Zauroczona poprzednią powieścią Zafona, „Cieniem wiatru” z niecierpliwością wyczekiwałam ukazania się tej książki. Akcja „Gry anioła” rozgrywa się w Barcelonie lat dwudziestych i opisuje dzieje Cmentarza Zapomnianych Książek na długo przed zjawieniem się tam Daniela Sempere. Spotykamy tu również już znane nam postacie i wątki, jednak nawiązania są na tyle lekkie, że można spokojnie zrozumieć książkę nie przeczytawszy „Cienia wiatru”.
Sam autor, mówiąc o swojej najnowszej powieści, unika określenia „prequel”, a relację między książkami określa w sposób następujący: „Można powiedzieć, że Cień wiatru to dobrze wychowana dziewczynka, Gra anioła to jej zbuntowana siostra”. Faktycznie, chyba coś w tym jest. Wróćmy jednak do początku. Głównym bohaterem „Gry anioła” jest David Martin, młody, uzdolniony literacko chłopak, który po śmierci ojca z biedy zmuszony jest rozpocząć pracę w redakcji dziennika „La Voz de la Indrustria”. Jego talent zostaje tam zauważony i w gazecie ukazują się kolejne odcinki napisanego przez niego opowiadania. Teksty Davida Martina szybko zdobywają uznanie i rozgłos, jednak niekorzystne umowy z kolejnymi wydawcami ograniczają jego możliwości i nie spełniają finansowych oczekiwań. Któregoś dnia otrzymuje jednak propozycję napisania książki niezwykłej, która nie tylko zapewni mu rozgłos i wysoki standard życia, ale uwiedzenie umysły, sprawi, że ludzie będą dla niej żyć, kochać i zabijać.
Książka od początku bardzo mnie zaciekawiła, wciągnęła. Moje zainteresowanie nią wzmogło się po przeczytaniu świetnie opisanej sceny z prostytutką. Jednak dalej ogarnęło mnie zniecierpliwienie – czekałam, aż autor podąży w kierunku, jaki znamy z „Cienia wiatru”. Tak się nie stało, ale w niczym nie umniejsza to wartości książki. Jej język, styl, jest tak samo barwny jak w „Cieniu wiatru”, ale akcja – odważniejsza, bardziej mroczna, mniej idealistyczna. Tym, co najbardziej mnie w niej zainteresowało, to wątek relacji głównego bohatera z Isabellą. Ta postać była już wspomniana w „Cieniu wiatru”, jednak wtedy zupełnie nie zwróciłam na nią uwagi. Isabella to osóbka młoda, zbuntowana, pyskata. Ucieka od rodziców i stawia się u Davida Martina, by w zamian za prowadzenie domu pobierać od niego nauki pisarskie. Dialogi pomiędzy tymi dwojgiem stanowią niewątpliwy atut tej książki.
Osobiście uważam, że Isabella jest o wiele ciekawszą postacią niż główna bohaterka tej książki, Christina. Naprawdę trudno zrozumieć, czemu David sądzi inaczej. Postacią, która niewątpliwie intryguje, jest także enigmatyczny Andreas Corelli. Kim jest człowiek, który „wyczarowuje” prostytutkę wyglądającą identycznie jak bohaterka książki Dawida, lub uzdrawia chłopaka? Jakie są jego inne możliwości i do czego tak naprawdę dąży? Te pytania stawiamy sobie właściwie już od pierwszej sceny, której pojawia się Pryncypał. Mówiąc o postaci Andreasa Corelli nie można nie wspomnieć o wątku religijnym w powieści. Carlos Ruiz Zafon w sposób prosty, ale trafny i przekonujący ukazuje płytkie podstawy wielu wierzeń i religii.
Dla osób o otwartym umyśle, takich, które interesują się tym, skąd się wzięła wiara w Boga i są skłonne rozważyć również fakt, że istnieje on jedynie w umyśle człowieka, takie przedstawienie sytuacji zapewne nie będzie niczym nowym, jednak wielu religijnych czytelników może zaskoczyć, lub nawet – oburzyć. Podsumowując, choć jest parę słabszych momentów, książkę czyta się bardzo przyjemnie. Surrealistyczne, nieco bajkowe zakończenie wywarło na mnie bardzo dobre wrażenie. Choć jest to książka zupełnie inna niż „Cień wiatru” śmiało mogę ją wszystkim polecić.
Barcelona, lata osiemdziesiąte XX wieku. Oscar Drai jest zauroczony atmosfera podupadających secesyjnych pałacyków otaczających jego szkołę z internatem...
Okrutna tajemnica wspaniałej nadmorskiej rezydencji pełnej wielu ponurych wspomnień tajemniczy i groźny stwór zamieszkujący normandzki las Cavenmore tę...
- Źle pan wygląda - zawyrokował.
- Niestrawność - odparłem.
- A co panu zaszkodziło?
- Życie.
Więcej