Recenzja książki: Lwiątko

Recenzuje: Damian Kopeć

Obłuda czy kłamstwo w teleturnieju?

 

"Niezaprzeczalny urok gołych faktów" Lwiątko. Tygrysiątko. Kociątko. Prężące swoje zgrabne, opalone promieniami letniego słońca ciało. C-i-a-ł-o. Gładką, brązową skórę, chłonącą słońce niczym jakąś świętość i aż proszącą się o dotknięcie. Ciało, którego fizyczna emanacja może dać intensywne poczucie istnienia, a myśli krążące galopem po głowie wywołać mogą szaleńcze mrowienie. "... a to o czym myślała, ukryte było za zasłoną nieprzeniknionych okularów, w których odbijał się świat." Unoszący się wokoło, wdzierający w każdą najmniejszą porę zapach "mokrego ciała". Tajemniczy, oszałamiający, fizycznie zniewalający zapach młodej, pięknej dziewczyny. Cóż takiego kryje się w takim ciele, że każdy, fajtłapa czy tygrys, prawdziwy macho czy pantoflarz, wlepia w nie swe oczy jak... cielę. Niezbyt prosta, choć niezbyt przecież wyrafinowana, kombinacja zachwytu, chęci, możliwości, nadziei, pożądania, "niszczącej radiacji erotycznej", ogłupienia.

 

"Kiedy człowiek traci głowę, traci również wszelkie szanse i pozostaje mu tylko ronić łzy. Jeśli jednak zachowa chłodną rozwagę..."

 

To pierwszy obraz utrwalony na płótnie pamięci. Zakłamanie w życiu prywatnym i publicznym. Kłamstwo, widziane jako prawda, jako największa wartość ratująca świat przed upadkiem, środek do osiągnięcia celu, narzędzie inteligencji i wyraz sprytu. Kłamstwo, widziane jako mniejsze, wygodniejsze, subtelniejsze zło. Co innego myślisz, co innego mówisz, co innego czujesz. Sukces dialektycznego, naukowego podejścia do prawdy, sukces postępowego myślenia. Prawda jest jakaś taka naiwnie prosta, nieelegancka, szara, niegodna bystrego, światłego umysłu. Kłamstwo błyszczy, przyciąga, zachwyca, zdumiewa różnorodnością i wewnętrznym bogactwem. I niejeden wybiera to po co tu i teraz łatwiej sięgnąć.

 

"Jak tylko to sobie uprzytomniłem - to, że dla mojej obłudy istnieje precedens - od razu przestało mnie gryźć sumienie. W końcu poświęcam zasadę etyczną namiętnemu pożądaniu, a to jest najłatwiejsze do usprawiedliwienia."

 

To drugi obraz nakreślony na płótnie pamięci. Pytanie zasadnicze, które często wyskakuje znienacka po paru przeczytanych stronach, a przecież tak naprawdę wcale nie jest aż takie zaskakujące. Czy warto składać litery i brnąć dalej i dalej przez te łąki zielone słów, przez te kwieciste dywany zdań, przez te chaszcze myśli, ostępy prozatorskich popisów? Nie jest to pytanie, które pojawia się zawsze i pewnie, jak natrętny chłodny deszcz jesienną porą. O nie! Lecz tym razem zmaterializowało się w wilgotnym powietrzu rozkwitającej właśnie pory roku, spojrzało na mnie znacząco z wyrazem zniecierpliwienia. "Odpowiedz, krytykancie jeden, gdy się grzecznie ciebie pytają!" A ja, słabego serca, porcelanowo delikatny i wrażliwy, a może tylko drażliwy, ufny w jakiś sens tego co mnie czeka na kolejnych stronach, odpowiedziałem cichutko - "Będę czytał". I ciężar spadł z moich ramion, w ostatniej chwili odsunąłem stopę chroniąc ją przed pewnym urazem. Bo jak już podejmę decyzję jak ten dzielny radziecki generał cały odziany w ordery, to postanowione. Cel wyznaczony, droga wskazana, realizacja w toku. "Iść ciągle iść w stronę" końca. I co ciekawe, już po 120 stronach książki ciągle nie mogłem wyczuć dokąd zmierzamy, po 163 stronach też nie. Nie to, żebym nie widział kilku możliwych wariantów, jawiących się jak rozstaje dróg. Widziałem, ale żaden z nich nie wydał mi się bardziej prawdopodobny. Zaletą ciekawej pracy magazyniera jest brak pewności czy i jak się to wszystko ułoży. Zaletą dobrze napisanej powieści jest z pewnością brak pewności jak się to wszystko skończy. Nie tak, jak ma to miejsce w większości filmów zwanych przewrotnie sensacyjnymi, gdzie po pięciu minutach wszystko wiadomo, w zasadzie prawie wszystko, oprócz bogactwa idiotyzmów, które wygłoszą aktorzy natchnieni nieograniczoną wyobraźnią scenarzysty. Chyba, że w poczuciu odpowiedzialności użyjemy sprytnego wygaszacza srebrnego ekranu.

 

Tak więc czytałem "Lwiątko", zagłębiłem się daleko w las, stanąłem na rozstaju dróg i dalej nie wiedziałem, dokąd dojdę. Wspaniałe uczucie niepewności, na szczęście odmienne od tego doświadczanego w życiu. To trzeci obraz utrwalony na płótnie pamięci. W tej powieści patrzymy na świat oczami cynicznego kobieciarza, a może nawet lekkiego erotomana, co w dzisiejszych czasach brzmi dla niektórych tak poważnie jak co najmniej tytuł docenta, "przedstawiciela niezupełnie oficjalnych poglądów na akt płciowy w poezji". Celem życia czyni on polowanie i zdobywanie osobników, tak... właśnie osobników, płci żeńskiej. Traktowane jako trudny i wymagający, ale fascynujący i dający sporo krótkotrwałej satysfakcji sport. Patrzymy na skradania myśliwego w dżungli miasta ukazane w niezbyt optymistycznie zielonych czechosłowackich latach sześćdziesiątych. Podchody, zasadzki i łowy czynione w alkoholowych oparach absurdu spowijających tamte niełatwe czasy. Absurdu, któremu daleko jednak do beztroskiej, niewinnej groteski. Absurdu, który potrafił urzeczywistniać najbardziej wymyślne idiotyzmy, który zabsurdyzował sobą, odrealnił i odnormalnił życie wszystkich w nim zanurzonych, większości z nich zamieniając je w tragiczne poszukiwanie przyjaźni, zrozumienia, miłości. To kolejny obraz przesuwający mi się przed oczami.

 

Tak widzę "Lwiątko" - jako krzyk za wolnością, zewnętrzną i wewnętrzną. Jako wołanie na pustyni kłamstwa i manipulacji o źródła, oazy prawdy, który nie okażą się tylko dogłębnie rozczarowującą fatamorganą. Jako sprzeciw wobec życia w którym nie potrafimy wyrwać się z zaklętego kręgu egoizmu, cwaniarstwa i małostkowości. W którym nie potrafimy lub nie chcemy zobaczyć innych ludzi, żywych, odczuwających. Gdzie wszyscy dzielą się na drapieżników i ich ofiary, a jedynym rozsądnym celem staje się - nie dać się upolować i przeżyć jak długo się da.

Kup książkę Lwiątko

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Lwiątko
Książka
Lwiątko
Josef Skvorecky
Inne książki autora
Przypadki niefortunnego saksofonisty tenorowego
Josef Skvorecky0
Okładka ksiązki - Przypadki niefortunnego saksofonisty tenorowego

Wszystko, co tu opisałem mniej więcej tak się odbyło. Literaturoznawstwo i psychologia dawno odkryły, że nikt nie potrafi powiedzieć w autobiografii "prawdy...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy