Istnienia
Stąpała po zimnej i wilgotnej od spadających kropel drodze. Co jakiś czas niebo przeszywał jasny blask piorunu tak, jak gdyby płomień podpalał ciemną zasłonę nocy. Nie wiedziała, gdzie iść, dokąd ma podążać. Jej szklane łzy łaczyły się z deszczem, tworząc mieszankę pełną bólu dwóch światów. Nawet niebo płakało nad jej wymykającym się z rąk nieznanym losem.
A ona wciąż biegła, coraz szybciej, opuszkiem warg chwytając kolejne pourywane oddechy. Uciekała nie przed złym światem, bo przecież świat nie jest zły, tylko ludzie go takim czynią. Ona uciekała przed brudem kłamstw i obłudy, którymi każdego dnia była faszerowana, wręcz otumaniona niczym narkotykiem wstrzykiwanym w żyły pełne tętniącego życia.
Gdzieś na czarnym asfalcie z kieszeni przy sercu wysypały się strzępki wieczornych pragnień wykrzyczanych ku niebiosom.
Uklękła i zaczęła je zbierać, lecz wiatr wykrzywił twarz w drwiącym uśmiechu i zabrał je w swoje objęcia.
Goniła go, próbowała wyrwać z jego ramion urywki sennych marzeń, ale był silniejszy i mogła tylko usłyszeć jego odbijajacy się o kontury świata cyniczny śmiech.
Nagle
przed oczami mignął jej nadjeżdżający samochód. Nie zdążyła uciec.
Usłyszała pisk hamulców i... otworzyła mocno zaciśnięte oczy. Nie do
wiary... żyje, wciąż czuje na sobie ciężar własnego ciała. Za szybą
auta siedział człowiek. Nie widziała jego twarzy, ani jego spojrzenia,
lecz wiedziała, że to anioł, trzymający w dłoniach władzę ludzkich
istnień...