Jedna książka, a tyle emocji. I duch świąt, ale taki… prawdziwy. Taki, jaki pamiętam z dzieciństwa. Emilia Kiereś i jej Cacko coś we mnie zmieniły! Siedzę i myślę o dawnych świętach, o rodzinnych Wigiliach. Myślę ciepło i tęsknie.
Autorka zaczyna snuć swoje świąteczne opowieści w 1911 roku. To właśnie wówczas rodzice Ambrożego kupili ozdobę choinkową – bombkę.
To my. I nasze pierwsze Boże Narodzenie w nowym mieszkaniu. Nasz wigilijny stół. A to jest nasze wyjątkowe cacko, nasza szklana kula na bożonarodzeniowe drzewko. Odbija się w niej szczęśliwy dom, i oby tak było zawsze.
Te słowa mają wielką moc, bo w następnych latach kolejne pokolenia będą musiały wiele przejść. Autorka opisuje Wigilie 1918, 1944, 1981 roku – czasy, gdy bywało ciężko, beznadziejnie smutno. Czasy, gdy ludzie się bali, cierpieli z powodu rozłąki, musieli mierzyć się ze skutkami wojny. Myślę, że dla młodego czytelnika, który zna wyłącznie współczesny klimat świąt, to będzie wielkie zaskoczenie.
Współcześnie Boże Narodzenie atakuje nas już we wrześniu. To wówczas w sklepach pojawiają się pierwsze ozdoby świąteczne. Jaki ma to związek z prawdziwą istotą świąt? Na to pytanie niech każdy odpowie sam. Całe szczęście, w Polsce tradycja wieczerzy wigilijnej ma ogromną moc, bo to właśnie ten posiłek, opłatek, wspólny stół przywołuje emocje, które powinny nam towarzyszyć w tym wyjątkowym czasie.
Emilia Kiereś w cudowny sposób pokazuje, że choć zmieniają się czasy, przychodzą inne pokolenia, a nas zalewa fala konsumpcjonizmu, to jednak Wigilia wciąż pozostaje taka sama. Jest niezmiennym punktem, ostoją, opoką roku. Docierając do niej, na chwilę zawieszamy troski i po prostu jesteśmy. Blisko.
Ambroży, który w 1911 roku dostał cacko, starzeje się. Ma wnuki. Świeczki na choince zastępują elektryczne lampki. Ale cacko dalej prezentuje się wspaniale, symbolizując ponadczasowość świąt, ich moc i siłę tradycji.
Autorka pisze w sposób, który trafia do serca. Kiedy czasy dla bohaterów są ciężkie, coś chwyta człowieka za gardło. Płyną wspomnienia. Przypominam sobie czasy, gdy na Boże Narodzenie zawsze było mnóstwo śniegu i mróz. To już nie wróci. Za to święta będą na pewno. Z Cacka płynie miłość, poczucie bliskości. Piękna lektura, bardzo życiowe opowieści. Myślę, że tę książkę trzeba czytać na głos, razem. Będzie o czym rozmawiać! Gwarantuję, że ta książka was połączy, a jej lektura na święta stanie się nową tradycją.
Są miejsca, które przyciągają dziwne wydarzenia. Są chwile, które decydują o wszystkim. Co się może zdarzyć w ciągu kwadransa? I jak długo...
Ostatnie oddziały dawno już powróciły – a jeden z najlepszych dowódców wciąż nie wraca z wojny. Kilian postanawia wypatrywać ojca z Najwyższego Szczytu...