Bieguni Olgi Tokarczuk to opowieść o tym, że podróżowanie i przekraczanie granic jest dziś – być może – jedynym sposobem, by żyć. To książka ważna, ale nierówna – miejscami zachwycająca głębią, językiem, sposobem prowadzenia narracji, miejscami popadająca w tanią publicystykę i traktująca poruszane tematy zdecydowanie zbyt pobieżnie.
Trudno właściwie „Biegunów” nazwać klasyczną powieścią. W warstwie formalnej książka ta przypomina raczej „Prawiek i inne czasy” lub „Dom dzienny, dom nocny”. „Bieguni” to bowiem zbiór ponad stu chyba opowieści połączonych jednym tematem: podróże. Poszczególne historie są ze sobą powiązane, choćby bohaterów rozdzielały dziesiątki lat historii czy setki kilometrów drogi. Można więc powiedzieć, że ta literacka hybryda to powieść złożona z opowiadań. Choć taka definicja chyba niewielu osobom wystarczy. Przybliżmy więc może kilka spośród opowieści zawartych w „Biegunach”.
Tokarczuk opisuje historię pewnego Polaka, któremu podczas wakacji w Chorwacji zaginęła żona. Jest tu też opowieść o australijskiej badaczce polskiego pochodzenia, która po wielu latach powraca do kraju, by pomóc przyjacielowi uciec od choroby i bólu poprzez eutanazję. Jest historia opiekującej się niepełnosprawnym synem Rosjanki, która pewnego dnia opuszcza dom i – zainspirowana myślą sekty biegunów – wyrusza w szaloną podróż po współczesnej Moskwie. Obok siebie znajdziemy tu opowieść o kolekcjach zakonserwowanych organów oraz poetycką historię ostatniej podróży morskiej pewnego badacza kultur starożytnych. A wszystko to przeplatane perypetiami narratorki, tułającej się po lotniskach świata. Miejscami opowieści te czyta się jak doskonały thriller, miejscami – jak cudowną opowieść podróżniczą, a czasem – jak znakomitą powieść psychologiczną.
By połączyć te opowieści, by mniej obeznanym czytelnikom wyjaśnić przynajmniej część sensów, jakie Tokarczuk postanowiła zawrzeć w „Biegunach", pisarka wprowadziła motyw wędrownych „psychologów podróżnych” – naukowców wygłaszających na różnych lotniskach otwarte wykłady. Podczas ich małych seminariów wyjawiona zostaje również swoista filozofia narratorki, a – być może – i samej Olgi Tokarczuk. Filozofia ta jest prosta, sprowadza się bowiem do jednej zasadniczej myśli: bezruch jest zły. Podobnie jak członkowie prawosławnej sekty, narratorka zdaje się twierdzić, że osiadły tryb życia ułatwia „złemu” ataki na nas. Człowiek pozostający długo w jednym miejscu, przywiązujący się do budynków czy przedmiotów, okazuje się słaby. Skostnieniu ulegają jego obyczaje, utrwalają przyzwyczajenia. Nie szuka już szczęścia, tylko – spokoju i akceptacji otoczenia. Trudno nie dopatrzeć się tu krytyki współczesnego mieszczaństwa:
Kto się zatrzyma – skamienieje, kto przystanie, zostanie przyszpilony.
- Olga Tokarczuk, Bieguni
Jedynym ratunkiem ma być więc „życie w drodze”, ciągłe przemieszczanie się z miejsca na miejsce bądź też próby ucieczki od codzienności poprzez niecodzienne zachowania. Próbuje tego sposobu matka niepełnosprawnego chłopca, która, doznawszy pewnego dnia swoistego objawienia w jednej z moskiewskich cerkwi, postanawia nie wracać do domu. Tokarczuk w sposób poruszający opisuje jej dramat, ale mimo tego zachowanie kobiety odczytuje się raczej jako próbę ucieczki od odpowiedzialności niż jako walkę o wolność. Podobnie matka, która wraz z dzieckiem opuszcza mężą, by – jak deklaruje – przypomniał on sobie o istnieniu własnej rodziny. Zamiast zwyczajnie porozmawiać, znika bez śladu w obcym kraju, stawiając na nogi połowę miejscowej policji. Jej zachowanie przyniesie tylko stopniowy rozpad rodziny. Owszem, nastąpi on także z powodu chorobliwej podejrzliwości męża. Kobieta odzyska pewnie wolność, co jednak z jej poczuciem odpowiedzialności? Zdaniem Tokarczuk, w pewnym stopniu biegunem jest każdy z nas – odbywając podróż życia, nieustannie zmierzającą do śmierci.
Autorka zabiera też czytelników w swoistą „podróż w głąb ciała” Tokarczuk twierdzi, jakoby dla współczesnych ważniejsza była nieśmiertelność ciała niż duszy. I przytacza historie fascynujących kolekcji zakonserwowanych organów ludzkich powstałych na przestrzeni wieków. Niektóre z nich – choć w istocie odrażające – opisane są w sposób, który nie może nie wzbudzić podziwu. Szczegółowe, rzetelne, miejscami reporterskie, ale nade wszystko – niesamowicie wciągające.
Jest w tej powieści trochę reinterpretacji mitów, domieszka ideologii feministycznej, kilka dopisanych ręką autorki epizodów dotyczących znanych twórców czy naukowców – jak na przykład historia obsesji trawiącej człowieka, który odkrył istnienie ścięgna Achillesa czy opowieść o przetransportowaniu na ziemie polskie serca Fryderyka Chopina. Są tu dziwki, emigranci do Irlandii, z ironią opisani kreacjoniści, jest temat eutanazji, troska o niewłaściwe traktowanie zwierząt... Są problemy ważkie i tematy modne. Miejscami potraktowane nieco pobieżnie, ale jednak stanowiące ważny głos w debacie dotyczącej kształtu współczesnego świata.
Najlepsza jest jednak powieść „Bieguni" wtedy, gdy Tokarczuk powraca do tego, co najbardziej lubi i najlepiej potrafi, a zarazem tego, za co się ją najbardziej ceni. Gdy mitologizuje. Kiedy w poetycki, naprawdę przejmujący sposób opisuje zwyczajnych ludzi, ich uczucia, emocje, przeżycia, dramaty, stany wewnętrzne... Tworzy lapidarne, aforystyczne zdania, dotykające istoty rzeczy. Pisze o prawdziwych ludziach, tworzy literaturę pogranicza, znakomicie pointuje, w gruncie rzeczy w swojej książce sprawnie oddając chaos współczesnego świata, ogarniętego wszechobecnym szumem informacyjnym. Już choćby tylko dla tych fragmentów oraz dla znakomitego warsztatu pisarskiego Olgi Tokarczuk warto po „Biegunów” sięgnąć.
Najnowsza powieść Olgi Tokarczuk przenosi czytelników do 1913 roku. To właśnie wówczas do sanatorium na Dolnym Śląsku przyjeżdża młody student ze Lwowa...
Twarz Pana Wyrazistego natychmiast zapada w pamięć. Jest rozpoznawany błyskawicznie - wystarczy, że pojawi się na ulicy i wszyscy z daleka się do niego...