Nie da się naprawić tego, co już się przeżyło. Można ulepszyć to, co jeszcze mamy przed sobą, ale przeszłość jest czymś nieodwracalnym.
Nie chcę, by ostrożność, która przychodzi z wiekiem, zniszczyła mój apetyt na życie.
Pomimo surowości dziadek był bardzo kochany za swoją wielkoduszność i bezwarunkowe służenie bliźnim. Uwielbiałam go.
Feminizm zwykle budzi lęk, wydaje się bowiem bardzo radykalny albo jest interpretowany jako nienawiść do mężczyzn...
Patriarchat jest niczym skała. Feminizm jest jak ocean - płynny, potężny, głęboki, zawierający w sobie nieskończoną różnorodność form życia, w ciągłym ruchu za sprawą fal, prądów, pływów, a czasami gwałtownych sztormów. I tak jak ocean, feminizm nigdy nie milknie.
Inną lekcją, jaką wyniosłam z terapii w wieku pięćdziesięciu lat, jest przekonanie, że do mojego buntu przyczynił się z całą pewnością również brak ojca w dzieciństwie.
Przez dziesiątki lat myślałam o swojej matce jako ofierze, ale potem zdałam sobie sprawę, że ofiara to ktoś, kto nie ma kontroli i władzy nad własnym życiem, a to nie był, jak sądzę, jej przypadek.
Bardzo wcześnie zdałam sobie sprawę z tego, że moja matka znajdowała się w gorszym położeniu niż męscy członkowie rodziny. Wyszła za mąż wbrew woli rodziców i poniosła porażkę, przed którą ją ostrzegali.
Maczyzm zaczął mnie irytować już w dzieciństwie. Postrzegałam matkę i służbę domową jako ofiary, podwładne bez środków do życia i prawa głosu z powodu zlekceważenia konwenansów w przypadku tej pierwszej, i ubóstwa w przypadku tej drugiej.
Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że feministką byłam już w wieku przedszkolnym, jeszcze zanim zetknęła się z tym pojęciem moja rodzina.
Nie da się naprawić tego, co już się przeżyło. Można ulepszyć to, co jeszcze mamy przed sobą, ale przeszłość jest czymś nieodwracalnym.