W Przełęczy Krzysztof Domaradzki sprawnie splata historyczne fakty i teorie spiskowe, tworząc powieść kryminalną, którą czyta się na jednym oddechu.
ZSRR, rok 1959. Grupa młodych ludzi wybrała się w Ural, by zdobyć doświadczenie górskie. Nie byli ludźmi z przypadku, mieli już za sobą podobne wyprawy, wiedzieli jednak, że ta może okazać się szczególnie trudna. W góry wyruszyło dziewięć osób – nie wróciła żadna z nich. Śledztwo wykazało, że turyści mieli w środku nocy rozciąć plandekę namiotu i wybiec w noc. Nie przeżył nikt, a znalezione na miejscu zdarzenia ślady nie przyniosły wyjaśnienia tej zagadki.
Dramatyczne wydarzenia, określane mianem tragedii na Przełęczy Diatłowa, w ciągu kilkudziesięciu lat zaowocowały wieloma teoriami spiskowymi, ale i licznymi publikacjami – choćby wydanym również w Polsce znakomitym reportażem Alice Lugen Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca. Krzysztof Domaradzki być może czytał tę książkę, jednak pisząc Przełęcz, wybrał zupełnie inną drogę niż jej autorka. Stworzył bowiem luźno inspirowaną faktami, ale i hipotezami powieść kryminalną, która trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Domaradzki nie udaje, że jego proza ma charakter dokumentalny. Zmienił imiona i nazwiska młodych ludzi, którzy zginęli na Przełęczy Diatłowa, by nie sprawiać wrażenia, że próbuje odtworzyć wydarzenia z przeszłości. Polski pisarz stworzył za to postaci prywatnego detektywa i byłego wojskowego, Żeni Kowalczuka, a także prokurator Anny „Uzi" Gamowej, którzy współcześnie na zlecenie ważnego polityka starają się odkryć prawdę o tragedii. Rozprawiają się oni z kolejnymi hipotezami i teoriami spiskowymi – również tymi funkcjonującymi w „naszej" rzeczywistości. Tyle że ich śledztwo nie wszystkim jest na rękę.
Domaradzki bardzo mocno wiąże wydarzenia z 1959 roku z rosyjską polityką – tą dawną, jak i współczesną. Tworzy tyleż historię kryminalną, co opowieść o radzieckim systemie, jego pozostałościach, o mierzeniu się z nim i o tym, jak system stopniowo infekuje człowieka, który w nim żyje.
Autor serwuje w powieści całkiem sporo informacji o swoich bohaterach. Szybko okazuje się jednak, że choć czytelnicy wiele o nich wiedzą, to w istocie… zupełnie ich nie znają. Pozwala to poczuć się jak uczestnicy wyprawy, którzy nagle odkryli, że w obcej przestrzeni wszelkie pozory znikają i trudno przewidzieć, jak zachowa się współtowarzysz – człowiek, który należeć może przecież do zupełnie innego świata i któremu nie można zaufać – Rosja była przecież – i jest – krajem opartym na totalnej inwigilacji obywateli. Krzysztof Domaradzki mówi w powieści również wiele o Rosji – tej dawnej i tej współczesnej. O tym, jak magiczne myślenie ludzi z tak zwanej prowincji zderza się z oficjalną doktryną komunizmu. O tym, jak wielkie napięcia rodzą się, gdy spotykają się ludzie reprezentujący tak różne światopoglądy. I o tym, co dzieje się, gdy ludzie zdeterminowani, by poszukiwać prawdy, zderzają się z tymi, których celem jest jej zatajenie w oficjalnym dyskursie.
Wszystko to Domaradzki czyni, grając z konwencją kryminału czy thrillera. Wykorzystuje pewne elementy tych gatunków, lecz – paradoksalnie – zarazem stara się je przełamać. Akcja Przełęczy toczy się bowiem, przynajmniej częściowo, na bezkresnych przestrzeniach Uralu. Wszechobecna biel tamtejszej zimy zdaje się otaczać bohaterów ze wszystkich stron, stając się niewidzialną klatką, z której nie ma ucieczki. Z innej strony – trudno wyobrazić sobie miejsce z bardziej duszną atmosferą niż namiot, w którym tłoczą się turyści. Zwłaszcza gdy dołączają do nich obcy, ludzie z zewnątrz. Ludzie, którym ufać nie wolno. Czy trzeba dodawać, że w obliczu rosnącego zagrożenia narastać będzie również napięcie, a atmosfera – gęstnieć? Chyba nie trzeba o tym mówić, warto jednak podkreślić, że finał przyniesie czytelnikom pełną satysfakcję.
I Przełęcz Krzysztofa Domaradzkiego jest przede wszystkim powieścią satysfakcjonującą właśnie. Powieścią, która przede wszystkim dostarcza czytelnikom znakomitej rozrywki, przy okazji skłaniając jednak do refleksji i mówiąc sporo prawdy o świecie, w którym żyjemy. Nawet jeśli czyni to pod płaszczykiem literackiej fikcji.
Zabiedzone osiedle znienawidzonego miasta. Odrapana kamienica. Mieszkanie na czwartym piętrze. A w nim krew. Wszędzie krew. Spływająca ze ścian. Kapiąca...
Poznaj sekret sukcesu twórcy Comarchu Biznesmenem został po czterdziestce, milionerem po pięćdziesiątce. Przez lata mieszkał z rodziną w kawalerce...
Mądrość często bierze się z sytuacji ekstremalnych. To one ujawniają ogólne prawa rządzące ludzką naturą. Akcentują zachowania, sądy i instynkty, które mogłyby pozostać uśpione przez całe życie, gdyby nie otrzymały odpowiedniego impulsu.
Jak żyć, kiedy nie można być sobą? Kiedy nie chce się być sobą. Kiedy w ogóle nie chce się być, czuć ani doświadczać. Najłatwiej byłoby po prostu umrzeć. Ale w jego życiu nic nie wydawało się proste, więc i śmierć nie mogła przyjść łatwo.
Więcej