Po nowe życie to zaskakująca opowieść o tym, że warto być odważnym. Dwie dziewczyny z batalionu imienia Emilii Plater ruszają na Ziemie Odzyskane, aby znaleźć spokój i nowy dom. Ale miejsce, w które zostają skierowane, okolice Lwówka Śląskiego, dalekie jest od miłego, cichego kąta, w którym można założyć rodzinę. W okolicy grasują bandy szabrowników, szerzy się przemoc, a pozostali na miejscu Niemcy w tajemnicy przed nową władzą szukają porozumienia z oddziałami Warewolf, których zadaniem jest sianie terroru i mordowanie „okupanta", za jakiego uważają przyjeżdżających w okoliczne tereny Polaków, głównie przesiedleńców zza Bugu. Nowi gospodarze są często biedniejsi od nieprzyjaźnie spoglądających na nich Niemców, nie znają się na sprzęcie, który znajdują w niemieckich domach, poznają inny świat, którego chętnie się uczą. Ale ta nauka jest okupiona strachem przed wrogiem, który nie zamierza spokojnie czekać. Nocą na osadników napadają bandyci, którzy grabią i mordują, a za dnia przychodzą oszuści i złodzieje. Na straży nowego świata stoi tworząca się dopiero struktura, obejmująca milicję i oddziały, takie jak oddelegowane w okolice Lwówka platerówki.
Weronika Wierzchowska przywołuje moment, gdy formacja pełniła funkcję pomocniczą i porządkową. Kobiety z batalionu po długim bojowym szlaku trafiły na Ziemie Odzyskane, gdzie część z nich zamieszkała w miejscowości nazwanej Platerowo. Potem dziewczęta powychodziły za mąż, poszły na studia, poukładały sobie życie. Ta tęsknota za normalnością towarzyszy bohaterkom od pierwszej strony. Z nostalgią wspominają rodzinne miejscowości, marzą o ciepłych posiłkach, a nawet o zmianie obuwia, o pozbyciu się ciężkich wojskowych butów. Chcą być kobietami, a nie żołnierzami. Zanim jednak zaczną realizować marzenia, muszą dojrzeć do tego, że normalność ma swoją cenę. Nieufne, podejrzliwe, niegotowe na nowe związki, wciąż walczą z całym światem, oczekując ataku, a nie miłości. Ale to miłość i normalna codzienność zaczynają wypierać wojskową służbę, choć zanim Janka i Ania zdążą się zakochać, upłynie jeszcze wiele czasu.
Wierzchowska bardzo obrazowo przedstawia trudną powojenną rzeczywistość. Nie unika trudnych tematów, nie stroni od nazywania rzeczy po imieniu. Nie ma tu jasnego podziału na dobrych Polaków i złych Niemców. Po obu stronach są ludzie przyzwoici i podli, gotowi na wszystko, jeśli za tym stoi korzyść, najczęściej materialna. Powieść nie epatuje potępieniem okoliczności politycznych, w jakich znalazły się bohaterki. Uwypukla raczej sytuację pionierów, osadników, którzy podjęli się trudnego zadania zagospodarowania ziem przyznanych po wojnie Polsce. O tym, jak trudne to było zadanie, jak bardzo Ziemie Odzyskane przypominały Dziki Zachód, z bezprawiem i trudnościami dnia codziennego, Wierzchowska pisze wprost, ale bez zbędnego komentarza. Wszystkiemu towarzyszy nadzieja, która zapewne przepełniała osadników, ludzi często wygnanych z własnych domów gdzieś pod Lwowem. Nadzieja, że odtąd świat będzie już lepszy.
Polecam tę ciepłą opowieść o tym, że dom jest w nas i tylko my decydujemy, jaki będzie jego kształt. I o tym, że warto mieć marzenia. Nawet, jeśli na ich zrealizowanie trzeba bardzo długo czekać.
Siła kobiecej przyjaźni i matka walcząca o syna, w niespokojnych, wojennych czasach. W roku 1794 trwa Insurekcja Kościuszkowska. Do wyzwolonej z...
W roku 1882 pierwsza polska lekarka, doktor Anna Tomaszewicz-Dobrska, po długich staraniach dostaje przydział na szefową miejskiego Przytułku Położniczego...