Zwyczajnie - miłość (XVII) Pieniądze
iła się nieco nie za bardzo wiedząc jak odmówić wujkowi. Pamiętała Adriana z dzieciństwa i jakkolwiek nie mogła mu nic zarzucić, nie przepadała raczej. Gadatliwy, wścibski, ze złotymi radami dla wszystkich wokół. Zaczęła tłumaczyć, że zespół był powołany tylko na chwilę, na okoliczność, gdy z pomocą przyszedł profesor i wtrącił się.
- Adrian fajny chłopak jest, ale Magda ma już menagera. Z długim doświadczeniem i znajomościami.
- Mam? – spytała Magda odruchowo z niemałym zdumieniem.
- Nie mówiłem ci jeszcze, że ta osoba z którą wcześniej rozmawialiśmy zgodziła się. Tylko na razie nie będziemy zdradzać nazwiska. Niech najpierw wszystko się rozkręci.
Wieczór był długi. Dawid znowu wyszedł do pracy, goście odjechali, a Magda podeszła do ojca siedzącego w fotelu i spojrzała na niego spod brwi.
- Mamy menagera? – spytała.
- No może i nie, ale jak już powiedziałem, to wam znajdę. Zespół jest rokujący nadzieje, a ten ich Adrianek... pożal się Boże. Już bałem się, że cię namówi. Spokojnie córcia. Pomalutku.
- Pomożesz nam? – spytała z uśmiechem przemykającym po ustach.
- Sami dacie sobie radę. Ja nic nie będę się mieszał. Tylko tego Adrianka to ja do was nie dopuszczę, żeby wszystko na wstępie popsuł. Podeślę wam kogoś doświadczonego w branży, a reszta należy do was. Nazywacie się jakoś?
- Jeszcze nie. Myślimy.
- No to myślcie szybciej. Trzeba się jakoś nazywać. – Magda wahała się chwilę, ale jednak pochyliła się
i obejmując szyję ojca pocałowała go w policzek.
- Tatuś ja wiem, że narozrabiałam. Przepraszam cię bardzo… I dziękuję.
- Za co ty mi dziękujesz dziewczyno? Jeszcze nic nie zrobiłem.
- Za wszystko tatuś. Za to, że tyle czasu mogłam sobie żyć, jak królewna, za wszystko czego mnie nauczyłeś, że teraz chcesz pomóc i że jesteś.
- Idź żesz ty mi stąd i głowy nie zawracaj głupotami. Macie ciekawy pomysł na muzykę, więc kogoś wam podeślę. Jakbyście szmirę robili, to nawet bym na was nie spojrzał. Koniec tych dyrdymałów – profesor zszedł z fotela i odszedł. Niby wymigiwał się od czułości, niby silił się na oschły ton, ale mocno mu w środku zagrały słowa córki. Najchętniej objąłby ją mocno i uścisnął, ale jako konsekwentny ojciec stwierdził, że tak łatwo odpuścić nie może. Odszedł do swego gabinetu. Otarł łezkę. Magda natomiast poszła do pokoju Michała poinformować, że ojciec chce im dać profesjonalnego menagera do wypromowania zespołu.
- Jakiego zespołu? – spytał Michał zdumiony – Masz na myśli tych dwóch Murzynów, ciebie, mnie, Dawida i Justynę? Powiedziałaś mu, że nie jesteśmy zespołem?
- A dlaczego nie moglibyśmy być? Może porozmawiajmy z nimi i spróbujmy. Co?
- No wiesz. Ja mogę porozmawiać z Justyną, ty z Dawidem, Dawid z Asunem i Babą. Spróbować chyba nie zaszkodzi.