Dzieciństwo to czas, który najczęściej kojarzy nam się z beztroską. Jak migawki ze starego filmu, niektóre wydarzenia pamiętamy bardzo wyraźnie, inne zaś wraz z upływem czasu bledną, wypierane częściej naszymi wyobrażeniami o nich niż faktami. Młode lata kojarzymy z kolorami – intensywną barwą ukochanego roweru, bielą ścian w pokoju czy kolorem szminki nielubianej ciotki. Czas dzieciństwa to także zapachy – ulubionego ciasta, pieczonego przez mamę w każdy czwartek, mokrego psa, który wyszedł właśnie z jeziora czy gęstej atmosfery, panującej w przedpokoju ekscentrycznej, starej sąsiadki. Te odbierane wszystkimi niemal zmysłami obrazy składają się na mozaikę, którą dorośli wkładają w ramy nazywane młodością. Nie inaczej jest w przypadku Cory’ego, dwunastoletniego bohatera i równocześnie narratora książki Magiczne lata, powieści urzekającej nie tylko treścią, ale przede wszystkim wspaniałym językiem i stylem autora, Roberta McCammona.
W Zephyr, małym amerykańskim miasteczku, zostaje popełniona zbrodnia. Cory wraz z ojcem, rozwożąc pewnego mroźnego poranka mleko, jest świadkiem, jak rozpędzony samochód z przykutym do kierownicy, skatowanym i najprawdopodobniej martwym mężczyzną wpada do Jeziora Saksońskiego. Ojciec Cory’ego, chcąc uratować poszkodowanego, wskakuje do jeziora, jednak pomoc okazuje się daremna. Samochód wraz z mężczyzną idzie prosto „na dno i w mrok”. Słowa te prześladować będą odtąd każdej nocy ojca Cory’ego, dopóki zagadka tajemniczej śmierci nie zostanie rozwiązana. A problemów z tajemniczym morderstwem jest sporo. Pamiętać należy, że akcja powieści rozgrywa się w latach sześćdziesiątych XX wieku, kiedy policja dysponowała skromnymi środkami, pomagającymi ustalić tożsamość i schwytać mordercę. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że nikt z Zephyr ani z pobliskich okręgów nie zgłosił zaginięcia białego mężczyzny. Jego śmierć wydaje się zatem tak samo nierzeczywista, jak jego życie.
Wbrew pozorom to jednak nie sprawa morderstwa nieznanego nikomu człowieka jest głównym wątkiem Magicznych lat. Tym, na co przede wszystkim zwraca uwagę Robert McCammon, jest życie mieszkańców małego amerykańskiego miasteczka w czasach, w których nawet Amerykanie nie słyszeli jeszcze o internecie, telewizji satelitarnej czy telefonach komórkowych. Szczegółowa, wręcz drobiazgowa analiza każdego niemal mieszkańca Zephyr, z wszystkimi jego wadami, zaletami i przyzwyczajeniami, okraszona zasłyszanymi bądź opowiedzianymi przez samego zainteresowanego historiami sprawia, że miasteczko nie jest tylko miejscem, w którym osadzona została akcja powieści, ale niezależnym, żyjącym własnym życiem tworem, nie poddającym się żadnym regułom i zasadom. Miasto ewoluuje wraz z mieszkańcami. Tak skonstruowana powieść – raczej przekrój przez społeczeństwo niż typowy kryminał - sprawia, że opisywane w książce wydarzenia, nawet te najbardziej sensacyjne czy fantastyczne, wydają się mimo wszystko wiarygodne. Bo jak to – przecież to tylko Zephyr, mała mieścinka, niemal taka sama jak setki innych amerykańskich miasteczek.
Szkielet powieści tworzą bohaterowie, a wypełniają ją ich opowieści bądź wydarzenia, w których uczestniczą lub których są świadkami. Rytm opowieści nadaje upływający czas, zmieniające się pory roku, pogoda i nastroje mieszkańców. W Zephyr nic nie dzieje się bez przyczyny – tak, jak w prawdziwym życiu, wszystkie decyzje mają swoje konsekwencje. Czytając Magiczne lata, czytelnik ma wrażenie, jakby znał Zephyr od zawsze albo przynajmniej odwiedzał to miejsce w każde wolne od zajęć szkolnych wakacje.
Cory, główny bohater powieści, jest świadkiem i uczestnikiem wielu wydarzeń mających miejsce w miasteczku oraz poza jego granicami. Niektóre z nich są spektakularne – jak na przykład strzelanina z miejscowymi bandytami, inne – zwyczajne, jak bójka na szkolnym boisku. Jednak w oczach chłopca, zależnie od wyniku, urastają one do rangi życiowej porażki bądź sukcesu. Cory ma nieprzeciętny dar snucia zdumiewających opowieści. Wyobraźnia i zdolność wiązania faktów pozwalają chłopcu nie tylko otrzymać wyróżnienie w konkursie literackim, ale i przyczynić się do rozwiązania zagadki tajemniczego morderstwa.
I chociaż wydaje się, że Zephyr niczym już czytelnika nie zaskoczy, to tak naprawdę miasto nie ma z przeciętnością nic wspólnego. Po ulicach miasta spaceruje nagi Thaxter, wielebny z pobliskiego kościoła prezentuje podczas nabożeństwa małpkę, obdarzając ją wdzięcznym imieniem „Lucyfer”, a pewnej nocy nieopodal miasta roztrzaskuje się meteoryt. Pamiętać jednak należy, że trzon powieści stanowią plotki powtarzane przez miejscowego fryzjera czy listonosza. W miasteczku krążą opowieści o nowo przybyłych mieszkańcach, o zwolnieniach z mleczarni czy rozbojach, jakich dokonuje miejscowa „mafia”.
Dużo miejsca poświęcono w powieści także problemom i nierównościom rasowym. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku wielu Amerykanów wciąż odnosiło się z niechęcią do „czarnych”, lekceważąc ich, pozbawiając należnego szacunku czy wręcz zadając fizyczny ból. Akcja powieści osadzona jest w czasach, kiedy swoje krwawe żniwo zbierał Ku Klux Klan. McCammon ukazuje jednak także osoby, które z Afroamerykanami nie tylko dogadywały się, ale i przyjaźniły czy prosiły o rady.
Magiczne lata to powieść wielowarstwowa. Można sięgnąć po nią z zamiarem błyskawicznego przeczytania i odkrycia zagadki tajemniczego morderstwa. Zdecydowanie jednak lepiej delektować się płynącą leniwie fabułą, inspirowaną spokojnym, wręcz sielskim życiem w małym miasteczku. Wreszcie - warto zagłębić się w opowiadane historie, by znaleźć wśród nich opowieść z własnego dzieciństwa. Nietrudno także odnaleźć w powieści postać, z którą bez trudu czytelnik będzie się identyfikował. To jednak dopiero kilka zalet Magicznych lat. Aby odkryć je wszystkie, warto do książki kilka razy powrócić. A już obowiązkowo po powieść Roberta McCammona należy sięgnąć chociaż raz.
Luizjana, rok 1934. Bieda i głód, skutki Wielkiego Kryzysu, zaglądają w oczy wielu Amerykanom. Są też jednak tacy – ludzie chciwi i pozbawieni skrupułów...
W odpowiedzi na bezprecedensowo wrogi atak rząd decyduje się użyć broni atomowej. Ameryka, jaką znaliśmy, przestaje istnieć. Teraz wszyscy, od prezydenta...