Rok po tym, jak w wypadku ginie jedna z bliźniaczek jednojajowych, Lydia, Angus i Sarah Moorcroft przeprowadzają się na maleńką szkocką wysepkę, którą Angus odziedziczył po babci. Liczą na to, że będą mogli tam podnieść się z traumy. Jednak gdy ich żyjąca córka, Kirstie, twierdzi, że pomylili jej tożsamość - i że w rzeczywistości jest Lydią - koszmar powraca. Zbliża się zima i Angus jest zmuszony opuścić wyspę, by podjąć pracę. Sarah czuje się odizolowana, a Kirstie (a może to Lydia) staje się coraz bardziej niespokojna. Gdy potężny sztorm odcina od świata Sarę i jej córeczkę, zmuszone są stawić czoła temu, co naprawdę wydarzyło się tamtego feralnego dnia.
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2015-08-26
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 336
Thrillery, a już w szczególności te psychologiczne to jeden z moich ulubionych gatunków literackich. W związku z tym, że ostatnio miałam ochotę na coś właśnie w tym gatunku, mój wybór padł na Bliźnięta z lodu, które dość długo czekały na swoją kolej. Przyznaję, że nie zagłębiałam się za bardzo w opis, by uniknąć potencjalnych spoilerów. Do tej pozycji podeszłam “na czysto” - bez większych oczekiwań. Czy tytuł ten ostatecznie przypadł mi do gustu? Czy mogę go polecić? O tym w tej opinii.
Sarah i Angus to niegdyś szanowane małżeństwo z dwójką dzieci - prześlicznych bliźniaczek, których nie sposób było odróżnić. Wszyscy zachwycali się ich rodziną, a uwagę przykuwały najbardziej właśnie dziewczynki. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi, by wydarzyła się prawdziwa tragedia. Teraz małżeństwo wraz z córką Kirstie przeprowadzają się na wyspę, którą Angus odziedziczył po zmarłej babce. Ich spokój nie trwa długo - Kirstie uparcie twierdzi, że jest Lydią, że to Kirstie nie żyje. Jaka jest prawda? Czy Sarah będzie w stanie stawić czoła prawdzie i dowie się, co tak naprawdę stało się tamtego dnia?
Zacznę od zdania: jak ta książka rozwaliła mi mózg. Po prostu. Nie sądziłam, że ten z pozoru thriller psychologiczny okaże się tak wciągający, tak angażujący i przede wszystkim zmuszający czytelnika do większego skupienia. Chwila nieuwagi i rzeczywiście, można było się zagubić w akcji. Autor zadbał jednak o to, by nawet jeśli się tak stanie – czytelnik z łatwością mógł wrócić na dobre tory. Chyba już teraz mogę napisać, że powieść ta okazała się niesamowicie zaskakująca i śmiem rzec, że jest to jeden z lepszych thrillerów, jakie przeczytałam w tym roku.
Główni bohaterowie zostali wykreowani bardzo dobrze, a w szczególności, jeśli chodzi o aspekt psychologiczny. Sarah wzbudzała niepokój tym, z jaką determinacją podchodziła do wielu spraw i jak szybko zdążyła rozbudzić w sobie nienawiść. Angus z kolei przeraził mnie swoimi myślami - bezpośrednio dawał znaki, że chce zrobić krzywdę pewnej osobie i tylko cud sprawiał, że się od tego powstrzymywał. Sama postać Kirstie/Lydii również wzbudzała mój niepokój i to chyba największy z całej trójki. Muszę przyznać, że S.K. Tremayne wykonał świetną robotę.
Autor ma bardzo dobry styl pisania, więc lektura tej pozycji to po prostu przyjemna i wciągająca przygoda. Choć część książki przesłuchałam w audiobooku, to w żaden sposób jej to nie umniejszało. Wręcz przeciwnie - pozwoliło mi na to, bym jeszcze mocniej zaangażowała się w tę historię a w dalszym ciągu, gdy już czytałam w papierze – bym z powalającą prędkością skończyła tę pozycję. Nie będę ukrywać - Bliźnięta z lodu to tytuł, który bardzo mocno zajmował moje myśli w ostatnich dniach i chociaż książkę już skończyłam, to wciąż chwilami wracam do niej myślami.
Wątek dotyczący śmierci dziecka zawsze jest trudny i nie ma co ukrywać. Fakt, iż śmierć ponoszą niewinne istoty, sprawia, że takie książki czyta się znacznie ciężej, nawet jeśli taka pozycja napisana jest świetnie. Podobnie było i w tym przypadku – owszem, lektura książki zajęła mi niewiele czasu, jednak ładunek emocjonalny, który czaił się tuż obok opisywanych wydarzeń, był po prostu bardzo duży.
Tytułem podsumowania: Bliźnięta z lodu to pozycja zdecydowanie godna polecenia. Dla wszystkich miłośników thrillerów psychologicznych, którzy akurat potrzebują czegoś dobrego do przeczytania w dłużące się popołudnie.
S.K. Tremayne "Bliźnięta z lodu" 💙
Angus i Sarah Moorcroft po tragicznym wypadku przeprowadzają się z Londynu na szkocką wyspę Eilean Torran, odziedziczonej po babci Angusa. Chcą poukładać swoje życie. Mają nadzieję, że odbudują rodzinne relacje po śmierci jednej z bliźniaczek. Ale ich żyjąca córka Kirstie zaczyna twierdzić, że jest Lydią. Czyżby rodzice popełnili błąd?▪️"Bo ich życie stało się melodramatem. Albo czymś w rodzaju teatru masek. Wszyscy troje udawali kogoś innego."▪️Bardzo dobry pomysł na powieść. Tajemnicza, mroczna fabuła. Budujące napięcie, ale przyznam szczerze, że nieco mi się dłużyło. Książka wzbogacona krajobrazem szkockich miejsc.
Obserwujemy jak traumatyczna sytuacja wpływa na relacje małżeńskie oraz rodzice-dziecko, i każdego z osobna. Pomieszanie tożsamości. Można się pogubić, w pewnym momencie to nie wiedziałam, czy dziewczynka jest Lydią czy Kirstie.
Przez całą powieść czułam smutek i przygnębienie. Utrata dziecka to ogromna tragedia dla całej rodziny, bolesne wspomnienia. Niemożność stwierdzenia, które dziecko umarło to najgorszy koszmar rodziców. I nie mogłam uwierzyć w to, iż ojciec miał swoją ulubienicę i matka również. Każde z nich kochało jedno dziecko bardziej.
Podążamy krok za krokiem, by dowiedzieć się prawdy, która jest szokująca. Z naprawdę niemiłym zakończeniem, który skłania do głębszych przemyśleń. Polecam!▪️"Nie tyle moja własna śmierć jest nie do zniesienia, ile śmierć najbliższych. Bo ich kocham. I część mnie umiera razem z nimi. Dlatego można by powiedzieć, że wszelka miłość jest formą samobójstwa."
Ta książka jest interesująca, pełna tajemnic i trzyma w napięciu prawie do ostatnich stronic. Cała powieść intryguje, tajemniczy klimat dodaje grozy i pobudza wyobraźnię. Podczas lektury były momenty, że się bałam a włosy jeżyły mi się na rękach. Autor stworzył fantastyczną atmosferę, która podsycała głód poznania prawdy. Czyta się naprawdę szybko a pióro Tremayne jest lekkie i zrozumiałe. Początkowo akcja była dosyć wolna, monotonna by nabrać rozpędu w końcowych rozdziałach. Zakończenie totalnie mnie zaskoczyło i zupełnie nie spodziewałam się go.
Bohaterami tej książki są Angus, Sara i Kirstie Moorcroft. Małżeństwo początkowo miało dwie ukochane córeczki, bliźniaczki jednojajowe, które były wręcz identyczne i niesposób było je rozróżnić. Niestety jedna z sióstr Lydia z niewyjaśnionych przyczyn zginęła, spadając z balkonu. Rodzina bardzo przeżywa tę tragedię i nie może się otrząsnąć. Kobieta popada w depresję, jej ból jest ogromny a mężczyzna zaczyna topić smutki w alkoholu i nie pracuje. Najbardziej w tym wszystkim najbardziej cierpi ich żyjąca córeczka, która była związana silną więzią z siostą. Niespodziewanie Angus dziedziczy po babci domek przy latarni morskiej na szkockiej wysepce. Nie stać ich na remont dlatego mieszkają w spartańskich warunkach bez ogrzewania, wody i telefonu. Pewnego dnia dziewczynka szokuje mówiąc, że jest Lidią a nie Kirstie. To ciągłe twierdzenie córeczki, że doszło do pomyłki a także jej koszmarne sny, doprowadzają do chaosu w głowach jej rodziców.
Jak myślicie, która z bliźniaczek tak naprawdę umarła? Co doprowadziło do tej tragedii? Jaka jest prawda?Czy aby na pewno doszło do pomyłki?
Zachęcam bardzo gorąco do przeczytania tej niesamowitej historii, która myślę, że zainteresuje niejednego z Was tak mocno jak i mnie. Na pewno podczas lektury będziecie zadawać sobie masę pytań, na które odpowiedzi poznacie dopiero na samym końcu książki. Zapewniam, że nie zaznacie tu nudy, przeżyjecie chwilę strachu a napięcie będzie Wam towarzyszyło do końca.
Kiedy mija rok po tym, jak w wypadku ginie Lydia - jedna z bliźniaczek jednojajowych, Angus i Sarah Moorcroft przeprowadzają się na małą wyspę, żeby spróbować ułożyć życie na nowo.
Niestety nic nie jest takie jak być powinno...
Do ich "pięknego" małżeństwa zaczynają wkradać się zdrady, kłamstwa, wzajemne obwinianie, niezrozumienie siebie nawzajem...a nawet myśli zabójstwa... Ich małżeństwo nie umarło z dniem, kiedy to Lydia wypadła z balkonu...ten koszmar w ich rodzinie zaczął się już dużo wcześniej.
"Nie tyle moja własna śmierć jest nie do zniesienia, ile śmierć najbliższych. Bo ich kocham i część mnie umiera razem z nimi. Dlatego można by powiedzieć, że wszelka miłość jest formą samobójstwa."
Jeżeli chodzi o Kirstie to zaczyna mówić o sobie, że jest jej zmarłą siostrą - Lydią... Rodzice zaczynają podejrzewać, że rok wcześniej pomylili się i nie pochowali tej córki co trzeba... Dochodzi do tego, że dziewczynka dostaje ataków lęku i szału, a do tego dzieci w szkole nie chcą się z nią bawić...
Dlaczego Kirstie chciała być Lydią?
A może to była Lydia?
Dlaczego Sarah chciała, żeby to Kirstie umarła, a Lydia żyła?
Czemu Angus zaczął wmawiać swojej małej córeczce, że nie jest sobą?
I najważniejsze - myślicie że można mieć swoje "ulubione" dziecko? Czy rodzice powinni kochać swoje dzieci tak samo?
Widzicie ile tajemnic skrywa ta książka?
Polecam Wam ją z czystym sumieniem! Przez cały czas trzyma w napięciu i czytelnik nie chce się od niej oderwać.
Są takie filmy i takie powieści, które zdecydowanie dobrze na mnie nie wpływają. Jako zawodowy cykor nie oglądam horrorów, w których główną rolę grają dzieciaki – przeważnie dziewczynki (jak na przykład „Anabelle”). Oczywistą reakcją jest nie spanie po nocach, albo śniące się koszmary i zrywanie się ze snu. A mimo tego jak tylko zobaczę powieść – thriller psychologiczny podszyty horrorem dostaje amoku i MUSZĘ przeczytać, bo nie będę mogła żyć normalnie. Ja nie wiem czemu akurat tak to działa, ale tego nie zmienię i co lepsze (lub gorsze) nie chcę tego zmieniać.
Angus i Sarah tracą jedną z ukochanych córeczek, Lydię, bliźniaczkę Kristie. Aby otrząsnąć siępo tragedii jaka ich spotkała przeprowadzają się na szkocką wysepkę. Mają nadzieję, że w końcu los odwróci od nich złą passę, a czas uleczy ich ciągle gorejącą ranę i będą mogli zaznać spokojnego życia. Wszystko jednak powraca ciągle i ciągle, a szczególnie ze zdwojoną siłą kiedy Angus wyjeżdża zarobić na przysłowiowy chleb, a Sarah wraz z Kristie zostają same w dodatku oddzielone od świata z powodu sztormu.
Nie wiem czy to właśnie motyw jak z horroru dotyczący dziewczynek czy też realne realacje międzyludzkie tak bardzo mnie ciagnęły do tej powieści, ale nie umiałam jej sobie odmówić, a tym bardziej dawkować. Większość czasu miałam porządne ciarki na plecach, co w efekcie spowodowało spanie we czworo – Kruszyn, kocur, ja i pluszowy miś i nagle w moim łóżku zrobiło się ciasno.
Bohaterowie są dla mnie doskonale wykreowani. Małżonkowie to tacy trochę nowocześni rodzice, którzy uprawiają pęd za karierą i trochę zabawą niżeli opieką i zainteresowaniem dotyczącym ich pociech. Dziecko przeważnie kojarzy się z czymś dobrym, nie winnym, wymagającym troski, a tutaj autor zapewnił nam pełnię pytań, oskarżeń, strachu i rozdwojenia jaźni czy zaburzenie dysocjacyjne tożsamości. Nie spodziewałam się tak dosadnej fabuły. Dobrze, że czytam na leżąco, bo chwilami wgniatało mnie w poduszki.
Język powieści jest przystępny, czyta się lekko, ale z uwagą, by przypadkiem czegoś nie pominąć. Zawahania rodem z horroru dodają iskry całej fabule, a powieść zaskakuje zakończeniem i nie wyparowuje z głowy na drugi dzień. Jedna z lepszych książek z kategorii thriller psychologiczny jakie miałam przyjemność czytać.
Tytuł „Bliźnięta z lodu” zaintrygował mnie, a jednak książka przeleżała na półce ładnych parę miesięcy, zanim się wzięłam za czytanie. A jak już się wzięłam, to przeczytałam w jeden dzień 😊
Podobało mi się, z kilkoma „ale” – niemniej klimat ratuje niedostatki tej powieści. Przede wszystkim wielkim plusem jest miejsce akcji: wyspa z latarnią morską, pusta, jeśli nie liczyć wspomnianej latarni i zniszczonego domu, który dziedziczy Angus i jego żona Sarah. Ten dom jest dla nich prawdziwym darem, bo spada im z nieba w czasie, gdy przeżywają bardzo trudne chwile. Niedawno stracili córeczkę Lydię, a jej siostra bliźniaczka Kirstin popada w coraz większy smutek po stracie najbliższej sobie osoby. To przepiękne, malownicze odludzie, gdzie się przeprowadzają, ma jednak mroczną stronę: i niby na pierwszy rzut oka jej nie widać, ale w miarę rozwoju akcji coraz mocniej czujemy, że odosobnienie i spartańskie warunki są dla mieszkańców groźne. Nastrój grozy pogłębia jeszcze fakt, że Kirstin zaczyna podawać w wątpliwość swoją tożsamość – próbuje przekonać rodziców, że jest Lydią, a ponieważ dziewczynki były identyczne i rodzice zawsze mieli problemy z odróżnieniem ich, sami zaczynają wierzyć, że pomylili się. Ale czy tak jest naprawdę? Czy ich córeczka rzeczywiście jest Lydią, czy tylko próbuje jakoś poradzić sobie z żałobą, „wskrzeszając” w taki sposób siostrę? A może w grę wchodzą też zjawiska paranormalne, bo dziewczynka twierdzi, że jej siostra do niej przychodzi?
Thriller jest świetnie skonstruowany, poruszamy się nieco po omacku, bo trudno jest ogarnąć tak delikatną materię jak dziecięca żałoba, a jednocześnie wyczuwamy pewne groźne napięcie między małżonkami. Stopniowo poznajemy jego źródła, ale im dalej się zagłębiamy w treść, tym bardziej wszystko jest niejasne i tym więcej pojawia się wątpliwości.
Teraz przejdźmy do „ale”. Jednym z nich jest zbytnie rozciągnięcie części opisowej – i jak w przypadku opisów wyspy jest to uzasadnione, tak już detale dotyczące pudeł na strychu czy wyglądu łodzi uważam za zbędne, zwłaszcza gdy zajmują pół strony. Miejscami książka jest też za bardzo przegadana, były fragmenty, które omijałam, bo mnie po prostu nudziły – towarzyskie rozmowy, konsultacje z lekarzami, dyskusje małżonków… Wszystko to sprawia, że akcja nie jest tak wciągająca jak wydawało się po pierwszych stronach – za dużo tych spowolnień i nie wychodzą one na korzyść dla fabuły. A jednak czytałam dalej, bo bardzo chciałam wiedzieć, dokąd autor nas zaprowadzi i jak wyjaśni to, co się dzieje. I warto było doczytać, bo zakończenie jest ciekawe – i na pewno takiego rozwoju akcji nie przewidziałam. A jednak całość pozostawiła po sobie pewien niedosyt.
Trudno jest jednoznacznie zaklasyfikować tę książkę: owszem, thriller psychologiczny jak najbardziej, ale ma też bardzo wiele powieści grozy, a nawet horroru. Kilka razy podczas lektury przeszył mnie dreszcz…
Komu ta powieść może się spodobać? Jeśli lubicie thrillery psychologiczne, takie mocno nasycone emocjami, niepewnością, podszyte lękiem i z dużą dozą grozy – to chyba coś dla Was.
Podsumowując: thriller z wielkim potencjałem, trochę za bardzo przegadany, a jednak intrygujący.
Kto czytał? Nie należy do najnowszych pozycji. U mnie długo przeleżała na półce i obecny czas mocno sprzyja zmniejszaniu mojego stosu hańby. Thriller psychologiczny nie jest moim ulubionym gatunkiem. Jednak ten czytałam z zaciekawieniem. Małżeństwo i dwie córki bliźniaczki. Jedna z nich ginie. Tylko która? Są identyczne i zidentyfikowanie zwłok nie jest prostą sprawą. Jaką mają pewność, że pogrzebali to dziecko o którym myślą? Historia okaże się mocno zagmatwana. Kłamie i matka i ojciec. Jednak w dobrej wierze. Czy takie kłamstwo można usprawiedliwić? Uciekając od problemów, przeprowadzają się na wyspę. Czy okaże się dla nich azylem? Zakończenie jak zazwyczaj w tego typu książkach jest zaskakujące. I nie domyśliłam się go, choć powód zakończenia był dla mnie mało realny... Ogólnie oceniam na plus. Akcja była, bohaterowie dopracowani i każda strona potrafi namieszać w głowie...
Dobrze napisana, trzymająca w napięciu do samego końca...
#recenzja #bliźniętazlodu #sktremayne
"Bliźnięta z lodu" S.K. Tremayne
Na wyspie Torran
Na wyspie Torran
Odosobnienie
Osamotnienie
Latarnia morska
Światłem z daleka błyska
Dookoła morze wzburzone
Zdradzieckie bagna
Czekaj na odpływ
Samotna matka
I jej córeczka
A może dwie
Z drugą nie tak coś jest
Jest czy jej nie ma
Na wyspie Torran
Cienka granica
Pomiędzy światami
Nie ma jej czy jest
Na wyspie Torran
W obłęd wpadamy
"Bliźnięta z lodu" są trudną opowieścią o rodzinie, o żałobie, smutku, miłości, która umiera przygnieciona belkami kłamstw, jest powieścią o utracie siostry, córki, o utracie tożsamości, o zagubieniu, odtrąceniu, osamotnieniu, o popadaniu w mroki szaleństwa.
Sarah i Angus Moorcroftowie niedawno doświadczyli najgorszej tragedii, jaka może spotkać rodziców, stracili dziecko w wyniku nieszczęśliwego wypadku.
Oni stracili dziecko, a Kirstie siostrę, siostrę bliźniaczkę.
Ale czy na pewno to Lydia zginęła tamtego lata? Dziewczynki były tak podobne do siebie, jak to bliźnięta jednojajowe, a tamtego lata, żartowały sobie z rodziców i zamieniały się imionami i tożsamościami. Czy Sarah i Angus są pewni, które z ich dzieci zginęło ? Szczególnie gdy po przeprowadzce na odosobnioną wyspę Torran, na której mieli zacząć życie od nowa, Kirstie stwierdza, że jest Lydią, że to Kirstie umarła. Dziewczynka nie wie kim jest, wydaje jej się, że widzi siostrę, rozmawia z nią, przez co w szkolę uznają ją za wariatkę i zostaje odtrącona przez inne dzieci. Sarah nie może patrzeć na samotność i cierpienie córki. Sama nie może pozbierać się po śmierci dziecka, do tego dochodzą problemy małżeńskie, finansowe, a tu jej córeczka, która przeżyła, zaczyna tracić zmysły.
Kulminacyjnym punktem w powieści jest noc sztormu, podczas której Sarah i Kirstie/Lydia zostają same na wyspie i będą musiały stawić czoła wspomnieniom i prawdziwym zdarzeniom dnia w którym zginęła jedna z bliźniaczek. Prawda, jaką poznamy, wstrząśnie nami dogłębnie.
"Bliźnięta z lodu" są thrillerem psychologicznym trudnym pod względem emocjonalnym. Brutalnie odziera obrazek pozornie szczęśliwej rodzinki z tych pozorów. Okazuje się, że każde z rodziców ma swoje ulubione dziecko, że bliźniaczki nie są kochane identycznie, doprowadza to do poczucia odrzucenia i smutku u dzieci, małżeństwo z pozoru idealne, skrywa mroczne tajemnice, które doprowadzają do wielkiej tragedii, mała rodzina i ich dom, osnuty pajęczyną kłamstw i niedomówień, wzajemnych pretensji, bólu i cierpienia, samotności.
Powieść ta jest kolejnym przykładem potwierdzającym stwierdzenie, że za błędy dorosłych, płacą zawsze dzieci.
Atmosfera panująca w książce napawa czytelnika grozą, niepokojem, przyprawia o dreszcz na plecach. Miejsce akcji, czyli samotna wyspa, umacniają tylko te odczucia.
"Bliźnięta z lodu" poruszają trudne kwestie, biorą pod lupę życie przeciętnej, normalnej rodziny, niby szczęśliwej, ale skrywającej mroczne sekrety, zachwycają opisem miejsca akcji, ale samej akcji jest mało, ostatnie dziesięć stron wciąga czytelnika naprawdę, tempo akcji przyspiesza, zapewniając dużą dawkę emocji. Samo zakończenie nie zachwyca, jest pełne niedomówień, dziwne, jak cała ta powieść.
Mi czytało się "Bliźnięta z lodu" opornie. Po tych zachwytach w sieci, postanowiłam sięgnąć po nie, ale jestem zawiedziona. Nie przekonała mnie ta opowieść, a czytanie o krzywdzie i osamotnieniu dzieci nie ułatwiało lektury. Zbyt bardzo przypominała mi się fabuła "Granicy" Zofii Nałkowskiej, gdzie też wszystko było ważniejsze, niż dobro dziecka i to ono zapłaciło największą cenę za egoizm i błędy rodziców. Z taką samą sytuacją spotykamy się w " Bliźniętach z lodu". Jest to dziwna, pełna niedomowień, pewnej tajemniczości, mroku, mgły unoszącej się nad wodami otaczającymi wyspę Pioruna książka, która jednych zachwyci, a drugich zniechęci, tak jak mnie.
Moja ocena to 4! Polecam, zawsze warto samemu przekonać się czy dana książka jest interesująca czy nie, ilu ludzi, tyle opinii ;)
Pełny tajemnic, thriller psychologiczny, który zaskoczył mnie swoim zakończeniem... Śliczne bliźniaczki jednojajowe, dziewczynki są identyczne, nie do odróżnienia, tragiczna śmierć jednej z nich... po roku od śmierci ta żyjąca córka, twierdzi, że rodzice się pomylili Lydia żyje a Kristie zginęła... a może dziewczynka tak odczuwa brak siostry... czy to prawda? Kto jest winien śmierci małej dziewczynki...
Czy rodzina poradzi sobie z tragiczną przeszłością...
Co prawda oczekiwałam trochę większej dawki emocji i dreszczy, jednak książka pochłonęła mnie i z pewnością zapadnie mi w pamięć.
Książka któta trzymała mnie w napięciu i niewiedzy do samego końca. Zaskoczenie jakie przeżywałam kilkukrotnie podczas lektury jest najlepszym dowodem, że książka nie jest przewidywalna. Bywały momenty gdy przechodziły mnie ciarki które dominowały mroczne opisy wyspy(kto przy zdrowych zmysłach dobrowolnie by tam zamieszkał).
Jestem zachwycona okładką która przykuwa oko.
Przypomniałam sobie że pierwszą myślą jaka nawiedziła moją głowę wraz z zakończeniem czytania książki '' Bliźnięta z lodu '' , było słynne już zdanie wypowiedziane przez Bogusława Lindę w filmie '' Psy '' , brzmiące '' Bo to zła kobieta była '' . Tak , wiem , to obrazoburcza ironia wypowiedziana pod adresem książki okrzykniętej szumnie bestsellerem , jednak ja do takich książek podchodzę z dystansem i bardzo ostrożnie . Nie przeczę , pomysł jest naprawdę ciekawy i interesujący . Zresztą , wszelkie zagadki dotyczące bliźniąt , zwłaszcza tych jednojajowych , które mają podobne nawet takie samo DNA , nie od dziś fascynują nie tylko naukowców . Więc temat spasował mi jak najbardziej , jednak wykonanie...cóż autorowi nie udało się utrzymać mojego napięcia . Przyznaję było sporo miejsc i akcji które zaczynały podnosić poziom mojej adraliny i ciśnienia dość wysoko , ale autor zaraz je niwelował . Jakby celowo , jak ja zaczynałam się wczuwać , przygryzać z napięcia zakładkę , pan Tremayne wsadzał w tekst wstawkę , jaka to latarnia na wyspie jest piękna , przypominał któryś raz z kolei , jak to zapala się co dziewięć sekund , albo że zaraz będzie sztorm i tego typu przerywniki . Moje napięcie w takich wypadkach pikowało w dół jak szalone i nawet jak później wydarzyło się coś naprawdę dramatycznego , nie robiło już na mnie właściwego wrażenia . Postać Sarahy Moorcroft okropna , jej działania , dla mnie były zupełnie niezrozumiałe , chyba że można je usprawiedliwić załamaniem psychicznym i co za tym idzie odrealnieniem jej działań . Posyła córkę do szkoły , któryś raz z kolei , mimo że wie że dziecko cierpi tam i jest wyśmiewane i upokarzane przez inne dzieci , potem wyłącza '' profilaktycznie '' telefon . A jak w końcu go powtórnie uruchamia i widzi ileś tam nieodebranych połączeń ze szkoły , pędzi na łeb na szyję samochodem , patetycznie wołając '' muszę ją uratować '' . Co jeszcze znalazłam w tej pozycji ? Trochę rozwlekłeś łopatologii , trochę bezsensownych rozmyślań , trochę powtórzeń i mnóstwo ciągłych , mało rozwiniętych pytań zadawanych przez Sarah , '' co ? '' , jakby w dodatku była przygłucha . Reasumując , fajny temat , niespecjalnie fascynujące wykonanie , ale to debiut , więc u mnie taryfa ulgowa i ocena dobra , na zachętę.
Przeczytane:2022-11-30, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam,
Wyobraźcie sobie taką sytuację.
Jesteście rodzicem jednojajowych bliźniąt. Dzieci są tak do siebie podobne, że nawet Ty czy Twój partner macie problem z odróżnieniem ich. Dlatego by je jakoś "oznaczyć" przypisujecie im kolory. Jak? Najpierw malujecie im paznokcie u stóp. Jednej córce na żółto, drugiej na niebiesko. Ubranka też są w tych kolorach. Ale co gdy pociechy są już troszkę starsze i życzą sobie mieć wszystko takie same? I tylko one wiedzą, która jest która. A co gdy pewnego dnia dochodzi do tragicznego w skutkach wypadku i jedna z dziewcząt ginie? Skąd będzie wiadomo, która została przy życiu?
Książka odleżała swoje na półce ze dwa lata jak nie więcej i mogę tylko ubolewać czemu tak długo zwlekałam z jej przeczytaniem. Jest rewelacyjna. Cały czas trzymająca w niepewności i napięciu. Do samego końca nie wiedziałam co jest prawdą a co kłamstwem. Autor umiejętnie wodził mnie za nos i mi się to bardzo podobało. I ten strach, ten niepokój mi towarzyszący... Wow! Wg mnie lektura "must have".Lektura bezkompromisowo nieodkładalna.