Informacja o zawieszeniu blogowej działalności, podana niedawno przez Wawrzyńca Prusky’ego, zmartwiła szerokie rzesze odbiorców, poszukujących w przestrzeni internetowej rozrywki wysokiej klasy. Na szczęście ukazała się jeszcze „Ballada o chaosiku” – druga część wybranych blogowych wpisów, książka o dwukrotnie większej objętości niż pierwszy tom przygód spisanych przez Pawła Klimczaka, „Jędrne kaktusy”.
Pięćset stron opowieści o Wawrzyńcu, MŻonce, Dziedzicu i Potomce pochłania się błyskawicznie, przerywając lekturę jedynie gromkimi wybuchami śmiechu – autor nie rezygnuje bowiem z przyjętej na początku blogowania perspektywy: codzienność przedstawia dowcipnie i pomysłowo, ze zwykłych wydarzeń wydobywa humorystyczny potencjał, a z racji tego, że Dziedzic i Potomka dorastają i uruchamiają dziecięcą wyobraźnię – zamienia się Wawrzyniec w pilnego obserwatora, skrupulatnie notując wygłaszane przez maluchy opinie. Wawrzyniec Prusky zmienia w „Balladzie o chaosiku” zamysł kompozycyjny tomu. Z „Jędrnymi kaktusami” łączy książkę rezygnacja z dat dziennych i sygnałów „blogowości” – genologiczne wyznaczniki zostały tu odrzucone, dzięki czemu nic nie rozbija rytmu lektury, złożonej z małych opowiadań, dawniej notek – o starannie przemyślanej budowie. W „Jędrnych kaktusach” podział na lata uzasadniał dobór kolejnych opowiastek.
W „Balladzie o chaosiku” chronologię wyprzedza jeszcze cały cykl spotkań Pawła z niejakim Teodorem, szalonym producentem filmowym, obiecującym autorowi złote góry i bez przerwy zmieniającym koncepcję ewentualnego serialu. Teodor swoje wymagania uzależnia od mody panującej rzekomo wśród telewidzów, tym samym inspiruje Wawrzyńca do rozmaitych modyfikacji i uatrakcyjniania zapisków – chociaż w zasadzie to ostatnie nie jest raczej zbyt wiarygodne, bo trudno uatrakcyjnić coś, co wydaje się znakomite. W każdym razie, wykorzystując spotkania ze stukniętym Teodorem, zapowiada Wawrzyniec wprowadzanie kolejnych wątków.
Deklarował autor, że w „Balladzie o chaosiku” będzie chętniej czerpał z wyobraźni – zgodnie z tą obietnicą pojawia się tu kilka wyimaginowanych tworów, wkraczających czasem dość brutalnie w życie Wawrzyńca i MŻonki. Zabieg ów oznacza ni mniej ni więcej jak tylko zmianę punktu obserwacyjnego: główny bohater nie musi wdawać się w oczywiste rozstrzygnięcia, pozostawiając możliwość oceny istotom z krainy fantazji. Prusky wprowadza do rodziny Widmo Rodzinnej Stabilizacji (na razie – w wymiarze mniejszym niż na blogu). Występują też gościnnie przedstawiciele władz śledczych: komisarz Karamać i aspirant Purchawa. W tych kreacjach autor daje upust wyobraźni, tworzy postacie mocno przerysowane, komiczne i świetnie uzupełniające familię Prusky’ego. O ile Dziedzic, Potomka, MŻonka i Wawrzyniec także należą do skarykaturalizowanych indywidualności, o tyle w przypadku Purchawy czy Karamacia króluje typizacja i uruchamianie obiegowych sądów. Na pierwszy plan wysuwają się w książce dzieci: Dziedzic przeżywa właśnie przedszkolną inicjację, przejawia też zainteresowanie najbardziej oryginalnymi zabawami, w których uczestniczyć musi Wawrzyniec. Rozmowy syna i ojca stają się tu niezawodnym źródłem śmiechu. Potomka zapewnia natomiast stałą dostawę humoru sytuacyjnego. Nic dziwnego, że to właśnie maluchy są głównymi bohaterami większości opowieści – w „Balladzie o chaosiku” mniej widoczne okazują się przemyślane i celne riposty dorosłych – MŻonki, Śfagra czy Rabiego.
Wawrzyniec Prusky nie rezygnuje przy tym z ubarwiania i uatrakcyjniania codzienności. W większym niż dotąd stopniu bawi się formą: wśród imitacji recenzji czy przemówień znajdzie się nawet pomysłowy pastisz z „Reduty Ordona”. Kiedy natomiast decyduje się na pozornie zwykłą relację, pamięta o regułach kompozycji, istotnych w satyrze. Każdą notkę kończy zaskakującą puentą, ale wypełnia też zapiski pomniejszymi żartami – do tego stopnia, że nie można uronić żadnego fragmentu. Innym powodem do śmiechu staje się różnicowanie wymowy. Prusky stosuje zapis częściowo fonetyczny, celowo pełen błędów, kiedy próbuje oddać dialogi w wykonaniu Dziedzica. Chwyt ten pozwala naśladować mowę dziecka, ale też wprowadza dodatkowy dowcip.
„Ballada o chaosiku” to doskonały dowód na to, że zwyczajna egzystencja pełna jest elementów rozrywkowych – wystarczy nauczyć się je dostrzegać. Wawrzyniec Prusky z wychwytywania wesołych chwil i brawurowego przenoszenia ich na tekst pisany uczynił prawdziwy atut. W pełnej ciepła rodzinnej opowieści znajdzie się miejsce także na małe troski, zmartwienia i niepowodzenia – lecz zdecydowanie przeważa tu uśmiech. W tej publikacji nie ma za to banału. Paweł Klimczak odgraża się, że kiedyś napisze powieść. Tymczasem jego krótkie blogowe historyjki (blogowe głównie z nazwy i miejsca pierwotnej publikacji, pod innymi względami klasyczne) zapewniają moc śmiechu i przyjemności z lektury.
Izabela Mikrut
"Nie znam się na blogach, szukałam w nich harmonii między nową dla mnie formą a treścią. Znalazłam to u Wawrzyńca Prusky'ego. Dobra, dojrzała literacko...