych- ludzie czerpiący zyski z tego procederu, posiadający władzę, silni wobec słabego systemu. Nieukarani całymi latami. Dumni i niepokorni. Z wielką przyjemnością obserwowałam rozwój wydarzeń, licząc, że zbrodnia spotka się w końcu z zasłużona karą. Bywało różnie. Cieszy mnie natomiast szalenie, że ten temat ujrzał w końcu światło dzienne, a skrzywdzeni zaczęli domagać się pomocy, szacunku i wiedzy.
Możecie się domyślić, że nie była to książka łatwa i przyjemna. Ale potrzebna. Ważna. Interesująca. Choć ze względu na trudny temat i duży ładunek emocjonalny dawkowałam sobie kolejne rozdziały, poznając je niespiesznie, ani razu nie pomyślałam, by ją odłożyć czy porzucić. Kobylarczyk wykazała się niezwykłym przygotowaniem. Oprócz historii prawdziwych ludzi sięgnęła po źródła historyczne i przeróżne publikacje, sprawiając, że całość jest kompletna i wyczerpuje temat. Autorce należy się ogromny szacunek za odwagę w sięganiu po trudne tematy oraz poświęcone tym sprawom czas i zaangażowanie. Bardzo polecam ten tytuł.
Piekło rodzin, a przede wszystkim kobiet w katolickiej Hiszpanii czasów Franco. Nielegalne adopcje, kradzieże dzieci, handel dziećmi to główny temat reportażu. Ale nic takiego nie mogłoby się zadziać, gdyby nie tzw. ,,frankizm socjologiczny", czyli zgoda całego niemalże społeczeństwa, które siedziało cicho i podporządkowywało się temu, jak traktowane są kobiety, dziewczynki, dzieci. W tym haniebnym procederze uczestniczyła cała ,,elita" - urzędnicy, sędziowie, prawnicy, lekarze, pielęgniarki, księża i zakonnice. Niedawno przeczytałam inny reportaż: ,,Irlandia wstaje z kolan" i gdy porówna się sytuację kobiet w tych krajach, to jest ona bliźniaczo do siebie podobna. Co je łączy? Dominująca pozycja kościoła katolickiego. Chyba w dzisiejszych czasach już prawie nikogo nie zaskoczy, że jest to instytucja łamiąca podstawowe prawa człowieka, wręcz przestępcza. Jeżeli coś w jakimś kraju działo się złego, z dużym prawdopodobieństwem kościół miał w tym swój udział. W tamtych czasach (wcale nie tak dawnych, bo to druga połowa XX wieku), wszystkimi instytucjami pomocy społecznej, ochrony zdrowia, opieki nad kobietą zarządzał kościół. A ponieważ Hiszpania do dzisiaj ma konkordat, którego zapisy gwarantują nietykalność archiwów kościelnych, to nie ma do nich dostępu. Sprawa pozostanie pewnie niewyjaśniona.
Niezmiennie dla mnie przerażające jest odkrywanie następnych form przemocy wobec kobiet, które nie miały praktycznie żadnych praw - nie mogły się rozwieść, szły do więzienia za zdradę męża, ale to prawo nie stosowało się wobec mężczyzn. Aż do połowy lat 80-tych w więzieniach były kobiety osadzone za "cudzołóstwo".
Bardzo doceniam, że powstają takie reportaże, które wreszcie wydobywają na światło dzienne koszmar nadużyć władzy i świeckiej, i kościelnej.
"Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci" to naprawdę szokujący i wstrząsający reportaż, który wręcz wydaje się być chwilami fikcją. Po prostu nie mogłam wyobrazić sobie, że te wydarzenia były prawdziwe, że miały miejsce naprawdę nie tak dawno temu. Choć jedyną rzeczą, która mnie nie zaskoczyła, że proceder ten był często wspierany i prowadzony przez kościół - księży i zakonnice.
To historia pełna cierpienia, opowiadająca o kłamstwie, własnych korzyściach, wątpliwej moralności i przekonaniu wyższości jednych nad drugimi.
Książka opowiada o odbieraniu matkom dzieci, wmawianiu im, że córka czy syn zmarli przy porodzie, a w tym samym czasie te dzieci były komuś oddawane za pieniądze. To historia nieletnich, albo biednych kobiet, które zostały uznane za niewłaściwe aby wychować dziecko. To opowieść o kobietach, które zostały zmuszone urodzić i oddać dziecko, choć się na to nie zgadzały. To lektura o twardych rządach generała Franco, czy też o cierpieniu kobiet i ich dzieci w różnego rodzaju przeludnionych więzieniach.
Zostaje tutaj poruszone naprawdę wiele tematów, choć wszystkie krążą wobec jednego.
Myślę, że jest to książka warta lektury.
Osiemdziesiąt lat po zakończeniu wojny domowej Hiszpania wciąż nie wie, co zrobić z ciałami ofiar. Musiało minąć ćwierć wieku od śmierci generała Francisco...
Nowa Huta jest kobietą Nazywano ją perłą pięciolatki i młodszą siostrą Magnitogorska - nawet propaganda lat 50. nie miała wątpliwości, że Nowa Huta jest...
Przeczytane:2023-12-11, Ocena: 5, Przeczytałam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023,
Ta książka zbudowana jest z emocji, nie powinno więc nikogo dziwić, że nie udało mi się jej przeczytać z kamienną twarzą. Zawiera historie, które wyciskają łzy i kruszą serce, aż chce się krzyczeć razem z ofiarami z bezsilności i poczucia niesprawiedliwości.
Rys historyczny przeplata się ze współczesnymi relacjami ludzi i ich dramatów. Czasami wypada to trochę chaotycznie, bo do bohaterów wracamy co jakiś czas, a nie śledzimy ich historii od początku do końca. Mimo wszystko, nie przeszkadzało mi to.
Szkoda słów, lepiej samemu przeczytać. "Ciałko" to reportaż z kategorii "wiem, że będzie bolało, ale muszę". Mówmy o takich sprawach z nadzieją, że już nigdy nigdzie się nie powtórzą.