Ta książka to zapis rocznego pobytu autorki w Berlinie. Wnikliwe notatki z lektur, intymne wspomnienia o rodzinie i przyjaciołach, szczere komentarze na temat wystaw i sztuki. Ale i zatroskane spojrzenie w Polskę, udział w protestach ulicznych jak i zaangażowanie w ochronę przyrody - od bluszczu na sąsiedniej kamienicy po Puszczę Białowieską. Anda Rottenberg w notatkach jawi się jako przenikliwa obserwatorka i aktywna uczestniczka życia społeczno- politycznego, a także jako wrażliwa odbiorczyni dzieł sztuki i literatury. Z mieszkania w berlińskiej dzielnicy Wannsee wspomina przeszłość i analizuje teraźniejszość.
(...) uczestniczę w rozmaitych naukowych seminariach, zabieram głos w dyskusjach i biesiaduję. A także chodzę na koncerty i spotkania z ciekawymi ludźmi, wypożyczam i czytam książki, coś piszę, coś publikuję i obiecuję, że znów coś napiszę albo coś wygłoszę, albo zrobię jakąś wystawę. Z zewnątrz wygląda to tak, jakbym żyła w realnej rzeczywistości, a nie w jakimś wirtualnym balonie. Ale subiektywnie raczej płynę nad ziemią, jak jedna z moich ulubionych bohaterek ostatniej książki Olgi Tokarczuk, która już nie jest żywa, choć jeszcze nie umarła.
fragment książki
Wydawnictwo: Krytyka polityczna
Data wydania: 2018-04-27
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 256
O pani Rottenerg usłyszałam dość niedawno i nie mogę zrozumieć, dlaczego "odkrycie" jej osoby zajęło mi tyle czasu. Poszłam na spotkanie z nią, które zaciekawiło mnie tytułem omawianej na nim książki (właśnie tej), kupiłam więc publikację, wysłuchałam rozmowy, udałam się po podpis i... zostałam fanką.
To chyba pierwszy prawdziwy dziennik, jaki w życiu przeczytałam. Moje nastawienie było z początku dość sceptyczne, bałam się, że to będą opisy w stylu "wstałam, zjadłam śniadanie...", a tymczasem dostałam ciekawą i bardzo rzetelną relację przede wszystkim dotyczącą poglądów pani Rottenberg. Moim zdaniem warto posłuchać, co do powiedzenia o życiu ma osoba podróżująca, mieszkającą w wielu miejscach na świecie, oczytana, wymieniająca opinię z uczonymi, biorąca kiedyś udział w manifestacjach, walcząca o wolność i tolerancję w naszym kraju. W radio, Internecie czy telewizjii słyszymy o jakimś konflikcie w świecie kultury, ale tak naprawdę nie wiemy, na czym on polega, bo nie widzimy wszystkiego "od środka". Anda Rottenberg potrafi być bardzo surowa w swoich opiniach i poglądach, ale każde z nich ma sens. Przytacza anegdoty historyczne czy kulturalne, które nieraz potrafią streścić w całości czyjeś życie, Holocaust czy wojnę a każde z nich ma sens i potrafi zobrazować dzisiejszą rzeczywistość.
Pokochałam jej sposób narracji, waleczność i skłonność do ciętej riposty. Polecam przeczytać każdemu, w kraju i za granicą.
Zbiór tekstów z lat 1999-2019 wybitnej polskiej krytyczki i kuratorki sztuki. Przez dwie minione dekady Anda Rottenberg pisała teksty publikowane w polskich...
Anda Rottenberg w zwięzły sposób opisuje sztukę i życie artystyczne ostatnich sześćdziesięciu lat, a całości dopełniają noty biograficzne artystów, krytyków...
Przeczytane:2019-03-10,
W "Berlińskiej depresji. Dziennik" dotykamy zawodowego autorytetu Andy Rottenberg ale poznajmy też jej mniej oficjalną twarz. Pobyt autorki na stypendium w Berlinie stał się pretekstem na napisania dziennika. Czas spędzony w Berlinie, podróże między Niemcami a Polską, okazjonalnie innymi miejscami, zaowocowały przemyśleniami o współczesnym podejściu do sztuki, roli estetyki w życiu, dynamicznej sytuacji na świecie i relacjach międzyludzkich, które też są sztuką.
Niech Was nie zwiedzie przewrotny tytuł. Jeśli cokolwiek miałoby wywołać u autorski depresję to znieczulica, która ogarnia świat. Często wnioski, które formułuje obserwując zmieniającą się rzeczywistość, mogą doprowadzić do depresji. Ale szybko dostajemy antidotum. Oduczmy się "dupościsku". Obserwujmy świat, angażujmy się w życie ale pozostańmy zdystansowani. Nie cyniczni i obojętni, tylko życzliwi.
"Berlińska depresja. Dziennik" to książka o spotkaniach. Pierwszym, dla mniej najistotniejszym, jest spotkanie czytelnika z autorką. Bardzo doceniam fakt, że ktoś decyduje się pokazać intymniejszą część życia. Podzielić wzruszeniami, trudnościami i nadać im sens w obecności czytelników. Kolejne to spotkania Andy Rottenberg z ludźmi ze świata sztuki, rodziną i przyjaciółmi. Są też spotkania przypadkowe ale nie pozostające bez znaczenia. Obok sztuki to ludzie są motorem napędowym książki. Pokazują autorkę w różnych kontekstach. Jest babcią, przyjaciółką, historyczką sztuki, krytyczką ale też starzejącą się kobietą, która uczy się życia z ograniczeniami.
Z uwagą i charakterystycznym dla siebie dystansem komentuje polskie realia. Pokazuje je na tle europejskich wydarzań ostatnich lat (zamachów, wyników wyborów, sytuacji emigrantów). Nie powiela kalek myślowych. Jest czujna, nie ulega stereotypom, sięga do historii aby zrozumieć otaczający świat. Jednocześnie bezlitośnie punktuje wzmagającą się społeczną izolację. Odcina się od ksenofobi i wszystkich przejawów agresji.
"Berlińska depresja. Dziennik" to książka wielu tematów. Fragmentami intymna, pełna gorzkiej refleksji nad zmieniającym się światem, ale nie wpędzająca w depresję. Autorefleksja Andy Rottenberg, jej autorytet i opinie zebrane w jednym miejscu to obietnica spotkania z mądrą i inspirującą obywatelką świata.