Czy życiem rządzi przypadek? W jakimś stopniu na pewno. Za losem jednak idzie to, jak traktujemy najbliższe otoczenie, w którym się znajdziemy i jakie emocje oraz przekazy z niego odbierzemy. Nic nie trwa wiecznie, a ludzie oddziałują na siebie nawzajem, nierzadko zmieniając swoje przyzwyczajenia i budując wspólną przyszłość. Chociaż na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, od nas samych zależy, jak zmierzymy się z trudnościami i jaką droga pójdziemy do celu. O tym jest ,,Anne Z Zielonych Szczytów", przynajmniej dla mnie.Po powieść sięgnęłam po raz drugi, teraz jako dorosła już osoba i zdumiałam się, jak bardzo wciągają mnie losy sprytnej dziewczynki z Avonlea, chociaż historię tę znałam doskonale i ze słowa pisanego i ekranizacji. Nie dziwi mnie zupełnie, że książka jest lekturą szkolną i mam nadzieję, że jeszcze jakiś czas nią pozostanie. Mimo lekkiego stylu, w jakim została napisana, nie mamy tu bowiem do czynienia z naiwną opowiastką, a kawałkiem uniwersalnej prawdy o życiu i ludzkiej naturze. Dziecko zachwyci pewnie przede wszystkim sama przygoda Anne, ale dorosły dostrzeże cienie stojące za pozornie kolorową opowieścią o dziewczynce, która łatwego życia wcale nie miała.Anne uczy się od wielu ludzi, którzy prezentują zupełnie różne postawy jako osoby wychowujące młodą dziewczynę. Kształtuje się pod ich wpływem, ale i sama nieodwołalnie zmienia ich życia. Bardzo ciekawie przedstawiony jest aspekt różnic między nauczycielami, stosujących zupełnie inne metody nauczania, przyzwyczajeniem do nich jako do osób i tego w jaki sposób inspiracja może rozwijać młodych ludzi.Na mój bardzo pozotywny odbiór ma też wpływ nowe tłumaczenie, które wyszło spod pióra pani Bańkowskiej. Jego autorka z pełnym szacunkiem do oryginalnej powieści, sięgnęła po bardziej adekwatne nazewnictwo i zabieg ten udał się w stu procentach. Nareszcie w powieści znajdziemy chociażby takie perełki jak zachwyt naszej bohaterki nad niemym ,,e", znajdującym się na końcu jej imienia, co idealnie odwzorowuje jej romantyczny charakter. Pozostawione w oryginale miano ,,Marilli" zaś, będzie z pewnością bardziej logicznym odniesieniem do tytułowej postaci jednego z kolejnych tomów (no bo skąd ta ,,Rilla", zainspirowana przybraną matką, kiedy ta zwała się ,,Marylą"?).Połknęłam praktycznie w jeden dzień i po raz kolejny wylałam morze łez nad śmiercią jednej z postaci. Anne wzrusza i porusza do dziś.
Wydawałoby się, że nic nie może zaskoczyć Patricii Gardiner, która całe swe życie spędziła na Wyspie Księcia Edwarda, w ukochanym rodzinnym Srebrnym...
"Panna młoda czeka" - nowy tom nieznanych dotąd opowiadań, odnalezionych wiele lat po śmierci autorki, wydanych po raz pierwszy w Kanadzie w 1993 roku...
Nie miałam pojęcia, jak wyglądają Zielone Szczyty, ale od razu wyczułam w nich swój dom. Och, to wszystko wydaje mi się snem! Muszę mieć rękę powyżej łokcia całą w siniakach, bo tyle razy się w nią dziś szczypałam. Co jakiś czas ogarniało mnie koszmarne uczucie, że to jednak tylko sen, więc dla pewności musiałam się uszczypnąć, aż nagle uświadomiłam sobie, że nawet jeśli śnię, to wcale nie chcę się obudzić, no i przestałam... Ale w końcu wiem, że to prawda i że właśnie dojeżdżamy do domu.
– Słyszy pan, jak drzewa mówią przez sen? – szepnęła dziewczynka, kiedy pomagał jej wysiąść. – Jakież miłe sny muszą mieć!
Więcej