Zwyczajnie - miłość (XVIII) Na śmierć
Tego dnia Magda wyściskała rodziców dziękując za gościnę i wróciła do wynajętego mieszkania. Musiała wszystko rozpakować, poukładać, zrobić zakupy, potem posiłek, a Dawid poszedł na poszukiwanie Asuna i Baby. Przyszli na obiad. Trochę o sobie opowiedzieli. Przyjechali z Tanzanii, aby zbierać pieniądze dla misji, która ich wychowała. Dostali lokum w plebani i grali, ile sił starczyło dla ludzi, którzy tam umierali z braku jedzenia i wody. Kiedy dowiedzieli się, że dzięki zespołowi mogliby zebrać więcej ucieszyli się i byli jak najbardziej za tym pomysłem. Popołudniu dojechali Michał i Justyna ze swoimi instrumentami. Właściwie tego dnia jeszcze rozmawiali, uzgadniali, jakby miała wyglądać współpraca, przeglądali teksty Justyny wybierając te, które będą w pierwszej kolejności do wykorzystania. Dawid od razu zaproponował spróbowanie zagrania tekstów do których już muzykę układał. Spróbowali, choć sam pomysłodawca miał z tym największe kłopoty z powodu przeciętej ręki. Magda nie grała, tylko przysłuchiwała się i zapisywała coś w zeszycie. Dopiero za trzecim podejściem zaproponowała, że ona zagra na skrzypcach, a Michał na saksofonie.
- Michał gra na saksofonie? – spytała Justyna wyraźnie zdumiona.
- Michał na wszystkim gra. Na saksofonie, skrzypcach, trąbce, klawiszach. W skrzypcach jest lepszy ode mnie, tylko uparł się na te swoje gitary. Zagrasz na saksofonie? – zwróciła się do Michała.
- To zależy co. Pokaż co tam naskrobałaś. – sięgnął po kartkę, przebiegł ją wzrokiem – I tak nie mam sprzętu. Wymyślasz.
- W domu masz. Spróbuj sobie, jak wrócisz, a jutro przećwiczymy razem.
- Wiecie co ja myślę? – spytał Dawid – Jakbyśmy poćwiczyli na mieście też by nie zaszkodziło. Może przy okazji prób też coś uda się zarobić, na misję, na przykład.
- Na misję to my moglibyśmy nawet jakiś koncercik zrobić, tylko trzeba się przygotować. – zauważył Michał – Porozmawiam z ojcem. Może on coś pomoże.
Profesor po informacji od syna wykonał kilka telefonów, a niedługo potem stanął przed Michałem z kartką w dłoni.
- Zagracie w niedzielę na Placu Mariackim. Macie czas od piętnastej do siedemnastej. Potem wchodzą zaproszone zespoły. Mam nadzieję, że repertuar i pomysł oprawy macie gotowy. Chociaż na dwie godziny to ja na waszym miejscu poszukałbym jeszcze jakichś chętnych wykonawców. To sporo czasu. Trudno w pojedynkę w takim czasie nie zanudzić odbiorcy.
- Dwie godziny? – spytał niepewnie Michał – W pięć dni? Noo… to będzie wyzwanie, ale jakoś damy radę. Wspólnie coś na pewno wykombinujemy.
Następnego dnia rządził Michał. Przyniósł z domu do mieszkania siostry instrumenty. Przedstawił utwory do których już coś napisał, ale wymagały dopracowania, no i zaczęli próbować. Dawid zapodawał rytm, Asun i Baba podchwytywali go i rozwijali, on dodawał jakieś orientalne brzmienie, Justyna kombinowała z interpretacją wokalną bawiąc się głosem i dokładając grę na grzechotkach. W pewnym momencie razem z nią zaśpiewał Dawid i zabrzmiało to naprawdę dobrze. Magda spytała czy Asun i Baba potrafią zaśpiewać coś ze swoich regionów i zaśpiewali ku uciesze wszystkich. To była faktycznie egzotyczna muzyka. Jeszcze na ulicy, grając wybrane utwory raz po raz przerywali i parskali śmiechem, bo wychodziło coś, czego zupełnie nie planowali. Najbardziej skupiona była Magda, która mimo, że pozwalała sobie na śmiech - od czasu do czasu, jednak pilnie i skrupulatnie notowała wszystko co było do zrobienia i wydawała dyspozycje. Dawid dorzucał coś od siebie, sugerował jakieś nowe, inne rozwiązania. Michał też miał pomysły i w sumie zaczęło wychodzić coś bardzo przyjemnego co spodobało się nawet Asunowi, który obwieścił to spontanicznym okrzykiem. W związku z tym Magda wraz z Dawidem pofatygowali się do proboszcza parafii, która roztaczała opiekę nad Asunem i Babą. Powitanie było dość chłodne i urzędowe, ale ton głosu proboszcza natychmiast się zmienił, kiedy powiedzieli z czym przychodzą. Koncert charytatywny, zbiórka pieniędzy na misje? Proboszcz wykonał telefon i zostali oddelegowani do punktu wolontariatu. Trochę pytań, wyjaśnień i została zapewniona o mobilizacji wolontariuszy i wsparciu całą ekipą. Dawid stojąc obok Magdy przeglądał broszurki dotyczące pracy na misjach. Niektóre zdjęcia przeszywały dreszczem. Zamorzone głodem twarze, wychudłe ręce, wzdęte brzuchy, siostry i misjonarze w pocie czoła pracujący przy budowie szkół i opiece nad chorymi w szpitalach. Krzyże na piersiach niosących pomoc, oczy pełne pokoju i troski. Kiedy Dawid stamtąd wyszedł przez jakiś czas milczał. Dopiero po powrocie do domu, po modlitwie usiadł obok Magdy przeglądającej w skupieniu nuty i spytał.
- Jak to jest z tym katolicyzmem? O co tu chodzi?
- A co? Coś ci się nie zgadza z twoją wizją wyzyskiwaczy, materialistów i degeneratów?
- Ja wiem co przeżyłem i czego doświadczałem od chrześcijan od dziecka. Wiem jak to bolało. Ogólny obraz dostojnych biskupów i bijących przepychem kościołów też mówi swoje. Wybacz, ale trudno tu się dopatrzeć czegoś dobrego.
- Ludzie to ludzie. Dobrzy też mają słabości, a źli zalety i coś dobrego w sobie. Kościół nikogo nie przekreśla i nie potępia, nie odrzuca bez względu na popełnione błędy, jeżeli człowiek chce wrócić na dobrą ścieżkę. Bóg jest jeden, a drogą do Niego jest nauka Chrystusa w której głównie chodzi o miłość i miłosierdzie. Nie ważne czy wyznawca jest przy kościele całym sercem, czy waha się i jest tylko troszkę. Dla każdego drzwi są otwarte. Jeżeli chodzi o przepych... Każdy kościół to wspólna własność parafian. Co zechcą przynieść i ofiarować wspólnocie na świątynię to zostaje i to widać. Im bogatsi parafianie i im bardziej szczodrzy, tym bogatszy kościół. Głównym założeniem i celem kościoła jest szerzyć słowa Chrystusa, jego naukę i nieść pomoc. – wyjaśniła dziewczyna, a widząc skupione na sobie ciemne oczy swojego męża kontynuowała - Na całym świecie są misjonarze katoliccy, którzy ryzykują zdrowie i życie dla ratowania innych. Jeżeli ktoś w imię wiary katolickiej kogokolwiek poniża, krzywdzi, lub odrzuca to znaczy, że jej nie rozumie. Niestety zawsze tacy się znajdywali i ci robili najwięcej szumu i zamieszania. Tacy zawadiacy, którzy za wszelką cenę chcą z czymś walczyć i pretekst zawsze się znajdzie. Pewnie tacy cię prześladowali.
- A co z pedofilami, którzy pozostają w kościele? Czytałem o tym.
- Ja też. Niestety nie da się spośród młodych, wstępujących do seminarium skutecznie odsiać wszystkich dewiantów. Taki wchodzi w strukturę kościoła i niszczy, psuje, krzywdzi i rzutuje na obraz całego kościoła. Ja nie wiem co sobie myślą biskupi. Może że jak zatuszują sprawę to ludzie nie uciekną od kościoła, a może uważają, że nawet takim trzeba dać drugą szansę, jeśli okażą skruchę, bo tak każe nauka. Nie wiem. Moim zdaniem powinni trafiać do więzień i nigdy stamtąd nie wyjść, a tym bardziej nie powinni być więcej dopuszczeni do posługi kapłańskiej. Dla mnie najgorsze jest to, że nie dość, że krzywdzą, to rzutują na postrzeganie całej reszty, na tych, którzy całym sercem i duszą, najwierniej i z największym poświęceniem służą Bogu. Sama mam o to pretensje do kościoła. Biskupi nie powinni dopuścić, aby ktokolwiek z uzasadnionym podejrzeniem o takie rzeczy nadal pozostawał kapłanem. Niech tych kapłanów będzie mniej, ale takich jak ci misjonarze, z prawdziwym powołaniem, całą duszą należący do Boga. Tak? – Magda spojrzała na Dawida z całą uwagą słuchającego jej przemowy. Podpierał podbródek na dłoni i patrzył na nią jak zaczarowany. Wzruszył ramionami. - Co? Nie pomogłam ci zrozumieć? – spytała.
- Nie wiem. Trochę poprzestawiałaś mi myślenie, ale pamiętam tego księdza, który mi pomógł i uratował życie jak tamci mnie pobili i teraz nie mogą wyjść mi z głowy te zdjęcia misjonarzy. Naprawdę na tym polega wasza wiara?
- Noo, tylko nie każdy podający się za wyznawcę ją rozumie. Chyba to zależy od osobowości, intelektu, doświadczeń. Nie wiem. Ludzie są różni.
- Wiem. – potaknął Dawid – To tak jak u nas. Islam to religia pokoju, szacunku i zaufania do Boga, a są całe organizacje ekstremistów i popaprańców, którzy robią z niej pretekst do siania terroru i zniszczenia. Ludzie są różni i trudno komuś małemu intelektem i duchem nagle zmienić postrzeganie i myślenie. Wiesz co? – tu Dawid objął żonę ramieniem, pocałował jej szyję i uśmiechnął się – Cieszę się, że dowiedziałem się tego wszystkiego i mogę teraz inaczej na to wszystko spojrzeć. Cieszę się, że cię mam.