Zwyczajnie - miłość (XVII) Pieniądze
. Spoglądali na siebie, grali. Muzyka brzmiała niesamowicie. Na końcu została ona ze swymi skrzypcami, grzechotki i w końcu skrzypce zamilkły, grzechotki zwolniły, zabrzmiały coraz ciszej i rozległ się dźwięk dzwoniącego do mikrofonu telefonu. Publiczność roześmiała się, potem były gromkie brawa, zespół ustawił się w rzędzie według zarządzenia Dawida i pokłonili się – nie całkiem równo, ale przynajmniej równo próbowali. Profesor podczas występu dzieci siedział, jak zaczarowany. Sam nie wiedział, kiedy do jego oczu napłynęły łzy, ale otarł je pośpiesznie. Nigdy by się do nich nie przyznał. Dyrektor orkiestry dziękując im za występ wspomniał, że tak właśnie grają absolwenci szkoły muzycznej i choć to nie do końca była prawda, nikt już się z nim nie sprzeczał i nie prostował tego. Dla Magdy to byłby dobry dzień, zupełnie wspaniały, gdyby nie jeden maleńki szczegół. Schodząc ze sceny zobaczyła oddalającego się Piotra. Siedział gdzieś na skraju ławek, odszedł, gdy trwał jeszcze aplauz. Ten widok cieniem przesunął się po jej świadomości. Po co przyszedł na jej koncert? Tylko posłuchać, zobaczyć ją? Co mógł czuć widząc ją na scenie z Dawidem i Michałem z którym do niedawna żył w przyjaźni? Jego widok na chwilę przyćmił jej radość z sukcesu i owacji publiczności. Potem jednak zobaczyła babcię z dziadkiem i ciotkę, którzy byli na jej występie. Były powitania, prezentacja Dawida, pytania, grzeczności. Pojechali do domu, a tam wystawne podjęcie gości. Obiad, a później herbatka, kawa, ale i ciasto, sałatka, przystawki, wino. Oczywiście wszyscy byli zainteresowani osobą Dawida i okolicznościami ich ślubu. Magda starała się wyjaśnić sprawę wymijająco. Poznali się po koncercie w Stanach, przypadli sobie do gustu i tak od słowa do słowa, nie wiadomo jakim sposobem postanowili, że chcę być razem. Babcia Magdy, a matka Anny – kobieta drobnej postury o krótko ściętych, naturalnie siwych włosach, wciąż nie mogła nadziwić się wybrakowi wnuczki. Nie znała angielskiego, więc o pośrednictwo w rozmowie poprosiła Michała. Podsłuchujący niechcący profesor ze zdumieniem spoglądał na swego syna i nie raz miał ochotę spytać kto go uczył angielskiego, bo tłumaczenie było dość swobodne, ale nie wtrącał się.
- To ty Dawidku jesteś z Bułgarii?. To u was jest chyba prawosławie. Tak? – pytała babcia.
- Jakiego jesteś wyznania? – tłumaczył Michał.
- Jestem muzułmaninem – odpowiadał Dawid.
- Faktycznie są różnych wyznań – zabrzmiało w przekładzie Michała.
- A ten ślub to co? Nie będzie już ślubu kościelnego, wesela, tylko tak jakoś po kryjomu? Ja tak marzyłam, że zobaczę moją wnusię w białej sukni. U was chyba też jest taka tradycja. Prawda?
- Przydałoby się jakieś wesele. – tłumaczył Michał
- Może kiedyś. Chciałbym, żeby wcześniej moja rodzina poznała Magdę i musimy jakoś finansowo stanąć na nogi, ale też chciałbym, aby nasze rodziny miały możliwość spotkania się.
- To kosztuje, ale może kiedyś będzie wesele, jak trzeba. – tłumaczenie.
Dziadek – pan o białych, przerzedzonych ponad czołem dość mocno, włosach, ale o dość potężnych gabarytach, niby udawał, że razi go nadmierne zainteresowanie żony, ale sam pilnie przysłuchiwał się co młody człowiek ma do powiedzenia. Magda w tym czasie została wzięta w ogień krzyżowy pytań przez ciotkę i jej małżonka. Łatwo nie było. Wujek Czesiek – chudy pan z wąsami - już miał w wyobraźni wyrysowaną całą ścieżkę kariery zespołu i teraz właśnie tłumaczył.
- Teraz nie jest łatwo się przebić. Nawet jak ma się największy talent nie jest łatwo. Wszędzie przeszkody , utrudnienia, konkurencja ogromna. Tych zespołów to teraz jest na kopy. Tu trzeba dobrego, młodego i obrotnego menagera. Takiego co wszędzie wejdzie i zna się na rzeczy. Jakbyście chcieli to ja bym porozmawiał z naszym Adrianem. On jest zawodowy menager. – Magda skrzyw