Recenzja książki: Walc stulecia

Recenzuje: Damian Kopeć

Dance me to the end of... world

Bardzo wielu czytelników - patrząc na listy bestsellerów, nawet znacząca większość - lubi prozę lekką. Taką, która nie burzy murów dobrego samopoczucia, nie wpływa negatywnie na wysoką samoocenę. Taką, która - jeśli coś napiętnuje - to w taki sposób, by czytelnik czuł się z tym po prostu dobrze, myśląc: "To nie ja, ja jestem lepszy, mnie to nie dotyczy". Lubiana jest zatem proza, która daje łatwe odpowiedzi, nie zmusza do stawiania sobie trudnych pytań, poszukiwania prawdy, refleksji nad tym, co było, jest i będzie. Zgodnie z tym, większość współczesnej literatury popularnej jest kierowana do zawsze wesołych, rozbawionych, zrelaksowanych, pędzących w jednym kierunku i w zgodnym stadzie radośnie beczących owieczek. Niby to obrazoburcza, choć do bólu poprawna politycznie i zgodna z aktualną modą. Jakoby odkrywcza, choć przewidywalna od pierwszego do ostatniego akapitu. Nazywana niezmiernie "odważną", choć cóż to za odwaga, która nie skutkuje odpowiedzialnością za słowo, niczym nie grozi, nie naraża na ataki czy kpiny, a wręcz wywołuje zachwyt opiniotwórczych elit?!

Omawiana tu proza Ziemkiewicza idzie pod prąd współczesnych trendów. Jest gorzka, niepokojąca, pesymistyczna, emocjonalnie nieobojętna. Choć wydana po raz pierwszy w 1998 roku, nie traci zasadniczej mocy zawartych tu przemyśleń i wyrażanych wprost niepokojów. Nie jest ona z pewnością skierowana do owych zunifikowanych, radosnych owieczek, idących za tym, co łatwe, modne, przyjemne i za co zostaną one przez innych czule pogłaskane po łebkach. Nie jest skierowana do tych, z lubością pasących się na wyjałowionej łące podeschniętych, zwiędłych, wielokrotnie przeżutych, choć jakby wiecznie żywych idei. Jest gęsta, wymagająca trudu lektury i wysiłku zrozumienia. Dająca za to satysfakcję, jakiej różnorakie, gorąco reklamowane lekkostrawne bestselery dać nie mogą. To, co nic nie kosztuje i nie wymaga trudu, zazwyczaj nie jest wartościowe - warto o tym pamiętać nie tylko przy okazji tej lektury.

Świat nieokreślonej przyszłości. Świat mocno stechnicyzowany, choć technika ta miejscami wydaje się trochę naiwna jak na dzisiejszy jej postęp. Świat, w którym sprawdza się spełniająca się na naszych oczach przepowiednia: im więcej techniki, tym mniej prawdziwego człowieczeństwa. Ludzie w większości zajęci są tym, co podobno najważniejsze: igrzyskami. Zatracają się w szeroko rozumianej zabawie, stanowiącej jakoby sens ich egzystencji. Wędrują po wirtualnych zakamarkach Sieci. Wyrywają się na szaleńcze potańcówki (zwane drgawami) w rytm muzyki zbliżonej do techno. Grać i bawić się albo nie grać i nie bawić się - to nie jest dla nich żadne pytanie. Odpowiedź jest prosta: grać, bawić się, bo życie ucieka. Tylko życie jako zabawa, niekończąca się rozrywka ma sens. Ludzie ci są na pozór zadowoleni, na pozór szczęśliwi, nie mający czasu na refleksję i odkrywanie sensu życia, a w zasadzie to nie chcący go wcale mieć. W końcu może im uciec chwila świetnej zabawy.

Orin jest inny. Jest kreatorem systemów, twórcą niebanalnych, rozbudowanych gier, można by rzec: nowoczesnych mmoRPG. Ciekawych, choć idących coraz bardziej w kierunku nieakceptowanym przez szeroki rynek, a właściwie - przez jego kreatorów. W grach Orina, doskonale odwzorowanych wirtualnych światach, uczestnik przenoszony jest bowiem w przeszłość. Ma tam szansę przeżyć kawałek historii, spotkać słynne postaci, uczestniczyć w wielkich wydarzeniach i skomplikowanych intrygach. Przeżywać niemal namacalne spiski, zdrady, emocjonujące romanse. Wcielać się w role historycznych postaci, próbować wpływać na losy świata. Choć tak naprawdę w grach tych nie można historii za bardzo zmienić. Zaawansowana sztuczna inteligencja pilnuje, by toczyła się ona zasadniczo w określonym kierunku. Gry te dają możliwość zanurzenia się w świecie, który bezpowrotnie odszedł, a który jest tak przedstawiony, że wywołuje żywe emocje, silną nostalgię. Niestety, najnowszy twór Orina, Walc stulecia, idzie znowu o krok dalej niż plany wydawcy, co nie może zadowalać firmy skupionej jak zwykle na szybkich, łatwych i przyjemnych zyskach. „Nikt podobno wcześniej nie zrobił takiej gry” - zauważa menedżer AC Games, dla której pracuje twórca, a to według niego oznacza, że nie ma zapotrzebowania na takie produkty. Skoro czegoś się nie tworzy, to znaczy, że rynek tego tak naprawdę nie potrzebuje. Ludzie nie chcą, by poić ich goryczą, by zmuszać do myślenia. Chcą sięgając po grę „przeżywać łatwe, proste wzruszenia świata, w którym wiadomo, gdzie dobro, gdzie zło i jak się znaleźć”. Orin coraz bardziej pogrąża się w depresji. Problemy osobiste, problemy zawodowe, siła iluzji stwarzanych światów stale nakładają się na siebie. Żyje na pograniczu światów realnego i wirtualnych, które sam stworzył i które stworzyli inni. Żyje w realu i w wirtualnym świecie, w którym można być kim się chce. Jest uzależniony od wykreowanych w procesorach rzeczywistości, barwniejszych, bardziej niezwykłych niż realne życie. Jak każdy wielki twórca, jest neurotykiem, nadwrażliwym na jedne bodźce, nieczułym na inne, zamkniętym w sobie, żyjącym we własnym ciasnym M2. Nawet jego żona, Malaspina, ma tam ograniczony wstęp. Orin poprawia nieustannie swój wirtualny twór, szukając desperacko drogi do niemożliwej do osiągnięcia doskonałości, wierzy w jego sukces. Powoli daje się wciągnąć w emocjonującą grę, której celu jednak nie zna i nie rozumie.

Wydarzenia, w których bierze udział, widzimy na szerokim tle świata przyszłości, zdominowanego przez potężne koncerny, globale. Nie tyle odpowiadające na potrzeby rynku, co raczej je kształtujące. Wszystko jest na sprzedaż, na wszystkim można zarobić: przedmioty, rozrywka, religia, informacja, demokracja, wizerunek, poglądy. Szefowie globali, szare eminencje świata, rywalizują o wpływy i pieniądze. Mają na swoich usługach ekspertów od sprzedawania wszystkiego, co tylko można sprzedać. Psychologów, specjalistów od kształtowania poglądów, kreowania autorytetów. Nic nie może być poza kontrolą, pozostawione samo sobie. W tym stechnicyzowanym, zmanipulowanym świecie, pokrytym gęstą pajęczyną Sieci, kwitnie swoista wiara w czary i cuda. Jak zwykle bowiem, im więcej oficjalnej racjonalności, nauki i techniki, tym więcej nieoficjalnej wiary w magię. „Wiek totalnego dostępu do informacji okazał się wiekiem totalnej dezinformacji, w którym nie tylko przeżuwacze, ale nawet specjaliści mieli problemy z wygrzebywaniem prawdy ze spotęgowanych netem plotek, bzdur i miejskich legend.” Są eksperci, są wykreowane przez wyspecjalizowane firmy medialne autorytety, są zwykli ludzie, zwani pogardliwie przez niewielką grupę wtajemniczonych przeżuwaczami. Są oficjalna demokracja, równość, wolność i braterstwo, są widoczne, choć niejawne: pogarda, kastowość społeczeństwa, podział na lepszych i gorszych. Są przeciętni, szczęśliwi bezmyślnością, mało wymagający odbiorcy treści, przeżuwający bezkrytycznie podawane im nieustannie duchowe i intelektualne strawy.

Orin staje się elementem złożonej rozgrywki, mającej miejsce w realnym świecie, ale i w wirtualnych tworach. Jest jednak tylko kolejnym pionkiem w grze o wpływy i dochody, o panowanie nad ludzkimi umysłami i emocjami. Chwilowo przydatnym pionkiem, nieświadomym własnej roli. W grze, w której nie liczą się pomniejsze jednostki, liczy się interes tych, którzy w tle pociągają za ukryte sznurki. Niczego nie może być całkiem pewien, postacie z wirtualnej rzeczywistości mogą okazać się kimś, kto wciąga go w sprytnie zastawioną realną pułapkę.

Powieść potrafi wciągnąć zarówno dobrze rozwiniętą fabułą, jak i pełnokrwistymi, wyrazistymi postaciami. Jest dobrze napisana i poza nielicznymi momentami nie zestarzała się zbytnio od daty pierwszego wydania. Jest w jakimś stopniu wynikiem reakcji na negatywne procesy zachodzące we współczesnym świecie, wizją kierunku, w którym mogą one pójść. Swoistą literacką odpowiedzią na dynamicznie zmieniającą się rzeczywistość i narastający zgodnie z zasadą entropii chaos świata. Książka porusza uniwersalne problemy egzystencjalne i w związku z tym jest w stanie skutecznie opierać się próbom upływającego czasu.

W powieści poddawane są analizie procesy społeczne zachodzące w nowoczesnym świecie i dotykające zdecydowaną większość jego mieszkańców: wyobcowanie jednostki, bierność, bezrefleksyjne poddawanie się trendom i modom, życie zgodne ze sprytnie narzucanymi wzorcami, psychomanipulacja jednostką przez niejawne grupy wpływów. Bohater szuka ratunku w Sieci, w wykreowanych przez siebie i przez innych światach. Nostalgicznie, w wyidealizowany sposób patrzy w przeszłość, która odeszła na zawsze. W czasy, kiedy wszystko na swój sposób było prostsze. Można zrozumieć tę Orinową nostalgię za czasami, które zmiótł kopcący parowóz dziejów, a które zdają się mieć urok czasów przełomu, czasów autentycznych, silnych emocji. Tęsknotę za ulicami, na których nie okaleczano lub nie mordowano dla zabawy, za coraz bardziej obcym ludziom honorem, za byciem szarmanckim, za rozmowami w formie dialogu, a nie choćby nie wiem jak rozbudowanego monologu. Za problemami, które z perspektywy czasu wydawać się mogą błahe i śmieszne. Ziemkiewicz zestawia dwie epoki: schyłku XIX i początku XX wieku oraz niedalekiej przyszłości. Świat, w którym pojedynczy człowiek mocno żył ideami i emocjami, i świat, w którym przeciętny obywatel wybiera substytuty emocji, uciekając przed realiami świata choćby w podrygiwanie w rytm ogłuszającej muzyki czy faszerowanie się używkami. Byle tylko nie myśleć, nie czuć bólu istnienia, nie doświadczać rzeczywistości, odlecieć.

Najsłabsze wydają się w tej powieści nie tyle ogólne wizje przyszłości, co pewne konkretne sprawy z nimi związane jak np. rozwój Internetu, postęp techniczny, kierunki rozwoju sieci i jej możliwości. Tak to jest, że trudno być prorokiem w szczegółowych kwestiach, zwłaszcza stricte technicznych. Pewne rzeczy się przyjmują, pewne ścieżki okazują się ślepymi uliczkami, inne zaś - szeroką drogą rozwojową. Czasami lepiej, bezpieczniej jest pisać niejasno i w ogólnych zarysach, taka proza wydaje się bardziej odporna na szybki postęp techniczny i nieustanne zmiany.

Zalet książki jest znacznie więcej niż nielicznych minusów, zalet formalnych, jak i związanych z samą fabułą. Ziemkiewicz potrafi pisać ciekawie, intrygująco, barwnie. Używa bogatego, urozmaiconego słownictwa. Kreuje rozbudowany świat, nie przytłaczając jednakże czytelnika zbytecznymi drobiazgami. Nigdy do końca nie wiadomo, w jakim kierunku pójdzie fabuła, czym zostaniemy jeszcze zaskoczeni. Akcja ma zmienne tempo, jest tu miejsce na punkty zwrotne i na chwile zadumy. Najważniejszy jest chyba jednak sam klimat opowieści, choć dość ponury, oniryczny i przygnębiający, to wciągający i nadający książce odpowiedniego charakteru. Świat tu opisywany można sobie wyobrazić, wejść do niego i to nie dzięki dokładnym, precyzyjnym opisom, ale dzięki sile wyobraźni autora (oraz, oczywiście, własnej). Zaciekawia oryginalność ujęcia, odejście od sztampowych i mocno powycieranych rozwiązań fabularnych. Intrygują niektóre pomysły pisarza i ich literacka realizacja.

Jest tu zawarta pewna spójna wizja, jak przystało na książkę fantastyczną, którą można śmiało zaliczyć do nurtu socjologicznego. Nie każdemu musi się owo spojrzenie podobać, ale to samo w sobie nie umniejsza jego wartości. Wiele obserwacji odnosi się do świata i nie jest tylko prostym wynikiem przemyśleń współcześnie żyjącego pisarza, lecz refleksją człowieka jako takiego. Czyż nie tak brzmi chociażby zdanie „Ludzi gubi nieznajomość historii”?! Lub, inny przykład, taki oto akapit:
Człowiek nie chce wiedzieć, że za jego prawo do przyjemności ktoś inny będzie musiał zapłacić, a na dodatek on sam w końcu też stwierdzi, że nic nie zyskał.

Jak na czasy współczesne, odrzucające chociażby klasyczną prozę Lema jako zbyt trudną, Walc stulecia jest dość elitarny. To proza mocno oddalona od zabawnych, nieskomplikowanych opowieści o smokach, wampirach, elfach, różnych fantastycznych stworach. Mało tu aktualnie modnej zabawy, beztroskiego uśmiechu, gier słownych, dużo niepokoju i goryczy, kasandrycznych wizji. Zbyt trudny dla wielu - mających nawet problemy ze zrozumieniem gazety codziennej - może być język, rozbudowane zdania, zawarte w nich złożone przemyślenia. Tekst nie jest łatwy w odbiorze także dlatego, że mocno wpływa na niego silna depresja bohatera, którego oczami widzimy świat. Wpływa emocjonalne postrzeganie przez niego rzeczywistości, ponura wizja, w której wolność jest tak naprawdę pustym hasłem, produktem marketingowym. Ludzie zaś chętnie rezygnują z niej na rzecz chwilowej beztroski. Przeciętna jednostka nie ma wiele do powiedzenia, jest elementem większej układanki, jak do niej nie pasuje, to jest odrzucana na bok, w jakiś sposób eliminowana.

Książkę kończy posłowie napisane przez Jacka Dukaja. To zabieg zawsze trochę ryzykowny, kiedy jeden żyjący autor pisze o drugim. Wszak są, jakby na to nie patrząc, konkurencją. Tekst Dukaja może rozczarowywać. Koncentruje się bowiem na poglądach i ideach autora zawartych w powieści, na polityce i światopoglądzie. Nie ma tu nic o wartości samej książki, o jej walorach literackich. Może rozumieją się same przez się?! Są za to tak lubiane w naukowym podejściu etykietki (pisarz prawicowy, konserwatyzm) i ta zadziwiająca pewność siebie dotykająca większość zawodowych krytyków: wiem, rozumiem, teraz wam ludkowie mili przekazuję wiedzę nieomal tajemną. Dukaj polemizuje z treścią książki, z autorską wizją Ziemkiewicza. Ma do tego prawo, choć styl przypomina chwilami nieznośnego ucznia wyrywającego się do odpowiedzi jak przysłowiowy Osioł ze Shreka: "Ja! Ja wiem! Ja wszystko wytłumaczę!" Ten, któremu się powieść podoba, niekoniecznie musi czytać o poglądach jednego pisarza na poglądy drugiego. Analizy tekstów są potrzebne, analizy ludzi i zawartości ich głów mają większą wartość, otrzeźwiający dystans - dopiero po ich śmierci. Są bowiem na ogół wyrazem tego, co ktoś nie tyle widzi, co chce widzieć. Często więcej mówią o samym piszącym analizę niż o obiekcie jego rozważań. Niejedna analiza krytyczna, przeczytana przed lekturą, mogłaby skutecznie zniechęcić do przeczytania całkiem niezłej książki. Może czasem taki jest jej niewyrażony głośno cel?!

Warto przeczytać Ziemkiewicza, bo jego powieść należy do grupy utworów, które mają nie tyle na chwilę zabawić, co - zmusić do zastanowienia się nad światem i nad sobą samym. Dużo to niby, ale nie aż tak wiele dla człowieka naprawdę myślącego, próbującego zrozumieć świat i siebie. Warto przeczytać, bo książka jest po prostu dobrze napisana, co w dzisiejszych czasach nie jest rzeczą aż tak powszechną, jak można by się spodziewać. Ma intrygującą fabułę i świetnie zbudowany, duszny, niepokojący nastrój. Ma wyraziste postaci i ciekawe rozwiązania fabularne. Jest przy tym głębszą refleksją nad światem i drogami, które w nim nieustannie musimy wybierać.

Kup książkę Walc stulecia

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Walc stulecia
Książka
Walc stulecia
Rafał A.Ziemkiewicz
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy