Pewnego dnia, biorąc prysznic, usłyszałam kroki podopiecznej, która po schodach zbliżała się do łazienki. W drzwiach, jak w większości domów osób z demencją, nie było kluczy. Mając przeczucie, że Marlen zbliża się do mnie, wyszłam z wanny i chwyciłam za klamkę. Chwilę później poczułam, jak starsza pani próbuje otworzyć drzwi. Powiedziałam, że jest zajęte. Seniorka nadal naciskała klamkę, i to ze zdwojoną siłą. Powtórzyłam drugi raz, trzeci. Nic nie pomagało. Marlen oznajmiła, że to jej łazienka i ona chce wejść. Stałam goluteńka i w pewnym momencie zaczęłam krzyczeć, że biorę prysznic. Ona dalej swoje, że chce wejść. Nie wiem, co by się stało, gdyby weszła. W tamtej chwili uważałam, że muszę bronić swojej prywatności, i zaczęłam się drzeć wniebogłosy. Nie krzyczałam już, że biorę prysznic. Miałam tak serdecznie dość, że wykrzyczałam z siebie całą złość, która we mnie tkwiła od momentu, gdy przyjechałam do tego domu. Całą złość, która zbierała się we mnie, gdy jako młoda, trzydziestosiedmioletnia kobieta leżałam na łóżku w pustym pokoju, nie mogąc nic zrobić ze swoim czasem. Krzyczałam z całych sił potężne, przeraźliwe „Aaaaaaaaaaaaaaa!”, nadal trzymając klamkę. Poczułam, że podopieczna przestała walczyć z drzwiami. Zasyczała ze złością, żebym przestała wrzeszczeć, bo sąsiedzi pomyślą, że mi coś robi, po czym uciekła na dół. Wróciłam pod prysznic. Gdy wychodziłam z łazienki, coś we mnie pękło. Przestało mi zależeć, by męczyć to nijakie, nudne zlecenie. Być może sama przeraziłam się moim wrzaskiem, lecz niczego nie żałowałam. Zeszłam do swojego pokoju. Gdy z niego wyszłam, w kuchni czekały na mnie podopieczna z siostrzenicą. Marlen rzuciła w moim kierunku coś w stylu: „Teraz to my ci pokażemy”.

Reklamy