Azyl dla ludzi
Każdy z nas potrzebuje azylu, swojego miejsca na ziemi, gdzie można się schronić, wypłakać. Miejsca, które daje poczucie bezpieczeństwa, które odgradza nas od świata pełnego fałszu i zła. Miejsca, w którym możemy zregenerować organizm, zebrać siły do tego, by stawić czoła codzienności. Ale warto pamiętać, że azyl jest dla psów, nie dla ludzi, nie może być zatem miejscem docelowym. Powinien być zaledwie przystankiem na naszej drodze życia, szansą, by przemyśleć podjęte decyzje bądź zmienić kierunek, w którym dotychczas podążaliśmy.
A czego w azylu szuka Wiktoria, bohaterka najnowszej powieści Izabeli Sowy? Zapomnienia? Czy poszukuje siebie samej z przeszłości, kiedy jeszcze codzienność nie zmusiła jej do założenia maski? A może pomoc "braciom mniejszym" ma stanowić element terapii, ma poprawić samopoczucie, pomóc odkupić winy i przekonać ją samą, że jest wspaniała? Zanim znajdziemy odpowiedź na te pytania, przekonamy się, że niekiedy nie ma dobrych odpowiedzi, nie ma również jednej kategorii, do której można przypisać daną osobę. Możemy ją bowiem tym skrzywdzić, niesłusznie oceniając.
Azyl, opublikowany nakładem wydawnictwa Znak, to powieść wielowymiarowa. Wyciągane wnioski nie są jednoznaczne, zaś refleksje pojawiające się po lekturze zmuszają do dokonania rachunku sumienia. Niejednoznaczna jest również sytuacja, w jakiej znalazła się główna bohaterka. Kiedy bez słowa wytłumaczenia decyduje się opuścić dom i męża, nie mając odwagi stanąć twarzą w twarz ani z nim, ani z rodzicami, nie budzi sympatii. Nie zaskarbia sobie jej też wyznaniem, że zabrała mężowi ukochany wóz, by wyruszyć nim w daleką podróż śladami przeszłości. Jej celem jest Dubrownik - miejsce, gdzie w dzieciństwie przyjeżdżała z rodzicami na wakacje. Miejsce, w którym czuła się szczęśliwa i bezpieczna.
Być może, gdyby nie przypadkowe zdjęcie znalezione w laptopie, dalej byłaby nieświadomą, żyjącą w złotej klatce żoną, ukochaną córką i wspaniałą byłą baletnicą, zarabiającą na utrzymanie, ucząc tańca i prowadząc zajęcia fitness. Czasami jednak drobne rzeczy są w stanie wywołać prawdziwą lawinę i zmusić do zastanowienia się nad sensem życia w dotychczasowy sposób…
Chorwacja, poraniona podczas wojny, z mieszkańcami wciąż rozpamiętującymi przeszłość, staje się miejscem upadku, ale i odrodzenia. Tu losy Wiktorii splatają się z losami Jasnej - kelnerki w lokalnym barze oraz prowadzącej azyl dla zwierząt Sandry, o której żartobliwie, ale i z podziwem, mówi się, że to Lara Croft dwadzieścia lat później. Pojawia się też Vinko, mechanik samochodowy, muzyk z niezwykłym tatuażem.
Można odnieść wrażenie, że cała czwórka walczy ze swoimi demonami. Wszyscy zostali w różny sposób skrzywdzeni i żadne z nich nie potrafi poradzić sobie z bólem. Desperacko miotają się, próbując go zagłuszyć, ale z każdą minutą umiera w nich coś więcej niż tylko nadzieja, że będzie tak, jak wcześniej. Umierają marzenia.
Dla Wiktorii to praca w azylu w Žarkovicy jako wolontariuszki jest kamieniem milowym na drodze zmiany i dojrzałości. Tutaj, wśród bezpańskich, odrzuconych przez społeczeństwo psów spędza całe dnie, wykonując ciężką, fizyczną pracę. Tutaj ma czas na rozmyślanie, na dokonanie podsumowania swojego życia.
Sowa nie koncentruje się jednak wyłącznie na Wiktorii i jej dylematach. Historia tancerki, jak i byłego muzyka czy Sandry – łączniczki, którą wojna poraniła bardziej, niż się do tego przyznaje, staje się zaledwie pretekstem do ukazania kondycji społeczeństwa. I to nie tylko mieszkańców Chorwacji, pałających nienawiścią do Serbii, nie tylko konfliktu narodowościowego, ale wszystkich, którzy nie mają odwagi, by walczyć o swoje marzenia, wszystkich wciąż czekających czy ogarniętych znieczulicą. Szczególnie widoczna jest w Azylu podłość ludzka, bezlitosne traktowanie zwierząt i beztroskie doprowadzanie do ich śmierci.
Opowieść Sowy jest prosta, ale piękna w swej surowości. Nie ma tu spektakularnych zwrotów akcji, a wydarzenia są naturalną konsekwencją podejmowanych przez bohaterów działań. Jednak wnioski wyciągane z lektury do oczywistych już nie należą - podobnie jak emocje, jakie wywołują opisy warunków panujących w schronisku czy codziennych małych – wielkich wyzwań podejmowanych przez Sandrę. Otwarte zakończenie daje możliwość dowolnego dopowiedzenia historii poznanych postaci. A także kształtowania historii swojej, bowiem trudno w wyborach bohaterów nie szukać analogii do własnego życia. To czyni powieść niezwykle głęboką, refleksyjną, pokazuje również metamorfozę Sowy i jej dojrzewanie jako pisarki.
Połowa lat osiemdziesiątych. Bajklandia ? miasto rowerów, tak jak cała Polska pogrążone w kryzysie i szarej beznadziei. Ania Kropelka mieszka w małym domku...
Ciąg dalszy kultowej Blagierki W deszczowy lipcowy poranek Blanka Pyton, teraz już uczennica I klasy LO, jej babcia Naftalina i odnaleziona po latach...