Było dużo wrzasku bez słów,rozstrojonych gitar i przypadkowego tłuczenia w perkusję.
Nagle mam ochotę wyznać mu o sobie wszystko, cotylko przyjdzie mi do głowy – dobre i złe rzeczy, wyrzucić to jużz siebie i pozwolić, żeby poznał mnie lepiej niż ktokolwiek dotąd.
Gdy zabrakło Pchełki, powoli zaczynałam zdawać sobie sprawę z powagi mojej pracy i odpowiedzialności, jaka na mnie ciąży. Problemem nie było przygotowanie posiłku, posprzątanie domu. Kłopot stanowiła podopieczna i jej choroba. Moja prawdziwa praca zaczynała się tuż po śniadaniu. Bywały nawet dni, gdy szaleństwo zaczynało się już przed pierwszym posiłkiem. Czasami seniorka schodziła i pytała, gdzie jest jej mąż. Jej mąż nie żył już od dziesięciu lat. Krótka odpowiedź: „Nie wiem” i prośba, by pomogła mi nakryć do stołu, najczęściej załatwiały sprawę. Chwilę panował spokój.