Co zrobić, gdy życiowe plany w jednej chwili legną w gruzach? Gdy największe marzenia w jednej chwili pękają niczym bańka mydlana? Można się załamać, albo podnieść wysoko głowę i pokazać otoczeniu, że to, co człowieka nie zabija – wzmacnia go. Można również podkulić ogon i uciec, gdzie pieprz rośnie. Takie zachowanie nie jest może najwłaściwsze, ale jak się okazuje, dość powszechne. Kiedy więc doktor Amy Bubbins, zamiast przysięgać przed ołtarzem, siedzi załamana w pokoju przyjaciółki, nie do końca wie, co ma ze sobą począć. Telefon dzwoni nieustannie, a ona nie jest w stanie odebrać nawet jednego połączenia. W końcu za wygraną daje Gaby i rozmawia z każdym, kto chce wylać swoje żale z powodu ślubu, który się nie odbył. Dwustu gości to nie przelewki, a większość z nich przyjechała do Londynu z bardzo daleka. Dziewczyna najchętniej zapadłaby się pod ziemię i nikomu nigdy więcej nie pokazywała się na oczy. I pewnie by tak zrobiła, gdyby nie wizja rychłej utraty pracy. A przecież teraz ma do spłacenia niezłą sumkę za wesele i podróż poślubną, które nawet nie miały miejsca. A może jednak odwołać wyjazd do Rzymu? Może biuro podróży zwróciłoby choć część kwoty? Niestety, okazuje się, ze odwołanie takiego wyjazdu na dzień przed wylotem jest niemal niemożliwe. Oczywiście, można nie pojechać, ale pieniędzy nie można odzyskać. Dlatego właśnie Gaby postanawia namówić Amy, by z podróży poślubnej nie rezygnowała. Postanawia nawet, mimo zaawansowanej ciąży, towarzyszyć przyjaciółce choć przez kilka dni pobytu w Rzymie. Jak wyglądać będzie podróż poślubna bez ślubu? Czy Amy znajdzie w Rzymie ukojenie? Kogo pozna na miejscu? Czy uleczy zranione serce? Czy czytelnikom będzie dane dowiedzieć się, dlaczego nie doszło do ślubu? Odpowiedzi przynajmniej na część z tych pytań znaleźć można w powieści Podróż bezślubna Julii Llewellyn.
Niestety, o ile okładka przyciąga wzrok, a pierwsze rozdziały uznać można za godne zainteresowania i stosunkowo dobrze napisane, to już kolejne niemiłosiernie zawodzą czytelnika. Części, w których autorka przedstawia perypetie wielkiej gwiazdy, aktora Hala Blackstocka, wydają się wręcz żenujące. Prostacki język i wiejący z każdej strony egocentryzm bohatera to, niestety, nie jedyne jego przywary. Większość słów, które wypowiada bohater oraz czynności, które wykonuje, przywołuje na myśl jedynie kogoś ograniczonego w rozwoju. Przypuszczam, że nie taki zamysł miała autorka, budując tę postać - tym bardziej, że całe otoczenie Hala jest pod jego ogromnym wrażeniem. On tymczasem przeskakuje z kanału na kanał w telewizji (najwyraźniej poszukując siebie samego), ogląda europejskie filmy porno, bo podoba mu się akcent, z jakim grające w nich aktorki wydają dźwięki i nie może przeżyć, że jego dziewczyna spadła w rankingu najpiękniejszych kobiet, kiedy jego eks partnerka utrzymała pozycję sprzed roku. O ile więc początkowe perypetie głównej bohaterki, Amy, wydają się ciekawe i napisane dużo lepiej niż pozostała część książki, o tyle im dalej zagłębia się w powieść, tym jest gorzej. Bardzo szybko domyślić się można, jak potoczą się dalsze losy powieściowych bohaterów. Jak się jednak okazuje, zakończenie nieco czytelnika zaskakuje. I chyba tylko dla zakończenia warto po tę pozycję sięgnąć.
Niestety, Podróż bezślubna raczej zawodzi, niż odpręża czytelnika. Powieść nie należy do tych lekkich, łatwych i przyjemnych, które pochłania się po to, by wierzyć, że gdzieś tam, daleko, istnieje książę, który właśnie dosiada swojego białego rumaka i gna co sił w nogach biednego zwierzęcia, by uratować jakąś kobietę i pojąć ją za żonę. Postaci są bezbarwne i puste niczym lalki. Z pozoru coś robią, ale nic z tych starań nie wynika. Jeśli w ogóle zapadają w pamięć, to tylko dlatego, że nie tylko daleko im do ideału, ale i z rzeczywistością niewiele mają wspólnego. Czy warto po powieść sięgnąć? To, oczywiście, zależy od subiektywnych preferencji i chęci. Sama, niestety, z czystym sumieniem tej książki polecić nikomu nie mogę.
Szczęście kryje się czasem tam, gdzie najmniej się go spodziewamy. Życie Natashy kręci się wokół kariery i ukochanego mężczyzny – niestety już zajętego...