Zapiski Matki Polki
Narodziny długo wyczekiwanego dziecka to dla Eweliny przełomowy moment w życiu. Radosne, choć nie zawsze łatwe macierzyństwo, pozwala spojrzeć z zupełnie nowej perspektywy na dotychczasowe plany, cele i marzenia. Mały Miłosz staje się dla niej centrum Wszechświata, a codzienne życie, choć pełne nieznanych dotąd obowiązków i trudności, obfituje w momenty, które na zawsze zapadają w pamięć.
„3600 gramów szczęścia” to skrzący się humorem i skrajnymi emocjami pamiętnik dojrzałej matki i nieperfekcyjnej żony, przeplatany refleksjami na temat współczesnego świata. To piękna opowieść o spełnianiu marzeń, nadziei i wytrwałości, która prowadzi do bezgranicznego szczęścia.
Miłoszek urodził się w marcu 2010 roku. Wydawało mi się, jakby to był dzień również moich narodzin. Jakbym to nie ja była sprawcą jego życia, tylko on mojego.
Trzymałam go na rękach, przytulałam jego drobne, ciepłe ciałko, czule całowałam miniaturowe paluszki i głaskałam jego jasne włoski. Uczyłam się go na pamięć. Ale i tak trudno było mi uwierzyć, że to nie kolejny sen o nim.
Tęsknota do niego, zadomowiona we mnie od tak dawna, nieporównywalna do czegokolwiek, nie do opisania, niewysłowiona, bolesna w swojej bezradności, jeszcze pobrzmiewała we mnie, zapewne z przyzwyczajenia. Niełatwo było ją wyciszyć, pozbyć się jej, zapomnieć, wymienić nagle na euforię i wyjaśnić, że jest od teraz niepotrzebna. Mówienie, błaganie oraz zaklinanie łona trwało przecież od tak długiego czasu… Nie od dziewięciu miesięcy, nie. Od trzech lat, sześciu miesięcy i ośmiu dni. Dokładnie tyle wcześniej straciłam pierwszą ciążę. Straciłam pierwsze dziecko, synka. I to wtedy pojawiła się tęsknota, zajmując miejsce po nim. Rozpłynęła się po moim umyśle i ciele, naznaczyła skórę jak tatuaż. Stała się synonimem zamyślenia, cierpienia, ale nade wszystko – czekania.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2020-08-03
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 244
Ciąża i narodziny dziecka to szczęśliwy okres dla wielu kobiet. Co jednak w sytuacji, gdy przydarzy się poronienie lub strata narodzonego dziecka? Jak czuje się kobieta? Jak reaguje otoczenie? Czy łatwo jest się pogodzić z taką stratą? Na te pytania doskonale odpowie Wam autorka książki, Ewelina Gierasimiuk-Merta.
"3600 gramów szczęścia" to piękna opowieść z życia samej autorki. Opowiada ona o macierzyństwie, stracie, przewrotnym losie. W swoim pamiętniku Ewelina Gierasimiuk-Merta przedstawia całą swoją historię w dosadny, ciekawy sposób. Opowieść rozpoczyna od momentu starania się o dziecko, nieudolnych prób donoszenia ciąży, aż do szczęśliwego wychowywania synka, jego kilku pierwszych lat życia. Ukazuje nie tylko to co się działo, lecz także sięga po opis własnych przeżyć. Przedstawia obraz kobiety zranionej, usilnie pragnącej potomstwa. Niejednokrotnie wzrusza, powoduje szybsze bicie serca. Skłania do przemyśleń, zastanowienia się nad ważniejszymi kwestiami w życiu. Jest wciągająca, do przeczytania w jeden wieczór. Książka otrzymuje ode mnie ocenę 9/10. Polecam, niech napełni Was nadzieją i wkradnie się również do Waszych serc.
Nie jestem matką, ani w najbliższym czasie raczej nie będę, ale dzięki książce „3600 gramów szczęścia” Eweliny Gierasimiuk-Merty mogłam poczuć rozterki współczesnych kobiet starających się o dziecko.
Dużo się słyszy jak silny jest instynkt macierzyński i co za tym idzie, pragnienie posiadania potomstwa. Im bardziej nie wychodzi tym bardziej się tego pragnie. Autorka opisała własne doświadczenia i właściwie towarzyszymy jej przez kilka lat życia. Choć wspomnienia są bardzo krótkie mam wrażenie, że zdążyłam bardzo dobrze ją poznać i polubić. Historię rozpoczyna od rozpaczliwych prób zajścia w ciąże i kolejnych poronień... Kiedy w końcu się udaje ponownie, jest pełna strachu o każdy dzień. Opisuje też kilka lat z życia swojej rodziny, już z ukochanym synkiem ?
Przyznam, że kilka razy się wzruszyłam. Ewelina Gierasimiuk-Merta tak dobrze opisała swoje uczucie, że dotknęła nawet osobę która jeszcze nie myśli o posiadaniu dzieci. Nie żałuje żadnej minuty spędzonej z „3600 gramami szczęścia” i polecam!
Rodzinna codzienność z przymrużeniem oka. Wychowywanie dziesięciolatka to nie bułka z masłem… W drugim tomie zapisków z życia rodzinnego...
Przeczytane:2020-09-10, Ocena: 6, Przeczytałam, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2020, 12 książek 2020, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - edycja 2020, 52 książki 2020, 26 książek 2020,
Są takie sprawy, których nie mówi się na forum publicznym. Są takie rzeczy, które z emocjonalnej strony znamy tylko my sami. Są jednak też takie chwile, w których chcemy poruszyć ważny temat i trzeba wtedy uchylić rąbka tajemnicy. Po opisie można sądzić, że owa historia jest jedną z tych z humorem i perypetiami, w których Pociecha, którą wynosiło się pod sercem, rozrabia w zdrowiu i uśmiechu. Pytanie jednak co z tą drugą stroną medalu? Z kobietami takimi jak ja, które nie mogą mieć dzieci? Co i z ich uczuciami i tym co siedzi im w głowie? Takie sprawy ciężko określić słowami, bo to co przeżywa kobieta, której Natura zrobiła psikusa, nie jest lekkie ani przyjemne. Boryka się między złością, a żalem i rozczarowaniem.
Miałam wrażenie, że Autorka pospolicie mówiąc siedzi mi w głowie. Pisała o tym co ją spotkało i o myślach, a zarazem uczuciach jakie nią targały. Pani Ewelina zamykała się na świat, na męża, na pracę. Odliczała. Miała obawy. Opowiadała o nerwach, stresie i strachu. I o zawodzie, zmartwieniu, łzach. Oczywiście napomknęła też o pozytywach, ale najbardziej za serce ujęło mnie właśnie to, że była maksymalnie szczera. Cieszy mnie niesamowicie, że miała odwagę i samozaparcie, by głośno wyznać co się czuje w takich chwilach. Opisać nie opisane – wyznać to co siedzi w duszy najgłębiej. Najboleśniej.
Przykrą sprawą jest to, że opisała także szarą codzienną rutynę jaka panuje w szpitalach. Kiedy empatia jest niemalże na wagę złota i mają ją raptem osoby wybiórcze, które faktycznie są lekarzami z powołania. Wiem, że pielęgniarki nie mają lekkiego życia i pracy, ale czy podanie kilku łyków wody jest aż tak wielkim nadużyciem w stronę pacjenta by nie robić tego z łaską? Mnie się to w głowie nie mieści...
Ewelina jest przykładem na to, że jednak determinacja wcale nie jest taka zła. W końcu jak to mówią „nie znamy dnia, ani godziny” kiedy zobaczy się te dwie kreski na teście. I ja jako kobieta w podobnej sytuacji nie umiem stracić cicho tlącej się nadziei, że pewnego dnia będę mogła podejść do męża i powiedzieć do niego „tato” ze łzami w oczach.