Wizna Jacka Komudy to świat, który istnieje w każdym z nas. To starcie romantyzmu z realizmem, podłości ze szlachetnością, wielkości z miernotą. To emocje, które targają wnętrznościami do utraty tchu.
Początek II wojny światowej. Dwadzieścia trzy kilometry od Łomży, w pobliżu Wizny, wśród mokradeł, bagien i rozlewisk, stacjonuje oddział Wojska Polskiego, wśród niego elitarne jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza. I trzydziestolatek, kapitan Władysław Raginis, człowiek honorowy i prawy w każdym calu. Żołnierze wypatrują angielskich – alianckich samolotów, czekają na wieści o przystąpieniu Francji do wojny i martwią się, czy zdążą powąchać prochu, nim się to wszystko skończy. Nie wiedzą jeszcze, że czeka ich starcie z czterdziestokrotnie silniejszym przeciwnikiem.
2 września 1939 roku Raginisowi przekazano dowództwo nad odcinkiem Wizna. Miał utrzymać teren, aby nie dopuścić do przejścia jednostek pancernych Heinza Guderiana. Dysponował siedmiuset żołnierzami, a Guderian miał do dyspozycji czterdzieści dwa tysiące ludzi, czołgi, wozy bojowe, nieograniczoną amunicję. Zaczęła się kilkudniowa rzeź, o której nie można spokojnie myśleć.
Wizna to zapis – dzień po dniu – zmagań Polaków z wrogiem. To opowieść o ginącym świecie, pięknie zamkniętym w osobie właściciela drewnianego dworku, miłośnika koni, pana Jamiołkowskiego. Jego salon, jego nalewki, a nawet jego uroczy ponury służący, który kocha chlebodawcę całym sercem, to odchodząca rzeczywistość, która musi zginąć pod naporem hord barbarzyńców idących z Zachodu. To zapis wielkiej miłości – do kobiety, do munduru, do ojczyzny. Jednak Komuda unika ckliwości i romantycznych uniesień. Choć w Wiźnie pobrzmiewają echa Mickiewicza i Sienkiewicza, to walka i śmierć żołnierzy Raginisa nie są piękne. Rzeczywistość jest brudna, pełna zakrwawionych bandaży, zmiażdżonych kończyn ludzi, którzy zamknięci w niedokończonych schronach, bez wentylatorów, duszą się w smrodzie własnych ciał i wszechobecnego pyłu. Ale w tym wszystkim jest coś jeszcze. Nieuchronność losu, który jest przesądzony i którego nikt i nic nie może już odmienić. Jak w greckiej tragedii, gdzie człowiek jest jedynie zabawką w rękach bogów.
A jednak Wizna to coś jeszcze. To panorama przedednia wojny, ale nie tego wielkomiejskiego czy światowego. To opowieść o ludziach, którzy przy lampce wybornego alkoholu ścierają się ze sobą, prowadząc dyskusje na tematy polityczne. Bo wszak w pobliżu chowano Romana Dmowskiego, ale i duch Piłsudskiego wciąż unosi się nad tym małym, mniej znanym zakątkiem Polski.
Komuda rozprawia się też z romantycznym pojęciem walki bohaterów. Poświęcenie siedmiuset żołnierzy i tragiczna, niemalże sienkiewiczowska śmierć Raginisa w bunkrze to nie pokaz bezsensownej brawury. Każda godzina oporu to zwiększenie szans na przegrupowanie wojsk, działających na wschód od Wisły. Raginis, składający przysięgę, że nie odda terenu Wizny żywy, ma tego świadomość.
Wizna to nie tylko zapis działań zbrojnych. To także pasjonująca opowieść o ludziach, którzy znaleźli się oko w oko z Historią. O tych, którzy stanęli po polskiej stronie i o tych, którzy przeszli do wroga, szukając korzyści, których nigdy nie było. Komuda, niczym Kossak, maluje bitwę, gdzie z jednej strony są oszołomieni pervitinem barbarzyńcy spod znaku swastyki, dowodzeni przez kłamliwego Guderiana, który zamierza pod Wizną zemścić się za swoją porażkę z czasów I wojny światowej, a z drugiej honorowi przywódcy elitarnej jednostki, mający do dyspozycji słabe środki, którym nie tylko brak jest uzbrojenia, a ich bunkry są niedokończone, ale którzy na dodatek dowodzą także ludźmi z poboru, strachliwymi i niepewnymi, gotowymi do dezercji przy pierwszej nadarzającej się okazji.
I – wreszcie – Wizna to kolejna, po Hubalu i Westerplatte, epicka opowieść o straceńcach, którzy nie prosili o swoje miejsce w historii. Tym razem o ludziach, którzy kochali życie, mieli plany wykraczające daleko poza bagniste tereny Narwi. Komuda przypomina nam o nich, pokazuje, że czasami wybór, którego dokonujemy, jest niechciany, ale konieczny, a „polskie Termopile” to historia złożona także z brudu i strachu, ponad którymi, jak symboliczny Bohatyr, koń Raginisa, unosi się chwała, o której trudno czytać bez łez. Bardzo polecam – lektura obowiązkowa.
Najsłynniejszy polski rycerz, którego imię żyje do dziś: Zawisza Czarny. Człowiek, którego słowo znaczyło więcej niż prawo. Ten, który za najwierniejszego...
Tylko zjednoczeni zwyciężą. Podzielonych rozdziobią kruki, a popędliwych rozszarpią psy sułtana. Turecka nawała przetacza się przez Europę. Zajęty Widyń...