Na ekranie przewijają się zdjęcia, którezrobiła tamtego popołudnia, gdy wróciła na dach: przechodnie uchwyceniprzypadkowo, twarze uśmiechnięte, twarze bez wyrazu, wszystkiego potrochu.
Większość z nich jest bardzo rozmazana i może dlatego niektóre sąnaprawdę ładne.
I patrzy dokładnie na nią, w obiektyw. Jakby chciał jej coś powiedziećtamtego dnia. Pewnie, była wtedy dość przybita. Pewnie, dokładnie w tamtymmomencie nie widziała wyraźnie. Ale on tam był: pięć, może sześć metrówod niej. A ona go nie widziała.
„Muszę znaleźć odpowiedni moment,by wymknąć się do domu na mecz!”.
To byłotakie zabawne widzieć swoich rodziców młodych, wydawali się innymiludźmi.
Wyobrażała sobie różne historie, na przykład że on był księciem,a ona sprzedawczynią, albo że ona była dziedziczką fortuny, a on ulicznymgrajkiem.
Tłem tych bajek były zazwyczaj kłótnie tej tak szczęśliwej nazdjęciach dwójki.
To nie tak, że jesteś udupiona – kontynuuje Tonia. – Jesteś po prostu nasamym dnie przemysłowego szamba, od którego niemiłosiernie cuchnie na
kilometr!
To nie nazwa wiatru,jak sirocco czy mistral, ale podmuch wiatru oznajmiający, że lato sięskończyło i nadchodzą ciężkie miesiące.
Nie lubi chodzić do psychologów. Nie przez nich samych, oni często sąnieźli w tym, co robią, czasem wręcz sympatyczni. Problemem jest ich cel.Psycholodzy, z jej dotychczasowego doświadczenia, obierają mylny cel.
Zamysł wydaje się bardzo prosty: przychodzi na kilka spotkań, zawszewychodzi na jaw, że powodem jej złego samopoczucia w znacznym stopniusą jej rodzice.
To tak, jakby policjant stałnaprzeciwko zamaskowanego napastnika, który przed chwilą napadł na banki wziął zakładników, a po jego zidentyfikowaniu namierzył cel i zastrzeliłzakładnika.
To nie ona powinna przychodzić na te spotkania, ona czuje się całkowiciezdrowa. Dziwna, oczywiście. Targana emocjami, tak. Ale psychiczniezdrowa. To jej rodzice powinni tam chodzić. To oni nie są zdrowipsychicznie. To oni są napastnikami.
„Bardzo się cieszę z tegoostatniego miejsca, ciężko na nie pracowałem!”.
„Znając moje szczęście, jego imienia nie ma w tabeli!”,
Na ekranie przewijają się zdjęcia, które
zrobiła tamtego popołudnia, gdy wróciła na dach: przechodnie uchwyceni
przypadkowo, twarze uśmiechnięte, twarze bez wyrazu, wszystkiego po
trochu.
Książka: Jeszcze będziemy szczęśliwi